o. Ernesto Mura OCD
14 grudnia 1927 roku papież Pius XI ogłosił św. Teresę z Lisieux Patronką wszystkich Misji. Było to wydarzenie zgoła zaskakujące. Młodej zakonnicy, zmarłej w wieku 24 lat w nieznanym normandzkim Karmelu, zostaje powierzony patronat z nieba nad wszelkimi przedsięwzięciami misyjnymi, na równi z wielkim apostołem Indii św. Franciszkiem Ksawerym! Jednak “Papież misji” wiedział dobrze, co robi przyozdabiając nową koroną chwały tę, którą nazywał “Gwiazdą swego Pontyfikatu”. W 1923 roku dokonał jej beatyfikacji w 26 lat po jej śmierci; już w 1925 roku nastąpiła kanonizacja, a dwa lata później spełnił nieugaszone pragnienie małej Karmelitanki, “by głosić Ewangelię w pięciu częściach świata aż po najbardziej odległe wyspy…” (Rękopis “B”).
Wielkie pragnienia Teresy, jej zapał i miłość mają jednak swe źródła w otoczeniu, z którego wyrosła, i w którym czerpała ducha misyjnego.
Misyjne zainteresowania rodziny Martin
Rodzina Teresy była istotnie opatrznościowym gruntem, na którym mogła wykiełkować jej żarliwość na rzecz misji. Czytywano regularnie i z zapałem Roczniki Propagowania Wiary (Annales de la Propagation de la Foi), w obecności dzieci komentowano wydarzenia i sprawy związane z misjami, a pomoc różnym przedsięwzięciom misyjnym figurowała w budżecie pana Martin.
W tym klimacie wiary i miłości budzą się pierwsze poruszenia i zainteresowania naszej Świętej ewangelizacją wśród pogan. Czyż jeszcze przed wstąpieniem do Karmelu nie wyrażała swych pragnień przyłączenia się do jakiegoś Instytutu Misyjnego? Porzuciła te zamiary tylko z myślą o bardziej skutecznym i płodnym apostolstwie zza klauzury.
Podczas swej podróży do Rzymu, jak wspomina Celina, “po przeglądnięciu kilku stron Roczników zgromadzeń misyjnych, nagle przerwała lekturę i powiedziała: “Mam tak wielkie pragnienie zostania misjonarką. Co to by było, gdybym jeszcze rozniecała ten ogień widokami apostolskimi! Ja chcę być karmelitanką!”
Misyjne pragnienia matki
Pośród wydarzeń przygotowujących duchowy grunt pod misyjne powołanie Teresy, należy wymienić w pierwszym rzędzie wielkie pragnienia i gorące modlitwy pani Martin. Znamy jej matczyne marzenia, by mieć syna kapłana – misjonarza; wiemy, jak głęboko przeżyła śmierć swych dwóch synków – Józefów, których narodziny zdawały się być Bożą odpowiedzią na jej modlitwy. Siostra pani Martin, wizytka z Mans, by pocieszyć pogrążoną w żałobie matkę, pisze 23 lutego 1870 roku słowa iście profetyczne, które spełniły się w zadziwiający sposób w Teresie: “Twoja niezachwiana wiara i ufność, pewnego dnia przyniosą wspaniały owoc. Bądź pewna, że Pan cię pobłogosławi i pocieszy na miarę cierpień, jakie teraz ponosisz. Dobry Bóg da ci wkrótce wielkiego świętego, którego tak pragniesz dla Jego chwały, czyż to nie będzie najlepsza nagroda?”
Misyjny Karmel
Po rodzinie Martin, Karmel w Lisieux, bardziej niż ktokolwiek inny, przyczynił się do dalszego rozwoju misyjnych skłonności Teresy. Pośród wszystkich Karmeli Francji właśnie Lisieux podjęło inicjatywę fundacji w kraju pogańskim. To stąd wyruszyły pierwsze mniszki do Sajgonu, w dzisiejszym Wietnamie. Ziarno rzucone w tę odległą krainę, przyniosło tak obfity plon, że z tej jednej fundacji powstało ponad dwadzieścia Karmeli.
Z misyjnego zaangażowania klasztoru w Lisieux, wyrasta późniejsze wyznaczenie Teresy na duchową siostrę dwóch przyszłych misjonarzy – ojca Belliere, który wyruszył na misje w październiku 1895 roku i ks. Rouland z Paryskich Misji Zagranicznych, który został wysłany do Chin w rejon Szanghaju latem 1896 roku.
Jaka była odpowiedź Teresy na to zaproszenie do współpracy w misyjnym apostolstwie swych dwóch duchowych braci, dowiadujemy się z Rękopisu “C” skierowanego do Matki Marii Gonzagi: “Matko moja, (pisze w związku z swym pierwszym bratem duchowym) nie jestem w stanie wypowiedzieć mego szczęścia; spełnienie pragnienia (by mieć brata kapłana) w sposób tak nieoczekiwany zrodziło w mym sercu radość, którą nazwałabym dziecięcą, bo musiałabym wrócić do dni mego dzieciństwa, by odnaleźć wspomnienie radości tak żywych, że dusza nie jest ich zdolna pomieścić. Od lat nie przeżywałam podobnego szczęścia. Miałam uczucie, jakby coś nowego zrodziło się w mej duszy, jakby po raz pierwszy dotknięto strun, pozostających dotąd w zapomnieniu” (Rękopis “C”).
