Teologia świętej Teresy

Droga zawierzenia – teologia nadziei



Teresa cała oddaje się teologii, wychodząc od swego doświadczenia miłości Jezusa, które pozwala jej poznać, do jakiego stopnia Bóg jest miłością i pragnie się nam dawać. Doświadczenie miłości Bożej, której na imię “Miłosierdzie”, każe wybrać drogę zawierzenia; młoda karmelitanka odkrywa ją w miarę kroczenia nią w obecności Boga. Zjednoczona z Jezusem w działaniu i w kontemplacji, ze spojrzeniem wiary nieustannie w Nim utkwionym, rozumie, że ufność i zawierzenie sprawiają, iż jest dyspozycyjna, otwarta na przyjmowanie Jego miłości.

Praktykowanie kontemplacji

Młoda karmelitanka z Lisieux jest nie tylko uważną słuchaczką słowa Bożego, ale kontempluje Oblicze Boga widzialne w Chrystusie: “Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14, 9). W codziennej kontemplacji doświadcza miłości Jezusa, w niej zostało jej ukazane Oblicze Boga-Miłości. Teresa wie, że jedyny wysiłek, jaki musi uczynić, to mieć nadzieję na otrzymane darmo miłosierdzie Boga. Taka jest najbardziej uszczęśliwiająca droga, “mała droga”, która wiedzie do radości doskonałej.

Zawierzenie prowadzi do miłości. Teresa z Awili wyznaczyła drogę dla swoich córek, wyjaśniając w obszernych rozprawach, czym jest modlitwa, częsta rozmowa serca z Bogiem, z przyjacielem, o którym wiemy, że nas kocha. Za jej przykładem Teresa z Lisieux czyni z modlitwy, “która roznieca ogień miłości” (Rps C, s. 285; OC, s. 284), jedną ze swych ulubionych broni: “Ach! to właśnie modlitwa i wyrzeczenie stanowią całą moją siłę, to one są bronią niezwyciężoną, którą dał mi Jezus; docierają do drugiego bardziej niż słowo, często tego doświadczyłam” (Rps C, s. 264; OC, s. 267). Tutaj również jest to teologia praktyczna, gdyż egzystencjalna, pobudzająca do misji, którą jest rozmowa ewangeliczna.

Koniec Rękopisu B poświęcony jest modlitwie kontemplacyjnej Teresy, modlitwie życia, która rodzi działanie. Teresa opisuje swoje życie modlitwy jako spotkanie dwóch spojrzeń, nadając opisowi formę przypowieści, w której przeciwstawia wielkie dusze (orły) duszom małym (małym ptaszkom). Mając oczy orła, ale słaba jak mały ptaszek, pozostaje na miejscu, “by wpatrywać się w niewidzialne światło, które wymyka się jej wierze”, pozwala sobie nawet zasnąć, ufając, że zostanie przyjęta jako ofiara miłości. Modlitwy Teresy przeniknięte są duchem “małej drogi”, przez którą z bezgraniczną ufnością korzy się przed Słońcem Miłości.

Ja siebie uważam za słabego ptaszka, ledwie pokrytego cienkim puchem; nie jestem orłem, mam tylko oczy i serce orła, gdyż mimo skrajnej małości śmiem wpatrywać się w Boskie Słońce, Słońce Miłości, i moje serce odczuwa w sobie wszystkie pragnienia Orła. […] Z zuchwałą ufnością [ptaszek] chce pozostać na miejscu, by wpatrywać się w swe Boskie Słońce. […] Co za szczęście pozostać na miejscu mimo wszystko i wpatrywać się w niewidzialne światło, które wciąż wymyka się wierze. […] Jezu! jakże Twój ptaszek jest szczęśliwy, że jest słaby i mały; co by zrobił. gdyby był wielki?… Nigdy by się nie odważył przed Tobą stanąć, zasnąć w Twojej obecności. […] O Boskie Słowo, to ty jesteś Orłem, którego wielbię, którego kocham i który mnie przyciąga! […] Jakżeby moja ufność mogła mieć jakieś granice? […] Ja, Jezu, jestem zbyt mała, by dokonywać rzeczy wielkich… moim szaleństwem jest mieć nadzieję, że Twoja Miłość przyjmie mnie na ofiarę… (Rps B, s. 205-208’ OC, s. 229-231).

