Rozmowa ze św. Teresą Benedyktą od Krzyża



A gdy już to życie zostanie oddane…

Wówczas Bóg zaczyna prowadzić każdego jego własną drogą. Trzeba to sobie dobrze zapisać w pamięci – jego własną drogą! Oznacza to, że jedni dochodzą do celu prędzej i łatwiej, inni trudniej i później. Dlaczego? To jest Boża tajemnica… Wszystko, co człowiek może dla Boga uczynić, jest drobnostką w porównaniu z tym, co od Niego otrzymuje. Ale to niewiele musi sam zrobić. Przede wszystkim wytrwale modlić się o poznanie właściwej drogi; kiedy ją dostrzeże, iść bez oporów za natchnieniem łaski. Kto tak postępuje i trwa cierpliwie, nie może powiedzieć, że jego wysiłki są daremne. Nie trzeba tylko wyznaczać Bogu terminów.

Nie wyznaczać Bogu terminów – co to znaczy?

To znaczy pozwolić Mu wypowiedzieć się do końca poprzez wydarzenia, których jest autorem. Bóg nie tłumaczy się ze wszystkiego, co czyni, ponieważ Jego działanie nie daje się całkowicie przełożyć na język zrozumiały dla ludzkiego umysłu. On wszystkiemu wyznacza stosowne miejsca i czasy, niekoniecznie odpowiadające ludzkiemu oczekiwaniom. Tymczasem człowiek chciałby niejednokrotnie Go pośpieszyć, bo według niego działa tak powoli, albo nie wtedy, gdy on chce. Przyjęcie Bożego planu wymaga niemałej pokory, bo słowa wypowiedziane przez Jezusa: “Nie wasza to rzecz znać czas i chwile, które Ojciec ustanowił swoją władzą”, są zawsze aktualne.

Jakie zatem zadanie stoi przed człowiekiem?

Głównym jego zadaniem jest przejście drogi od zadowolenia z siebie jako “dobrego katolika”, który “spełnia swoje obowiązki”, ale który w rzeczywistości robi to, co mu sprawia przyjemność, do życia blisko Boga w prostocie dziecka i pokorze celnika. To bardzo długa droga. Kto jednak raz naprawdę wszedł na nią, już z niej nie zawróci.

By przejść taką drogę ludzkiemu sercu potrzeba wiele ufności…

Owszem… Ta droga wymaga dużej ufności, zwłaszcza wówczas, gdy człowiek konfrontowany jest z własną słabością. Ufność pozostawia Bogu swobodę w doborze narzędzi, którymi kształtuje człowieczą codzienność. Nie tylko zresztą samych narzędzi, którymi są ludzie, sytuacje i osobista nędza człowieka, ale również kwestie czasu trwania różnych wydarzeń.

Ufność sprawia jednak sporo problemów…

Ufność w Bogu jest niezawodna tylko wtedy, gdy człowiek godzi się przyjąć z pokorą to, co Bóg dla niego wybrał i co dopuścił, bo On jeden wie tylko, co jest dla niego istotnie dobre. I jeśli czasem słuszniej będzie, że dopuści raczej biedę i niedostatek aniżeli wygodne i zabezpieczone utrzymanie, albo też niepowodzenia i upokorzenia zamiast czci i poważania – trzeba i na to być gotowym oraz okazać ufność i poddanie.

Jak dotrzymać kroku Bogu, który w ludzkim życiu działa tak tajemniczo?

Wielu ludzi do mnie przychodzi prosząc o wstawiennictwo i każdego, kto się spodziewa znaleźć u mnie pomoc, serdecznie przyjmuję. W istocie zawsze mam do powiedzenia tylko jedną małą i prostą prawdę: Trzymaj się za rękę Pana. Jeśli puścisz Jego rękę, zostaniesz w tyle, a wówczas pokonają cię trudne okoliczności życia. Dokąd zaprowadzi cię Chrystus na tej ziemi, nikt tego nie wie i nawet przed czasem nie należy o to pytać. Pewnym jest to, że dla tych, którzy kochają Boga, wszystko ostatecznie obróci się na dobre. A poza tym trzeba pamiętać, że drogi Pana idą dalej niż drogi tego świata.

Trzymaj się za rękę Pana – pięknie powiedziane…

Trzymać się za rękę Pana, to bardzo konkretna postawa: człowiek składa w Jezusie cały swój świat, nieustannie przezwycięża żyjącą w jego własnym sercu podejrzliwość względem Boga, że On się o niego nie troszczy, że o nim zapomniał, że go nie rozumie. Mówiąc prościej trzeba stać się dzieckiem i życie razem z wszystkimi poszukiwaniami oraz filozofowaniem złożyć w ręce Boga.

Złożyć wszystko w ręce Boga nie oznacza z pewnością zaprzestania realizacji otrzymanych od Niego darów i talentów…

Oczywiście!… W okresie tuż przed i jeszcze długo po swym nawróceniu sądziłam, że prowadzić życie religijne oznacza porzucić wszystko, co doczesne, i żyć tylko Bogiem. Stopniowo jednak zrozumiałam, że na tym świecie żąda się od nas czegoś innego i nawet w życiu kontemplacyjnym nie wolno zrywać kontaktu ze światem. Że naukę można traktować jako służbę Bożą, zrozumiałam jasno przy lekturze św. Tomasza i dopiero wtedy mogłam podjąć decyzję zabrania się znów poważnie do pracy naukowej. Im ktoś głębiej zanurzył się w Bogu, tym więcej musi wychodzić poza siebie, a wchodzić w świat, by mu nieść życie Boże.

