Danuta Piekarz
Pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju nie są bynajmniej dziennikarską relacją: ich autor nie stał z kamerą i z dyktafonem, gdy Bóg stwarzał świat, gdy powoływał do istnienia pierwszych ludzi i gdy oni podejmowali ważne decyzje, także tę jedną… jakże fatalną w skutkach!
Pan Bóg też nie zdał autorowi szczegółowej relacji z tych wydarzeń, bo i po co, a zresztą jakiż język ludzki wyrazi to, co nie mieści się w naszych kategoriach? Autor miał inne zadanie: przekazać czytelnikowi pewne prawdy objawione przez Boga, takim językiem, żeby był on zrozumiały dla wszystkich. Miał przede wszystkim przekazać, że człowiek od pierwszych chwil swego istnienia jest otoczony miłością i troską Boga. To dlatego autor podaje nam, że Bóg umieścił pierwszych ludzi w ogrodzie. Izrael zawsze miał problemy z wodą, a część kraju stanowi pustynia – nic dziwnego zatem, że ogród, z którego wypływają aż cztery rzeki, był dla tamtych ludzi obrazem absolutnego szczęścia (kto wie, jakim obrazem posłużyłby się dziś autor dla ukazania szczęścia naszych prarodziców… może luksusową willą?).
Ten szczęśliwy człowiek ma być jakby namiestnikiem Boga na ziemi: panuje nad zwierzętami, ma czynić sobie ziemię poddaną. Człowiek jest powołany do życia w dialogu miłości (mężczyzną i niewiastą ich stworzył), żyje w zażyłości z Bogiem, który – jak przystało na wschodniego władcę – przechadza się po ogrodzie wieczorową porą. Bóg i człowiek żyją w doskonałej przyjaźni, Bóg, który wie wszystko i troszczy się o człowieka, wskazuje człowiekowi, co jest dobre, a co złe, bo tylko On, Stwórca, wie naprawdę i do końca, co jest dobre i dlaczego. Człowiek jest tylko stworzeniem, wspaniałym, ale ograniczonym, więc nie może samowolnie ustalać norm moralnych (mówiąc językiem Księgi Rodzaju: nie wolno mu spożywać owocu z drzewa poznania dobra i zła), bo byłaby to zgubna dla niego “zabawa w Boga”… trochę tak jakby małe dziecko postanowiło zarządzać wyrzutnią rakiet nuklearnych.
Przestańmy więc wyobrażać sobie naiwnie, że z niewiadomych przyczyn Bóg zabronił pierwszym ludziom jeść jabłek akurat z tego jednego drzewa (Skąd wzięły się te nieszczęsne jabłka? Otóż łacińskie słowo “malum” oznacza równocześnie “zło” i “jabłko”). Nie, Bóg nie jest złośliwym wychowawcą, który zakazuje dla samej przyjemności zakazywania, On zakazał człowiekowi jedynie… burzenia tego szczęścia, którym człowiek się cieszył. To szczęście miało trwać zawsze, człowiek miał karmić się owocami z drzewa życia – czyli być nieśmiertelnym.
Tak miało być… ale nie było. Pojawił się wąż… nie, żadna anakonda czy boa, ale mały, szary azjatycki wężyk, mały i bardzo zdradliwy. Tak łatwo zlekceważyć szmer w trawie, myśleć, że to nic strasznego, a potem jest za późno. Dlatego właśnie obraz węża tak doskonale nadawał się do ukazania kuszenia: czegoś, co z początku wydaje się małe i niegroźne, ale biada temu, kto podejmie niebezpieczny dialog ze złem.
Przyjrzyjmy się “taktyce” pokusy, by zauważyć z zawstydzeniem, że “nic nowego pod słońcem”, że my sami po tylu tysiącach lat dajemy się nabrać na te same sztuczki.
1. Wyolbrzymianie zakazu do granic absurdu. Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu? Wąż zdaje się po prostu prosić o informację: czy Bóg jest tak okrutny, że umieścił człowieka w pięknym ogrodzie i zabronił mu jedzenia owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu? Wydaje się, że Boży zakaz czyni życie nieznośnie uciążliwym, że ogranicza nas absurdalnymi przeszkodami. Wtedy złamanie takiego zakazu wydaje się wyzwoleniem, pójściem za głosem rozsądku. Zło wydaje się dobrem!
2. “Kłamcie, kłamcie, zawsze coś z tego zostanie”. Ewa odpowiada, że mogą jeść owoce drzew, tylko z tego jednego drzewa nie wolno jeść, ani nawet go dotykać, abyśmy nie pomarli. Czyż Bóg zabronił dotykania? Nie, ale Ewa nie rozumie sensu zakazu jedzenia owocu z tego jednego drzewa, spełnia go automatycznie i na wszelki wypadek dodaje sobie dodatkowe ograniczenia. Jeśli postępowanie moralne sprowadzimy do automatyzmu, nie dostrzegając jego dobra i piękna, jeśli jedynym uzasadnieniem czynienia dobra jest “bo tak ma być”, prędzej czy później pojawi się też pytanie: “A niby dlaczego nie może być inaczej?” i nawet nie zauważymy, że rozmawiamy z… wężem.
