Życie kontemplacyjne świętej Teresy od Dzieciątka Jezusa

o. Albert Wach OCD



Wprowadzenie

Papież Paweł VI, w swojej słynnej homilii wygłoszonej na zakończenie Soboru Watykańskiego II, po scharakteryzowaniu czasów w jakich odbył się Sobór, wyznał również swoją głęboką wiarę w Boga, który jest tak dobry, że daje człowiekowi możliwość kontemplowania samego siebie. Powiedział:

“Bóg jest. Tak, jest rzeczywisty, jest żywy, jest osobowy, jest opatrznościowy, jest nieskończenie dobry; co więcej, jest nie tylko dobry sam w sobie, ale również niezmiernie dobry dla nas, nasz Stwórca, nasza Prawda, nasze Szczęście, i to do tego stopnia, że ów wysiłek zmierzający do utkwienia w Nim naszych oczu i serca, który nazywamy kontemplacją, staje się najwyższym i najpełniejszym aktem ludzkiego ducha, aktem, który jeszcze dzisiaj może i powinien hierarchizować ogromną piramidę ludzkiej aktywności” (1).

Wydaje się, że w wypowiedzi Papieża znajdujemy przynajmniej pięć ważnych rzeczy na temat kontemplacji, mianowicie:

– że jest ona “wysiłkiem”, a więc pewnego rodzaju aktywnością człowieka;
– że ów wysiłek polega na wpatrywaniu się i przylgnięciu do Boga: “utkwienie w Nim naszych oczu i serca”;
– że jest to “najwyższy i najpełniejszy akt ludzkiego ducha”;
– że zadaniem kontemplacji jest “hierarchizowanie ludzkich działań”;
– że kontemplacja jest czymś bardzo aktualnym: Jeszcze dzisiaj”.

Wymienione wyżej charakterystyczne cechy aktu kontemplacji odkrywamy także w życiu św. Teresy z Lisieux. Głębsze ich uświadomienie lepiej nas wprowadza w niezwykle bogatą rzeczywistość jej ducha. Od samego dzieciństwa bardzo się troszczyła, aby nieustannie widzieć Jezusa i trwać przy Nim całym sercem. Dzięki temu wzniosłemu działaniu, które sięgało samego Boga, Teresa potrafiła pięknie zintegrować całe swoje życie, we wszystkich, nawet najdrobniejszych jego przejawach. Z tej też racji słusznie powiedział papież Pius XI, że jest ona “słowem Boga” dla współczesnego człowieka.

Niniejsza praca podzielona jest na dwie części i odpowiada chronologii życia Teresy. W części pierwszej, poświęconej okresowi świeckiemu, ukazane zostaną wpływy środowiska, szczególnie najbliższej rodziny, na kontemplacyjne doświadczenia Teresy oraz jej osobiste predyspozycje w tym kierunku. W części drugiej natomiast, obejmującej okres życia zakonnego, zobaczymy specyficzne cechy jej kontemplacji.

I jeszcze jedno ważne dopowiedzenie (uściślenie). Gdy mówimy o kontemplacji, nie możemy zapomnieć, że mimo iż jest ona najwyższym aktem ludzkim, to zawsze realizowana jest pod wpływem łaski Bożej (2).

1. Zachwyt bogiem w gronie rodzinnym

Większa część życia Teresy przed wstąpieniem do Karmelu pozostanie dla nas na zawsze okryta zasłoną tajemnicy. Jedynym źródłem wiedzy o tym okresie są krótkie wzmianki najbliższej rodziny, szczególnie matki, i oczywiście wspomnienia samej Teresy. Wskazują one na poszukiwanie własnej drogi i własnego powołania, ale także na stopniowe odkrywanie uroków życia kontemplacyjnego. Po latach Teresa tak scharakteryzuje ten czas:

“Jak szczęśliwą byłam w tym wieku! Zaczynałam już budzić się do życia. (…) O! jak szybko minęły owe słoneczne lata mego wczesnego dzieciństwa, ale jakże słodkie ślady pozostawiły w mojej duszy!” (A 11 r-v) (3).

I nieco dalej: “O tak! Wszystko na ziemi uśmiechało się do mnie, na każdym kroku znajdowałam kwiaty, a moje szczęśliwe usposobienie również czyniło mi życie przyjemnym” (A 12 r).

Zauważmy, Teresa nie mówi wcale, iż były to lata beztroskie, pozbawione cierpień i smutków, lecz że czuła się z każdej strony “strzeżona”, zarówno ze strony Boga, jak i ze strony ludzi (4). W rzeczywistości bowiem Teresa doświadczała w swoim dzieciństwie wielu cierpień i chorób, które doprowadziły ją prawie do śmierci (i w innych miejscach sama o nich wspomina), ale nie koncentrowały one jej uwagi na sobie i nie przeszkodziły obiektywnie widzieć, że “wszystko uśmiechało się do niej”, że – jak powie pod koniec życia – “wszystko było łaską”. W ten sposób rzeczywistość widzi tylko kontemplatyk.

