„To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna” (J 15,11)
Kiedy wpatrujemy się w życie Jezusa widzimy w nim wiele porażek, rozczarowań i nieskutecznych wysiłków. Głosił miłość, a ludzie odpowiadali nienawiścią. Uzdrawiał, a oni odchodzili niewdzięczni. Często nie rozumieli tego, co mówił, choć przemawiał do nich w prostych przypowieściach. Judasz, którego obdarzył szczególną bliskością sprzedał Go, jak niewolnika za marny grosz. Inni uciekli. Tak wiele pragnął dla swoich uczniów – a te pragnienia nie zostały nasycone, widzieliśmy to w minionych tygodniach. Trzy lata wzywał do nawrócenia, głosił miłość, pojednanie, braterstwo, a od swoich słuchaczy doświadczał nienawiści, niezrozumienia i wzgardy. W Jego rodzinnym mieście patrzyli na Niego, jak na oszusta, podającego się za proroka. Kiedy w synagodze głosił rok łaski Pana, czas miłosierdzia – schwytali Go i poprowadzili na zbocze góry, aby go zabić – nie raz tego próbowali. Nie miał własnego domu – chodził od wsi do wsi, od miasta do miasta. Nie miał czasu na posiłek –troszczył się o ludzi, a tak często otrzymywał od nich niewdzięczność i niezadowolenie. Nie dogodził im. Czy można powiedzieć, że życie Jezusa było udane, szczęśliwe? Umierał w opuszczeniu, cały wysiłek życia wydawał się być stracony. Co zyskał?
Niechciany Bóg, Bóg odrzucony. Wydany przez ucznia, wydany przez kapłanów, wydany przez Piłata, wydany przez tłum – niechciany w wielu grupach swoich słuchaczy. Niezrozumiany, obcy, inny. A jednak uczniom w Wieczerniku kilka godzin przed męka mówi o własnej radości, mówi, aby mieli w sobie Jego radość, aby ta radość była w nich obecna w całej pełni (por. J 15, 11). To może dziwić. Jezus był szczęśliwy pomimo niepowodzeń, pomimo licznych rozczarowań i nieskutecznych starań. Był szczęśliwy On – ubogi. Był szczęśliwy On – niezrozumiany. Był szczęśliwy On, który doświadczał porażek.
Szczęście Jezusa, to nie skutek odniesionych sukcesów. Gdyby to sukces miał być powodem Jego szczęścia, byłby jednym z najbardziej nieszczęśliwych ludzi historii, nieudacznikiem, który wiele wycierpiał, a niewiele zyskał.
Bracia i Siostry, życie Jezusa pokazuje, że można być szczęśliwym pomimo porażek, rozczarowań i barku samorealizacji. Szczęścia nie zyskuje się wtedy, gdy wszystko układa się po mojej myśli, gdy otrzymuję to, do czego dążę, gdy moje działanie przynosi oczekiwane efekty. Sam Jezus stawał przed faktem, że to, co czynił nie układało się po Jego myśli, nie przynosiło upragnionych efektów: chciał dawać ludziom zbawienie, a ci go nie przyjmowali, tak czynili na przykład faryzeusze. Chciał, aby uczniowie byli z Nim, by Go poznali, a tak nie było. Nie układało Mu się to tak, jak by tego pragnął. Pragnął dać im o wiele więcej, a nie mógł, z powodu zatwardziałości ich serc. Jego szczęście, było inne od stereotypu szczęścia, jaki często nosimy w umysłach. On był szczęśliwy, choć odnosił porażki, choć doznawał rozczarowań, choć był niezrozumiany i niechciany przez tak wielu. Szczęście nie jest bezpośrednio zależne od wydarzeń i okoliczności, w których żyjemy. Ono jest zależne od naszego stosunku do tych wydarzeń i okoliczności. Papież Franciszek tak o tym mówił:
„Chciałbym żebyście pamiętali, że bycie szczęśliwymi nie oznacza posiadania nieba bez burz, dróg bez wypadków, pracy bez trudu, relacji bez zawiedzeń. Być szczęśliwymi to odnajdywać siłę w przebaczeniu, nadzieję w walkach, pewność na scenie strachu, miłość w nieporozumieniach. Być szczęśliwymi to nie tylko doceniać uśmiech, ale także zastanawiać się nad smutkiem. Nie tylko świętować sukcesy, ale wyciągać lekcje z upadków. Nie tylko czuć się radosnymi pośród aplauzów, ale być radosnymi w anonimowości. Być szczęśliwymi to uznawać, że warto żyć, pomimo wyzwań, nieporozumień i okresów kryzysu. Być szczęśliwymi to przestać czuć się ofiarą problemów i stać się aktorem własnej historii. Być szczęśliwymi to nie tyle mieć doskonałe życie, ile raczej umieć wykorzystywać łzy, by nawadniać tolerancję. Wykorzystywać straty, by wyrabiać cierpliwość. Wykorzystywać błędy, by kształtować pogodę ducha. Nie wypierać się nigdy osób, które się kocha, nie rezygnować nigdy ze szczęścia”.
