Przyśpieszone dojrzewanie
Konferencja druga
Jeśli dusza ma więcej cierpliwości w trudach…, oznacza to, większy postęp w cnocie. (święty Jan od Krzyża)
Przyglądanie się procesowi wzrostu ozdobnych roślin w naszych mieszkaniach może dostarczyć wielu pożytecznych przemyśleń na temat życia duchowego. Im piękniejsza i delikatniejsza roślina, tym ściślej określone warunki potrzebne do jej uprawiania. Brak dbałości o zapewnienie odpowiednich czynników wspomagających rozwój powoduje jej skarłowacenie. Roślina nie może wówczas ukazać pełni drzemiącego w niej piękna i oczarować patrzących na nią oczu.
Życie duchowe bywa często porównywane do rośliny. Istnieją doświadczenia, które wzmacniają i przyspieszają jego wzrost. Są też takie, które go opóźniają lub całkowicie uniemożliwiają. Jezus, Boski Ogrodnik, doglądając duchowego rozwoju człowieka, przygotowuje mu najbardziej odpowiednie środowisko wzrostu. To ostatnie zdanie może budzić niezrozumienie, a nawet bunt w niejednym ludzkim sercu. Trudności, cierpienia i kryzysy wypełniające garniec ludzkiego życia nie są przecież – według naszego mniemania – wymarzonym środowiskiem rozwoju. Tego, co my rozumiemy przez “odpowiednie środowisko wzrostu”, nie da się sprowadzić do wydarzeń i doświadczeń, przez które przeprowadza nas Bóg lub które w naszym życiu dopuszcza. Próba wytłumaczenia czy usprawiedliwienia takiego działania mądrości Bożej nie jest łatwa. Zbliżyć się do prawdy, że czas, miejsce i okoliczności czyjegoś życia są dla niego najbardziej odpowiednie, nawet jeśli są trudne lub bardzo trudne, może jedynie ten, kogo cechuje zaangażowana przyjaźń z Jezusem. Ktoś patrzący na codzienność bez ewangelicznej perspektywy będzie miał z tym duże problemy.
Jednym z najważniejszych czynników wzrostu w szkole Boskiego Ogrodnika jest cierpienie. Przyjmowane i przeżywane w duchu ewangelicznym stanowi czynnik skutecznie przyśpieszający duchowe dojrzewanie. Niewiele innych doświadczeń może mu w tym dorównać. Sprawia, że zasadniczą miarą wzrostu przestaje być upływający czas. Staje się nią natomiast mądrość zdobywana cierpliwym trwaniem w trudnych wydarzeniach. Ustami biblijnego mędrca Bóg zachęca nas do zauważenia tego zdumiewającego przejawu swej wszechmocy: “Starość jest czcigodna nie przez długowieczność i liczbą lat się jej nie mierzy: sędziwością u ludzi jest mądrość, a miarą starości – życie nieskalane” (Mdr 4, 8-9). To nie ilość przeżytych lat decyduje o wewnętrznym pięknie i mądrości, tych bezcennych wartościach formujących kształt doczesnego i przyszłego życia, lecz przejście przez tygiel doświadczeń. “Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali kaźni – pisze mędrzec – nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności. Po nieznacznym skarceniu dostąpią dóbr wielkich, Bóg ich bowiem doświadczył i znalazł ich godnymi siebie. Doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął ich jak całopalną ofiarę. W dzień nawiedzenia swego zajaśnieją…” (Mdr 3, 4-7).
W cierpieniu drzemie ogromna moc zdolna przyśpieszyć w sposób niewymowny czas osiągnięcia takiej duchowej dojrzałości, która czyni człowieka gotowym do spotkania z Chrystusem w doświadczeniu śmierci. Mówi się często, że Bóg zabiera nas do siebie wówczas, gdy jesteśmy najbardziej przygotowani. Ważnym krokiem dla naszych rozważań będzie więc postawienie pytania: W jaki sposób cierpienie przyśpiesza osiąganie duchowej dojrzałości?
Duchowa dojrzałość pojawia się wówczas, gdy rozum, wola i serce człowieka coraz bardziej podporządkowują się Jezusowi. Patrząc przez czystą szybę, człowiek widzi wszystko, co jest poza nią. Gdy powlecze ją z jednej strony srebrem, zrobi lustro i będzie już widział tylko własne oblicze. Takie skoncentrowanie życia na własnej osobie wskazuje na brak dojrzałości. Cierpienie pomaga to zmienić. Jest narzędziem kształtującym umysł, hartującym wolę w dobru i oczyszczającym serce.