Od trzeciego roku życia Teresa ma świadomość, że Bóg wiele od niej oczekuje, stąd główną zasadą jej postępowania od tej chwili jest nieodmawianie Bogu niczego. Ta wczesna bierność ducha wyraża się w gotowości czynienia wszystkiego, co chce Dobry Bóg. Właśnie owa wewnętrzna dyspozycyjność doprowadzi to słabe dziecko do przyjęcia mężnej surowości Karmelu (5).

Modlitwy uczyła się przede wszystkim w domu, od rodziców i rodzeństwa. Tworzyli oni atmosferę żywej i gorącej religijności, w której nie było miejsca na puste formalizmy. Wszystko odbywało się w prostocie, bez żadnego wymuszania, płynęło z głębi serca i było wyrazem największej szczerości. Teresa tak wspomina liturgię domową:

“W niedzielę Mamusia zostawała pilnować mnie, ponieważ byłam za mała, by pójść na nabożeństwo. W czasie trwania Mszy św. byłam bardzo grzeczna i chodziłam tylko na paluszkach, gdy jednak zobaczyłam, że drzwi się otwierają, wybuchałam nieopisaną radością, wybiegałam naprzeciw mej ślicznej siostrzyczki, ‘wystrojonej jak kaplica’… i zwracałam się do niej: ‘Oh! moja Celinko, daj mi szybko święconego chleba!’ Zdarzyło się raz, że go nie miała, ponieważ przyszła za późno… Co począć? Musiałam go otrzymać, to była moja msza… Bardzo szybko znalazło się wyjście – ‘Nie masz święconego chleba, to nic zrób go!’ Jak się powiedziało – tak się zrobiło; Celina wzięła krzesło, otworzyła ścienną szafkę, wyjęła chleb, ukroiła kromkę i z wielką powagą zmówiła nad nią Zdrowaś Mario, po czym podała mi, a ja zrobiwszy znak Krzyża spożyłam go bardzo pobożnie, stwierdzając, że ma zupełnie smak święconego chleba… ” (A 9 v-10 r).

Czyż można wątpić w autentyczność tych dziecięcych doświadczeń? I czy komukolwiek wolno odebrać dziecku to, co jest tak bardzo osobiste, co przynależy do niego, co stanowi o nim samym? O głębi i prawdziwości tych przeżyć świadczy wyznanie samej Teresy: “Kochałam bardzo Pana Boga i często oddawałam Mu serce przy pomocy formułki, której nauczyła mnie mamusia” (A 15 v). Co to była za modlitwa? Starsza siostra, Paulina, wspomina, że Teresa w ciągu dnia często powtarzała następujący akt oddania:

“Mój Boże, oddaję ci moje serce: weź je, proszę, aby żadne stworzenie nie mogło go posiąść, a tylko Ty, mój dobry Jezu” (6).

Radykalizm Teresy nie zna granic. Cała chce się oddać Bogu i tylko Bogu. Postanowiła nie znać niczego innego, jak tylko Jezusa Chrystusa (por. 1 Kor 2, 2).

Wprowadzenie w ten Boży, czarujący świat, Teresa zawdzięcza przede wszystkim swojej matce. To ona nauczyła ją prawdziwej modlitwy, to ona, przez swoją obecność i przez swoje czułe, macierzyńskie serce, dała jej zasmakować boskiej miłości. Teresa może długo jeszcze nie zauważyłaby i nie doceniła tej miłości, gdyby jej matka nie zachorowała i nie zostawiła jej (i jej siostry) na łaskę innych ludzi. Teresa wspomina jedno, niezwykle znamienne zdarzenie:

“…Wszystkie szczegóły choroby naszej drogiej matki są jeszcze żywe w mym sercu, pamiętam zwłaszcza ostatnie tygodnie, które spędziła na ziemi; byłyśmy z Celiną jak biedne małe wygnanki; codziennie rano pani Leriche przychodziła po nas i cały dzień spędzałyśmy u niej. Któregoś dnia nie zdążyłyśmy zmówić pacierza przed wyjściem i w drodze Celina szepnęła mi: ‘Czy trzeba powiedzieć, że nie zmówiłyśmy jeszcze pacierza?…’ – Oczywiście! – odpowiedziałam; więc bardzo nieśmiało zwróciła się z tym do pani Leriche. ‘A więc, moje dzieci, zróbcie to teraz’ – i wyszła pozostawiając nas w dużym pokoju. Celina spojrzała na mnie i obie stwierdziłyśmy: ‘Ach! to nie to, co Mamusia… Ona zawsze modliła się z nami!'” (A 12 r).