Teresa płonie nadzieją, która niesie ją ku przedmiotowi jej pragnień, Jezusowi; zwraca się do Niego modlitwą spojrzenia. Taka modlitwa miłości, w której spojrzenie człowieka spotyka spojrzenie Boga, to prawdziwa kontemplacja, którą przeżywa się z największą prostotą i bardzo często w stanie oschłości. Bóg patrzy na duszę, która wie, że jest widziana, ale tego nie czuje. Ta wzajemność spojrzeń w wierze należy w prostej linii do tradycji karmelitańskiej sięgającej proroka Eliasza, a odnowionej przez Jana od Krzyża, od którego Teresa zapożyczyła słowa użyte jako dewiza na herbie: “Za Miłość płaci się tylko Miłością” (Rps A, s. 185; OC, s. 214).

Ukryta w Chrystusie, oddaje Mu się całkowicie, aby lepiej Nim żyć, oddaje “Miłość za Miłość” (Rps B, s. 202; OC, s. 227). Znakiem tego najdoskonalszym jest miłość bliźniego, także w modlitwie. Teresa ukazuje więc, że światła, ekstazy, przyjemność, pragnienia, pociechy, to elementy drugorzędne, zbyteczne ozdoby kontemplacji i samego życia mistycznego. Jej kontemplacji towarzyszy słabość, oschłość, noc, pustka, miłość braterska, pozostawiając miejsce ufności i nadziei. Taka jest droga małych dusz:

Moje pragnienia męczeństwa są niczym, nie mają żadnego znaczenia, to bynajmniej nie one dają mi tę bezgraniczną ufność, jaką odczuwam w sercu. […] Ach! czuję doskonale, że to nie one podobają się Bogu w mojej małej duszy. Podoba mu się we mnie to, gdy widzi, że miłuję moją małość i moje ubóstwo, podoba Mu się moja ślepa ufność w miłosierdzie Jego. […] Im bardziej jest się słabym, bez pragnień i cnoty, tym bardziej jest się podatnym na działanie tej Miłości trawiącej i przekształcającej. Samo pragnienie, aby stać się ofiarą, wystarczy, ale trzeba się zgodzić na to, by zawsze pozostać ubogim i bezsilnym. […] Ufność i nic jak tylko ufność powinna nas prowadzić do Miłości… (L 176, P I, s. 700-702; OC, s. 552-553).

Teresa przyjmuje całą miłość, którą daje Ojciec, korzystając z windy miłości, bez wysiłku, gdyż chodzi tylko o to, aby oddać się Jego miłosierdziu, aby całkowicie zaufać. Doświadcza tego, co przeżywał Jezus: całkowitego oddania się miłości Ojca, nadziei wśród nocy. W ten sposób doświadcza miłości Jezusa polegającej na tym, że jest się kochanym przez Ojca w taki sam sposób, w jaki On kocha Syna. Tak więc w im większej zażyłości jest z Jezusem, tym bardziej zostaje wciągnięta w miłość. W liście z 18 lipca 1897 pisze do księdza Bellière:

Zrozumiałam bardziej niż kiedykolwiek, do jakiego stopnia dusza Twoja jest siostrą mojej, skoro jest powołana, aby wznosić się do Boga windą miłości, a nie powinna bynajmniej wspinać się po stromych schodach bojaźni. Nie dziwię się, że zażyłość z Jezusem wydaje Ci się trochę trudna do zrealizowania: nie można dojść do tego w jednym dniu. Jestem wszakże pewna, że daleko więcej Cię wspomogę, byś mógł iść tą rozkoszną drogą, gdy będę już wyzwolona ze śmiertelnej powłoki i powiesz wkrótce jak święty Augustyn: “Miłość jest ciężarem, który mnie pociąga” (L 229, P I, s. 787; OC, s. 615).

Wiara pełna nadziei

Wiara Teresy jest pełna nadziei, tej nadziei, która jest porywem duszy ku Bogu, poruszeniem woli zmierzającej do posiadania Miłości. Wiara ta jest częścią jej życia, rozwija się razem z Teresą, razem z nerwicami, obsesjami i zranieniami okresu dzieciństwa, które oczyszczająca miłość Boga w końcu uzdrowi. Właśnie pośród cierpienia jej wiara ma nadzieję w Bogu, który jej nigdy nie opuści.

W dzieciństwie nieobce były Teresie cierpienia psychiczne; uleczyła ją miłość Boga. Potrzebowała czasu, aby jej osobowość się ukształtowała i umocniła, aby zwyciężyły siły wewnętrzne, by panowała w pełni nad swoim życiem. Pozostając przez wiarę w kontakcie z Bogiem i w Jego łasce, Teresa osiągnęła zdrowie duszy i udzielającą się innym świeżość duchową (Conrad de Meester, Dynamique de la confiance, Cerf, Paris 1995, wyd. 2, s. 16).

