50 lat od mojego nowicjatu

Na misje do Burundi pojechałem zaraz po święceniach, w 1976 r. Zabrałem wtedy ze sobą dwie rzeczy. Jedna znajdowała się w ciężkiej walizce – to Ewangelia, druga zaś jechała we mnie, to serce. Do dziś przypominam moim współbraciom, którzy wybierają się do Afryki: na misje zabierz serce i Ewangelię. Najpierw Ewangelię czytałem po francusku. Uczyłem się też tubylczego języka, by ją czytać w kirundi. A serce pomagało mi pokonywać i usuwać bariery mentalności. W misyjnych podróżach po Burundi, po Rwandzie, w wyjazdach do Kongo, do Ugandy poznałem, że jest tylko jedna mentalność, mentalność miłości. I sercem oraz poznanym słowem starałem się głosić: Jezu aragukunda, ukunde Jezu – Jezus Cię kocha, kochaj Jezusa! Ta mentalność człowieka wierzącego, misjonarza Jezusa Chrystusa, pozwala mu przekraczać granice i dojść, aż po krańce ziemi.

Dziś wspominam dzieła Boga, piękno ziemi Burundi, piękno tysiąca wzgórz Rwandy i piękno człowieka z kontynentu Afryki. Zachwycam się wiarą tych ludzi pierwszego wieku chrześcijaństwa. Mówić ludziom: Jezus Cię kocha, i widzieć jak ludzie kochają Jezusa, jest dla mnie najpiękniejszą przygodą misyjną i kapłańską. Jednego roku wybrałem się z Rwanda do Burundi, by odwiedzić ludzi. Trwało tam jeszcze prześladowanie chrześcijan. Na drodze z naszej misji w Musongati do misji w Mpinga ludzie tak się pchali, by mnie pozdrowić przez uchyloną szybę, że mnie aż podrapali. Wieczorem w starej chatce misyjnej rozmyślałem, czemu ludzie chcieli tak bardzo spotkać się ze mną? Najpierw ludzie szukali tego serca, które im głosiło Ewangelię, a ja szukałem tego serca, które uwierzyło. Cieszyliśmy się ze spotkania serc, które uwierzyły Chrystusowi. Myśmy im zawierzyli, a oni nam. Myślę, że i ten list jest podobnym spotkaniem serc.

Minęło już 50 lat od czasu mojego nowicjatu. Nie na próżno mówi przysłowie afrykańskie: „Ntabwo mwavukiye ubusa – nie na próżno jesteś zgarbiony”. Myślę również o Was wszystkich. Ono też Was chce pocieszyć: nie na próżno jesteś zgarbiony nad warsztatem pracy, czy pochylony nad bezrobociem, nie na darmo pochylasz się nad garnkami w kuchni, nie na darmo ślęczysz nad książką i odrabianiem zadań. Nie na próżno zgarbiony jesteś, Ojcze Święty Franciszku. Idąc za Jezusem przypominasz nam, że nagroda za to pochylenie i zgarbienie czeka nas obfita w niebie. Piszę do was także po to, by zachęcić was do wspólnego dziękczynienia Bogu za to, że Jezus nas, ochrzczonych, posyła i czyni misjonarzami swojego Królestwa. Jeszcze raz pomóżcie mi dziękować za te 50 lat życia karmelitańskiego na misjach w Burundi i Rwanda.

Dziękuję wam za wasze religijne życie, za dawanie świadectwa, że Jezus kocha i daje człowiekowi szczęście. On jest naszym Zbawicielem. Dziękuję za Waszą misyjną wrażliwość. Powiększacie grono serc, dzięki którym w naszych misyjnych krajach Burundi i Rwanda „Miłość nigdy nie ustaje”. Ja osobiście każdemu z was składam staropolskie: Bóg zapłać! za jubileuszowy i misyjny dar, za słowa życzliwości wypowiedziane, zapisane na kartkach i te zachowane w skrytości serca. Dary ze wspólnego świętowania jubileuszu w Czernej, Krakowie i Targanicach pozwolą mi na pewno sklecić jakiś dach nad głową dla dzieci osieroconych i pozwolą zakupić trochę motyk dla wdów, do uprawy ziemi. Piszę do Was marząc o złotej polskiej jesieni. Cieszę się na samą myśl spotkania z wami w Czernej. Dla mnie jesień to powrót do domu, do ciepłej chałupy, do wieczerzy.

Ciągnie mnie zawsze do ciepłej Afryki, do ciepła ludzi. Ciągnie mnie jak do ciepła domu rodzinnego. W krainie wielkich jezior Tanganiki, Wiktorii, Kiwu, w krainie Tysiąca Wzgórz Rwandy, w krainie wulkanów, gdzie żyję, pod lazurowym niebem, zawsze jest ciepło i zielono. Jeden konar drzewa cytrusowego kwitnie, a na drugim konarze jednocześnie zrywa się owoc. Jeden opada z liści, a drugi się zieleni. W tej zabawie liść nie ginie, porzucony w spokoju obumiera. Jego obumarcie użyźni ziemię. Ona zaś na wiosnę odda go matce – drzewu. I tak rozwiną się nowe liście, zielone jak zeszłego roku, bracia starszego brata, co pomarł jesienią. Myślę, że późną jesienią wiatr mnie nie strąci z drzewa życia, ale uniesie na powrót do Afryki, do Rwanda, jak Bóg da. Kończę to nasze spotkanie i zapraszanie przysłowiem „Nie na próżno się trudzisz, nie na próżno jesteś zgarbiony”. Nagroda nasza obfita jest w niebie. Klęcząc w duchu przed obliczem Maryi Szkaplerznej w Czernej, wypatruję Was i widzę każdego z Was w objęciach Maryi i Józefa.

Pragnę was zaprosić na uroczystą Mszę św. jubileuszową do Czernej, dnia 28 września 2019 r. w sobotę o godzinie 11.00. Będę ją celebrował razem z moim współbratem o. Oktawianem Stokłosą oraz młodszymi misjonarzami: o. Maciejem Jaworskim i o. Pawłem Bębnem.

Z gorącym uściskiem i kapłańskim błogosławieństwem

o. Bartłomiej Kurzyniec OCD


o. Bartłomiej Jan Kurzyniec, Karmelita Bosy, urodził się 1 sierpnia 1950 r. w Wadowicach. Pochodzi z Targanic koło Andrychowa. Z rodzinnego domu misjonarz wyniósł żywą wiarę, czułą pobożność do Matki Bożej, wrażliwość na troski i cierpienia innych ludzi. Do Zakonu karmelitańskiego wstąpił po ukończeniu Niższego Seminarium Karmelitów Bosych w Wadowicach. Po okresie nowicjatu, studiów filozoficznych i teologicznych złożył profesję uroczystą w Czernej, dnia 5 sierpnia 1969. Święcenia kapłańskie przyjął 22 maja 1976 r. Tego samego roku wyjechał też na misje do Burundi razem z o. Nazariuszem Kwiatkowskim. O pracy w burundyjskiej misji Gahunga opowiedział w swojej książce „Zebrane okruszyny chleba”. Przeżył wojnę domową w 1994 r.

fot. Łukasz Pietrzak