Zanurzony w modlitwie (Głos Karmelu, nr 100)

Zanurzony w modlitwie

Teresa Goraj

Modlitwa, jedna z najbardziej fascynujących, a zarazem tajemniczych i niezgłębionych rzeczywistości. Wymyka się definicjom, klasyfikacjom, ale w praktyce życia jest bardzo realna, zasadnicza i nieodzowna. Jest zawsze bogatsza niż nasze wszelkie siatki pojęciowe, nie sposób zamknąć jej w ograniczonych słowach. Jest tajemniczym pomostem łączącym ziemię z Niebem, człowieka z Bogiem. Jest duchowym krwiobiegiem, życiodajnym strumieniem ożywiającym zeschłą ziemię. Doprawdy, na temat modlitwy najlepiej byłoby pomilczeć. Zważywszy jednak na implikacje duchowe tej wyjątkowej rzeczywistości, spróbujmy w kilku dotknięciach spojrzeć na ten fenomen. Wydaje się, że nie jesteśmy specjalistami nawet od własnej modlitwy, trudność wzrasta, gdy chcemy przyjrzeć się modlitwie innych. Kojarzy się tu obraz głębokiej studni. Gdy do niej zajrzymy, zobaczymy małe, błyszczące lustro wody. Któż jednak zgadnie, jaka toń się pod nim kryje.

Pamiętając o znanej prawdzie, że słowa uczą, ale pociągają przykłady, spróbujmy popatrzeć na to lustro modlitwy zmarłego w 2003 r. w opinii świętości zakonnika, karmelity bosego Ojca Cherubina Pikonia. Chcąc mówić o modlitwie obecnej w życiu Ojca Cherubina, należy uwzględnić dwa nurty. Pierwszy, to przykład jego osobistej modlitwy, a drugi to jego nauczanie o modlitwie, co paralelnie świadczy o tym pierwszym.

Świadkowie życia Ojca, w tym pisząca te słowa, podkreślają zgodnie niezwykłe skupienie, które towarzyszyło mu zwłaszcza podczas modlitwy liturgicznej, bo tą można było obserwować. Do Eucharystii przygotowywał się niezwykle pieczołowicie. Na kilkanaście minut przed rozpoczęciem przychodził do zakrystii i tego wymagał od służby liturgicznej. Rozmodlony, z szacunkiem zakładał szaty liturgiczne, trwając cały czas w milczeniu. Przebieg liturgii opracowywał ze szczegółami. Nie było tam miejsca na pozbawioną szacunku improwizację. Modlitwy, śpiewy będące uwielbieniem Boga, musiały przechodzić przez serce człowieka. Po mszy św. trwał na dziękczynieniu, dając przykład głębokiego rozmodlenia. To samo odnosiło się do modlitwy brewiarzowej. Otaczał ogromnym szacunkiem księgi liturgiczne. Kiedyś ktoś, z braku miejsca na pulpicie, położył na chwilę brewiarz na podłodze, wtedy zwrócił uwagę, że tak się nie godzi ze względu na szacunek dla słowa Bożego. Rozmawiając z nim bądź korzystając z posługi sakramentalnej, można było zauważyć, że pozostawał w ciągłej relacji z Panem Bogiem. Gdy szukał rozwiązania duchowych problemów swoich penitentów, często zagłębiał się w modlitwie i proponował przerwę na wspólną prośbę do Ducha Świętego. Zwykle po takiej modlitwie rozwiązanie okazywało się bardzo trafne. Cokolwiek odnosiło się do służby Bożej, było dla niego bardzo ważne. Kiedy pod koniec życia obłożnie zachorował, swoje cierpienie, każdy jego dzień przekuwał na modlitwę ofiarowaną w różnych potrzebach Kościoła, swoich duchowych dzieci, penitentów, a zwłaszcza Instytutu Elianum.(...)

Powyższy tekst stanowi fragment artykułu z najnowszego numeru Głosu Karmelu. Całość dostępna w wersji papierowej.
mockup_magazyn-(GK)