Cierpienie pomaga kształtować umysł, jeden z najcenniejszych darów otrzymanych od Stwórcy. Ta siedziba mądrości, wiedzy i świadomości własnego istnienia po grzechu pierworodnym nie funkcjonuje w pełni poprawnie. Człowiek jest opieszały, a niekiedy wprost leniwy w poznawaniu spraw Bożych, łatwo angażuje się w sprawy drugorzędne, niemające na celu prawdziwego duchowego dobra, ufa zbytnio sobie, popadając w zarozumiałość, jedną z najtrudniejszych do pokonania form pychy. Dotknięty pychą rozumu niechętnie radzi się innych, nie szuka światła w Ewangelii, nie patrzy na swoje życia w perspektywie śmierci i sądu, nie rozważa Bożych przymiotów: miłosierdzia, cierpliwości i przebaczenia. Nie interesuje się też odpowiedzią na ważne pytanie: Jaka jest wola Boża względem mnie? Rozwijając w sobie takie postawy doprowadza do zaślepienia własnego umysłu. To stan grzechu, który Jezus ze smutkiem starał się uświadomić niektórym ze swoich słuchaczy: “Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz pomijacie to, co ważniejsze jest w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę” (Mt 23, 23).
Cierpienie stanowi w rękach Jezusa narzędzie leczące umysł z różnych form chorób, w jakie popadł. Bezcenna rola trudnych doświadczeń ujawnia się szczególnie wówczas, gdy burzą misterną konstrukcję życia zbudowaną przez człowieka na fundamencie zaufania sobie. Śmierć bliskiej osoby stanowi sygnał ostrzegawczy, by przemyśleć i uświadomić sobie własną przemijalność. Utrata fizycznej sprawności na skutek wypadku jest upokorzeniem pychy niezależności i zaproszeniem do uczenia się trudnej, ale i cennej zarazem umiejętności przyjmowania pomocy. Niezrealizowanie się planów układanych z wielkim nakładem zaangażowania służyć może odkryciu innej ważnej prawdy: nikt nie jest absolutnym panem wydarzeń własnego życia; musi dopuścić do nich Boga wraz z Jego tajemniczym działaniem.
Te przykładowe sytuacje i ogromna ilość im podobnych stanowią dla ludzkiego umysłu szansę wejścia na inne tory myślenia, bardziej zgodne z Bożą mądrością, aniżeli ludzką przezornością. Człowiek jest tak dalece utożsamiony z własnym sposobem postrzegania i rozumienia świata, że potrzebne jest nieraz znaczne cierpienie, zdolne wyważyć drzwi zamkniętego w sobie umysłu i ukazać istniejący poza nim inny świat.
Cierpienie nie rodzi natychmiastowych i cudownych skutków. Ono stwarza szansę. Proponuje okazję do zreflektowania się i podjęcia trudu nauki. Człowiek jednak wciąż pozostaje wolny, by przyjąć lub odrzucić wyciągniętą ku niemu rękę Boga skrytą za jakimś trudnym doświadczeniem. Gdy ją przyjmie, otwiera się przed nim zadanie cierpliwego wykorzeniania kłamstwa poprzez przyznawanie się do rzeczywistych swoich słabości, upadków, błędnych poglądów i motywacji. Uznanie swej grzeszności i siebie jako grzesznika to początek prawdziwej przemiany. A ta przynosi potrzebę częstszego zwracania się do Boga i szukania u Niego pomocy. Tak zaczyna się kształtować pokora umysłu, fundamentalny warunek duchowej dojrzałości.
Formacyjna rola cierpienia ma swoje miejsce także w duchowym doświadczeniu osoby zaawansowanej w przyjaźni z Jezusem. Dopóki ludzki umysł przemierza drogi tego świata, pozostaje naznaczony piętnem niedoskonałości. Na każdym etapie potrzebuje korygować własny sąd i uczyć się Bożego sposobu widzenia ludzi i wydarzeń. Przypomina nam o tym święty Jan od Krzyża: “Doskonałość nie polega na tych cnotach, które dusza upatruje w sobie, lecz na tych, które Bóg w niej widzi”. By nauczyć się dostrzegać prawdziwy powód własnej wartości, źródło godności innych ludzi, trzeba przejść z Jezusem niejedną próbę, nawet wówczas, gdy bardzo się Go kocha. Cierpienie otwiera oczy ludzkiego umysłu, by dostrzegł prawdę. A to, co nas wyzwala, to właśnie prawda przyniesiona i ukazana przez Jezusa.
W rękach Jezusa cierpienie służy także jako narzędzie hartowania ludzkiej woli w dobru. Wola jest władzą rozkazywania, jest źródłem niezależności i daje poczucie własnej siły. Realizuje postanowienia rozumu, wprowadzając je w czyn. Podobnie jak rozum wola naznaczona jest piętnem niedoskonałości. Zamiast posiadać pełną kontrolę nad swymi pragnieniami i ich realizacją człowiek na różny sposób i w różnej mierze staje się niewolnikiem swych pragnień. Zamiast nimi kierować staje się ich sługą.
