s. Immakulata Adamska OCD, Rys biograficzny świętej karmelitanki
Elżbieta urodziła się 18 lipca 1880 r. w obozie wojskowym we wsi Avor, niedaleko Bourges, gdzie stacjonował oddział kapitana Franciszka Józefa Catez, jej ojca. Cztery dni później została ochrzczona przez kapelana wojskowego, ks. Chaboisseau.
Kapitan Catez pochodził z północnej Francji. Własnym wysiłkiem i wytrwałością oraz niespożytą energią – co po nim odziedziczyła Elżbieta – zdobył wykształcenie i wysoki awans w wojsku. Maria Rolland, jego małżonka, również córka wojskowych, miała już 33 lata, gdy poślubiła 48 letniego Franciszka. Wychowana twardo, chętnie dzieliła z mężem jego spartańskie, koczownicze życie w pierwszych latach małżeństwa. Szorstka w zachowaniu, umiała jednak być czułą żoną i matką. Wychowana w duchu epoki, była bardzo powściągliwa w wyrażaniu swych uczuć, żyjąc niejako w swoim wnętrzu. Te cechy odziedziczyła Elżbieta.
W maju 1881 r. kompania kapitana została przerzucona do Auxonne. W lipcu 1882 małżonkowie Catez zamieszkali w Dijon, gdzie wkrótce urodziła się ich druga córka Małgorzata, pogodna i cicha jak anioł w porównaniu z małym “diablątkiem” – Elżbietą. Ku rozpaczy rodziców Elżbieta wykazywało nadmierną żywość i upór; wybuchała też z lada powodu niepohamowaną złością, wobec której bezsilne pozostawały perswazje ojca i klapsy matki. Radykalna zmiana w jej charakterze nastąpiła po pierwszej spowiedzi świętej, gdy siedmioletnia dziewczynka postanowiła wytrwale i konsekwentnie pracować nad swymi wadami.
W tym znamiennym w wydarzenia roku na rodzinę zaczęły spadać cios za ciosem. W styczniu 1887 zmarł dziadek Rolland, w październiku kapitan Catez. Matka, utrzymując się z renty wdowiej po mężu oficerze, zmuszona była ze względów finansowych przeprowadzić się z córkami do tańszego domu. Wybrano kamienicę na peryferiach miasta, w pobliżu klasztoru karmelitanek bosych. W tym czasie obie siostry Catez rozpoczęły swą edukację całkiem w stylu epoki: naukę szkolną pobierały w domu u prywatnej nauczycielki a lekcje gry na fortepianie w miejscowym konserwatorium. Tam to trzynastoletnia Elżbieta zdobyła wkrótce pierwszy medal za grę, a także nagrodę za solfeż. Muzyka stała się jej żywiołem. Zaledwie palcami dotknęła klawiszy, nic dla niej nie istniało poza płynącą spod nich melodią, w którą wkładała całą duszę.
Przemiana wewnętrzna, jaka się dokonała w Elżbiecie po pierwszej spowiedzi,. rozkwitła w pełni podczas pierwszej Komunii świętej. O momencie sakramentalnego spotkania z Jezusem czytamy w jej Dzienniczku:
“Nie mówiliśmy do siebie. Miłowaliśmy się. Moja dusza stała się mieszkaniem Boga, Pan posiadł me serce. Posiadł, tak dalece, że od tej godziny, od tej tajemnej rozmowy, od chwili tego boskiego, pełnego rozkoszy obcowania nie mam już innych tęsknot, jak oddać Mu życie, odwzajemnić choć trochę Jego wielką miłość w Eucharystii. (…) O, święty, piękny dniu, kiedy Jezus wszedł do mnie i w głębi duszy pozwolił mi usłyszeć swój Głos…”.
