„Wezwałem cię po imieniu; tyś moim!” (Iz 43,1)
Gdy każdy z nas stanie przed Jezusem, pod koniec życia, pewnie nie usłyszy pytania: Jakubie, Tomaszu, Piotrze, dlaczego nie byłeś jak św. Jan od Krzyża, jak Matka Teresa z Kalkuty? Jezus nie zapyta nawet: dlaczego twoje życie nie było takie jak moje? On raczej zapyta: Jakubie, dlaczego nie byłeś sobą? Dlaczego nie żyłeś swoją niepowtarzalnością, którą Ci dałem? Dlaczego jej nie doceniałeś?
Czemu o tym mówię? Bo dziś chcę wsłuchać się w kolejne pragnienie Jezusa, które kierował do swoich pierwszych uczniów i które kieruje do nas. Pragnienie, abyśmy Go naśladowali. Czasami słyszymy słowa: masz żyć tak jak Jezus, musisz stać się taki, jak On – twarde imperatywy – to pierwsza pomyłka. Jezus nie żąda od nikogo naśladowania, On je proponuje swoim uczniom. A drugi błąd to myśleć, że On chce by życie każdego z nas było takie, jak Jego. Nasze życie nigdy nie będzie takie, jak życie Jezusa. Właśnie owo myślenie, że moje życie musi być takie jak Jego, że mam czynić to, co On czynił, mówić, to, co On mówił – to sprawia, że często odczuwamy zniechęcenie i ociężałość w naśladowaniu Go. Wydaje nam się, że powinniśmy tak jak On modlić się nocami, zajmować zawsze ostatnie miejsce, napominać innych, jak On to czynił, głosić Go do tego stopnia by, nie mieć czasu na posilenie się itd.
Ktoś mógłby pomyśleć, że Jezus modlił się nocą tak z zasady, bo to lubił: bo noc jest pełna ciszy, ma w sobie szczególne piękno, sprzyja modlitwie… I uznałby, że musi Go w tym naśladować. A Ewangelia umieszcza tę Jego nocną modlitwę w kontekście bardzo intensywnej pracy i życiowych decyzji (por. Mk 6,45; Łk 6,12). Jezus cały dzień był między ludźmi, był zajęty ich troskami, wątpliwościami, uczył ich. Pragnął biskości z Ojcem, ale w ciągu dnia nie miał czasu na dłuższą, samotną modlitwę. Nie miał nawet czasu na posilenie się. Noc pozostawała jedyną przestrzenią, w której ludzie nie oblegali Go. Jeśli chcemy naśladować Jezusa w modleniu się nocą, tylko dlatego, że On tak czynił – to znak, że jeszcze nie zrozumieliśmy Jego motywacji. Jeśli chcemy Go naśladować, to naśladujmy Go w tej trosce, jaką miał o relacje z Ojcem, że nawet słabość ciała nie była dla Niego wymówką, by się z Nim spotkać.
On mówił, abyśmy wybierali ostatnie miejsca (por. Łk 14, 7-11). Jeśli chcemy Go w tym naśladować to warto zobaczyć, co On chciał przez to powiedzieć. On sam nie zawsze zajmował ostatnie miejsce. Kiedy bogaci faryzeusze zapraszali Go na posiłek, siadał na miejscach najwyższych przy stole, przy gospodarzu domu (por. Łk 7, 36). Ewangelia nie mówi, by się ich wypierał. Dlaczego więc mówił, aby wybierać ostatnie miejsce? Bo chodziło o pewien służebny styl życia, a nie o literalne wypełnienie jakiś słów, czy poleceń. Samo literalne wypełnianie Jego słów, może okazać się zupełnie niewłaściwe.
Jezus miał konkretne życie, niepowtarzalne życie na tej ziemi, własną historię i niepowtarzalną misję do wykonania. Także każdy z Jego uczniów, których wzywał do naśladowania, miał niepowtarzalne życie i niepowtarzalną misję. Dlatego On nie oczekuje od Ciebie, by Twoje życie było takie, jak Jego, byś był drugim Zbawicielem świata. Bóg powołał Cię, byś był niepowtarzalny, byś był sobą i nabrał tylko jedną cechę – miał Jezusowy styl życia, nie jezusowe życie, ale jezusowy styl życia: Jego sposób myślenia, Jego wnikliwość oceny, Jego styl spojrzenia, Jego motywacje działania w Twojej codzienności, w Twojej historii, w Twoim kontekście życia. W Ewangelii są fragmenty, które opisują uczniów kopiujących czyny i słowa Mistrza: jak wyrzucają złe duchy, pouczają z mocą, wiele działają na wzór Jezusa. Tylko, że w wielu fragmentach Jezus ich o to nie prosił, nie chciał tego, i był zasmucony tą ich postawą (por. Łk 10, 1-12; Mk 6, 7-17.30-33).