Ten chorobliwy stan ludzkiej woli Boża opatrzność leczy cierpieniem. Używając terminologii medycznej, możemy powiedzieć, że Bóg działa poprzez cierpienie dwukierunkowo: uszlachetnia wolę i ją wzmacnia. Gdy mówimy, że coś jest szlachetne, chcemy dać do zrozumienia, że jest wolne od fałszu, dwuznaczności, jest wyraziste, związane z najcenniejszymi wartościami… słowem, jest wyjątkowej jakości. Dopóki człowiek skoncentrowany jest na sobie, dopóki dostrzega jedynie świat w zasięgu swego nosa i podejmuje działania ze względu na własne dobro, taka jego postawa nijak ma się do szlachetności. Motywy jego przemyśleń i działań nie sięgają poza obszar prywatnego ogrodu. Doświadczanie cierpienia, czasem długotrwałego, rodzi szansę zmiany motywów. To one decydują o stopniu szlachetności ludzkich działań.
Także i w przypadku woli człowieka cierpienie nie działa jak dotknięcie czarodziejskiej różdżki. Ono stwarza szansę, którą można na różny sposób przeżyć. Znalazłszy się w sytuacji kryzysu lub próby ktoś może odkryć prawdę o swej niewystarczalności i – pokonując siebie – poprosić o pomoc. Ktoś inny pozostanie malkontentem decydującym się narzekać bez końca na to, co go spotkało. U jednego cierpienie może zrodzić poczucie solidarności z tymi, którzy przechodzą podobne doświadczenia i pragnienie udzielenia pomocy, mimo iż samemu się jej potrzebuje. Ktoś drugi jeszcze bardziej zamknie się w sobie, decydując się na życie z piętnem pokrzywdzonego przez los. W jednym człowieku cierpienie zainicjuje piękną postawę ofiarowania tego, co trudne za bliźnich. W innym stanie się impulsem, by wykrzyczeć Bogu: Nienawidzę Cię!
Uszlachetniając, czyli nadając ludzkim czynom bardziej ewangeliczne motywy, cierpienie czyni wolę silniejszą, zdolną do pokonywania duchowego lenistwa.
W rękach Jezusa cierpienie służy wreszcie jako narzędzie oczyszczenia, pomocne w formowaniu serca. W sercu wszystko ma swój początek. Nie to, co wchodzi do człowieka, ale to, co wychodzi z jego serca czyni go czystym lub nieczystym, przypomni Jezus swoim słuchaczom (por. Mt 15, 19-20). Serce jest źródłem całego ludzkiego postępowania. To, co człowiek czyni na zewnątrz, jak i na co patrzy, jak i czego słucha, jak i o czym mówi, wyraża jego wnętrze. Dlatego biblijny mędrzec napisał: “Oblicze odbija się w wodzie, a w sercu odbija się człowiek” (Prz 26, 19).
Każde trudne doświadczenie przeżywane z cierpliwością i dobrym motywem, czyni serce mocniejszym i wewnętrznie bogatszym w oczach Boga.
W dawnych czasach w Japonii wykonywano szable o tak twardym ostrzu, że wprawny wojownik, stosując odpowiednią technikę uderzenia, mógł przeciąć taką bronią pancerz zbroi swego przeciwnika. Katana, bo taką nazwę nosiła szabla, powstawała w żmudnym procesie, który polegał między innymi na wielokrotnym hartowaniu w ogniu i wodzie. Takie działania zmieniały wewnętrzną strukturę metalu. Trudne doświadczenia na podobieństwo ognia i wody hartują wewnętrznego człowieka, zmieniając strukturę jego serca. Z czasem rodzą się w nim piękne postawy i ujawniają się na zewnątrz: wyjście poza krąg zainteresowania własną osobą, dostrzeganie cierpień innych ludzi, zdolność ofiarowania własnych trudności w intencjach ludzkich potrzeb, dopuszczenie do głosu prawdy o doczesnym przemijaniu, angażowanie się w takie działania, których owoce trwają na wieczność…
Wzrastanie w duchowej dojrzałości dzięki cierpieniom nie jest jednak sprawą techniki. Żaden styl, specyficzna forma zachowania czy działania nie rodzą mądrości. Ta bowiem jest sprawą ludzkiego serca i pojawić się może jedynie jako owoc miłości. Jeśli potrafisz kochać, cierpienie nigdy cię nie pokona, nie zniszczy, nie zetrze. Zawsze bowiem znajdziesz ewangeliczny motyw, by je przyjąć, jak również i siłę, by je udźwignąć. Jedno i drugie pochodzą od Jezusa. Poza Nim cierpienie pozostaje bezsensownym doświadczeniem. I tak jest przeżywane przez ludzi zamkniętych na wartości duchowe.
Cierpienie rozumiane jako narzędzie przemiany i wzrostu potrzebne jest wszystkim. Darowane jest jako wyraźne ostrzeżenie ze strony Boga tym, którzy grzeszą ciężko przeciw wierze (atakują prawdy wiary, negują je, nie podejmują trudu wnikania w ich przesłanie), przeciw nadziei (popadają w rozpacz, z powodu zadufania żyją pychą) i przeciw miłości (nie podejmują dzieła pokuty i pojednania, zazdroszczą innym Bożych łask). Potrzebne jest również wszystkim zaangażowanym w różnym stopniu w naśladowanie Chrystusa. Dzięki cierpieniu subtelnieje ludzki duch, otrzymując zdolność coraz głębszego wnikania w tajemnice Bożego działania.