Uzdrowienie duszy nastąpiło w Boże Narodzenie 1886, w przededniu czternastych urodzin Teresy: “Dobry Bóg musiał użyć małego cudu, abym mogła w jednej chwili dojrzeć” (Rps A, s. 105; OC, s. 141). Teresa dzieli się z nami tym doświadczeniem wiary, które należy do tajemnicy jej osiągnięcia dojrzałości ludzkiej i duchowej. Istnieje więc u Teresy okres przed i po jej nawróceniu, ukazujący całą zmianę, jaka się dokonała. Teresa staje się nam przez to bliższa, bardziej ludzka, gdyż świadoma swojej słabości i małości. Lata, które nastąpią, uwiarygodnią jej “małą doktrynę” świętości dostępnej dzięki nadziei i zawierzeniu mocy łaski Bożej. Praktykowanie przez nią ufnej wiary świadczy o tym, że łaska Boża nie niszczy natury, lecz utrzymuje ją w równowadze, umacnia i stopniowo przekształca.

Spojrzenie Teresy mówi o jej posłannictwie. To spojrzenie pełne dobroci jest wynikiem przede wszystkim przyjęcia przez nią własnych ograniczeń i zawierzenia Bogu Ojcu, którego Jezus objawia całym swoim życiem. W tym doświadczeniu, w którym poznaje, że jest “córką” kochaną przez Ojca i Jezusa, Teresa osiąga dojrzałość w Duchu Świętym. Wyzwalające działanie Boga Trójjedynego jest nierozdzielnie złączone z doświadczeniem własnego ubóstwa. Teresa wie, że ten Bóg, który nie jest wymyślonym bóstwem ani projekcją jej własnego wnętrza, może w jednej chwili odmienić serce, tak jak to uczynił dla niej w ową Gwiazdkę; stąd jej radosna ufność w nieskończoną moc Bożego miłosierdzia.

Teresa zastępuje religię bojaźni przez religię miłości. Rozważanie Ewangelii ukazuje jej Boga bliskiego ubogim, maluczkim, dzieciom, ludziom prostym. Bóg Wszechmogący ukazuje się w słabości Dziecka złożonego w żłobie. Stanie się ubogi i bezbronny aż po śmierć na Krzyżu. Teresa jest owładnięta uczuciem pokory i miłości podobnym do tego, które odczuwał Franciszek z Asyżu: “Pragnąc być kapłanem, podziwiam, a jednocześnie zazdroszczę pokory świętemu Franciszkowi z Asyżu i chciałabym pójść w jego ślady, nie przyjmując wzniosłej godności kapłaństwa” (Rps B, s. 198; OC, s. 224). Dla tych dwojga świętych Najwyższy staje się Uniżonym, “Bogiem na miarę dziecięctwa” (Christian Bobin, Le Très-Bas, Gallimard, Paris 1992, s. 37).

Bóg, który jest Miłością, działa w Teresie od początku jej istnienia. Teresa czyni ze swego życia lekcję teologii: przez swój sposób rozumienia eschatologicznego charakteru chrześcijaństwa, swoje pragnienie nieba, swój sposób przeżywania wiary przejawiający się zawsze w nadziei, i przez pragnienie zbawiania dusz. Wie, że Chrystus jest przyszłością ludzkości. Jest prekursorską teologii nadziei XX wieku, w ramach której teolog protestancki Moltmann sprecyzował zasadę: “W życiu chrześcijańskim wiara ma pierwszeństwo, ale nadzieja posiada prymat” (Jürgen Moltmann, Théologie de l’espérance, Cerf, Paris 1964, s. 17).

Nadzieja, ta mała dziewczynka, według słów Péquy’ego, która chadza między swymi dwiema siostrami, wiarą i miłością, podtrzymuje wiarę pobudzana pragnieniem, aby nieustannie i coraz lepiej służyć Miłości, która “we wszystkim pokłada nadzieję” (1 Kor 13, 7). Teresa ma w sobie tę samą lekkość, co mała dziewczynka nadzieja. Ziemia nie mogła jej zatrzymywać zbyt długo.

Wśród nocy niewiary

“Moim szaleństwem jest mieć nadzieję”, pisała Teresa (Rps B, s. 208; OC, s. 231). Bez nadziei wiara staje się letnia. Stąd wielki niepokój Teresy, gdy nadzieja Nieba zostaje jej odebrana. To, co było radością, staje się cierpieniem, to, co było pełne blasku, staje się zamglone. Począwszy od Wielkiej Nocy 1896 aż do śmierci Teresa przeżywa “noc nicości”, straszliwe cierpienie, jakim jest poczucie nieobecności Boga, kiedy myśl o Niebie “zamieniła się w źródło zmagań i udręki” (Rps C, s. 228; OC, s. 241). Ma wrażenie, jakby znajdowała się w piekle, “zamknięta w ciemnym tunelu”, płynie – nie zdając sobie z tego sprawy – w tym samym prądzie niewiary co współcześni jej Nietzsche, Marks, Renan. Są odtąd jej braćmi, Teresa jada z nimi przy tym samym stole.

