Posłannictwo Elżbiety

Służba przez kontemplację



Jej świadomość owocności łaski wynikała przede wszystkim z przekonania o wartości służby poprzez kontemplację, gdyż człowiek został obdarzony łaską dla wspólnej służby z Synem Bożym. W ostatnich miesiącach życia, Elżbieta zatopiona w lekturze Apokalipsy, zrozumiała, że jest nią przede wszystkim “chwała majestatu Boga” w wieczności. Służby nie przeciwstawiała charyzmatom, gdyż jak już powiedziano: charyzmat i służba się uzupełniają: charyzmat wspomaga apostolat, apostolat przez charyzmat staje się bardziej skuteczny. Wszelka bowiem łaska jest darem uczestnictwa w zamyśle Bożym, jakim jest wejście Chrystusa i jego naśladowców w otchłań pokory, w szczęście “nie bycia dla siebie samego”.

Za służbę uważała liturgię, która spełnia “urząd” wielbienia Boga. “Urzędem” (Officjum) nazywa się w Karmelu każdą powierzoną sobie funkcję. Jeśli w liturgii widziała Elżbieta kosmiczny, niebiański wyraz służby Bożej, w służbie ziemskiej dostrzegała już jej formę wieczną. Z wiernością wykonywała najprostsze, porządkowe obowiązki w klasztorze, bo i one stanowiły “urząd”, swoistą służbę, a więc miały znamię apostolatu.

Szczególnym posłannictwem Karmelu jest wspomagać kapłanów w ich apostolskiej służbie. Elżbieta chciała więcej: pragnęła, by każdy kapłan “miał duszę samego Chrystusa”. “Za kapłanem – pisze O. Philipon – muszą stać wierni całego Kościoła, szczególnie dusze kontemplacyjne. To jest przyczyna, ze tak wiele osób spędza swe życie w klasztorze, w milczeniu, największej czystości i wyniszczeniu”. Dla Elżbiety modlitwa i ofiara za kapłanów była “urzędem” szczególnej jakości ze względu na śluby zakonne, które nadawały jej modlitwie i ofierze ogólno-kościelnego znaczenia. Bycie karmelitanką i dar kontemplacji uważała za niesłychaną, niczym nie zasłużoną łaskę Bożą. Ta świadomość przynaglała ją do całkowitego daru z siebie.

“Jak dobry jest Pan! Mogłoby się wydawać, że myśli tylko o mnie, że tylko mnie kocha, tak bardzo udziela się mojej duszy. A ja – z mej strony – oddaję się Jemu za Kościół i wszystkie jego potrzeby”.

W swych listach do znajomych księży prosi ich nieznużenie, by podczas konsekracji i ją poświęcili Bogu na hostię chwały i służby:

“W czasie Mszy świętej (…) proszę mnie ochrzcić we Krwi Baranka, abym czysta i wolna od wszystkiego, co Nim nie jest, żyła jedynie, by kochać Go wciąż wzrastającą miłością, aż do tej szczęśliwej jedności, do której nas Bóg przeznaczył swą odwieczną i niezmienną wolą”.

Zjednoczenie do którego dążyła w ramach Kościoła – na mocy złożonych w nim ślubów – i pragnienie potwierdzenia jej całopalnej ofiary za Kościół przez Kościół w czasie mszalnej konsekracji nadają życiu Elżbiety cech szczególnej służby temuż Kościołowi. Kościół i zakon miały w jej przekonaniu jasno określone znaczenie: Kościół – to Oblubienica Chrystusa, Mistyczne Ciało Pana, który przyszedł, aby “służyć”. Wreszcie Kościół i zakon to biblijne Prawo Boże według najważniejszego punktu reguły karmelitańskiej.

Reguła stanowiła dla Elżbiety “formę” według której Bóg chciał ją uświęcić. Reguła sama z siebie świętością promieniuje i szczęśliwy, kto się na jej promienie otworzy. W tym samym duchu odnosiła się ze czcią do przełożonych, respektując w nich w wierze słowa Chrystusa: “Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który mnie posłał” (Łk 10,16).

