Płacz Boga, płacz człowieka

o. Tadeusz Florek OCD



Pewien bogobojny człowiek modlił się z takim zapałem, że zapomniał o własnym synu, którego przyprowadził do synagogi. Chłopiec poczuł się osamotniony, pociągnął ojca za płaszcz i zawołał: ,Jato, tato!”. Ojciec, wyrwany z rozmodlenia, zobaczył smutek syna i sam się rozpłakał. “Dlaczego płaczesz, tato?” – zapytał chłopiec. “Dlatego – odpowiedział – że gdybym ja tak wołał Boga, Ojcze, Ojcze, jak ty mnie wołałeś, Bóg usłyszałby moje wołanie i objąłby mnie tak, jak ja ciebie teraz trzymam”.

Wzruszony Bóg

Na stronach Ewangelii mamy wiele przykładów, kiedy Bóg-Człowiek nie kryje swojego ludzkiego oblicza i swoich uczuć. Ewangeliści ukazują Boga wrażliwego, czułego, który słyszy wołanie człowieka, który obejmuje i przytula, który wzrusza się głęboko. Bywają też inne sytuacje: kiedy lęka się, cały drży, płacze nad grobem Łazarza (zob. J 11,38n), raduje siew Duchu (zob. Łk 10,21n), gniewa się (zob. J 2,15n), smuci się, odczuwa trwogę (zob. Mt 26,37), jest tak udręczony, że aż poci się krwią (zob. Łk 22,44). Jezus wzrusza się, ujawnia swoje uczucia i tym samym porusza człowieka do głębi…

Dlaczego Bóg się wzrusza?

Nosimy w sobie różne wyobrażenia o Bogu i niejednokrotnie dziwimy się, że Syn Boży jest taki ludzki, że nie próbuje ukryć swoich uczuć. Wyraża je przy różnych okazjach, jakby chciał dać odczuć, że także w Nim – a może przede wszystkim w Nim – jest pełnia życia, od radości poprzez gniew aż do bólu: wyraża żal (zob. Łk 13,34n), płacz (zob. Łk 19,41n), gniew (zob. Łk 19,45). Nie przywykliśmy do kontemplowania ludzkich zachowań Jezusa. Dlaczego On tak mocno wyraża swoje uczucia, a szczególnie ból i gniew? Powód za każdym razem jest ten sam: Jezus w sposób radykalny szuka prawdy, sprawiedliwości i dobra każdego człowieka. Czyni to całym sercem i dlatego nie oddziela tego, co można pokazać, od tego, co mogłoby być po ludzku wyrazem słabości lub mogłoby Go narazić na utratę dobrego imienia, popularności.

Zatrzymując się przy niektórych wydarzeniach, można osobiście spotkać się z przeżyciami Jezusa: usłyszeć, co On chce powiedzieć, gdy się żali, gdy płacze, gdy jest rozgniewany i przemawia z mocą. Jezus jest za każdym razem autentyczny i wyraża wszystko to, co rodzi się w Jego boskim i zarazem ludzkim sercu.

Scena z Łazarzem

Słowa z Ewangelii św. Jana, “Jezus zapłakał” (J 11,33n), są pięknym przejawem boskiej wrażliwości i równocześnie tajemniczości. Pewne wyjaśnienie owych słów podsuwa niejako sam Jan, kiedy mówi, że ci, którzy byli świadkami wydarzenia, mieli powiedzieć: “Oto jak go miłował”. Dlaczego Jezus płacze, skoro zaraz objawi się Jego chwała? Czy Jego płacz jest autentyczny? Wydaje się, że Jezus wchodzi w głębiny ludzkiego bólu, nie skraca go, nie omija, lecz spotyka się do końca z tym, co ludzkie i równocześnie boskie. Choć zaraz ma objawić swoją chwałę i dokonać cudu przywrócenia życia Łazarzowi, razem z opłakującymi wchodzi w otchłań ciemności i cierpienia.

Dobry płacz

Ewangelie, kiedy mówią o płaczu, odnoszą się do chorych, do tych, którzy stracili kogoś bliskiego, albo do sytuacji, gdy ktoś bliski choruje czy też kogoś spotyka niesprawiedliwość. Jezus przychodzi z pocieszeniem do tych, którzy Go potrzebują, a oni idą do Niego, choć może idą dopiero wtedy, gdy drugi człowiek nie jest w stanie im pomóc. Jednak Jezus, który kocha, nie zważa na to, że jest jakby ostatni… Głębokie pragnienie człowieka w bezradności “przyciąga” Jego Serce, przywracając zdrowie chorym, a czasem i życie umarłym. Ludzie w Ewangelii płaczą też wtedy, gdy żałują za grzechy. Jawnogrzesznica, która przyszła na ucztę wydaną przez możnego faryzeusza, gdzie zaproszony był Jezus, płakała u stóp Mistrza. Były to łzy cierpienia, a zarazem żalu za grzechy, i prośba o ratunek. Jezus na jej łzy odpowiedział pocieszeniem – wybaczeniem win i pochwałą gorącego, pełnego miłości serca tej kobiety. W sytuacjach ludzkiego wplątania w niewolę grzechu łzy bywają pierwszym sygnałem wewnętrznego poruszenia, chęci zmiany, i drogą ku nawróceniu.