Jezus pragnie dla każdego z nas życia w pełni, życia szczęśliwego. On pragnie, aby Jego radość w nas była i by ta radość była pełna (por. J 15, 11). Nas często przygnębiają nasze niepowodzenia, słabość, te same upadki, niewierność, która odbiera nam siły. I często sobie mówimy: jak z mojego życia zniknie to, czy tamto to będę szczęśliwy. I wiecznie czekamy na taki sterylny stan, który nigdy nie następuje –zawsze jest coś, co nie pozwala nam być w pełni szczęśliwymi. Bo czy nie jest tak, jak mówił Papież: czy my nie pojmujemy szczęścia, jako idealnego życia, bez upadków, bez zawieruch, bez burz? Życie Jezusa było pasmem trudności, niepowodzeń, a jednak zachował w sobie pokój i radość, których nic Mu nie mogło odebrać. Zachował szczęście, choć wszystko się Jemu sprzeciwiało.
Każdy dzień niesie ze sobą trudności, z którymi trzeba się zmierzyć. Psalmista mówi: „miarą życia człowieka jest lat siedemdziesiąt, a większość z nich to trud” (Ps 90, 10). I tak chyba jest. Wy, którzy jesteście starsi ode mnie pewnie możecie, o tym więcej powiedzieć. I taki jest ten nasz ubogi los – mali i słabi płyniemy łodzią życia z różnymi pasażerami: z trudnościami, z chorobą, cierpieniem, odrzucenie, ze strachem, lękiem czy zniechęceniem. I można całą tą podróż odbyć narzekając, starając się wyrzucić za burtę życia pozostałych pasażerów i dopłynąć do drugiego brzegu zgorzkniałym i wściekłym. A można również nauczyć się żyć z tymi pasażerami i może jeszcze okażą się pomocni, może chwycą za wiosła, dodadzą siły tej łodzi życia i pomogą dopłynąć do drugiego brzegu z pogodą ducha i wdzięcznością.
Jezus przepłynął własne życie w łodzi pełnej niepowodzeń, cierpień, przeciwności. Wielu trudnych pasażerów miał w życiu. Ale Jego ostatnie słowa z krzyża wskazują, że dopłynął z pokojem w sercu, szczęśliwy z przebytej drogi, choć przebył ją pośród nocy. „Wykonało się” (J 19, 30) – to Jego ostatnie słowa, to promyk światła, który wskazuje, że jednak Jego życie było szczęśliwe. Było pełne, choć było trudne; było płodne, choć było bolesne; było wygrane, choć było pasmem niepowodzeń.
„Nie tak widzi człowiek jak widzi Bóg” (1 Sm 16, 7), kto nauczy się patrzeć na niepowodzenia swojego życia, na popełnione błędy, na porażki w nowy sposób – odnajdzie pogodę ducha w przeciwnościach, pokój w cierpieniu, radość serca w doświadczeniu własnej słabości. Bo nasze błędy i niepowodzenia mogą również stać się narzędziami w ręku Boga, aby uczynić nas prawdziwie szczęśliwymi. Niepowodzenia nie są intruzami, których należy się bać, pasażerami na gapę, których trzeba wyrzucić za burtę. One są częścią załogi, płyną razem z nami i mogą stać się szansą dla życia, szansą na odkrycie, że jest ktoś Inny, kto tą łodzią steruje, że to nie ja jestem właścicielem tej łodzi i nie ja nią steruję, lecz Bóg to czyni.
Często niepowodzenia czynią nas ludźmi zgorzkniałymi, posępnymi. I będą nas takimi czyniły, jeśli będziemy postrzegali je, jako dramat życia, jeśli będziemy z nimi walczyli, jeśli nie będziemy przyznawali się do nich, jeżeli będziemy chcieli się za wszelką cena ich pozbyć, jeśli tak się na nimi skupimy, że zapomnimy o trosce, jaką Bóg ma o każdego z nas, o łódź życia każdego z nas.
Dziś kończymy nasze wspólne wsłuchiwanie się w pragnienia Jezusa. Widzieliśmy, że On pragnie byśmy z Nim byli, byśmy Go poznali, byśmy Go naśladowali, byśmy się wzajemnie miłowali, byśmy sobie służyli. I to dzisiejsze pragnienie – pragnienie szczęścia, szczęścia, którego On pragnie dla każdego z nas wieńczy to, co widzieliśmy. On na krzyżu krzyczał „Pragnę” (J 19, 28). W tym „Pragnę” z krzyża, Jezus woła do każdego z nas: pragnę być z tobą, pragnę znać ciebie, pragnę iść twoimi drogami, pragnę kochać ciebie, pragnę służyć tobie, pragnę należeć do ciebie – to jest życie, które chcę Ci dać, to jest szczęście, którego dla Ciebie pragnę. Każde pragnienie Jezusa, w które wsłuchiwaliśmy się w minionych tygodniach do tego zmierzało, abyśmy my byli szczęśliwi – On tego pragnie dla nas, to jest zbawienie, które chce nam dać.
Żyć z Nim, na co dzień, to uczyć się od Niego, jak stawać się człowiekiem szczęśliwym, którego życie, choć może nieidealne, będzie pełne, będzie obfite. I prośmy Go, abyśmy któregoś dnia, dopływając łodzią życia do drugiego brzegu, mogli powiedzieć razem z Nim: „Wykonało się”. Amen.
o. Jakub Przybylski OCD