Słusznie mówi się, że Niedzieli Wielkanocnej nie można zrozumieć bez doświadczenia Wielkiego Piątku. Nie można rozpoznać Zmartwychwstałego, bez uprzedniego kontemplowania Ukrzyżowanego, bez brania udziału w jego męce i śmierci.
Jednak jest jeszcze ważniejsze i bardziej radykalne niż Wielki Piątek doświadczenie; jest to długi i pusty dzień Wielkiej Soboty. Piątek jest dniem cierpienia, krzyków, zgiełku, przemocy, krwi. Sobota natomiast jest dniem ciszy, samotności, utraty, nieobecności. Jest to dzień bezruchu: nie ma ruchu, bo nie wiadomo gdzie i do kogo iść. Jest to jedyne w swoim rodzaju doświadczenie, które raz w roku odczuwamy także fizycznie w naszych Kościołach. Tabernakulum jest puste, światła zgaszone, ołtarz nagi. Kościół staje się przestrzenią pustyni i zimna, gdzie nie warto iść, bo nikt tam na nas nie czeka, nikt nas nie słucha, nie ma nikogo, komu by można towarzyszyć. Jakże bardzo ten dzień przypomina dni naszych czasów, w których ogarnia nas poczucie pustki połączonej z niepokojem zapełnienia jej czymś, czymkolwiek! A przecież całe Pismo święte mówi nam, że właśnie z pustki, z niczego, z czegoś po ludzku niemożliwego Bóg tworzy życie, historię: Bóg objawia się w pierwotnym chaosie, wobec bariery wód Morza Czerwonego, pośród rozpaczy przegranej i wygnania, w żałobie klęski i porażki.
Sobota nie jest ostatnim dniem. Powinniśmy powiedzieć: nie jest już ostatnim dniem, jak to było w tygodniu aktu stwarzania. Nowy dzień nastaje po Sobocie. Dzień po pustej i ciemnej Sobocie jest dniem, w którym „się wraca”. Nieśmiało, wraz z pierwszym światłem świtu, niektóre kobiety, a według Ewangelii Jana Magdalena, wracają do grobu. Nie jest do końca jasne dlaczego tu wracają: czy chcą namaścić rany? Dopełnić obrzędu, którego nie można było wcześniej wypełnić? Czy też chcą one po prostu jeszcze raz, po raz ostatni zobaczyć oblicze umiłowanego Mistrza? Jest to gest, którego przyczyny wymykają się racjonalnemu uzasadnieniu. Jest to gest powodowany sercem, pragnieniem i być może dlatego te kobiety są bohaterkami tego powrotu, z ich czułością, z ich serdecznym zaangażowaniem. On tam jest – myślą one. Nie ma znaczenia, że grób jest zamknięty ciężkim kamieniem: ktoś lub coś go przecież odsunie, mocą miłości, mocą bólu, mocą modlitwy…
Ale Jego tam nie ma. Grób, z miejsca strzeżenia śmierci, przechowywania utraty, przekształca się w łono, które rodzi życie. Jego tam nie ma: powstał, znów udał się w drogę. Jest w Galilei, czyli na przeciwległym krańcu geografii i historii narodu wybranego, tam, gdzie zaczęła się przygoda Mistrza z Nazaretu. On nas tam poprzedza, ponieważ to właśnie On na nowo pokazuje nam drogę i otwiera ścieżkę.
Kobiety pomyślały, by uczcić zmarłego Jezusa wracając do grobu i odkrywają, że to nie jest sposób w jaki Jezus chce, by Go szukały, to nie tam Pan ich oczekuje. Mają powrócić do swoich domów, do swojego życia i do swoich bliskich, bo to w nich, w ich Galilei jest Zmartwychwstały Pan. On jest tam, w nowej formie, która nie jest bezpośrednio rozpoznawalna. Jeśli Ukrzyżowany był niemal nie do poznania, „postać Jego była niepodobna do ludzi” (Iz 52, 14), to Zmartwychwstały jest nierozpoznawalny, tak bardzo jest dla nas przemieniony Jego wygląd. Chrystus Zmartwychwstały jest Nim samym w dzień po Sobocie, jest przestrzenią i czasem nowego życia. Nowego nie dlatego, że są w nim nowe rzeczy. Pustka Soboty nie wypełnia się rzeczami nowymi, nowymi rytuałami, nowymi strukturami, nowymi instytucjami, nawet jeśli niestety zbyt często napełniliśmy ją tym wszystkim. Pustka Soboty napełniona zostaje Duchem Zmartwychwstałego: pustka Soboty, tak jak Maryja, napełnia się łaską. A owocem Ducha Świętego nie są rzeczy: są nim „miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie” (Gal 5, 23). Nie są to rzeczy, ani się są to uczucia/emocje, idee/ideologie, ani nawet cnoty nabyte przez ćwiczenie: są to owoce nowego życia, grona pełne winogron wszczepione w krzew Zmartwychwstałego.
o. Saverio Cannistrà OCD
Przełożony Generalny
tłumaczenie: o.Grzegorz Malec OCD
źródło: karmelicibosi.pl