Płacz szkodliwy

Bywa też płacz, który nie przynosi dobra. Łzy, w których brakuje dążenia do prawdy, rodzą zamieszanie i wywołują złość. Ma to miejsce wtedy, gdy ktoś płaczem chce wywołać poczucie winy, kiedy nie chce wziąć odpowiedzialności za swoje zachowanie, lub też maskuje np. uczucie złości, przybierając postawę “płaczącej i pokrzywdzonej ofiary”. Nie ma pocieszenia w fałszywym płaczu, gdyż Bóg pociesza tylko tych, którzy do Niego się zbliżają. A gdy człowiek oddala się od prawdy, tym samym pozbawia się przyjmowania i odczuwania pociechy bliźniego, jak też pociechy, która płynie od Boga. Może sekret jest w tym, że prawda, poszukiwanie prawdy, daje światło i wrażliwość na pocieszenie, na dotyk Boga?

Płacz językiem serca

Przez wielu płacz uważany jest za objaw słabości, niezaradności względem samego siebie. Jednak płacz, gdy jest prawdziwy, pochodzący z serca, ma wielką wartość: nie zamyka na prawdziwe spotkanie, lecz do niego prowadzi, oczyszcza w bólu, otwiera na innych, na Boga.

Łzy człowieka, gdy ten płacze sam, samotny, mogą go osłabić, ale gdy człowiek płacze razem z Bogiem, wtedy płacz wzmacnia go i człowiek znajduje w nim siły, aby otwierać się i objawiać treści, które razem ze łzami wychodzą na światło dnia. W dramacie bólu człowieka, który cierpi z powodu niesprawiedliwości, z powodu zranienia człowieczeństwa, łzy są nie tylko wyładowaniem bólu – są wołaniem, które sięga samego Boga. Poruszone do głębi serce woła, szukając zrozumienia, przyjęcia, pocieszenia.

Płaczącego można też łatwo zranić, gdyż poprzez swoją postawę staje on w pozycji bezbronnej, zdając się na łaskę przyjęcia lub odrzucenia. Najłatwiej przecież krzyknąć: “nie histeryzuj, nie rozczulaj się nad sobą”, i bywa, że płaczący umilknie, jednak nie zostaje pocieszony. Płacze nadal we wnętrzu serca, dopóki nie wypłyną wszystkie łzy z jego rany i nie otworzą go na nowe spotkanie.

Postawa Jezusa wobec płaczących

Jezus do osób płaczących odnosi się nie tylko z wielkim szacunkiem, ale ma w sobie jakąś wyróżniającą miłość do cierpiących i obolałych (wszak płacz zazwyczaj jest objawem cierpienia). Tylko ten, kto sam doświadczył lub doświadcza cierpienia, odrzucenia, niezrozumienia lub niemożności dzielenia się sobą w pełni z innymi, a doznał Jezusowej pociechy, może naśladować swojego Mistrza-Pocieszyciela. Prawdziwym i jedynym Pocieszycielem jest Duch Święty, którego Jezus każdemu posyła. To On podpowiada właściwe słowo, właściwe zachowanie – niosące płaczącemu wsparcie i nadzieję.

Człowiek, który chce układać swoje piany według planów Bożych, zgodnie z wyznawaną wiarą, tęskniący za Bożym królestwem, za sprawiedliwością, niejednokrotnie spotyka się z wielkimi przeciwnościami, utrudzeniem, i dlatego bardzo tęskni za Bogiem i Jego pocieszeniem. Owszem, każdy wychowany w wierze otrzymał przekaz o Dobrej Nowinie, o wielkiej miłości Boga do ludzi, o tym, że Syna swego Bóg dał po to, by człowieka usynowić w Nim i przez Niego, by go przygarnąć – jednak świadomość tej prawdy domaga się nieustannego odnawiania, przypominania, aby w chwilach trudnych nie zwątpić, nie utracić nadziei na stopniowo objawiające się królestwo prawdy.

Boże pocieszenie, na które człowiek tak bardzo czeka, nie przychodzi automatycznie. Człowiek przechodzi przez ból, straty, niezrozumienie, zagubienie, czasem całkowite ogołocenie. Pomyślmy, przez co przeszedł Hiob, lub przez co przechodzi młoda żona i matka, która traci męża w tragicznym wypadku. Co powiedzieć o prześladowanych za wiarę, lub o tych, którzy przez swą prawość tracą wszystkie przywileje i możliwość awansu?