W pewnym momencie, gdy nie chciano przyjąć Jezusa w jednym z miast, uczniowie zwrócili się do Niego takim słowami: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich”(Łk 9,54). Jak bardzo da się w tym wyczuć nie tylko starotestamentalne słowa z 2 Księgi Królewskiej, ale także Jezusowe słowa: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę żeby on już zapłonął”(Łk 12, 49). Tylko, że uczniowie zupełnie nie zrozumieli sensu i kontekstu tych słów. Jezus zgromił ich za to.
Pragnęli naśladować Mistrza, ale zamiast wniknąć w znaczenie słów i gestów, kopiowali je bezmyślnie. I myśleli, że Go naśladują. Bolało to Jezusa. W ich działaniu było wiele niezrozumienia. Byli powierzchowni w naśladowaniu Pana, bo skupiali się tylko na pewnych czynach i słowach, a nie dostrzegali ich motywacji.
Jak zatem powinni byli Go naśladować? Często się mówi, że naśladowanie to chodzenie po śladach drugiej osoby. To stawianie kroków w miejsce śladów pozostawionych przez drugą osobę. Jakże mozolna to praca i czy będzie można kiedykolwiek przyspieszyć kroku, pobiec?! Chyba nie. Prędzej czy później Jezus idący przed nami będzie coraz dalej. Nie dotrzymamy mu kroku, jeśli nawet z całym zaangażowaniem będziemy dreptali po Jego śladach. Chodzenie za Nim, to nie tyle kopiowanie jego kroków. Bo takie kopiowanie Jego kroków bądź, co bądź skupia nie na Jezusie, ale na własnym kroku, na tym czy precyzyjnie go postawię, czy trochę niezgrabnie. Takie kopiowanie obciążone jest obawą, że zrobię to niepoprawnie i w nieodpowiednim czasie. Chodzenie za kimś to przede wszystkim wpatrywanie się w tego, który idzie przed mną. A patrząc w niego nie skupiam się ani na własnym kroku, ani na drodze, którą mam pokonać – ona nie jest w tym momencie ważna. Co więcej: patrząc na niego nie widzę już drogi, widzę tego, który idzie przed mną – Jezusa. I to jest ufność: idę za Nim, choć nie znam drogi, idę tam gdzie On idzie. Nie mierzę kroku. Idę, jeśli on idzie; biegnę, jeśli on biegnie; zatrzymuję się, jeśli On się zatrzymuję. Naśladuję Go. Patrzę na Niego, nie kopiuję Jego kroków. A On pokonuje z każdym z nas jedyną, niepowtarzalną drogę, z każdym z nas ją pokonuje, nie ma dwóch tych samych dróg. To pierwsza postawa ważna w naśladowaniu: patrzę na Jezusa i nie skupiam się na własnym kroku.
Ale, na czym to naśladowanie ma zetem polegać? Naśladowanie nie jest skrupulatnym wypełnianiem nakazów. Jezus dał ich bardzo wiele: nie sądźcie, odpuszczajcie, módlcie się nieustannie, przebaczajcie, dawajcie a będzie wam dane, nie potępiajcie (por. Łk 6, 37-38) itd. Gdyby naśladowanie Jezusa miało polegać na skrupulatnym zaliczaniu przepisów to, czym uczeń Jezusa różniłby się od faryzeusza? Prawo żydowskie zawierało ponad 600 przepisów i przykazań do przestrzegania. Chrześcijaństwo oznaczałoby to samo? Różnica jest taka, że my nie chcemy Jezusa naśladować przez skrupulatne wypełnianie przepisów, przykazań, jakie On daje, ale chcemy odwzajemniać to, czym nas obdarowuje. Naśladowanie nie jest kopiowaniem myśli, czynów, słów Jezusa, ale ich odwzajemnianiem. To jakby dawanie tego, co się otrzymało. Gdy Jezus Ci przebacza, otrzymujesz jego przebaczenie, będziesz Go naśladował, gdy dasz to przebaczenie twemu bratu, który wobec Ciebie zawinił. Gdy Jezus daje Ci poznać swoją cierpliwość, okaż otrzymaną cierpliwość komuś, kto jest dla Ciebie trudny. A Jezus mówi: „wszystko, cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Będzie to więc odwzajemnianie wobec Jezusa tego, co od Niego otrzymałeś. Im więcej od Niego przyjmiesz, tym więcej będziesz mógł dawać. Uczeń będzie dawał to, co otrzymał. Nie będzie tego produkował ze swej wielkoduszności, ze swej sprawiedliwości, poprawności. On odwzajemni otrzymany dar, odwzajemni Go Jezusowi, ale dając go ludziom. Będzie Jezusowi oddawał to, co otrzymał, będzie dawał Mu Jego własne dary. I taka postawa jest nacechowana prawdą: człowiek wie, że jest słaby, że jest niezdolny do naśladowania Jezusa w przebaczeniu, w miłości, w cierpliwości, a jeśli przebacza, kocha, jest cierpliwy to dlatego, że sam otrzymał to przebaczenie, miłość, cierpliwość i daje je innym. I cechuje go wdzięczność, bo wie, że źródłem tego dobra, tego naśladowania Jezusa jest sam Jezus. „Wszystkie moje źródła są w Tobie, Panie” (Ps 87,7) – mówi Psalmista. I naśladuje Jezusa w pewnym zachwycie. To tak jakby Jezus sam w nim tworzył swoje podobieństwo. Jakby tworzył w nim swoje Drugie Człowieczeństwo, przez które może obdarowywać świat – o tym tak pięknie pisał bł. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej. To tak, jak owo znane porównanie: księżyc odbija światło słońca, sam światła nie wydaje. Jednak to, że je odbija czyni go podobnym do słońca, choć różnica między nimi jest ogromna: źródłem światła jest słońce, a nie on. Taki więc człowiek, który doświadcza miłości Jezusa i ją w sobie odbija doświadcza, że jest nieustannie obdarowywany i to jest fundament dla naśladowania: poczucie bycia nieustannie obdarowywanym. I co więcej, każde takie naśladowanie jest niepowtarzalne. Jest upodobnieniem się do Jezusa w życiu konkretnej osoby, o konkretnym kontekście życiowym kulturze, historii, o konkretnym doświadczeniu własnej biedy i miłości Jezusa.
