o. Michael Jakel OCD
Trzy miesiące przed śmiercią Teresa pisze, patrząc wstecz: “Twoja miłość troszczyła się o mnie od mojego dzieciństwa, wzrastała razem ze mną” (Rękopis C, folio 35 r.). W tym momencie jej rozwój duchowy osiągnął niespotykaną w tym wieku – ma dwadzieścia cztery lata – doskonałość: odkryła swoją całkowicie osobistą drogę życiową ku Bogu, przeżyła tę drogę w sposób modelowy, opisała ją, mając jasną świadomość, że stanie się ona dla wielu wzorcem postępowania.
“Oddanie” i “zaufanie” – takie są główne hasła tej drogi, a zatem pojęcia, które oznaczają aktywny, duchowy czyn człowieka. Teraz jednak, patrząc jak gdyby ze szczytu góry, rozpoznaje i nazywa po imieniu właściwą podstawę całej swojej dotychczasowej egzystencji, napędową lub raczej przyciągającą siłę, kryjącą się za wszystkimi duchowymi czynami: to miłość Boga do tego konkretnego człowieka, jakim jest Teresa Martin.
To właśnie ta miłość ostatecznie była główną przyczyną jej zewnętrznego, a jeszcze bardziej jej wewnętrznego rozwoju; to właśnie ona nadała życiu Teresy taki kształt i formę, jakie ukazują się w jej pismach. Ponieważ Teresa uwierzyła, że Bóg kocha ją swą miłością, i pozwoliła się tej miłości przyciągać, stopniowo uczyła się porzucać swoje troski i lęki o własne “ja”. Jej centrum coraz bardziej przesuwało się od ego ku Bogu. Ciasne, bardzo ludzkie wyobrażenia o Bogu ustępują szerokiemu, prostemu i jasnemu spojrzeniu “dziecka”. Otwiera się przed nią wielkość Boga, ale też coraz bardziej uświadamia sobie swoją zależność i małość wobec tego kochającego Boga. Teresa coraz bardziej wrasta w rzeczywistość, w prawdę o Bogu i o sobie samej.
“(…) A teraz jest ona (Twoja miłość) przepaścią, której głębokości zmierzyć nie potrafię” (Rękopis C, folio 35 r.), dodaje Teresa do swoich wspomnień. – W słowach tych wyczuwa się ogromną tęsknotę, której już nic innego nie ukoi oprócz tej miłości, oprócz takiego Boga. Już tylko jedno zadanie widzi Teresa na ten krótki czas, jaki jej pozostał, i na całą wieczność: nauczyć wielu ludzi kochać tę miłość Boga…