W kręgu Bożych tajemnic. Śmierć, czyściec, piekło, niebo

Rzeczy ostateczne – w kręgu Bożej miłości



Konferencja druga

Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka – uczynił go obrazem swojej własnej wieczności (Mdr 2, 23).

Nie tylko pokorny szacunek dla tajemnicy stanowi warunek spotkania z prawdą o rzeczach ostatecznych. Zasadniczym tłem tej prawdy jest dogmat wiary o Bożej miłości. Nie jest możliwa prawidłowa refleksja nad tajemnicą umierania, nad rzeczywistością czyśćca, piekła i nieba bez odniesienia do prawdy o absolutnej i nieodwołalnej miłości Boga do swego stworzenia.

O tej miłości On sam powiedział bardzo wiele. Najpierw przez ludzi natchnionych, a potem wprost przez swego Syna. Nikt z nas nie mógłby kochać ani tym bardziej mówić o miłości, gdyby wcześniej sam nie został pokochany i uzdolniony do dawania miłości. Nawet najbardziej zakochani ludzie na ziemi nie są w stanie dorównać wyznaniom miłości, jakie uczynił Bóg względem człowieka. Rozsiane są po całym Piśmie świętym jak kwiaty na łące. “Ukochałem cię odwieczną miłością” (Jr 31, 3); “Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę – schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go” (Oz 11, 4); “Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie. Oto wyryłem cię na swoich dłoniach” (Iz 49, 15–16); “Ustrzegę go, zachowam przy życiu. Pokrzepię go na łożu boleści: podczas choroby poprawię całe jego posłanie” (Ps 41, 3–4). A ponieważ słowa można zakwestionować, swoją miłość Bóg potwierdził niepodważalnym znakiem uniżenia i ofiary krzyżowej Jezusa.

Jeżeli Bóg mówi mi, że mnie kocha, to znaczy, że chce mnie całym sobą i na zawsze. Jego “kocham cię” nie ustaje nawet wówczas, gdy ja zawodzę i słabnie moja wiara w Jego miłość. “Kocham cię” wypowiedziane przez wiecznego Boga jest wiecznym kochaniem. W Boskim Sercu nie ma “kochałem cię”, “kocham cię” i “będę cię kochał”. Jego wieczne “miłuję cię”, nie zmienia się i nie ustaje.

Aby móc odpowiedzieć na taką miłość otrzymaliśmy w darze wrodzone pragnienie Boga. Nikt z nas nie może bez tego istnieć. Można je w sobie stłumić na czas ziemskiego życia, jednak w chwili śmierci – gdy opadają wszystkie zasłony – pragnienie to ponownie dochodzi do głosu, stając się najważniejszym pragnieniem ludzkiego ducha, wołaniem jego istoty.

Miłość Boga jest ogniem, który raz zapaliwszy się w człowieczym sercu, nigdy nie przestaje istnieć. Nie zmienia się. Zmienna jest natomiast moja postawa względem tej miłości i to właśnie ona decyduje o moich pośmiertnych losach. “W głębi serca – pisze chrześcijański autor – płonie ten sam ogień, który potępia w piekle, oczyszcza w czyśćcu i uszczęśliwia w niebie. Bóg się nie zmienia, ogień miłości jest zawsze ten sam. To my jesteśmy różni w obliczu tej miłości niezmiennej i nieskończonej: jeśli zupełnie sprzeciwiamy się tej miłości, Boży ogień nas torturuje; jeśli zdolni jesteśmy do oczyszczenia, ogień ten nas oczyszcza; a jeśli jesteśmy zjednoczeni z Bogiem, ogień ten nas uszczęśliwia”.

Jezus dopomina się o czystość naszych serc, ponieważ stan, w jakim się one znajdą w momencie śmierci, decyduje o jej charakterze i tym, co po niej nastąpi. Jeśli ktoś podczas doczesnego życia sprzeciwiał się wrodzonemu pragnieniu Boga, zagłuszył je, zdecydował się nie przyjmować miłości Ojca i nie kochać, owo niezrealizowane pragnienie staje się w nim piekłem. Ileż można znaleźć przykładów tragicznych ludzkich śmierci, które były potwierdzaniem do samego końca dokonanego za życia wyboru przeciw miłości.

