Okres kolędowy, w którym duszpasterze nawiedzają i błogosławią nasze domy, zachęca do refleksji nad tym, czym jest błogosławieństwo. W tradycji biblijnej jego waga jest ogromna.
To sam Bóg jako pierwszy błogosławił ludzi, których stworzył (por. Rdz 1,27-29), i powiedział: „Będę ci błogosławił i uczynię cię błogosławieństwem” (Rdz 12,2). Ludzie byli świadomi znaczenia Bożego błogosławieństwa, a Jakub nawet walczył o nie z aniołem, mówiąc: „Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz” (por. Rdz 32,26-29). Święty Paweł podkreślał, że w Chrystusie wszyscy chrześcijanie są błogosławieni przez Boga „wszelkim błogosławieństwem duchowym” (Ef 1,3), i zachęcał ich, by błogosławili nie tylko tym, którzy są im bliscy, ale także swoim prześladowcom (Rz 12,14), zgodnie ze słowami samego Pana Jezusa (Łk 6,28).
Także Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina o znaczeniu błogosławieństw w życiu chrześcijańskim i poucza, że „błogosławienie jest czynnością Boską, która daje życie i której źródłem jest Ojciec” (nr 1078). Chciejmy zatem zagłębić się nieco w tematykę błogosławieństw w naszym codziennym życiu.
Znaczenie słowa
Słowo „błogosławieństwo”, „błogosławić” pochodzi od dwuczłonowego łacińskiego wyrażenia „benedictio”, „benedicere”. Pierwszy człon, „bene”, oznaczał „dobrze”, a człon drugi, „dictio”, „dicere”, znaczył „sławienie”, „sławić”, czyli „mówienie”, „mówić”. A więc wyrażenie „błogosławić” (błogo-sławić) oznacza „dobrze mówić”, szerzej „dobrze komuś pragnąć, dobrze mu życzyć”. Według słownika języka polskiego błogosławieństwo to inaczej dobrodziejstwo, szczęście, pomyślność, przychylność. Błogosławić to wyrażać radość, zadowolenie, wdzięczność, upodobanie, pochwalać i wytyczać dobrą drogę, dobrą przyszłość. Błogosławić znaczy także wzywać dla kogoś Bożej opieki, a być błogosławionym to otrzymać moc do osiągnięcia sukcesu, szczęścia, zdrowia, wszelkiego dobra.
Wspomnienie z dzieciństwa
Pochodząc z ziemi świętokrzyskiej, ze środowiska wiejskiego i będąc urodzonym w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, pamiętam, jak zwyczaj błogosławienia i słowo „błogosławić” było czymś potocznym, co nie oznacza rutynowym. Rodzice błogosławili dzieciom udającym się do szkoły i czynili im krzyżyk na czole przed snem. Wujków, ciotki czy rodziców chrzestnych, gdy przychodzili z odwiedzinami, jako dzieci całowaliśmy w rękę, a oni odpowiadali błogosławiąco: „Nie trzeba, przestań, niech ci Bóg szczęści i błogosławi” (gwarowo: „Niechoj, niechoj, a niech ci ta Bóg sceści i błogosławi”). Rolnicy, wśród nich także mój śp. ojciec, czynili błogosławiąco znak krzyża nad polem przed rozpoczęciem orki czy każdej innej pracy, a szczególnie przed puszczeniem w ruch kosy przy żniwach. Ten krzyż czyniony był potem w domu na każdym nowym bochnie chleba, przed posiłkami miała miejsce wspólna modlitwa z pobłogosławieniem pożywienia. Był to specyficzny rytuał rodzinny, który niósł ze sobą wiele dobra.
W Karmelu
Jakże było mi miło, że wagę i szacunek wobec zwyczaju błogosławienia tak osób, jak i rzeczy zastałem w Karmelu, wstępując w dziewiętnastym roku życia do klasztoru. To już nie tylko błogosławienie posiłków, ale modlitwa przed każdą czynnością: lekcjami z ojcem magistrem (wychowawcą), pracą, rekreacją; to ucałowanie szkaplerza – części habitu zakonnego, przy każdym jego ubieraniu i zdejmowaniu, z prośbą o błogosławiącą opiekę Matki Bożej; to podejmowanie w każdym tygodniu wody święconej do kropielniczki w celi zakonnej, wody przynoszonej przez wyznaczonego do tego współbrata, który roznosząc ją, pukał do naszych cel, mówiąc: „Aqua benedicta” (woda święcona), na co z radością odpowiadaliśmy: „Sit nobis salus et vita” (niech nam będzie zdrowiem i życiem); to wieczorne błogosławieństwo ojca magistra przed nocnym spoczynkiem, osobiste dla każdego z nas, klęczącego na progu swej celi na znak dany „kłapaczką” i po wygłoszeniu pobożnej sentencji przez jednego z nowicjuszy (np. „Bracia, karmelita bez modlitwy to jak wódz przegranej bitwy”); to modlitwa psalmu przy krzyżu wiszącym przy furcie klasztoru, tak przy wychodzeniu z niego na zewnątrz (in exitu) – Ps 23: „Pan jest moim pasterzem”, jak i po powrocie (reditu) – Ps 84: „Jak miłe są przybytki Twoje, Panie Zastępów”.
Przykład świętych
Znaczenie błogosławieństwa w życiu, zwłaszcza błogosławienia dzieci przez rodziców, ukazali nam także liczni święci. Pierwsi kanonizowani w historii Kościoła rodzice, tj. małżonkowie z Lisieux, Zelia i Ludwik Martin, są tego najlepszym przykładem. Najmłodsza ich córka, św. Teresa od Dzieciątka Jezus, opisuje, że gdy były niegrzeczne i aż do końca dnia nie przeprosiły za to, mama odmawiała im pocałunku i „krzyżyka” na dobranoc, a więc tak ona, jak i jej starsze siostrzyczki starały się być grzeczne, a gdy zdarzyło się im czymkolwiek zasmucić rodziców, rychło za to przepraszały. Z pewnością natchniony przykładem rodziny Martin – wszak był wielkim propagatorem św. Teresy z Lisieux – zwyczaj błogosławienia dzieci przez rodziców bardzo propagował w swym duszpasterstwie o. Rudolf Warzecha z wadowickiego klasztoru Karmelitów Bosych. Zwyczaj ten tak bardzo się przyjął w środowisku jego posługiwania, że do dziś na nabożeństwa z modlitwą o jego beatyfikację przybywają do jego grobu oraz do klasztoru w Wadowicach trzy pokolenia: dziadkowie i babcie, ojcowie i matki, dzieci i wnuki, i zawsze ma miejsce na zakończenie uroczystości błogosławienie dzieci przez kapłanów, ale także przez rodziców i dziadków.
W duchu Kościoła
Podejmując więc w tych dniach kapłana „z kolędą”, aby pobłogosławił nasze domy, chciejmy mieć świadomość wagi błogosławieństw w naszym życiu. Niech na naszych ustach będą ustawicznie obecne słowa błogosławieństwa, a nigdy przekleństwa. Chciejmy błogosławić się wzajemnie, czyńmy to zwłaszcza względem dzieci i stwarzajmy w naszych domach atmosferę Kościoła domowego (zob. Katechizm, nr 1655-1658). A nadto módlmy się często o Boże błogosławieństwo dla naszych domostw i rodzin.
źródło: Nasz Dziennik
o. Szczepan T. Praśkiewicz OCD