W nocy wiary

Zdanie się na Boga



Opór, ucieczka, akty wiary i miłości… Teresa jest głęboko przekonana, że nie mogłaby tego praktykować, gdyby nie pomoc łaski. Wie, że wiara sama w sobie jest łaską (por. DE 22.9.6), ale wie też, że pomoc Boga niezbędna jest dla jej zachowania: “Nie przestaję powtarzać Dobremu Bogu: O mój Boże, proszę Cię, zachowaj mnie od nieszczęścia niewierności” (DE 7.8.4).

To ilustracja jej “małej drogi”, która polega na pozostawaniu “małym”, to jest na tym, by nie przypisywać sobie żadnej cnoty, nie uważać się za zdolnego dokonać własnymi siłami jakiegokolwiek dobra, lecz, wprost przeciwnie, na tym, by uznać swoją słabość, posługiwać się nią, by wszystkiego oczekiwać od Boga: “Nie mogę oprzeć się na niczym, na żadnym z moich uczynków, by pobudzić się do ufności” (DE 6.8.4). “Nie polegam nigdy na moich myślach; wiem, jak bardzo jestem słaba” (DE 20.5.1).

Dopóki trwamy w tej postawie ubóstwa, pokory serca, dopóty nie narażamy się na żadne niebezpieczeństwo. Próby, przez jakie trzeba przejść, są zawsze odmierzane przez Boga, który nie pozwala, byśmy byli kuszeni ponad miarę naszych sił: “Dobry Bóg daje mi dokładnie to, co mogę unieść” (DE 25.8.2); “Jeśli się będę dusić, Pan Bóg da mi siłę” (DE 27.7.15).

Z kolei, katastrofa staje się prawie pewna, gdy sądzimy, że sami możemy pokonać trudności: “Rozumiem, że święty Piotr mógł upaść. Ten biedny święty Piotr… Liczył na siebie, zamiast oprzeć się na mocy Pana Boga. (…) Wnioskuję stąd, że gdybym mówiła: ‘Boże mój, wiesz dobrze, że zbyt Cię miłuję, aby zatrzymać się na jednej choćby myśli przeciwko wierze’, pokusy moje stałyby się tak gwałtowne, że uległabym im z pewnością” (DE 7.8.4).

Jeżeli udaje jej się trwać, to tylko dlatego, że podtrzymuje ją Bóg. Pomoc ta nie jest jednak odczuwalna; udzielana jest w odpowiednim momencie i w sposób tak tajemny, że Teresa ma raczej wrażenie, że jest kompletnie opuszczona w swojej nocy, w swoich cierpieniach fizycznych i w agonii duszy. Spożywa “chleb boleści (…) u stołu zaprawionego goryczą, z którego jedzą biedni grzesznicy* (C 6r). Doświadcza uczucia opuszczenia przez Boga, jak gdyby stała się niewierzącą. Bez żadnej “pociechy Wiary” (C 7r), pozbawiona nadprzyrodzonych radości miłości, jakie ją wcześniej napełniały, przeżywa psychologicznie to, co przeżywają ateiści. Niebo jest dla niej tak zamknięte… “Nawet święci mnie opuszczają!” (DE 3.7.6). Pocieszenia sióstr nie przyniosą jej ulgi w tym nieopisanym “zamęcie”.

Te wewnętrzne ciemności zdają się stawiać pod znakiem zapytania nie tylko jej przylgnięcie wiary, lecz także, w postaci wątpliwości na temat wierności Boga w dotrzymywaniu Swoich obietnic, jej nadzieję. To, że szczęśliwość Nieba zdaje się iluzją, jest tylko jednym obliczem pokusy; innym, niemniej groźnym, okazuje się niepokój, czy Bóg interesuje się jej duszą, myśl, że zdaje ją na samą siebie w jej śmiesznych wysiłkach w zmierzaniu do osiągnięcia obiecanego celu.

Jeszcze bardziej okazuje się zagrożone, w tej próbie wiary, najcenniejsze dobro świętej: ufność w Miłosierną Miłość. Była ona sercem jej “małej drogi”. Teresa ofiarowała się jako “całopalna ofiara Miłosiernej Miłości Dobrego Boga” (A 84r) i, w postaci “rany Miłości” (DE 7.7.2), zadanej jej wkrótce potem (czerwiec 1895), a także poprzez inne znaki, otrzymała od Niego potwierdzenie przyjęcia tej ofiary. I oto wzajemność tej miłości zdaje się nagle kończyć. Bóg wycofał się po cichu z jej podwójnej nocy. Teresa rozumie, że na opuszczenie przez Boga musi odpowiedzieć Mu całkowitym zdaniem się na Niego, całkowitym powierzeniem się w Jego ręce: “Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które nie martwi się o to, co z nim będzie” (DE 15.6.1). Ta charakterystyczna dla niej gotowość, przejawia się w jej słowach jak prawdziwy leitmotiv: “Zdaję się” (DE 10.6), “trzeba się zdać” (DE 25.8.8).