Zmieniła się całkowicie. Dla otoczenia stała się łagodna, czuła i cierpliwa. Ujarzmianie temperamentu nie przychodziło jej łatwo. W Dzienniczku oskarża się: “Gdy zwracają mi uwagę niesłusznie, czuję, jak krew burzy mi się w żyłach; cała moja istota się buntuje”. Mocowała się ze swą nadwrażliwością (sensibilite), zakamuflowaną formą egoizmu. Wykroczenia w tej dziedzinie sprawiały jej szczególny ból, gdyż mimo swej egoistycznej nadwrażliwości była jakby z natury wyczulona na bezinteresowną miłość i brzydziła się egoizmem. Odważna, pełna fantazji i rozmachu, była sercem zabaw i przyjęć. Kiedyś nauczycielka domowa zleciła jej zadanie scharakteryzowania siebie w aspekcie zewnętrznym i wewnętrznym. Odpowiedziała rzeczowo, że odmalowanie takiego portretu nie jest łatwe i wymaga nie lada odwagi.. Jej cechy zewnętrze to wysoki wzrost i zgrabne nogi usprawiedliwiające przydomek “długonogiej Elżbiety”, Poza tym jest brunetką o czarnych błyszczących oczach i gęstych brwiach. Reszta nie warta uwagi.
Co do morale, przyznaje, że z natury jest kokieteryjna (podobno tak trzeba) i również z natury radosna i nieco lekkomyślna. Charakter ma dobry, serce czułe, jest w miarę pracowita i w miarę cierpliwa. Umie się jednak opanować i nie chować uraz; ma świadomość swych błędów i niedostatku zalet. Wypracowanie to ujawnia jej obiektywne spojrzenie na własną osobę..
Mając czternaście lat, poszerzyła krąg swych znajomości, zawarła nowe przyjaźnie i cieszyła się każdym objawem serdeczności ze strony swych przyjaciółek. Umiała śmiało i odważnie wyrazić własne zdanie. Matka z radością obserwowała zainteresowanie młodych mężczyzn osobą swej dorastającej córki i marzyła o szczęśliwym wydaniu jej za mąż. Tymczasem Elżbieta – pod wpływem wewnętrznego impulsu – złożyła ślub dziewictwa i coraz bardziej zwracała się ku niematerialnym wartościom życia. Cieszyły ją nowe stroje, a jednocześnie pociągało ubóstwo. Radowała się z zaproszeń do bogatych i wytwornych domów, a przecież właśnie pośród najlepszej zabawy chciała się znaleźć przy tabernakulum, aby dotrzymać towarzystwa Chrystusowi.
Od dnia złożenia ślubu czystości żyła jakby dwoma nurtami: sukcesami w życiu towarzyskim i obcowaniem z Bogiem obecnym w jej wnętrzu. Do osiemnastego roku życia pozostała beztroską dziewczyną, ceniącą stroje i podróże. Lubiła dalekie wojaże, .zwiedziła różne zakątki Francji, doznała uszczęśliwiającego “zawrotu głowy” w Pirenejach, do tego stopnia, że sądziła, że bez nich życie nie będzie już miało dla niej uroku. Po powrocie do domu starała się uporządkować swe wrażenia i przeżycia.
W konfrontacji z duchowymi impulsami zbladły miraże. Zapisała w Dzienniczku:
“Daj mi samotność serca. Niech żyję w głębokiej jedności z Tobą (…) Niech moje życie będzie nieustanną modlitwą. Ty wiesz, mój Mistrzu, że gdy uczestniczę w tych zebraniach, w tych (światowych) uroczystościach, jedyną dla mnie pociechą jest skupić się we wnętrzu i radować Twoją obecnością”.
“Jest wieczór. Z balkonu mego rodzinnego domu spoglądam na Karmel. Rozbrzmiewa dzwon zwołując na modlitwę. Ofiaruję Panu łzy spływające po moich policzkach; jednoczę się z siostrami odmawiającymi brewiarz. Wraz z nimi proszę Cię, Dziewico Maryjo, potężna Królowo Niebios, doprowadź mnie tam wkrótce…”.