Druga część wędrowania w Ziemi Świętej naszej Karmelitańskiej Ekipy Przyjaciół Codzienności Jezusa. 27 lutego – 13 marca 2018 r.
Szlak Jezusa – od 1 do 5 marca 2018 r. – The Jesus Trail
Według sporządzonego jeszcze w Polsce programu, piesza wędrówka śladami Jezusa była głównym celem naszego pielgrzymowania. Wytyczony i oznakowany pomarańczowym kolorem szlak, biegnie przez Zachodnią Galileę w kierunku Jeziora Genezaret i łączy dwa domy Chrystusa: ten z dzieciństwa w Nazarecie i ten wieku dojrzałego w Kafaranum. Nasze wędrowanie rozpoczęliśmy w piątek (trzeci dzień pobytu) o godzinie 15.30. Trochę późno jak na start, ale liczyliśmy, że 15 km dzielące Nazaret i Kanę Galilejską pokonamy stosunkowo szybko. Cały ekwipunek został skrupulatnie zapakowany do naszych plecaków, a żołądek potraktowany na starcie najlepszym nazaretańskim humusem. Pierwsze kilometry były niekończącą się wspinaczką po schodach Nazaretu, później rekompensujące trud, łagodniejsze zejście pokrytymi kwieciem pastwiskami. Po trzech godzinach marszu dotarliśmy do granic miasteczka Cippori i tutaj zgubiliśmy szlak… Zapadł zmrok, a wraz z nim nadciągnęła nutka strachu i małego przerażenia. Z pomocą przyszły latarki, szybko uruchamiane w komórkach nawigacje i nasza intuicja. Kierując się blaskiem świateł dotarliśmy do miasteczka Meszded, a stąd, dzięki pomocy życzliwych Palestyńczyków, zostaliśmy przetransportowani do hostelu w Kanie. W drzwiach mimo późnej pory przywitał nas uśmiechnięty muzułmanin – właściciel hostelu. To był wyjątkowo trudny dzień.
Sobotni poranek pokazał nam, że spędziliśmy noc naprzeciwko meczetu. Fizycznie umocnieni śniadaniem doładowaliśmy duchową energię w kościele upamiętniającym cud przemiany wody w wino, po czym ruszyliśmy na szlak. Towarzyszyło nam piękne słońce, błękitne niebo, temperatura całkiem przyjemna, cudownie ukwiecone łąki Galilei i soczysta zieleń wiosennego Izraela – tego nie doświadczy się z okien komfortowego autokaru. Tak wędrowaliśmy cały dzień – ponad 35 km. Zachwycały nas szczególnie czerwone zawilce rozlewające się, gdzie tylko to było możliwe. Szlak ewidentnie był lepiej oznakowany niż ten, którym przemieszczaliśmy się poprzedniego dnia, charakterystycznymi kamiennymi bałwanami i żółtymi symbolami kotwicy. Ostatnie kilometry biegły pastwiskami pośród pasącego się bydła. Nagrodą za całodzienny trud stał się imponujący widok na Jezioro Galilejskie, spowite ostatnimi promieniami słońca. Do naszego hostelu – w miejscowości Arbel – zmęczeni, ale jakże zadowoleni dotarliśmy o zmroku. Dzień zakończyliśmy Eucharystią.
