Wierni Chrystusowi

Męczennicy szowinizmu ukraińskiego

W 2003 r. obchodzono z udziałem prezydentów, władz wojskowych i hierarchii kościelnej z Polski i z Ukrainy sześćdziesięciolecie zbrodni ludobójstwa na Wołyniu. W wydarzeniach tych straciło także życie dwóch polskich karmelitów bosych, mianowicie o. Kamil od św. Sylwestra (Józef Gleczman) i br. Cyprian od św. Michała (Jan Lasoń) (1).

O. Kamil urodził się 27 czerwca 1909 r. w Polance Wielkiej koło Oświęcimia. Do zakonu wstąpił 1926 r. i w 1933 r. przyjął święcenia kapłańskie. Trzy lata później został skierowany do Wiśniowca, gdzie ofiarnie pracował jako katecheta. W sierpniu 1939 r. został mianowany przełożonym wiśniowieckiego klasztoru, gdzie już przebywał aż do śmierci. Jak pisze o. Kajetan Furmanik, “był to najtrudniejszy okres, bo okres wojennej zawieruchy, a na tych jeszcze terenach okres straszliwych mordów, jakich dopuszczali się Ukraińcy. Ich to w końcu ofiarą padł i o. Kamil. Był on dobrym człowiekiem, sumiennym w pracy, kochającym Zakon. (…) Z usposobienia był wesołym i umiał także innych rozweselić. Mógł jeszcze długie lata pracować dla Prowincji, ale Bóg zażądał od niego innej i większej ofiary, ofiary z krwi i własnego życia, które złożył Bogu. Nienawiść i zbrodnia, które przecięły jego życie, były narzędziami jego ofiary i męczeństwa” (2).

Br. Cyprian od św. Michała urodził się 3 sierpnia 1879 r. w Nowej Górze. Wstąpił do Karmelu i został obłóczony w Czernej jako tercjarz w 1907 r. Nowicjat kanoniczny rozpoczął dopiero w 1910 r. Po złożeniu ślubów zakonnych pracował w Czernej, a potem w Wadowicach jako kucharz. Odznaczał się wielką pracowitością. Z Wadowic skierowano go do Lublina w 1925 r. gdzie był zakrystianinem. W 1932 r. wyjechał do Wiśniowca, gdzie przebywał aż do męczeńskiej śmierci. Z wielką sumiennością, zapałem i poświęceniem pracował w tym klasztorze, ale szczególnie zasłużył się jako ogrodnik, doprowadzając do kwitnącego stanu zupełnie zapuszczony i zniszczony ogród klasztorny (3).

Zapowiedzią zbliżającego się dla naszych Współbraci nieszczęścia było wymordowanie 16 lipca 1944 r., tj. w uroczystość Matki Boskiej Szkaplerznej, wsi Maniów, należącej do prowadzonej przez nich parafii wiśniowieckiej. Rzeź, jak wszędzie, była tam bardzo okrutna. Zwłaszcza z młodzieżą polską obchodzono się okropnie. Oto zeznania naocznych świadków: “Wielu żywcem spalono, dzieci żywcem rozdzierano i na pal wbijano. Wiele niewiast skaleczono w bestialski sposób” (4). Odtąd chcąc ratować życie, ludzie chronili się na noc do naszego wiśniowieckiego klasztoru. Bezpieczeństwa dodawał jeszcze oddział wojskowy Węgrów stacjonujący w zamku Wiśniowieckich. Oni to, z wrodzonej ku Polakom życzliwości, odpędzali bronią bandy ukraińskie, kiedy się pokazywały w okolicy klasztoru lub zamku.

