W pierwszych słowach modlitwy Zdrowaś Maryjo zwracamy się do Matki Bożej słowami anioła, natomiast po nich dołączamy słowa wypowiedziane przez Elżbietę, kobietę napełnioną Duchem Świętym. Co prawda, według niektórych starożytnych kodeksów błogosławieństwo Maryi wypowiada także Gabriel, jednak uważa się powszechnie, że dołączono je do anielskiego powitania, by niejako powiązać jego słowa ze słowami Elżbiety (dlatego w naszych wydaniach Ewangelii w opisie Zwiastowania to zdanie występuje w nawiasie <…>, wskazującym na niepewną autentyczność tekstu). Lepiej więc umieścić te słowa wyłącznie w kontekście nawiedzenia św. Elżbiety.
Po pozdrowieniu przez Maryję Elżbieta zostaje napełniona Duchem Świętym, zatem ma zdolność prorokowania, którą należy rozumieć nie tyle jako przepowiadanie przyszłości, ile raczej jako zdolność patrzenia na rzeczywistość Bożym spojrzeniem, dostrzegania tego, czego inni nie widzą. Dla innych ludzi Maryja to zwykła młoda kobieta z Nazaretu, natomiast Elżbieta widzi w Niej Matkę swojego Pana i nazywa Ją błogosławioną między niewiastami. Choć ludzkie oko nie dostrzega jeszcze brzemienności Maryi, Elżbieta już teraz nazywa błogosławionym owoc Jej łona.
Często kojarzy się te słowa Elżbiety z błogosławieństwem, jakie kieruje Ozjasz do Judyty po pokonaniu przez nią Holofernesa: „Błogosławiona jesteś, córko, przez Boga Najwyższego, spomiędzy wszystkich niewiast na ziemi, i niech będzie błogosławiony Pan Bóg, Stwórca nieba i ziemi” (Jdt 13, 18). Warto zwrócić uwagę, że w obu przypadkach w pierwszej części wypowiedzi błogosławiona jest kobieta, która otrzymała od Boga wyjątkową łaskę, natomiast druga część kieruje się do Osoby Boskiej, choć zapewne Elżbieta nie mogła mieć jeszcze pełnej świadomości, kim jest Dziecię w łonie Maryi. Obie kobiety odgrywają też bardzo ważną rolę w walce ze złem: Judyta zabija wroga Izraela, a Maryja wydaje na świat Tego, który pokona Szatana.
BŁOGOSŁAWIONA
Bohaterowie biblijni wielokrotnie wypowiadają słowa błogosławieństwa pod adresem różnych osób. Najczęściej jest to życzenie Bożej opieki. Błogosławieństwo Boże rozumiano przede wszystkim jako płodność rodziny, stad owiec i trzody oraz urodzajne pola. Bardzo wymowne są pod tym względem słowa błogosławieństwa, które wypowiada Izaak wobec Jakuba: „Niechaj tobie Bóg użycza rosy z niebios i żyzności ziemi, obfitości zboża i moszczu winnego” (Rdz 27, 28).
Błogosławieństwo może jednak oznaczać również – i tak jest zarówno w cytowanej wyżej pochwale Judyty, jak i w słowach Elżbiety – dostrzeżenie działania Boga w życiu danej osoby, uwielbienie Go za to, czego już dokonał.
Należy jednak pamiętać, że słowo użyte przez Elżbietę nie jest tym samym, którego używa Jezus w ośmiu błogosławieństwach. W formule błogosławieństw występuje słowo makarioi – szczęśliwi, błogosławieni, natomiast Maryja jest określona słowem eulogemene, składającym się z przedrostka eu – dobrze oraz czasownika lego – mówię. Mówię dobrze, czyli błogo-sławię. Zatem błogosławionym jest ten, nad kim Bóg wypowiada dobre słowo, słowo swojej łaskawości (jak wspomnieliśmy wyżej, albo życzy się rozmówcy tej łaskawości, albo stwierdza się jej obecność w jego życiu).
Elżbieta zaznacza jednak, że Maryja nie jest po prostu jedną z wielu osób błogosławionych przez Boga, ale jest najbardziej obdarowaną kobietą na ziemi, bowiem sformułowanie „między niewiastami” oznacza „najbardziej ze wszystkich niewiast”. W czym Elżbieta dostrzega to wywyższenie?
Otóż kobiety w Izraelu wiedziały, że jedną z córek narodu wybranego spotka kiedyś niezwykły przywilej: zostanie matką obiecanego Mesjasza. I oto okazuje się, że tą wybraną nie jest księżniczka z bogatej rodziny jerozolimskiej, ale uboga dziewczyna z małego Nazaretu, tak małego i nieznanego, że gdy po latach Natanael usłyszy o pochodzącym stamtąd Mesjaszu, zawoła: „Cóż może być dobrego z Nazaretu?” (J 1, 46). Według ludzkich wyobrażeń Mesjasz powinien pochodzić z ważnego miasta, a nie z małego miasteczka. Bóg jednak myśli inaczej… i Elżbieta napełniona Duchem Świętym już dostrzega tę wielkość Bożego działania, dostrzega obecność Tego, wobec którego jej maleńki syn poruszył się z radości w jej łonie. Czyż może być większy powód do określenia kogoś eulogemene, tą, nad którą Bóg wypowiedział dobre słowa?