Wtedy można zrezygnować z myślenie, że ktoś naśladuje Jezusa doskonalej tylko przez to, że w jego życiu jest więcej czynów przypominających czyny Jezusa z czasów Jego ziemskiego życia, że przybiera pewne formy życia bardziej zbliżone do tych sprzed 2000 lat. Doskonale naśladuje Jezusa ten, kto żyje Jezusowo we własnej niepowtarzalności. Jezus boleśnie doświadczał, że uczniowie naśladują Go na zasadzie kopiowania Jego postaw, czynów, słów. Była to kolejna forma niezrozumienia i braku bliskości. Dobre mieli w sobie pragnienie – chcieli naśladować Mistrza, ale nie rozumieli, że to naśladowanie ma prowadzić do wypełniania woli Ojca w ich niepowtarzalnym życiu, a nie bezmyślnego powielania życia Jezusa. Tak wobec Jezusa, jak i uczniów Ojciec miał niepowtarzalne zamiary swej woli i dlatego potrzebowały one niepowtarzalnej realizacji.
Pragnienie bycia naśladowanym – kolejne pragnienie Jezusa. Pragnienie, które przez wieki chrześcijanie próbują poznać i zaspokoić. Może różne są drogi realizacji, ale chyba potrzeba zrozumieć, że Jezus powołując nie chce tworzyć armii żołnierzyków, o jednakowym kolorze i kształcie, i posyłać ich na tę samą bitwę. Nie chce czynić z nas wyrobów masowej produkcji. On uczynił każdego z nas niepowtarzalnym i każdemu wyznaczył niepowtarzalną drogę do przebycia razem z Nim. Zawsze będzie to droga chodzenia za Nim, ale każda z dróg będzie inna. Nie ma jednej wąskiej drogi, jednej ciasnej bramy, każdy człowiek ma własną. Każdy ma własne zadanie do wykonania, własną bitwę do stoczenia. Nam trzeba uczyć się Jezusowego stylu życia, a nie kopiować Jego życie. On to pragnienie do nas kieruje, byśmy Go naśladowali i by każdy z nas przyjmował swój krzyż, swój trud, swoją słabość, swoją historię, – jako niepowtarzalne środowisko tego naśladowania. On wiele wycierpiał od pierwszych uczniów: doświadczył braku bliskości, niezrozumienia – widzieliśmy to w minionych dwóch tygodniach. On wiele smutku doznał, gdy widział, że kopiują Jego postawy, że patrzą tylko powierzchownie na Jego zachowanie, powierzchownie interpretują Jego słowa i dlatego powierzchownie Go naśladują. To bardzo Go bolało. Ich oczy zaczęły się otwierać dopiero po Zmartwychwstaniu. Przekonali się o własnej słabości, zrozumieli, że sami nie potrafią Go naśladować, że to, co mogą zrobić to przyjąć Jego światło, Jego miłość, i odbić je światu w swoim życiu, w sposób niepowtarzalny.
I w tym przejawia się miłosierdzie Jezusa, że On przyjmuje całą naszą nieudolność w naśladowaniu Go. Cały nasz brak zrozumienia, całe nasze zmaganie się. Przyjmuje nas takich, jacy jesteśmy dzisiaj i nie rezygnuje z wezwania: „jeśli chcesz pójść za Mną, zaprzyj się samego siebie, weź swój krzyż i naśladuj Mnie” (Łk 9,23). Niech On poszerzy nasze serca, byśmy przyjmowali wszystko to, co chce nam dawać. Niech poszerzy nasze serca, byśmy w twórczy i niepowtarzalny sposób dawali to Jezusowi, którego spotykamy w każdym człowieku. Amen.
o. Jakub Przybylski OCD