Podróże i opowieści
W swoich nieustannych wędrówkach po drogach i gospodach Jan musiał znosić wszystkie zwykłe trudy podróży, oraz te nie do przewidzenia, w które obfitowały tamte czasy, kiedy społeczeństwo nie było tak zorganizowane, jak dzisiaj. ojciec Jan zwykł był podróżować sam lub z towarzyszem, bez odpowiednich środków, które by go chroniły przed zgiełkiem i zamieszaniem powodowanym przez podróżników i przewoźników. Oprócz częstych bójek z powodu chciwości, zazdrości lub po prostu dla zabawy, podróży towarzyszą liczne niespodzianki: wezbrane rzeki, nieszczęśliwe wypadki, nieprzewidziane przeszkody… Nie można narzekać na monotonię.
Jako wikariusz prowincjalny ojciec Jan wyjeżdża z Kordowy z bratem Marcinem i bratem Piotrem. Schodząc do Porcima w kierunku rzeki Salado, brat Piotr zaczyna biec; nagle przewraca się w sposób bardzo widowiskowy i łamie sobie nogę. Brat Marcin, który w pierwszej chwili zaczął się śmiać, zrozumiał powagę sytuacji, “ponieważ kość wydawała takie dźwięki, jakby była pękniętą trzciną”, Jan w tym czasie opatrywał nogę i usztywniał ją: “owijał ją bandażem, zwilżał śliną i przygotowywał do transportu na koniu”. Gdy osiągnęli Venta de los Villares, Jan mówi nieszczęśnikowi: “Czekaj, pomożemy ci zsiąść, żebyś nie uraził nogi”. Piotr odpowiada: “Noga wcale mnie nie boli, ponieważ jest już zdrowa”. Mówiąc to zeskoczył na ziemię tak, jakby nie czuł żadnego bólu. Obydwaj, Piotr i Marcin, zaczęli krzyczeć: cud cud, ale ojciec Jan uciszył ich: “Co wy wiecie o cudach?” Brat Marcin tak kończy opowieść: “I nakazał mnie i wspomnianemu bratu konwersowi, abyśmy o tym więcej nie mówili”.
Innym razem ojciec Jan był w podróży z bratem Marcinem z Arjona do Jaen. Przechodząc przez ściek pełen brudnej wody, mówi do towarzysza: “Uwaga, teraz zsiadamy z koni i przechodzimy na drugą stronę, aby nie powtórzyła się tamta historia”. Po pokonaniu przeszkody dosiadają koni, a brat Marcin pyta: “O jaką historię chodzi?” Wtedy ojciec Jan opowiada historię z dzieciństwa, kiedy to jako chłopiec wpadł w bagno.
Ten, który był tak ostrożny przy omijaniu bagna, innym razem rzuca się do wody, nie zwracając uwagi na poważne ryzyko z tym związane. Było to nad brzegiem rzeki wezbranej z powodu intensywnych deszczów. Stało tam kilku przewoźników, którzy nie ośmielali się jej przekroczyć. Również ojciec Jan zatrzymał się ze swoim towarzyszem, Piotrem od Najśw. Maryi Panny. Nagle czuje niepohamowany pęd, każe Piotrowi zaczekać z przewoźnikami, a sam rzuca się do wody. Prąd jest bardzo silny. Unoszony przez wodę pień drzewa rani nogi wierzchowca tak, że traci on równowagę. Świadkowie na brzegu aż podskoczyli z wrażenia uznając go za straconego.
Wydawało się, że Jana muszą pochłonąć nurty rzeki. Wszyscy wstrzymali oddech. Wreszcie osiągnął drugi brzeg, uśmiechnął się i wyskoczył z wody całym pędem, spinając wierzchowca. Ujechawszy pól mili zatrzymuje się w gospodzie. Zsiada z konia i zbliża się do pewnego człowieka, śmiertelnie ranionego przez syna właściciela gospody. Nieszczęśnik “zwalił się na ziemię śmiertelnie przerażony, głośno prosząc Boga o miłosierdzie i przebaczenie grzechów, wyznając też, że jest zakonnikiem zbiegłym ze swojego klasztoru”. Ojciec Jan pociesza go, spowiada i pozostaje z nim kilka godzin, aż tamten oddaje duszę Bogu. Dopiero wtedy pojął, czym była nieodparta siła, która pchnęła go w wody rzeki.