o. Emmanuel Renault OCD
Profil jej doświadczenia
“Cóż wie człowiek, który nie był doświadczany?” To zdanie Syracydesa (34,10) wyraża rzeczywistość ludzkiego doświadczenia, według której nikt nie może dojść do prawdziwego poznania siebie i świata, do odpowiedzi na plan Boga w stosunku do swojej osoby, jeżeli nie zgodzi się przejść przez ogień doświadczeń, za przykładem i na wzór Chrystusa.
Pismo święte mówi więc o “doświadczeniach” jako o niezbędnym przejściu ku życiu, o koniecznym warunku sprawdzenia wartości wiary (1P 1,7), niezbędnym do odkrycia prawdy (1 Kor 11,19) i utwierdzenia się w pokorze (1 Kor 10,12-13). Doświadczenia mogą jednak stać się “pokusami”, poprzez użytek, jaki może zrobić z nich Szatan (por. Dz 5,3; 1 Kor 7,5; 1 Tes 3,5). Bóg nie jest autorem pokus, ale dopuszcza je, jak testy nałożone na człowieka, aby przez tajemnicę Krzyża mógł on przeniknąć w Jego Tajemnicę.
Teresa doświadczyła tych właśnie “prób-pokus”, w szczególności pod koniec życia, cierpiąc z powodu podwójnej konfrontacji ze śmiercią: śmiercią fizyczną, która niszczyła nieodwracalnie jej ciało dwudziestoczteroletniej dziewczyny, i śmiercią duchową, zagrażającą życiu jej duszy. Aby właściwie ocenić rozmiary i warunki walki, jaką musiała stoczyć w tej wielkiej końcowej próbie swojej wiary, trzeba byłoby usytuować ją ponownie w kontekście jej śmiertelnej choroby, kontekście, który przedstawimy w następnym rozdziale.
W czerwcu 1897 roku, na trzy miesiące przed śmiercią, Teresa mówi: “W radosnych dniach wielkanocnego czasu, Jezus dał mi odczuć, że istotnie są dusze pozbawione wiary, które przez nadużywanie łask utraciły ten cenny skarb, źródło jedynej radości czystej i prawdziwej” (C 5v).
Trzeba zauważyć, że to poznanie świata dusz pozbawionych wiary nie zostało jej dane jako duchowa iluminacja, która miałaby jej otworzyć nowe perspektywy i ożywić tym samym jej apostolską gorliwość. Tak było w przypadku świętej Teresy z Avila, którą wizyta ojca Maldonado, powracającego z Meksyku franciszkanina, rozpaliła na nowo gorliwością na wieść o “milionach dusz, które giną tam z winy złego nauczania” (Fundacje 1,7).
Teresa wiedziała już wcześniej, że istnieją “bezbożni bez wiary”, gdyż bratanica jej ciotki, pani Guerin, Małgorzata Maudelonde, poślubiła zagorzałego ateistę, pana Tostain, przedstawiciela Prezydenta Republiki w Lisieux. Jednak, w swej “żywej i jasnej wierze” sądziła, że “negowali oni istnienie Nieba wbrew temu, co myśleli”, dla niej bowiem Niebo było taką oczywistością, że niemożliwym zdawało się, że dusza prawa i szczera mogłaby go nie uznać: “myśl o Niebie napełniała mnie szczęściem” (C 5v).
1 oto, nagle, dane jest jej poznać, nie zewnętrznie, lecz w sposób najgłębszy, doświadczalnie, ten świat dusz pozbawionych wiary; zanurza się w nim: “Pozwolił On, aby duszę moją spowiły najgęstsze ciemności, że myśl o Niebie, tak dla mnie słodka, stała się przedmiotem walki i udręki…” (C 5v). Teresa nie podziela uczuć ateistów i renegatów – znajdzie się w ich towarzystwie wbrew sobie; Jezus dał jej “odczuć”, jedynie odczuć, że naprawdę istnieją dusze, które spowijają takie ciemności ducha. To uświadomienie sobie dramatu niewierzących będzie pogłębiało się w sercu Teresy tygodniami i miesiącami, gdyż jej “próba nie miała trwać kilka dni czy kilka tygodni…”. Pisząc to, nie wiedziała jeszcze, że będzie trwać dokładnie 16 miesięcy i 25 dni, to jest aż do śmierci!
Chodziło o próbę, nie rzędu moralnego, uczuciowego czy psychologicznego, czyli o przejściowy kryzys, jakich doświadcza dziś wielu chrześcijan, ale rzędu teologalnego, nałożoną przez Boga, aby oczyścić jej wiarę z tego, co było w niej, jak sama przyzna, “zbyt przyrodzone”, aby oczyścić jej “pragnienie Nieba od wszelkiej przyrodzonej radości” (C 1v).
Dla Teresy, jak dla każdego chrześcijanina, motywacja wiary nie zawsze jest motywacją nadprzyrodzoną: mniej lub bardziej, a prawie zawsze, mieszają się do niej elementy naturalne, które pomniejszają czystość wiary, jej siłę, a zatem jej zdolność “dotykania” Boga takim, jaki jest. Dlatego konieczne są te oczyszczenia, które święty Jan od Krzyża opisał w Drodze na Górę Karmel.
Ale Pan, w Swojej pedagogii pełnej mądrości i miłosierdzia, zsyła owe oczyszczenia jedynie tym, którzy się na nie godzą; poprzedza je długie i cierpliwe przygotowanie .Teresa zrozumiała to, pisząc: “Zesłał mi to doświadczenie dopiero wtedy, kiedy miałam już siły je unieść”, i dodając: “wiem dobrze, że wcześniej przywiodłoby mnie ono do zniechęcenia” (C 7v). Zauważmy, że nie mówi “do wątpienia”, lecz jedynie “do zniechęcenia”! Oznacza to, że jej wiara, “tak żywa, tak jasna”, jest już na tyle utwierdzona, że nie ma ryzyka, że pogrąży się w niewierze. Według zamierzeń Boga, miała przejść przez to ostatnie oczyszczenie jak złoto w tyglu (por. 1 Kor 1, 12-13), tak jak musiała przejść przez nie Maryja, Matka Boga.
Dlatego właśnie musimy stwierdzić, że o ile próba wiary spadła na Teresę nagle, jak burza na spokojne wody czy grom z jasnego nieba, była ona jednak poprzedzona pewnymi znakami, podobnie jak jej pierwszy krwotok w noc z drugiego na trzeciego kwietnia 1896 roku, poprzedzony został częstymi bólami gardła i piersi. To nie przypadek, że pierwsze objawy gruźlicy zbiegają się praktycznie z jej wejściem w noc wiary (noc następna, 5 kwietnia)! Jak gdyby jej fizyczne cierpienia, wzrastające stopniowo aż do niemożliwych do wytrzymania, miały towarzyszyć i pogłębiać jej duchowe cierpienia, i to aż do śmierci, by doprowadzić ją, poprzez heroiczną cierpliwość, do postawy wiary ogołoconej z wszelkiego śladu “przyrodzonej radości”.