O. Kamil namawiał ludzi, aby wyjeżdżali do Polski centralnej, tj. do Generalnego Gubernatorstwa. Jednak niewielu mogło to uczynić i niewielu chciało opuszczać swe rodzinne gniazda. Dla nich to przede wszystkim chciał zostać na posterunku o. Kamil, szczególnie dlatego, że był jedynym na całą okolicę kapłanem. Nie chciał zatem zostawiać wiernych bez opieki duchowej. W listopadzie 1943 r. brat Cyprian pisał do o. Bolesława Sadowskiego, przeora we Lwowie: “Gdy zaczęto palić wsie należące do Wiśniowca, ludność katolicka uciekła do nas, na podwórze klasztorne, gdzie od 16 lipca sypiają aż dotąd. Na podwórzu gotują i koczują jak Cyganie – przeszło 800 osób… Na nasz kościół były już dwa razy napady nocne w sile 500 bandytów, jeden w lipcu, drugi 4 października. Obydwa zostały odparte, lecz strzelając z armat na kościół, tenże został uszkodzony. Klasztor od dnia 20 lipca został obrócony na miejscowy szpital…” (5). Są to ostatnie wiadomości od br. Cypriana. W takim stanie dotrwano aż do lutego 1944 roku. Kiedy w pierwszych dniach tego miesiąca Węgrzy podjęli decyzję o opuszczeniu Wiśniowca, o. Kamil, zachęcony przez ich kapelana, zgodził się na wyjazd. Od Węgrów otrzymał dwa samochody, aby załadować na nie wraz z br. Cyprianem rzeczy kościelne. Jednak wkrótce, po otrzymaniu w nocy listu od jakiegoś Ukraińca, w którym go namawiano, by zakonnicy zostali w Wiśniowcu, zmienił zdanie. Niestety, jak się później okazało, list był narzędziem zasadzki. Wojsko węgierskie wyjechało z Wiśniowca dnia 7 lutego 1944 r. w południe. Nad Wiśniowcem zapanowała jakaś złowroga cisza. Wnet zapadła mroźna noc, a o. Kamil, zmęczony, wcześniej się udał na spoczynek. Jednak już około godz. 21.00 obudził go organista, donosząc, że Ukraińcy wyważyli już zewnętrzne drzwi przy pomocy siekiery i łomu i że wdzierają się do klasztoru. O. Kamil wyszedł do nich, a oni zażądali od niego lampy i kluczy od piwnicy, twierdząc, że tam jest broń. O. Kamil – jak zeznała Maria Ciesielska, matka organisty, która ukryła się w szopie – spokojnie tłumaczył, że tam są tylko ziemniaki, ale Ukraińcy natarczywie żądali, by szedł z nimi. O. Kamil idąc z nimi do piwnicy, a wiedząc zapewne czym się to skończy, spokojnie im tłumaczył, że w piwnicy nic nie ma. Po wejściu do piwnicy dał się słyszeć krzyk o. Kamila: “Jezu” i rozległ się strzał. To było hasło mordu. Po o. Kamilu wywleczono br. Cypriana, który usiłował się schronić do szpitala będącego w budynku klasztornym, ale go tam nie puszczono. Został on zamordowany jako drugi z kolei w piwnicy. Jako trzeciego zamordowali Ukraińcy organistę – p. Franciszka Ciesielskiego. I tak przez trzy godziny wyprowadzano mężczyzn z klasztoru i mordowano ich w piwnicy z największym sadyzmem i okrucieństwem. Koło północy spędzono do drugiej piwnicy wszystkie kobiety i dzieci i wrzucono tam na nich trzy granaty. Kiedy rano Maria Ciesielska poszła do piwnic, zobaczyła jeszcze stos ciał drgających w konwulsjach śmiertelnych. “Z głębi piwnicy dochodził jakiś dziecięcy głos… Był to głos małej, może ośmioletniej dziewczynki, która siedząc na stosie trupów, z oczami spuszczonymi w dół, trzęsąc się z zimna, szeptała: pani mi źle pościeliła, pani mi źle pościeliła! Maria nie mogła pospieszyć dziewczynce z pomocą, bo w tejże chwili do lochu wpadł Ukrainiec krzycząc: szczo wy tu! i wypędził ją na zewnątrz. Wołanie dziecka spotkało się z obojętnością ciemnego lochu… Akcja niszczenia trwała tam jeszcze dalej. Napastnicy obrabowali klasztor i kościół, a w końcu nawieźli do świątyni słomy i 9 lutego podpalili ją i zniszczyli zupełnie. Wielu spośród Polaków, którzy wczorajszego dnia zdołali uciec, dzisiaj schwytano i wrzucono do studni… (6).

Po kilku tygodniach armia sowiecka zajęła Wiśniowiec. Polacy, którym udało się przeżyć tę gehennę, wyszli z ukrycia i donieśli władzom o zbrodni dokonanej w klasztorze. Dnia 26 kwietnia 1944 r. dokonano ekshumacji zwłok pomordowanych. Rozpoznano o. Kamila i br. Cypriana. Tegoż dnia zwłoki wszystkich zostały pochowane na cmentarzu wiśniowieckim, ale bez trumien. Ciało o. Kamila złożono na samym wierzchu.


(1) Benignus J. Wanat, Zakon Karmelitów Bosych w Polsce, Kraków 1979, ss. 500-505.
(2) Księga zmarłych, Kraków 1998, s. 105. Zob. także: Camillus a S. Silvestro. Martirologio Carmelitano. W: Simeone della Sacra Famiglia, Un quarto de secolo tra i nostri Santi, Roma 1997, s. 510.
(3) Tamże, s. 105-106. Por.: Cyprianus a S. Michaele. Martirologio Carmelitano, dz. cyt., s. 510.
(4) Księga zmarłych, s. 109.
(5) Benignus J. Wanat, Zakon Karmelitów Bosych w Polsce, s. 502.
(6) Tamże, s. 504.