Niedzielne wędrowanie okazało się istnym doświadczeniem tatrzańskiej Orlej Perci. O poranku wyruszyliśmy na Górę Arbel. Z jej szczytu roztaczają się imponujące widoki na całą Galileę, a szczególnie na Jezioro Genezaret. W oddali rysował się cel naszego pielgrzymowania – Kafaranum. Zejście ze szczytu, pozornie niskiego bo tylko 160 m n.p.m., do podnóża leżącego w solidnej depresji, gdyż prawie 200 m poniżej poziomu morza, okazało się niezwykle karkołomne (360 m przewyższenia). Na szlaku pojawiły się klamry i małe metalowe barierki ułatwiające schodzenie. Po drodze mijaliśmy sprawnie pokonujące skaliste zbocza krowy. Robiły to dużo lepiej niż my! Następnie poprzez plantacje pomarańczy, grapefruitów i bananów dotarliśmy do brzegu Jeziora Galilejskiego. Tym razem temperatura dawał się nam mocno we znaki i co rusz musieliśmy uzupełniać braki płynów. Poza upałem nie doświadczaliśmy już większych trudności, gdyż szlak nie należał już do wymagających. Nasze wędrowanie tego dnia, poprzez Tabghę (miejsce rozmnożenia chleba i ryb) oraz kościół prymatu św. Piotra, doprowadziło nas do celu – domu Jezusa i domu św. Piotra w Kafarnaum. Tutaj dzięki życzliwości pielgrzymów z Bielska-Białej, Tomasz i o. Mariusz skorzystali z transportu do Nazaretu, gdzie u karmelitanek bosych stacjonował wypożyczony samochód. Tymczasem żeńska część pielgrzymki została w mieście teściowej św. Piotra oczekując na przyjazd męskiego składu. Późnym wieczorem wszyscy razem dotarliśmy do Tyberiady i Eucharystią wyraziliśmy wdzięczność za przeżyty czas. Bogu niech będą dzięki za te trzy niezwykłe dni fizycznego chodzenia śladami Jezusa!
W hostelu Tyberias spędziliśmy dwie noce. Nazajutrz, po pierwszej z nich, pojechaliśmy do Magdali. Według tradycji chrześcijańskiej, miejscowość ta była ojczyzną Marii Magdaleny. Współcześnie znajduję się tam piękny, nowo wybudowany kościół, który urzekł nas swoją architektoniczną prostotą, klimatem wyczuwalnego sacrum i niesamowitą akustyką. Wielka łódź, pełniąca rolę ołtarza, a za nią widok na Jezioro Genezaret, do tego ikony wszystkich Apostołów na ścianach i mozaiki w bocznych kaplicach sprawiły, że mieliśmy ochotę pozostać tam znacznie dłużej, niż pozwalał nam na to czas. Dzięki życzliwości pracujących tam wolontariuszy, sprawowaliśmy Eucharystię w jednej z czterech kaplic.
W drodze na Górę Błogosławieństw, wstąpiliśmy na pyszną rybę św. Piotra – czyli nie tylko coś dla ducha, ale też dla ciała. Warto dodać, że to endemiczny gatunek tilapii żyjący tylko w jeziorze, po którym chodził Jezus. Następnie dotarliśmy do sanktuarium na Górze Błogosławieństw. Ze wzgórza, na którym nauczał Jezus rozpościera się przepiękna panorama na spory obszar Galilei pokrytej min. palmami, magnoliami, plantacjami bananów, pomarańczy. Po odczytaniu fragmentu Ewangelii dotyczącego ośmiu błogosławieństw i skosztowaniu miejscowych bananów, ruszyliśmy w drogę do najbardziej wysuniętego na północ zakątka Izraela – miejscowości Metulla na granicy z Libanem. Dalej zatrzymaliśmy się w Cezarei Filipowej, gdzie Jezus zapytał uczniów o to, za kogo ludzie go uważają. To również miejsce pilnie strzeżonych przez wojsko izraelskie źródeł Jordanu. W kolejności skierowaliśmy się na południe, jadąc samochodem wzdłuż granicy Izraelsko – Syryjskiej. Po drodze pokonaliśmy strome zbocza góry Hermon, docierając na około 2200 m n.p.m. Sam ośnieżony szczyt Hermonu wznosi się na wysokość 2814 m n. p. m. i znajduje się po stronie syryjskiej. Izraelski śnieg, powojenne bunkry i stacjonujące nadal oddziały wojsk NATO – to trzy wrażenia wysokogórskiej wizyty. Wracając do Tyberiady spoglądaliśmy w stronę mijanych kopulastych wzgórz Golanu.
Dzień zakończyliśmy kolacją w hostelowej jadalni, na którą składały się typowe dla naszej pielgrzymiej diety miejscowe produkty, tj.: pomarańcze, pomidory, chałwa i niezapomniana maca z humusem.
Karmelitańska Ekipa Przyjaciół Codzienności Jezusa