Taktyka “ucieczki”
Drugi “system” obronny przyjęty przez Teresę wobec pokus przeciwko wierze, polega na “ucieczce”: “W każdej nadarzającej się okazji, kiedy mój nieprzyjaciel chce mnie sprowokować do walki, dowodzę mojej dzielności; wiedząc bowiem, że tchórzostwem jest pojedynkować się, odwracam się plecami do mego przeciwnika nie racząc nawet spojrzeć na niego” (C 7r).
Dlaczego pojedynek miałby być tchórzostwem? Czy, przeciwnie, nie trzeba odwagi, by zaryzykować swoje życie? Aby zrozumieć myśl Teresy, trzeba spojrzeć na nią z jej perspektywy. Zgodzić się na pojedynek, a więc na zagłębienie się w wątpliwościach dotyczących wiary, to przyjąć grę przeciwnika, to uznać wartość jego racji, to, być może, po cichu, nasycić ów “instynkt śmierci”, który popycha czasem poddawaną próbie istotę do samobójstwa. Pojedynkować się, to już skapitulować, to obrazić Boga, to zaprzeczyć Mu poprzez odmowę swego zaufania. Ostatecznie, zgoda na pojedynek oznacza tchórzostwo, oznacza bowiem zdradę Boga i ucieczkę przed prawdziwą walką, o wiele trudniejszą, gdyż nie dającą nic naturze a żądającą bezwarunkowego oddania się. Czyż prawdziwą walką nie jest walka Jakuba z aniołem? Teresa postanawia więc, “w każdej nadarzającej się okazji”, uciekać przed proponowanym jej kompromisem i związaną z nim kapitulacją. Uważa, że rozsądniej jest “nie narażać się na walkę, kiedy jest się pewnym przegranej” (C 15r). Oznacza to, że nie chce zatrzymywać się na “tych myślach” (DE 10.8.7), które podsuwa jej “przeklęty głos” (DE, str. 526); “odwraca się do nich plecami nie racząc spojrzeć im w oczy”, wiedząc, że byłoby nie tylko bezużytecznym lecz i wysoce “niebezpiecznym” przyglądać się im z bliska, dyskutować o nich, by ocenić ich zasadność. “Niech siostra będzie spokojna, nie będę narażać mojej biednej głowy na ten zamęt” (DE 6.6.2).
Może się nam wydawać, że stosowała już wcześniej “taktykę ucieczki”, wystrzegając się tego zagrożenia dla integralności swojej wiary, jakim były owe chytre “jeżeli” i “być może”. Nie zmienia to faktu, że gorąco pragnęła większego zrozumienia swojej wiary: przecież zawsze “szukała tylko prawdy”. Jej niezwykle pewny nadprzyrodzony instynkt pomógł jej jednak uniknąć zasadzki intelektualnego poszukiwania karmiącego się samym sobą i zniewolonego tym, że bardziej poszukuje siebie aniżeli prawdy. W przypadku Teresy nie ma ani śladu zuchwałości czy brawury; nie wybiega przed przeciwnika, to on zjawia się, by ją “prowokować”. Nie przyszłoby jej do głowy wymyślać samej te trudności, sprowadzać je do intelektualnej gry, gdyż nigdy nie znosiła “udawania” (DE 7.7.4; 13.7.7). “Ach! nie udaję, ja naprawdę niczego już nie widzę!” (DE 15.8.7).
Inny znamienny fakt. Pokusy jej nie wynikały z motywacji, która, z istoty swej, pozostawałaby w stosunku do wiary zewnętrzną, a więc: niekompletny charakter przedstawionych informacji, karykaturalne nauczanie czy ogólne poddanie w wątpliwość, spowodowane sytuacją Kościoła czy społeczeństwa, czy nawet, w szczególnych przypadkach, jakiś skandal. Od dawna już zmysł wiary pozwolił Teresie rozróżnić i uchwycić istotę swoich prób. Dlatego właśnie, “przeciwnik” atakuje ją bezpośrednio w tym, co najistotniejsze. Teresa wie, że pokusa nie jest grzechem, że przeszkoda, aby przekształcić się w wątpliwość, musi przejść najpierw przez wolne i świadome przyzwolenie, przez pozytywną akceptację. “Tysiąc przeszkód nie tworzy jeszcze wątpliwości”, mawiał kardynał Newman. Troska świętej o to, by nie “obrażać Boga”, jest tak wielka, że boi się nawet opisywać swoje wewnętrzne cierpienia: “Nie chcę dalej pisać z obawy, aby nie zbluźnić… lękam się, że już i tak za dużo powiedziałam…” (C lx). “Bałabym się, wyrażając słowami podobne myśli, obrazić Dobrego Boga” (DE, str. 451).
Można dopatrywać się innej przyczyny jej milczenia i ostrożności w tym, że chciała ustrzec swoje otoczenie przed zarażeniem go swą “chorobą”. Siostra Genowefa powie na Procesie Apostolskim: “Nie mówiła o tym nikomu z obawy zarażenia innych swoim wewnętrznym zamętem” (PO 276). Siostrze Marii od Najświętszego Serca odpowiedziała w sposób ogólnikowy i zmieniła temat rozmowy: zrozumiała wówczas, że nie chciała jej o niczym mówić “z obawy, że ta mogłaby zacząć podzielać jej wahania” (PA 813). Ojcu Madelaine powie: “Staram się, by nikt nie cierpiał z powodu moich trosk” (PA 559).
I, w końcu, Teresa stosowała do tego ekstremalnego przypadku jedną z zasad swojej małej drogi: “Jaką ulgę przynosi i ile sił daje to, że nie mówi się nic o swoich ciężarach” (DE, str. 305). Nie chce rozczulać się nad sobą, szukać dolorystycznych pocieszeń, bo, w głębi, jest już od siebie oderwana.