W Księdze Apokalipsy świętego Jana Apostoła odnaleźć możemy piękny i wymowny obraz Jezusa pukającego do drzwi ludzkich serc. “Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną” (Ap 3, 20). Stoi u drzwi i puka, a więc nie wdziera się siłą, nie taranuje drzwi, nie wprasza się nachalnie. Jezus pukający do drzwi i proponujący swą miłość jest jednym z ulubionych ewangelicznych tematów malarskich. Niektórzy artyści, malując tę scenę, umieszczali w odrzwiach domu drzwi bez zewnętrznej klamki. Jezus nie może sam otworzyć tych drzwi. Może je otworzyć ich właściciel, od wewnątrz. Ten obraz podarowany nam przez Jezusa naprowadza nas na ślad tragedii, która może mieć miejsce na progu wieczności między Bogiem a niektórymi Jego dziećmi.

Ludzkie serce może nie chcieć kochać. Swą decyzję na “nie” może potwierdzić i w procesie umierania, i po przekroczeniu progu śmierci. To ludzkie “nie”, wypowiedziane w chwili poznania pełnej prawdy, jest straszną tajemnicą, której losy pozostawiamy zawsze pełnemu miłosierdzia Sercu Jezusa.

Jeżeli ktoś przyjął w życiu miłość Ojca, ale nie dość dobrze na nią odpowiedział, nie jest jeszcze dojrzałym do wiecznego spotkania. Czegoś mu brakuje do osiągnięcia dojrzałości. Dlatego wierna miłość Boga, nawet po śmierci, stwarza możliwość dorastania do pełni. Ogień Boskiej miłości staje się wtedy ogniem oczyszczającym. Rzeczywistość, którą oznacza czyściec, jest w najwyższym stopniu pozytywna. Jest szczególną formą miłości i wierności Boga, który uzdrawia i doprowadza do doskonałości to, co nie jest jeszcze w pełni zdrowe i doskonałe.

Mówią, że ludzie o czystych sercach w ewangelicznej przypowieści o miłosiernym ojcu zawsze widzą historię trzech synów. Pierwsza to historia lekkoducha i pyszałka. Poprosił ojca o część majątku, który mu przypadał, a otrzymawszy go, odjechał. Sądził, że na własną rękę zbuduje szczęśliwszy świat niż ten, którego doświadczył w domu. Druga historia to dzieje obrażonego syna, któremu wydawało się, że kocha ojca i mu służy, i że tej jego miłości niczego już nie brakuje, bo wyraża się “nieprzekroczeniem ojcowskiego nakazu”. Szybko się jednak okazuje, jak niedoskonała i skoncentrowana na sobie jest taka forma miłości. Syn obraził się na ojca, gdy ten przyjął na powrót jego marnotrawnego brata. Między wierszami tych dwóch historii rozpisana jest historia trzeciego Syna – Jezusa. On jest ukryty, bo Ojciec posyła Go ze szczególną misją: ma odnaleźć tego, który odszedł, a także sprowadzić do domu tego, który się obraził. Jezus szuka w ludzkich sercach wszelkich form niedoskonałej miłości. Chce je zebrać, przyprowadzić do Ojca i udoskonalić, by mogły wejść w relację z Jego odwieczną miłością. Na wszystkich etapach życia, nawet po śmierci, stwarza możliwość, by to, co niedoskonale kochało, mogło przybrać weselną szatę. To Ojciec wybiega naprzeciw i poleca ją założyć. W Jego Sercu jest wieczne “miłuję cię”, które się nie zmienia i nie ustaje. Czyściec jest wyjątkowym dowodem tego miłowania.

Niezmienna miłość Boga zawsze jest miłością poszukującą. Bóg nie zostawia swoich stworzeń ich własnemu losowi. Interesuje się każdym z nich nawet wówczas, gdy wchodzą na ścieżki grzechu i nienawiści. Miłujący Bóg zawsze woła z zatroskaniem: “Gdzie jesteś?”. Tak jest od początku stworzenia. “Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią, a on zjadł. A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski. Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze, kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Bogiem wśród drzew ogrodu. Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: «Gdzie jesteś?»” (Rdz 3, 6–9). “Gdzie jesteś?” będzie rozbrzmiewało w ludzkich sercach do końca czasów.