Nadmieńmy, że Teresa doszła do tego całkowitego zdania się na Boga stopniowo: “Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” (DE 7.7.3).

Takie zdanie się nie jest ucieczką, lecz ostateczną i bezgraniczną akceptacją woli Boga, jakakolwiek by ona nie była. Chodzi więc o najwyższy stopień wiary, wiary ogołoconej ze wszystkiego, która nie opiera się na żadnej ludzkiej motywacji. Jest to przede wszystkim najczystsza forma miłości, która doszła do swojej pełni, i która wyraża się poprzez ślepe zaufanie do Bożego Miłosierdzia, wbrew temu, co zdaje się mu przeczyć. Nie, Bóg nie opuszcza jej pośród nocy, nie może jej opuścić, nigdy jej nie opuścił: “Kocham Go! Nigdy mnie nie opuści!” (DE 27.7.15). Teresa wyraża niestrudzenie swoją pewność i poprzez to daje najpełniejszą i najbardziej zdecydowaną odpowiedź swoim pokusom przeciwko wierze.

Nigdy nie pozwoli sobie na zapytania dotyczące dobroci Boga, który pozwala, by tak cierpiała. Zamiast oskarżać Go o obojętność, dostrzegać w tym, co się dzieje, Jego okrucieństwo, jak to czynił Hiob, znajduje sposób, by złożyć Mu dziękczynienie, by podziękować Mu za to, czego doświadcza. Co za nadzwyczajne stwierdzenie: “Jakże Bóg musi być dobry, jeżeli dopuszcza, abym tak cierpiała!” (DE 23.8.1). Wie, że On tu jest, że daje jej siłę, by postępować w tym “męczeństwie”, które jest przecież tym “męczeństwem miłości”, którego tak pragnęła. Zrozumiała, że wytrwałość w zawierzeniu staje się miarą jej miłości, i że Bóg oczekuje od niej “więcej dowodów zdania się i miłości” (DE 10.7.14).

Na pytanie o cierpliwość i o świętych, którzy obserwują tę walkę, odpowiada: “Chcą widzieć… przede wszystkim, czy stracę zaufanie… dokąd posunę swoje zaufanie” (DE 22.9.3). Podstawą tego bezgranicznego zaufania nie są jej osobiste zasługi, wzorowe życie, lecz niepojęta i nieskończona Miłość Miłosierna samego Boga: “Można by sądzić, że mam tak wielkie zaufanie do Dobrego Boga, bo nie grzeszyłam. Powiedz wyraźnie, moja Matko, że nawet gdybym była popełniła wszystkie możliwe zbrodnie, miałabym zawsze tę samą ufność…” (DE 11.7.6).

Czy trzeba mówić, że Teresa wyszła zwycięsko z tej długiej i bezlitosnej walki? Aby to udowodnić, nie trzeba uciekać się do jej działań i chwały po śmierci. Dawała dowody zwycięstwa w okresie trwania samej próby: swoim oporem, nietraceniem czasu i sił na dyskusje ze swym przeciwnikiem, swoimi aktami wiary i miłości, swą niezachwianą ufnością, tak jak byliśmy tego świadkami. Są jednak jeszcze inne znaki, świadczące, że była panią swoich działań, i że, w istocie, panowała nad sytuacją. Dowodzą tego przede wszystkim jej radość i jej pokój, przejawiające się na tysiąc sposobów w jej żartach, grach stów, powracaniu do niegdysiejszych piosenek, trosce o rozweselanie sióstr. Oczywiście, cierpi i to bardzo, ale cierpi “w radości i pokoju”, jak sama pisze do matki Marii od świętego Gonzagi (C 4v).

Ostatnie Rozmowy obfitują w zapiski w rodzaju: “Moja dusza, mimo swych ciemności, trwa w zadziwiającym pokoju” (DE 24.9.10). Istotnie, zadziwiającym, jeśli się weźmie pod uwagę cierpienia, jakie na nią spadają: zewnętrzne i wewnętrzne. Radość i pogoda promieniują z całej jej istoty, do tego stopnia, że jej siostry zapominają czasami, przychodząc do niej po radę, po pociechę czy po prostu zadać jakieś pytanie, że mają do czynienia z bardzo chorą dziewczyną. Zadziwiający pokój, po ludzku bardzo wymowny, gdyż jego jedynym źródłem jest łaska obecna w głębi serca Teresy. Jej ostatnie tchnienie, jakie znaczy chwilą ekstazy jej zwycięstwo, jawi się jako koniec jej wspinaczki. Oczywiście, aż do ostatniej chwili mogła upaść, i dobrze o tym wiedziała, ona, która tak bardzo była nieufną wobec swojej słabości. Upadek ten był jednak bardziej niż nieprawdopodobny, gdyż, jak to mówią, umieramy tak, jak żyliśmy.

Śmierć Teresy była potwierdzeniem jej życia, ostatnią nutą, streszczającą je w całości: “Kocham Go!… Mój Boże, kocham Cię!…” (DE 30.9).