W postulacie jesteśmy prawie pięć miesięcy. Właściwie plan dnia jest niemal taki sam jak na początku (pozostanie w tej formie do środy popielcowej). Dalej dzień zaczynamy modlitwą wewnętrzną o 6:30, która trwa pół godziny, następnie Eucharystia i jutrznia w kolejności śniadanie i praca w klasztorze, którą kończymy około godziny 12:00. O godzinie 13:00 spożywamy obiad, a po nim rozpoczynamy wspólnotową rekreację do godziny 14:00. Po rekreacji do 18:00, czyli do nieszporów i modlitwy wewnętrznej – czas jest wypełniony czytaniem: Pisma Świętego, pism świętych Karmelu, lekturą duchową, a także odpoczynkiem i własnymi obowiązkami. Po modlitwie wewnętrznej jemy kolację, a następnie odmawiamy modlitwę na zakończenie dnia – kompletę. Tak wygląda plan każdego niemal dnia. Dodatkowo, raz na tydzień ćwiczymy śpiew – wiadomo, jedni z lepszym rezultatem, inni z gorszym, ale zaryzykuję mówiąc, że postępy są widoczne u wszystkich. Są też lekcje języka polskiego – aby nasza mowa była płynna, a czytanie na Mszy świętej zrozumiałe dla słuchających. Z kolei dzięki lekcjom hiszpańskiego, może kiedyś będziemy czytać św. Teresę i św. Jana w oryginale? Od czasu do czasu przyjeżdżają ojcowie, najczęściej z innych klasztorów, by przeprowadzić z nami kilkudniowe konferencje na różne tematy, np. św. Jana od Krzyża, charyzmatu karmelitańskiego, czy procesu kanonizacji.
W kwestii życia formacyjno-duchowego dla mnie szczególnie dwie sfery stały się ważne: wspólnota i relacja do brata (bez robienia wyjątków) oraz trwanie w Bożej obecności w trakcie dnia. To, co podkreślają nasi formatorzy, to fakt, że ten rok jest formacją do życie we wspólnocie – ciągłym poznawaniem siebie oraz dostrzeganiem tego drugiego, którego Bóg postawił obok mnie. Nie tyle: ja, Pan Bóg i złota klatka, ale także troska o bliźniego i zrozumienie, że nosi on w sobie tę samą wielką Tajemnicę od Boga. Tutaj wzrastać mamy wspólnie, dbając jeden o drugiego i starając się ciągle przestawiać siebie i swoje interesy z pierwszego planu na dalszy. Do tego tańca trzeba trojga. Nie odkryję Ameryki jak napiszę, że teoria ładnie brzmi, ale praktyka jest najtrudniejsza. Na szczęście okazji do codziennej życzliwości, pomocy i przekraczania siebie jest naprawdę sporo.
W postulacie większość dni jest podobna do siebie – te same miejsca, prace, modlitwy, ta sama wspólnota. Prozę dnia codziennego, naszą codzienność – Nazaret (na ten temat nasz Magister dużo więcej mógłby napisać…) próbujemy przeżywać w Bożej obecności – pamiętać o Tym, który nas stworzył, kocha i Jemu ofiarowywać to, co nas na co dzień spotyka: relacje z braćmi, drobne czynności, ofiary, nasz nastrój, ale też porażki, niedomagania, ograniczenia, które życie wspólnotowe szczególnie uwidacznia. Często dopiero podczas rachunku sumienia widać, jak mało myślami było się z Bogiem w ciągu dnia. Na szczęście codziennie można i trzeba zaczynać od nowa. Wiemy jednak, że w tej codzienności, w tym TU i TERAZ – jeżeli wszystko jest przeżywane z Bogiem i Jemu też ofiarowywane – to zwyczajność staje się źródłem świętości. Dlatego na koniec przytoczę apoftegmat Ojców Pustyni, ilustrujący powszedniość dnia oraz nadzieję postulanta w klasztorze:
“Pewien brat pytał starca: “Co mam robić, ojcze, bo żadnych dzieł godnych mnicha nie wykonuję, ale bezmyślnie jem, piję i śpię; pełen wstrętnych myśli i wielkiego zamieszania przerzucam się od jednej praktyki do drugiej i od jednego do drugiego rozproszenia”. A starzec odpowiedział: “Siedź w swojej celi i rób bez niepokoju to, co potrafisz. Sądzę bowiem, że to niewiele, co ty czynisz teraz, jest tak wielkie, jak czyny abba Antoniego na jego górze; i wierzę, że jeśli pozostaniesz w celi dla imienia Bożego i będziesz strzegł swego sumienia, znajdziesz się i ty w miejscu abba Antoniego”.
postulant Paweł