Boże pocieszenie jest owocem nade wszystko naszej wiary, łączności i bliskości z Jezusem, bo wówczas można cierpieć i znosić ból w radości ze względu na cel, jakim jest dążenie do zjednoczenia z Bogiem, Jedynym Pocieszycielem. Można tu odwołać się do św. Teresy z Awili i do jej przesłania odnośnie do ludzkiego wymiaru życia Jezusa, który w jej doświadczeniu nie tylko w wierze, ale konkretnie, po ludzku pociesza człowieka, kiedy ten jest blisko

Niego. Jednak pełnia pocieszenia będzie nam dana dopiero w wieczności, gdy spotkamy się z Bogiem; wtedy On sam otrze łzy z naszych oczu. Doświadczenie bezradności i niemocy kieruje człowieka na Boga, aby w wolności mógł szukać u Jezusa sensu życia. Wierzący może oprzeć się na Jego słowach: “Szczęśliwi płaczący teraz, bo śmiać się będą” (w przyszłości). Jezus umacnia nadzieję, że zmaganie tu i teraz ma charakter czasowy i prowadzi ku zmartwychwstaniu. Mając zaś dar wiary i nadzieję w Panu, możemy już tu i teraz, przy każdej okazji, czerpać z Bożego źródła i jedni drugich przygarniać i pocieszać, odwołując się do Bożego pocieszenia.

W opisie Kazania na Górze św. Mateusz wszystkim spragnionym zapowiada pocieszenie i owych spragnionych pocieszenia nazywa błogosławionymi, to znaczy szczęśliwymi. Szczęśliwi ci, którzy się smucą, którzy płaczą. Szczęśliwi nie dlatego, że dziś są smutni, lecz dlatego, że ich smutek minie, że w wierze są nasycani nadzieją radości, która nie minie. Obietnica Boża uwalnia obecny smutek od beznadziejności – więcej, w samym jego środku umieszcza nadzieję. Szczęśliwi, którzy teraz płaczą, nie pomimo tego, że płaczą, ale dlatego, że płaczą. Ich płacz przyzywa Boga i On przynosi pocieszenie, które nie będzie miało końca. Bóg słyszy płacz ludzki i ku niemu się skłania.

A co z tymi, którzy nie płaczą?

Jakże pocieszyć tych, którzy niczego więcej nad to, co mają, nie pragną, nie znają braku ani smutku? Św. Łukasz w swej Ewangelii pisze: “Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie […]. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie”. To przeciwstawienie budzi nasze zdziwienie, może niechęć. Czyżby chrześcijanin miał tylko płakać i przeżywać dramaty? Czyżby śmiech zagrażał zbawieniu? Nie o to chodzi w Łukaszowym przeciwstawieniu. Jezus nigdy nie ganił radości. Błogosławił godom weselnym i przyrównywał nieraz Królestwo Boże do uczty weselnej. Mówił o radości matki z narodzenia dzieciątka i radości pasterza po znalezieniu zgubionej owcy. Nie każda jednak radość jest tą, która znajdzie swój dalszy ciąg i wypełnienie w Królestwie. Jest taka radość – czy raczej taki śmiech – który nie jest życiodajny. Jest to na przykład zabawa bogacza, u którego wrót leży Łazarz – zabawa i samozadowolenie ludzi myślących tylko o sobie i obojętnie mijających płaczącego brata. W Łukaszowych przeciwstawieniach “błogosławieni – biada”, “śmiejący się” i “bogacze” otrzymali to, czego chcieli, a chcieli natychmiastowej radości, bez zwracania uwagi na jej powód.

Biada obojętnym

Święty Paweł w Liście do Rzymian pisze: “Kiedy bowiem byliście niewolnikami grzechu, byliście wolni od służby sprawiedliwości. Jakiż jednak pożytek mieliście wówczas z tych czynów, których się teraz wstydzicie?” (Rz 6,20-22). Ten Pawłowy tekst dobrze naświetla to, o jaką radość chodzi w jezusowym “biada” przekazywanym przez Łukasza: o radość związaną z życiem wyłącznie w perspektywie egoistycznego użycia i bez oglądania się na sprawiedliwość. Końcem wszelkich sukcesów nie-związanych z miłością bliźniego jest topienie się we własnym egoizmie i w końcu zupełna obojętność na losy innych.

Bóg słyszy płaczącego

Bóg Jezusa Chrystusa jest Bogiem bliskim człowiekowi, który bierze udział w cierpieniu swoich stworzeń, słyszy każdy płacz. Jednakże, będąc nieskończony, Bóg w Jezusie znosi nieskończony ból i nieskończone cierpienie, znacznie większe niż to, jakie mogą znieść Jego stworzenia.

Człowiek natomiast – przez bliską więź z Bogiem – dochodząc do zrozumienia, że jego osobisty ból stanowi tylko mały fragment bólu i cierpienia, jakie Bóg znosi, może go przeżywać w sposób mniej dramatyczny, wiedząc, że jest na miarę jego sił. Bóg nigdy nie stawia człowieka w sytuacjach, które przerastają jego siły, lecz daje mu zawsze odpowiednie wsparcie.

W sytuacjach trudnych, w doświadczeniu samotności Bóg-Abba mówi do każdego płaczącego: Wołaj do Mnie z całego serca: “Ojcze, Ojcze”, a Ja przyjdę do ciebie i obejmę cię, umocnię i pocieszę…


Głos Karmelu, 2/2010