Życie Siostry to niezmiernie bogata historia: dziecko wzrastające w żydowskiej rodzinie, niewierząca nastolatka, poszukująca prawdy studentka, zaangażowana katoliczka i wreszcie karmelitanka bosa. Jak w tym wszystkim rozeznawała Siostra wolę Bożą?

Nie było łatwo. Muszę przyznać, że w wielu sytuacjach doświadczałam niepewności. Potrzebowałam światła, które rozjaśniłoby wewnętrzny mrok, ale nie zawsze je otrzymywałam. To dojmujące doświadczenie, szczególnie wówczas, gdy człowiek z całego serca szuka prawdy. Bywały oczywiście konkretne sytuacje, co do których otrzymywałam światło, a wraz z nim pewność jak postąpić, ale nie zdarzało się to za każdym razem.

Bóg dopuszcza nieraz, że ten brak wewnętrznego światła jest stanem długotrwałym…

To prawda… Każdy, kto należy do Chrystusa, musi przeżyć całe Jego życie. Musi dojrzewać do wzoru, którym jest Chrystus, musi z Nim wejść na drogę krzyżową, przejść przez Ogrójec i wstąpić na Golgotę. Wszystkie te cierpienia zewnętrzne są niczym w porównaniu z ciemną nocą ducha, gdy zagasa Boskie światło i milknie głos Pana. Bóg jest w tych doświadczenia bliżej człowieka niż w pomyślnych okolicznościach, lecz ukrywa się i milczy. Są to największe Boże tajemnice, których choć do końca umysł ludzki nigdy nie przeniknie, nieco jednak możne zrozumieć.

Jaki jest zatem sens tych nocy?

Wszystko, co człowiek w sobie rozpoznaje, także własne błędy i przewinienia, dotyczy jedynie dostępnej jego poznaniu powierzchni duszy. Głębia, gdzie to powstaje, jest w znacznym stopniu ukryta nawet dla niego samego. Jedynie Bóg ją zna i może oczyścić. Nikt z ludzi nie jest w stanie sięgnąć sekretnych głębin swego wnętrza, gdzie skrywają się wszelkie korzenie jego decyzji i czynów. Sięga tam jedynie moc Boża, która w bolesnych doświadczeniach nocy niszczy korzenie zła.

Gdzie szukać wówczas pomocy?

W Jezusie Chrystusie… Inni ludzie niewiele mogą pomóc, bo żadne ludzkie serce nie przeżyło takiej ciemnej nocy jak Syn Boży w Getsemani i na Golgocie. Żaden umysł ludzki nie może zgłębić niepojętej tajemnicy opuszczenia konającego Syna Człowieczego. Lecz Jezus może udzielić duszom wybranym czegoś z tej wewnętrznej goryczy. Jest ona udziałem Jego najwierniejszych przyjaciół, ostatnią próba ich miłości. Jeśli nie cofną się w przestrachu, lecz pozwolą się wprowadzić w tę noc, stanie się ona dla nich przewodnikiem.

Co robiła Siostra w chwilach, w których doświadczała braku wewnętrznego światła?

Tak jak wielu innych ludzi zadawałam sobie pytania: Czy można mówić “Bądź wola Twoja” w sytuacjach, kiedy nie mamy pewności, czego Bóg od nas pragnie? Czy jest jakiś sposób, by utrzymać się na Jego drodze, skoro zgaśnie w nas wewnętrzne światło?

Przypuszczam, że na samych pytaniach się nie kończyło…

Zwykle tłumaczyłam sobie, że przecież Bóg przyszedł na ziemię po to, by odkupić ludzi, by ich wola stała się Jego wolą. Byłam więc pewna, że zna On ludzką naturę, jej słabość, kruchość… Oferuje zatem pomoc wszystkim tym, którzy chcą spełnić Jego wolę. A ja bardzo chciałam. Tej pomocy człowiek czasami nie dostrzega, bo przybiera formy przez niego nieoczekiwane. Zawsze jednak jest dana, czy to w sposób wyraźny, czy też nie.

Jak to wyglądało od strony praktycznej?

Przyjmowałam wszystko, co niósł dzień, prosząc tylko Boga, by mi udzielił potrzebnych umiejętności. W każdym razie była to dla mnie dobra szkoła pokory; robiłam różne rzeczy w wielkim trudzie, a jednak bardzo niedoskonale.

Na pewno nie było z tym łatwo…

Człowiek spełnia wolę Bożą jako istota niedoskonała. Nie posiada wszechwiedzy. Jest omylny, może błądzić w swoim rozumieniu, ale też i korygować je, czyniąc bardziej poprawnym. Rozpoznawanie woli Bożej i wypełnianie jej nie oznacza posiadania, w każdej chwili, jakiejś gotowej mądrości, która nagle pojawi się, gdy będzie trzeba rozeznać daną sprawę. Rozpoznawanie woli Bożej wymaga poszukiwania – taka jest konsekwencja posiadania niedoskonałej natury. Tchnie pychą z serca, które zawsze chciałoby wiedzieć jak zadecydować. Ale czy wówczas Jezus byłby do czegokolwiek potrzebny? Doświadczenie bezradności towarzyszące ludziom w wielu sytuacjach uczy ich pokory i zaufania Bożej Opatrzności.