Było to niewątpliwie dotknięcie Ducha Świętego, który z taką intensywnością wprawił w wibracje struny instrumentu doskonale przygotowanego na Jego działanie. Ta pierwsza reakcja dosięgnie szczytu, gdy 30 maja 1896 roku zostanie jej dany drugi brat. Stało się to w dwa miesiące po wejściu w wielką noc wiary:
“Ufam, że dzięki łasce Bożej będę pożyteczna więcej niż dwom misjonarzom, a równocześnie nie zapomnę modlić się za wszystkich, nie wyłączając zwykłych księży, których posłannictwo jest równie trudne, jak misja apostołów pracujących nad nawracaniem niewiernych. Wreszcie, chcę być córką Kościoła i modlić się w intencjach naszego Ojca św., wiedząc, że jego intencje obejmują cały świat”.
Przymierze, jakie Teresa zawarła ze swymi braćmi misjonarzami, nie pozostawało wyłącznie na poziomie wzniosłych pragnień. Odtąd całe jej życie należy do nich. Dzięki tajemnicy świętych obcowania może każdego dnia oddawać im całe swe duchowe bogactwo: “cokolwiek do mnie należy, jest własnością każdego z nich; doskonale wiem, że dobry Bóg jest zbyt dobry, by dzielić. Jest On tak bogaty, że daje bez miary wszystko, o cokolwiek Go proszę…” (Rękopis “C”).
Patronka misji
Echo tych wszystkich akcentów zdaje się brzmieć w Dekrecie Piusa XI, opublikowanym 14 grudnia 1927 roku i nadającym Teresie tytuł: “głównej Patronki wszystkich misjonarzy, mężczyzn i kobiet, oraz Misji na całym świecie, wraz ze św. Franciszkiem Ksawerym”. Pomimo suchego i zwięzłego stylu tego typu dokumentów, dekret Piusa XI zdaje się zawierać coś z tych intensywnych wibracji serca naszej Świętej.
Zaczyna się on słowami “Ouam laeto animo!… Z jak wielką radością wierni przyjęli wiadomość o kanonizacji św. Teresy od Dzieciątka Jezus, poznajemy po ogromnym rozwoju nabożeństwa do tej Świętej na całym świecie. Nawet najdalsze rejony zamieszkałe przez pogan, nie są pozbawione tego deszczu róż, który Ona obiecała”.
Niewątpliwie to poprzez łzy, poprzez skrajne cierpienie, poprzez to wszystko, co opisuje Guy Gaucher w Agonii Teresy, mała Święta realizowała swą misję, ale z jakim spokojem i radością! Daje sama o tym świadectwo w słowach skierowanych do Matki Agnieszki: “Nie smuć się moją chorobą; widzisz przecież, jak Dobry Bóg mnie uszczęśliwia. Jestem ciągle radosna i zadowolona.” A do siostry Marii od Aniołów mówi: “Na wielkie cierpienie odpowiadam uśmiechem”.
Oto co wyjaśnia, na planie nadprzyrodzonym, niezwykłą płodność zaangażowania misyjnego św. Teresy. Złączona z Chrystusem cierpiącym, kontynuuje w Kościele i w świecie swą rolę Misjonarki i Patronki wszystkich misji.
Płomienna miłość misyjna nie ograniczała się u niej tylko do wzniosłych pragnień. Prosta i praktyczna, wiedziała, że “miłość udowadnia się czynami”. Zabrała się więc do dzieła przemieniając najmniejsze swe czyny w akty miłości: “nie opuszczę żadnej okazji do ofiary, choćby najmniejszej, żadnego spojrzenia, żadnego słowa, wykorzystam najdrobniejsze nawet czyny, by je pełnić z miłości. Chcę cierpieć z miłości i cieszyć się z miłości” (Rękopis “B”).
Czy to poezja? Być może, ale zrodzona u stóp krzyża. W jego cieniu odkrywa szybko, jak bardzo jest mała i niezdolna, jak nie dorasta do swych wielkich aspiracji: “Jakże to być może, by dusza tak niedoskonała jak moja, pragnęła posiąść pełnię Miłości?… O Jezu, mój pierwszy, mój jedyny Przyjacielu, Ty, którego wyłącznie miłuję, odsłoń mi tę tajemnicę!… Dlaczego nie zachowujesz tych bezmiernych pragnień dla dusz wielkich, dla orłów szybujących w najwyższych przestworzach? Ja siebie uważam za małą ptaszynę… nie jestem orłem, mam jedynie orle oczy i serce” (Rękopis “B”).
Oto, gdzie należy się doszukiwać przenikliwego spojrzenia tej Córki Kościoła, która i dziś wciąż obejmuje “pięć stron świata”, i której gorące serce ożywia zapał apostolski misjonarzy.
Karmel, nr 2/2001