Ostatnie dni
7 grudnia gorączka wzrosła, a ropa wypływająca z ran osiągnęła jeszcze bardziej specyficzny kolor. Dla lekarzy oznacza to nieodwracalne zbliżanie się do końca. Również chory zdaje sobie doskonale sprawę ze swej sytuacji.
Jaki dzisiaj dzień? Od 7 grudnia, to jest od wigilii Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Panny, takie pytanie zadaje Jan każdego ranka. Gdy usłyszał odpowiedź pytając po raz pierwszy, zwrócił głowę w stronę obrazu Matki Bożej i rzekł: “Bądź błogosławiona, Pani, że w Twój dzień, w sobotę, zechcesz mnie zabrać z tego ś wiata!” Obecni odnieśli wrażenie, że dzięki objawieniu Bożemu zna on dzień swojej śmierci i że będzie nim najbliższa sobota.
8, 9 i 10 grudnia wciąż to samo pytanie, ale nie mówił już nic po usłyszeniu odpowiedzi. Lekarzowi zabrakło odwagi, by powiedzieć choremu wprost o zbliżającej się śmierci; wychodzi więc do sąsiedniej celi i omawia to z ojcem Alonso od Matki Bożej. Ten zaś po powrocie mówi choremu: “Ojcze Janie, lekarz jest przekonany, że życie Waszej Wielebności gaśnie. Przyjmij to w pokoju Bożym”. Ojciec Jan wykrzykuje na to: “Co za radość, kiedy mi mówią: pójdziemy do domu Pana!” i dodaje: “Po tak dobrej wieści nie czuję już żadnego bólu”.
Środa, 11 grudnia. Spowiada się ponownie, po południu zaś woła przeora i prosi o Wiatyk. Przyjmuje go z wielką pobożnością wobec całej wspólnoty i prosi wszystkich obecnych o wybaczenie mu jego braków i zaniedbań.
Czwartek, 12 grudnia. Prawdopodobnie tego właśnie dnia prosi jednego z pielęgnujących go braci o “pudełeczko z listami i osobistymi dokumentami”. Prosi następnie o świecę i pali to wszystko. Niszczy listy i adresy. Pragnie, aby zniknęły wszystkie doniesienia, w których mowa o oszczerczym procesie przeciw niemu. Pali je “dla zachowania dobrego imienia i dobrej reputacji wszystkich”.