Spośród proroków Starego Testamentu szczególną postacią jest Ozeasz. Nie sposób odmówić mu sympatii z powodu trudnego zadania, jakie postawił przed nim Bóg. Jego życie rodzinne miało stać się znakiem dla narodu. “Idź, a weź za żonę kobietę, co uprawiała nierząd i bądź ojcem dzieci nierządu; kraj bowiem uprawiając nierząd – odwrócił się od Pana”. Po zdradzie, której dopuściła się żona Ozeasza, Bóg poleca mu: “«Pokochaj jeszcze raz kobietę, która innego kochała, łamiąc wiarę małżeńską». Tak miłuje Pan synów Izraela, choć się do bogów obcych zwracają i lubią placki z rodzynkami” (Oz 1, 2; 3, 1). Bóg nie cofa swej miłości, chociaż niejednokrotnie ciężko jest obrażany. Przez cały czas trwania doczesności będzie czynić wiele zabiegów, często dla nas niezrozumiałych i trudnych, by rozbudzić na nowo wrodzone nam pragnienie Boga. “Dlatego wrócę i zabiorę swoje zboże w odpowiedniej chwili i swój moszcz we właściwej porze, odejmę moją wełnę i len, co miały okryć jej nagość… Zniszczę jej winnice i sady figowe, o których mówiła: «Oto zapłata moja, jaką mi dali kochankowie». W gąszcz je obrócę i będą się nimi pasły polne zwierzęta. Ześlę na nią karę za dni Baalów, gdy im paliła kadzidła, a zdobna w swe kolczyki i naszyjniki biegała za swymi kochankami – a o Mnie zapomniała – wyrocznia Pana… I stanie się w owym dniu – wyrocznia Pana – że nazwie Mnie «Mój mąż», a już nie powie «Mój Baal»… I poślubię cię sobie znowu na wieki przez miłość i miłosierdzie” (Oz 2, 11. 14–15. 18. 21). Bóg nigdy nie rezygnuje z człowieka. Dopuszcza karę, ale zawsze z myślą o jego uzdrowieniu, zawsze z nadzieją, że ludzkie serce ponownie rozbudzi w sobie miłość ku Niemu.

Ukazując scenę sądu, Księga Apokalipsy mówi o natychmiastowym wymierzeniu wiecznej kary szatanowi, który zwodzi narody. Jego wina nie podlega dyskusji, prawda jego natury jest oczywista. Człowieka natomiast czeka sąd szczegółowy. Człowiek jest inny. Serce Boga pała do niego szczególną miłością, dlatego woła: “Ludu mój, wyjdźcie z niej, byście nie mieli udziału w jej grzechach i żadnej z jej plag nie ponieśli” (Ap 18, 4). “Nie sposób wobec tych słów, wobec całego tego obrazu zachować dystans – czytamy w jednym z komentarzy. «Król Królów i Pan Panów», Ten, który siebie bez reszty ofiarował za człowieka, teraz jeszcze go prosi. Żaden władca i żaden zasłużony bohater nie zachowałby się tak wobec tych, którzy wzgardzili nim, a tym bardziej jego czynem i ofiarą. Poczucie godności wzięłoby górę. Ale logika miłości jest inna. Właśnie taka, jak to słyszymy. Umiłował swoich do końca i dlatego nie wzbrania się teraz prosić”. Po tamtej stronie, we wspólnocie z Jezusem, zobaczymy wielu takich, których nie spodziewaliśmy się tam zobaczyć.

Właściwością Bożej miłości jest nie tylko poszukiwanie i przywracanie do stanu pierwotnej miłości. Właściwością Jego miłości jest również proszenie: “Kochaj Mnie!”, “Przyjmij moje miłosierdzie!”. Czy można sobie wyobrazić większą miłość?

Pragnienie Bożej miłości, które serce człowieka przyjęło w sposób doskonały, otwiera przed nim stan wiecznego szczęścia. W niebie nie o ekstremalną bliskość z Bogiem chodzi, lecz o uczestnictwo w Nim. Tam nic nie jest statyczne, nudne, takie jak wczoraj. Tam dopiero jest się w pełni sobą i rozumie się swoją godność. Tam nie ma już żadnych czasowych czy przestrzennych ograniczeń.

Poza dogmatem wiary o Bożej miłości nie ma innej perspektywy dla rozważań o rzeczach ostatecznych. Cokolwiek powiemy w kolejnych konferencjach, niezmienna i wierna miłość Boga do człowieka pozostanie horyzontem dla wszystkich zamyśleń o śmierci i wieczności. Wszelkie dociekania, które nie zachowują postawy pokory i szacunku dla tajemnicy Boga, które szukają sensacji i zaspokojenia ciekawości, wcześniej czy później wykrzywią i zniekształcą możliwość ewangelicznego spojrzenia na tajemnicę rzeczy ostatecznych. Wówczas w całej rozciągłości sprawdza się przestroga Bożej Mądrości: “Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli, i nie nawrócili się, abym ich uzdrowił” (Mt 13, 14b–15).