Warto też dodać, że pojęcie „błogosławiona”, tym razem jednak wyrażone za pomocą określenia znanego nam z ośmiu błogosławieństw (makarios), wystąpi jeszcze dwukrotnie w scenie nawiedzenia: Elżbieta nazwie Maryję „błogosławioną (makaria), która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana” (Łk 1, 45), a sama Maryja wyśpiewa w Magnificat: „błogosławić mnie będą (makariousin) odtąd wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny” (Łk 1, 48–49).
Oto dwie racje, dla których Maryja jest zwana błogosławioną: Pan uczynił w niej wielkie rzeczy, wybierając ją na Matką Zbawiciela, a Ona uwierzyła bezgranicznie słowu Pana, które w Niej stało się Ciałem. Jezus powie po wielu latach, że dobre drzewo nie może wydawać złych owoców (por. Mt 7, 18). Bóg nie dopuściłby, żeby Jego Syn przyjął ciało w łonie osoby egoistycznej, nieczystej. To Ona miała uczyć Go miłowania ludzkim sercem, przez swoją miłość, dobroć, uśmiech… Nic więc dziwnego, że, patrząc na Niego, podziwiając Jego naukę i cuda, chwalono też Tę, która wydała Go na świat.
Taką właśnie scenę opisuje św. Łukasz. Podczas nauczania Jezusa pewna kobieta stojąca w tłumie zdobywa się na odwagę, by głośno zawołać: „Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś” (Łk 11, 27). Można by rzec, że ta kobieta po latach ponawia słowa wypowiedziane przez Elżbietę, potwierdzając, że Maryja jest błogosławiona między niewiastami. Można wręcz wyczuć w tych słowach pewną „świętą zazdrość” wobec Matki Jezusa, być może zupełnie nieznanej dla tej słuchaczki nauk Mistrza z Nazaretu. Ciekawe, że ta kobieta nie mówi po prostu „Błogosławiona Twoja Matka”, ale wskazuje na łono, które nosiło Jezusa, i na piersi, które ssał. Wielkość Maryi wyraża się przede wszystkim w powiązaniu z Jezusem. Na obrazach pokazuje na Jezusa, daje Go ludziom. Niektórzy uczeni uważają nawet, że nie powinno się przedstawiać Maryi – na obrazach czy w rzeźbach – bez Jezusa.
Może jednak wydawać się zaskakująca odpowiedź Jezusa, który bynajmniej nie neguje pochwały skierowanej pod adresem Jego Matki, ale ją… koryguje: „Tak, błogosławieni są raczej ci, którzy słuchają słowa Bożego i go przestrzegają”. Jezus chce wskazać kobiecie, by nie zazdrościła – nawet taką świętą zazdrością – wyjątkowej pozycji Jego Matki, bowiem dla Niego błogosławionym jest również ten, kto słucha i spełnia Boże słowo. Kto trwa w Słowie, jest dla Jezusa członkiem Jego nowej rodziny, rodziny uczniów, tych, których dał Mu Ojciec. (Łatwo zauważyć, że nie oznacza to pomniejszenia wielkości Maryi, tylko przesunięcie akcentu, bowiem któż bardziej niż Ona przyjął z wiarą Słowo i wprowadził je w życie!)
Podobną treść odnajdujemy w nieco kontrowersyjnej scenie, gdy Matka Jezusa i Jego kuzyni przychodzą, by się z Nim spotkać, i czekają na zewnątrz domu, a On, otoczony kręgiem uczniów zasłuchanych w Jego naukę, daje taką odpowiedź człowiekowi, który powiadomił Go o przybyciu krewnych: „Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi? I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten jest Mi bratem, siostrą i matką” (Mt 12, 48–50).
Trzeba dobrze zrozumieć te słowa. Nie są one bynajmniej przekreśleniem rodzinnych relacji, ale wskazują, że oprócz więzów krwi istnieją też inne, czasem nawet jeszcze mocniejsze. Teraz, gdy Jezus prowadzi działalność powierzoną Mu przez Ojca, miarą bliskości z Nim nie jest pokrewieństwo, ale współudział w pełnieniu Ojcowskiej woli.
Z drugiej strony, zauważmy, jak cenne jest to zdanie dla nas i dla wszystkich ludzi czasów po ziemskim życiu Jezusa. Nikt z nas nie miałby szansy być Jego bratem czy siostrą, nie mówiąc już o matce. Tymczasem Jezus wskazuje, że jeśli żyjemy słowem Bożym, jeśli dajemy Jego, Boże Słowo, innym ludziom, On nas traktuje jako swoją najbliższą rodzinę. Nie ma sensu zazdrościć Maryi, jak ta kobieta z tłumu. My także dzisiaj – w inny sposób – możemy dawać Jezusa ludziom. Nie ma sensu zazdrościć kuzynom Jezusa – Jakubowi, Judzie, Józefowi i Szymonowi, ani Jego nieznanym nam z imienia kuzynkom. Każdy z nas ma szansę żyć z Nim w jeszcze większej zażyłości niż ci ewangeliczni krewni.
Czytaj dalej w najnowszym numerze.
Danuta Piekarz