Jezus dał mi odczuć, że rzeczywiście są ludzie, którzy nie mają wiary […]. Pozwolił, by mą duszę osaczyły nieprzeniknione ciemności i by myśl o Niebie, tak dla mnie radosna, zamieniła się w źródło zmagań i udręki… […] Trzeba przebyć ten mroczny tunel, by pojąć jego ciemności. […] Jednakże, Panie, Twoje dziecko pojęło Twe boskie światło, przeprasza Cię za swoich braci i zgadza się spożywać chleb boleści tak długo, jak zechcesz. I wcale nie pragnie wstawać od stołu napełnionego goryczą, przy którym siedzą biedni grzesznicy, aż po dzień, który sam wyznaczyłeś (Rps C, s. 228-229; OC, s. 241-242).

Karmelitanki nie domyślają się cierpień, które ją kiedyś zaatakują. Teresa jest wesoła, uśmiechnięta, oddaje siostrom drobne usługi, pisze ładne wiersze, ale w sercu nosi jedyne pragnienie: nadzieję na życie wieczne. “Kiedy śpiewam o szczęściu Nieba, czyli o wiecznym posiadaniu Boga, nie odczuwam z tego żadnej radości, gdyż po prostu śpiewam o tym, w co chcę wierzyć” (Rps C, s. 232-233; OC, s. 244). Nie ma już pragnień, nie pociąga jej niebo, nie daje ono żadnej pociechy. Pochodnia nadziei gaśnie, wiara Teresy spala się w milczeniu smutnych modlitw serca. “Nie mając radości, która płynie z wiary, staram się przynajmniej postępować według wiary. Zdaje mi się, że od roku poczyniłam więcej aktów wiary niż w całym życiu” (Rps C, s. 231; OC, s. 243). Pozostaje tylko “mała droga”, a więc bezsiła i zawierzenie przeciw pysze i buntowi.

Teresa, kompletnie wysadzona z siodła, zbyt dobrze zna cenę cierpienia, aby nie dostrzec w nim miejsca możliwych odwiedzin Boga. Płonie miłością, która sprawia, że umiera pośród ciemności, gdyż wie, że w nich znajduje się Bóg. Wyniszczająca udręka pustki, gdy jest jakby zawieszona między ziemią a niebem, jak Jezus na krzyżu, pozwala jej zrozumieć, jak dalece Bóg może być opuszczony przez tych, którzy nie pokładają w Nim nadziei.

Kiedy gnębiona ciemnościami staram się złapać oddech i przywołać wspomnienie promiennego kraju, ku któremu podążam, udręka moja się tylko podwaja, mam wrażenie, że ciemności, zapożyczając głosu grzeszników, mówią do mnie drwiąco: “Marzysz o światłości, o ojczyźnie nasyconej upojnymi zapachami, marzysz o wiecznym posiadaniu Stworzyciela wszystkich tych cudowności, myślisz, że opuścisz kiedyś mgły, w których żyjesz? No to pójdź, pójdź, raduj się ze śmierci, która da ci nie to, czego w nadziei oczekujesz, lecz noc jeszcze ciemniejszą, noc nicości” (Rps C, s. 230-231; OC, s. 242-243).

Wobec tych, którzy głoszą, że “Bóg umarł”, chora karmelitanka zapewnia: “Wszystko jest łaską” (OR, P II, s. 446; OC, s. 1009). Ma nadzieję za tych, którzy pośród nocy szukają sensu swego życia i którzy za odpowiedź mają tylko milczenie Boga, tragiczne milczenie ukryte w “miejscach serdecznych”, gdzie każdy szuka oddechu, światła, nadziei. Bóg sam, solidarny ze sprawiedliwymi, szuka w nich echa swego milczenia, jak to pięknie przedstawia pisarka Sylvie Germain:

Ich główną troską jest nieustannie pomagać temu Bogu ogołoconemu, pocieszać Boga odrzuconego, znajdować Mu nowe schronienia – jedyne, w których On godzi się zamieszkać: nieprzeliczone serca ludzkie. Ci bowiem, którzy naśladując Boga, wyrzekli się w głębi swego istnienia wszystkiego i trwają na kolanach (choć wytrwale są w drodze), czują dobrze, że Bóg cierpi, będąc odrzucony przez tak wiele swych dzieci: uciekinierów, buntowników, rabusiów i bratobójców. Wiedzą, że jakkolwiek żarliwa byłaby ich miłość Boga, nie wystarczy ona, aby zaspokoić Boży głód miłości, podsycany nieustannie przez skąpstwo serc grzeszników. A ponadto chcą też być uczestnikami tej wspaniałej radości kochania mimo wszystko: “Wszystko, co mam, wszystko, co zyskuję, to wszystko jest dla Kościoła i dla dusz” – mówi wycieńczona Teresa z Lisieux (Sylvie Germain, Les Échos du silence, Desclée de Brouwer, Paris 1996).