Nie mniejszy wpływ w tym względzie wywiera na Teresę ojciec, oszczędny w słowach, promieniejący bogactwem swego wnętrza. Jest on dla niej autorytetem. Wystarczy spojrzeć na niego, a już wiadomo, że cały jest pochłonięty inną rzeczywistością. Swoją kontemplacyjną postawą, swym zapatrzeniem w Boga uczy Teresę kierować wzrok ku niebu. Jest ona jeszcze mała, gdy ojciec bierze ją ze sobą do kościoła:

“Nie sprawiało mi niepokoju – wspomina Teresa – to, że na mnie patrzono; słuchałam bardzo uważnie kazania, często niewiele z niego rozumiejąc. Pierwszym, jakie zrozumiałam, i które mnie głęboko wzruszyło, było kazanie o Męce Pańskiej (…) Kiedy kaznodzieja mówił o św. Teresie, tatuś nachylił się i szepnął: ‘Słuchaj dobrze, moja królewno, bo to mowa o twojej Patronce’. Słuchałam wprawdzie dobrze, ale więcej patrzyłam na tatusia niż na kaznodzieję; jego piękna twarz mówiła mi tak wiele… Bywało, że oczy jego napełniały się łzami, które na próżno usiłował powstrzymać; dusza jego z takim upodobaniem zatapiała się w prawdach wiecznych, że zdawało się, jakoby już nie był na ziemi” (A 17 v).

W miarę upływu lat ziemski ojciec staje się dla Teresy coraz wyrazistszym obrazem Boga Ojca. Przejrzystość i czytelność jego postawy osiągnie swój szczyt w momencie największego upokorzenia, w okresie straszliwej choroby psychicznej, kiedy doświadczał wielkich cierpień fizycznych i duchowych. Teresa będzie widziała w nim wówczas podobiznę uniżonego Syna Bożego, który przyjąwszy postać sługi, w całkowitym ogołoceniu, jako jedyny tutaj na ziemi, jest doskonałym “obrazem niewidzialnego Boga Ojca” (2 Kor 4, 4; Kol 1, 15).

Po śmierci matki wychowaniem Teresy zajmują się jej starsze siostry: najpierw Paulina, później Maria. Na miarę swoich możliwości wprowadzały Teresę w życie duchowe. Uczyły ją różnych modlitw ustnych, ale również głębszego obcowania z Bogiem. Uczyły przede wszystkim tego, co w modlitwie kontemplacyjnej jest najważniejsze – oddania się Bogu:

“Rano przychodziłaś do mnie – pisze w rękopisie “A” dedykowanym Matce Agnieszce, czyli Paulinie – pytając, czy oddałam swoje serce Panu Bogu, potem ubierałaś mnie, mówiąc mi o Nim, następnie obok Ciebie mówiłam pacierz. Później następowała lekcja czytania” (A 13 v).

Najbliższe otoczenie – rodzice, rodzeństwo – wywarło wielki wpływ na wewnętrzną postawę Teresy, ale nie było jedynym czynnikiem warunkującym jej kontemplację. Sama natura tak ją usposobiła, że czymś spontanicznym było dla niej odkrywanie i zanurzanie się w innej rzeczywistości. Jest cały szereg faktów, które świadczą, iż od dzieciństwa Teresa wykazywała skłonności do kontemplacji. Lubiła na przykład siadać w spokoju na ukwieconych łąkach obok ojca łowiącego ryby i pogrążać się w rzeczywistej modlitwie. Tak to opisuje:

“Za najpiękniejsze uważałam dni, kiedy mój ‘kochany król’ zabierał mnie z sobą na połów ryb; tak bardzo kochałam wieś, kwiaty i ptaki! Czasem próbowałam łowić swoją małą wędką, ale wolałam usiąść samotnie na ukwieconej trawie; pogrążałam się wówczas w głębokich myślach i chociaż nie wiedziałam, co to jest rozmyślanie, dusza moja zatapiała się w rzeczywistej modlitwie… Do uszu moich dobiegały odległe hałasy… szum wiatru i ledwie dosłyszalna muzyka wojskowa, której dźwięki dochodzące aż do mnie, rzewnie nastrajały moje serce… Ziemia zdawała mi się miejscem wygnania i marzyłam o Niebie…” (A 14 v).

Pewnego dnia ojciec i córka zostali zaskoczeni burzą. Teresa bynajmniej nie była przerażona owym niecodziennym zjawiskiem, wręcz odwrotnie, grzmoty i błyskawice wprawiły jaw zachwyt.

“W związku z chmurami, przypominam sobie, jak to pewnego dnia piękny błękit wiejskiego nieba zaciemnił się nagle i wkrótce rozległ się ryk burzy; błyskawice przeszywały ciemne chmury i z daleka widziałam uderzający piorun; to mnie bynajmniej nie przeraziło, byłam zachwycona, zdawało mi się, że dobry Bóg jest przy mnie!…” (A 14 v).

Mając sześć lub siedem lat po raz pierwszy zobaczyła morze i była nim zauroczona. Wszystko mówiło jej o Bogu.