“Karmelitanka” w świecie
Elżbieta liczyła zaledwie 14 lat, gdy po złożeniu ślubu czystości usłyszała w sercu wezwanie do Karmelu i odpowiedziała Bogu “tak”. Oczywiście, nie mogła wtedy o niczym decydować. Mijały dni, miesiące, lata. Postanowiła wreszcie wyznać matce swe pragnienie całkowitego oddania się Bogu. Maria Catez zareagowała ostro. Ograniczyła córce chodzenie do kościoła, przystępowanie do Komunii świętej, a nade wszystko zabroniła odwiedzać siostry w Karmelu. Chciała w ten sposób zapobiec jej – jak myślała – wybujałej religijności. Elżbieta poddała się z bólem rozkazom matki. W tym jakże trudnym dla niej czasie wykrystalizowała się podstawa jej duchowości, jaką było doświadczalne przeżywanie obecności Trójcy Świętej w duszy oraz miłość do Jezusa Eucharystycznego i Ukrzyżowanego.
Od 14 do 18 roku życia, poddana woli matki, bawiła się i uczestniczyła w zebraniach towarzyskich, czuwając nad emocjami i sercem, by nie zdradziło jej jedynej Miłości. Zmagała się ze swą wrażliwością, coraz dłużej się modliła, zwłaszcza przed towarzyskim spotkaniem z młodymi oficerami, którym nie była obojętna. W Dzienniczku zanotowała:
“Wiesz dobrze, mój Boski Mistrzu, że biorąc udział w zabawach, pocieszam się moim skupieniem, pogrążaniem w Twej obecności; tak doskonale czuję Ciebie w sobie”.
“O Miłości moja! Twoją jestem, do Ciebie tylko należę, uczyń ze mną wszystko, co zechcesz”.
“Gdy żyje się tylko Bogiem, zawsze w Jego świętej obecności i pod Jego przenikającym do głębi duszy wejrzeniem, nawet wśród świata słyszeć można Go w ciszy serca, które do Niego pragnie jedynie należeć”.
“Dusz, o mój Boże, dusz mi potrzeba, za cenę jakichkolwiek cierpień. Całe moje życie niech będzie wynagrodzeniem, lecz litości, miłosierdzia dla świata”.
Wierność powołaniu i walka z własną wrażliwością oczyściły ją dostatecznie na pierwsze łaski mistyczne. Uświadomiła je sobie w czasie rekolekcji w styczniu 1899 r. Nie rozumiała ich, dlatego radziła się spowiednika; ten pomógł jej ukierunkować wolę na całkowity dar Bogu z siebie. W dzienniku zanotowała:
“Czym się Bogu odwdzięczę za tyle dobroci? Po tych ekstazach, wzniosłych zachwytach, jakże trudna i mozolna wydaje się zwykła modlitwa. (…) Jezu, Miłości moja i Życie moje, wspomóż mnie! Muszę koniecznie dojść do tego, ażeby zawsze we wszystkim czynić to, co jest przeciwne mojej woli. Najwyższa Miłości, przyjmij moją wolę, Tobie ją oddaję, niechaj stanowi jedno z Twoją. Przyrzekam Ci, Panie, wypełnić wiernie postanowienie wyrzeczenia się siebie, we wszystkim. Jesteś moją Mocą i Życiem, czyż nie mogę być pewna zwycięstwa?”.
Czekanie na pozwolenie matki było dla Elżbiety wielkim doświadczeniem. Pani Catez uparcie trwała w przekonaniu, że Elżbieta powinna wyjść za mąż, ta zaś taktownie i cierpliwie broniła swego prawa do wierności obranemu ideałowi. Cierpiała. Wreszcie po latach udręki, matka oznajmiła, że zgodzi się na jej wstąpienie do Karmelu, gdy ukończy 21 rok życia. Równocześnie przedstawiła jej kolejną, wyjątkową partię małżeńską, którą odrzucić – jak mówiła – byłoby wprost grzechem. Elżbieta stanowczo odmówiła. Cierpiały obie: matka – miotana zmiennymi nastrojami i córka – patrząca na jej ból.
“Jak bardzo cierpię, mój Boże! Pragnę jednak pozostać w tym stanie, jak długo Ci się spodoba, skoro to błogosławione cierpienie oczyszcza moją duszę, którą chcesz jeszcze głębiej z sobą zjednoczyć. Pozwól mi cierpieć więcej, ile tylko pragniesz, ale podtrzymuj mnie, jestem taka słaba! Wiesz dobrze, że kocham tylko Ciebie, tylko do Ciebie jestem przywiązana!. O Miłości, jak dobrze jest oddać się Tobie! Tobie, któryś mnie tak umiłował!”.
Tymczasem poruszenia łaski pozwalające Elżbiecie doświadczalnie przeżywać obecność Trójcy Przenajświętszej w duszy, stawały się coraz częstsze i głębsze. Zaniepokojona zwierzyła się z nich przeoryszy Karmelu, która – by ją uspokoić – ułatwiła jej spotkanie z uczonym teologiem, o. Gonzalvesem Vallee. Rozmowa zdecydowała o duchowym profilu Elżbiety. Teolog – kontemplatyk wyjaśnił jej, że rzeczywiście, przez łaskę mieszka w duszy Trójca Przenajświętsza i należy trwać przy Niej w wierze i nieustannej adoracji. Tęsknota za samotnią Karmelu z dnia na dzień stawała się coraz potężniejsza.