W swoim smutku Teresa godzi się, aby jej śpiew zaginął w ciszy Wielkiej Soboty. Jej wiara, podobnie jak wiara wielu ludzi, jest codzienną walką. Zaufała samemu tylko Jezusowi, który pustynię może zamienić w źródło, nieobecność w obecność, ludzkie ciemności w światłość Wielkiej Nocy. Swą absolutną ufność czerpie z tego, co w Ewangelii istotne: darmowości zbawienia.

Nie chodzi więc o to, by być kimś dobrym, cnotliwym, czystym, aby zostać zbawionym, lecz o to, by być ogołoconym ze wszystkiego, słabym, zrozpaczonym. Cóż innego powiedział Jezus: “Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mk 2, 17); “Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19, 10). W naszym tak burzliwym [XX] wieku Bóg dał nam płomienną młodą dziewczynę, aby nam o tym przypomnieć w najbardziej niezwykły sposób.

Teresa zostawia nam przejmujące świadectwo: młoda karmelitanka, której nic nie predestynowało do tego, by wywierała jakiś szczególny wpływ, zostaje dosłownie pochwycona, porwana, ofiarowana, poświęcona w imię miłości przez Miłość samą, aby wiele dusz otwarło się na miłość. Aby stawić czoła najbardziej radykalnemu brakowi wiary, Bóg wybrał nie mającą doświadczenia młodą karmelitankę. Słabe zdrowie, skromne wykształcenie, rygorystyczne życie klasztorne, wszystko to współdziałało dla zamknięcia jej w wąskich granicach klasztoru, odosobnienia mało znanego i o małym znaczeniu, z dala od świata ogarniętego rewolucją ideologiczną i kulturalną, przemysłową i ekonomiczną. “Bóg wybrał to, co słabe, aby zawstydzić mocnych” mówi nam święty Paweł. Ponowił ten wybór w osobie Teresy. Wobec mistrzów podejrzeń nie zwrócił się do mistrzów rozumowania ani do ekspertów od sukcesu społecznego. Świat niewiary powierzył miłości, miłości złożonej w ofierze (Cardinal Paul Poupard, Thérèse de Lisieux: la force de l’amour pour le monde de l’incroyance, w: Thérèse de l’Enfant Jésus, docteur de l’Amour, Éditions du Carmel, Venasque 1990, s. 309-310).

Teresa otrzymała posłannictwo nadziei przeznaczone dla Kościoła i dla świata. Jej życie, miejsce jej teologii praktycznej i misji, zachęca do wyruszenia w drogę na spotkanie Miłości. “Mała droga” zawierzenia i miłosierdzia sprawia, że Teresa odchodzi do Boga, łącząc w jedno słowo i działanie. Małość, bezsilność, słabość – oto sposoby osiągnięcia świętości. To, co wydawało się przeszkodą do miłości, staje się spotkaniem z miłością. Jezus może obsypać dobrodziejstwami tego, kto w pełni zawierzy Jego miłosierdziu: “Gdybyś cudem znalazł duszę słabszą, mniejszą od mojej, to chciałbyś ją obdarzyć jeszcze większymi dobrodziejstwami… jeśliby zdała się na Ciebie, ufając zupełnie twemu nieskończonemu miłosierdziu” (Rps B, s. 208-209; OC, s. 232).

W naszych czasach, gdy sprzedawcy marzeń przychodzą ze wszystkich stron, aby ofiarować swoje wierzenia na tym, co stało się wielkim targowiskiem duchowości, Teresa mówi nam znów, że na głód miłości, który jest w naszych sercach, nie ma lekarstwa. Tylko Jezus może wypełnić naszą niepełność istnienia, gdyż w Jego miłości nie pragniemy już posiadać Boga, lecz otrzymywać Go w dziękczynieniu i w dzieleniu się. Możemy dziś żyć szczęśliwi, stając się, tak jak Jezus, braćmi naszych bliźnich, naszych braci i sióstr w miłości tego samego Ojca.