Na naczelnym miejscu stawiała zawsze Miłość Bożą, która przez wszystkie formy życia kościelnego wypełnia swój urząd kapłański; całe zaś życie chrześcijańskie uważała za wydarzenie sakramentalne, pełne łaski i obecności Boga. Jej rozmodlona kontemplacja pozwoliła jej pojąć niezgłębione otchłanie słów Pisma Świętego i uchwycić ukrytą w nich prawdę o powołaniu człowieka do współzbawiania braci wraz z Chrystusem.

Przyznawała, że apostolstwa rozważania Słowa i Jego adoracji dla dobra Kościoła nauczyła ją Maryja, która stanowiła dla niej wzór miłującej wiary.

“Ona! Ach, tego nie da się wysłowić! Tajemnicy, którą zachowała i rozważała w swoim sercu, żaden język nie wypowie, żadne pióro nie wyrazi”.

“Od Słowa uczyła się, jak mają cierpieć ci, których Ojciec wybrał na ofiary i postanowił wezwać do współudziału w wielkim dziele odkupienia: Których od wieków przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna (Rz 8,29), ukrzyżowanego z miłości”.

Najchętniej nazywała Maryję “Bramą niebios”, gdyż przez Nią wiodła droga do wnętrza Trójcy Przenajświętszej. Nade wszystko jednak umiłowała Tę ze Zwiastowania, której obrazek – ofiarowany jej na Profesję – pozwolono jej zatrzymać. Dziękując za dar napisała znamienne słowa:

“W samotności naszej małej celi (…) często będę patrzeć na ten drogi mi obraz i jednoczyć się z duszą Maryi w chwili, gdy Ojciec okrywał Ją swym cieniem, Słowo się w Nią wcielało, a Duch Święty zstępował na Nią, by dokonać wielkiej tajemnicy. Działa tu cała Trójca Przenajświętsza, cała nachyla się i przepływa. W tym boskim uścisku winno upływać życie karmelitanki”.

Dodajmy: tej, która podjęła służbę Bogu i ludziom przez kontemplację.

Kontemplacja promieniuje. Skuteczność i potęgę tego promieniowania podkreśla się zwłaszcza w życiu św. Teresy od Dzieciątka Jezus ogłoszonej patronką misji, choć na moment nie wyszła z samotni Karmelu. Właśnie czysta kontemplacja ze swymi duchowymi nocami i śmiercią starego człowieka jest najskuteczniejszą pomocą, jaką można świadczyć Kościołowi w świecie. Elżbieta, wchodząc w nieskończoność Boga, nie napotykała już na żadne przeszkody, by pomagać innym.. Tu właśnie znajdowała każdego potrzebującego brata. Pisała: “Kto zawsze pozostaje u źródła wód żywych, może wokół siebie rozlewać bez obawy, że jego dusza dozna uszczerbku, gdyż uczestniczy w nieskończoności.

W nieskończoności znajdowała Chrystusa, Boga doskonałej bliskości i umiłowania człowieka. Ona się w nieskończoności nie gubiła, ale żyła w niej jak w domu rodzinnym. Wierzyła, że w Chrystusie mieszka pełnia Bóstwa. On jest Objawieniem i Słowem, ale jest i Sługą, dlatego prosiła: “Chciałabym trwać nieustannie przy Tym, który zna całą tajemnicę, aby wszystko od Niego usłyszeć. Mowa Słowa – to wylanie daru”.

Urzeczona wtargnięciem nieskończoności w skończoność we Wcieleniu, w Męce i w Eucharystii, Elżbieta umiłowała Mszę świętą, zwłaszcza Komunię, podczas której doświadczała. udzielania się jej pełni miłości. Mówiła:

“Czuję, że Bóg mi udziela życia wiecznego”.

“Czuję, że wszystkie skarby duszy Chrystusa należą do mnie”.

“Nic tak nie wyraża miłości ukrytej w Sercu Bożym, jak Eucharystia. To jest zjednoczenie, dokonanie, to On w nas, a my w Nim. Czyż to nie niebo na ziemi, niebo w wierze?”.

Swe doświadczenie eucharystyczne poszerzyła na trwałą komunię duchową, obejmującą całe jej istnienie; poprzez wszystko nieustannie jednoczyła się ze “Słowem, które stało się Ciałem, z Jezusem w niej mieszkającym”, aby lepiej służyć Kościołowi i braciom.