3. Bóg – kochający Ojciec czy zazdrosny tyran? Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło. Jak powiedzieliśmy, Bóg dał ten zakaz, by uchronić człowieka przed tragicznymi pomyłkami, tymczasem wąż sugeruje, że Bóg zabrania człowiekowi skorzystania z możliwości dorównania Mu, że boi się o swoją pozycję. Czyż pierwsi ludzie nie mieli – i czy dzisiejsi ludzie nie mają – dostatecznie dużo dowodów, że jest inaczej, że Bóg ich kocha i pragnie ich szczęścia…? A jednak łudzi ich ta fatamorgana równości z Bogiem, prawa do decydowania o wszystkim… Będziecie jak Bóg! Straszliwe oszustwo, tak straszliwe, że aby usunąć jego skutki, Bóg… stał się człowiekiem.
4. Dobro czy przyjemność? Niewiasta spostrzegła, że drzewo jest rozkoszą dla oczu. Na drodze do grzechu pojawia się nowy element: powierzchowne spojrzenie, klasyfikujące według kategorii “przyjemne – nieprzyjemne, ładne – brzydkie, łatwe – trudne”. Cóż za paradoks, że właśnie przy ocenie możliwości spożycia owoców z drzewa poznania dobra i zła nie uwzględniono kategorii “dobre – złe”. Liczy się to, co ładnie wygląda i przynosi zysk.
Teraz już pozostaje tylko wyciągnąć rękę, najpierw w stronę drzewa, potem w stronę Adama, by i on zjadł zakazany owoc. Stało się… otwarły się ich oczy, ale nie zobaczyli prawdy wszechrzeczy; zobaczyli tylko jedno: że są nadzy. Dla człowieka Biblii nagość jest przede wszystkim symbolem słabości i bezbronności. W chwili pokusy człowiek myślał, że poprzez grzeszny czyn osiągnie wielkość, a tymczasem jeszcze mocniej doświadcza swej ograniczoności, którą teraz próbuje osłonić przepaską z gałęzi figowych. Ale tak naprawdę, to tylko Bóg może osłonić słabego człowieka – i rzeczywiście, później da On pierwszym ludziom ubrania ze skór.
Tu jednak nagość ma też dodatkowe znaczenie: autor biblijny powiedział nam bowiem, że przed grzechem pierwsi ludzie byli nadzy, lecz nie odczuwali wobec siebie wstydu. Byli stworzeniami, ale nie czuli żadnego zagrożenia ze strony drugiej osoby, nie musieli zasłaniać się przed nikim i niczym, a ich wzajemna więź była pełna harmonii. Teraz wszystko się zmieniło: człowiek zasłania siebie przed drugim człowiekiem, ale też czuje, że musi ukryć swą niegodność wobec świętości Boga. Bóg jednak nie odwraca się od człowieka, zadaje mu pierwsze pytanie w dziejach ludzkości: Gdzie jesteś? Człowiekowi łatwo jest ukryć się, ale znacznie trudniej jest wyznać własną winę: Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc. Winni są wszyscy, ale najmniej Adam: winna jest Ewa, ba, w pewnym sensie winny jest sam Bóg, bo przecież stworzenie Ewy było Jego pomysłem (postawiłeś przy mnie!). Jakże łatwo odnaleźć nam siebie w tym Adamie, który ukazuje cały splot okoliczności, byleby tylko jak najbardziej zmniejszyć swoją odpowiedzialność!
W tym momencie odzywa się Bóg. Myliłby się jednak ten, kto by odczytywał Jego słowa jako wyrok surowego sędziego: Bóg bowiem wyznacza ludziom nie tyle karę, ile raczej leczniczą terapię, która uchroni ich na przyszłość przed mirażem boskości: to bowiem, co mogłoby budzić w człowieku złudzenie boskiej władzy (przetwarzanie świata przez pracę w przypadku mężczyzny i przekazywanie życia przez kobietę) będzie odtąd naznaczone trudem i bólem, co więcej, praca okaże się nieraz bezowocna, gdyż ziemia będzie stawiać opór człowiekowi.
Widzimy tu kapitalny obraz tego, co nazywamy społecznymi – czy wręcz kosmicznymi – skutkami grzechu: człowiek myśli, że jego niewidoczny, ukryty grzech to prywatna sprawa między nim a Bogiem, tymczasem musi przekonać się, że zerwanie tej pionowej nitki (między Bogiem a człowiekiem) w nieunikniony sposób powoduje zerwanie nitek poziomych: więzi międzyludzkich (tu zwłaszcza między mężczyzną a kobietą – dominacja zamiast harmonii), relacji między człowiekiem a przyrodą. Człowiek zbuntował się wobec Boga, a teraz przyroda buntuje się wobec człowieka, który okazał się złym zarządcą powierzonego mu świata.
I wreszcie to ostatnie zdanie Boga, które wydaje się najstraszliwszą karą – karą śmierci! – a w rzeczywistości jest jeszcze jednym gestem Bożego miłosierdzia: człowiek musi umrzeć i dlatego musi opuścić raj, by nie spożywał owoców z drzewa życia (zapewniających nieśmiertelność), przez co utrwaliłby na wieki swój obecny rozpaczliwy stan. Bóg już teraz ma na myśli wielki plan oczyszczenia – przez śmierć do życia, ale na pełną realizację tego planu trzeba będzie poczekać aż do dnia, gdy Pan Życia przejdzie przez bramy śmierci.
I tak zaczyna się historia grzesznych ludzi, historia ich zmagania z siłami przyrody, z własną słabością i ze złem. Bóg nieustannie towarzyszy ludziom w tej drodze od zamkniętych bram raju aż po Niebieskie Jeruzalem, gdzie znów będą mogli – obmyci Krwią Baranka, który pokonał szatana – bezpiecznie spożywać owoce z drzewa życia (Ap 22,2), a śmierci już odtąd nie będzie…
Głos Karmelu 1/2007