Pełnia twórczości – Pisarz w Granadzie

Obowiązki publiczne



Ten, który poświęca się niekończącym się rozmowom duchowym i zawsze jest gotów do podróży pasterskich, żywi pewną niechęć do stosunków urzędowych. Nie ma zamiaru pozostawać zamknięty w klasztorze, ale wychodzi na zewnątrz z zupełnie innych powodów. Wydaje się nieczuły na to, co uważane jest za obowiązek społeczny, jeszcze bardziej, gdy związane jest z interesem i zdobyciem jałmużny.

W przypadku zwykłego zakonnika taka postawa mogłaby wzbudzić zachwyt jako gest pokory i wewnętrznego skupienia. W przypadku przełożonego jest to traktowane jako poważne uchybienie, wypływające ujemnie na wstępowanie nowych osób do Zakonu.

Wielokrotnie ojciec Jan upomniany był oficjalnie za taką postawę. Podczas kapituły w Almodóvar (1583) został oskarżony o to, że zbyt rzadko odwiedza świeckich. Ojciec Jan upada na kolana na środku sali, prosi o głos i wyjaśnia ojcom kapitularnym, że czas, który miał poświęcić na odwiedziny i prośby o jałmużnę, spędził z Panem błagając go o dobrobyt dla tych osób i prosząc, aby pobudził te osoby do pomagania klasztorowi. Słowa ojca Jana przekonały kapitułę i nie nalegano już więcej na niego. Jednak narzekano nadal w prowincji, a wikariusz prowincjalny po powrocie do klasztoru zaleca mu złożyć wizytę przynajmniej przewodniczącemu i sędziom Trybunału, którzy ofiarują częstą i znaczącą jałmużnę. Nie było wyboru. Przeor woła ojca Hieronima od Krzyża i mówi mu: “Weź płaszcz i idziemy, ponieważ mówią, że niezbędne jest składanie wizyt”.

Tym razem szczęście im sprzyja; po odwiedzeniu kilku audytorów, obydwaj przybywają wreszcie do domu przewodniczącego trybunału. Ojciec Jan usprawiedliwia się, że nie odwiedza go dość często i czyni to w bardzo miły sposób. Przewodniczący dziękuje za wizytę i wykazuje duże zrozumienie. Mówi: “Dla nas, Ojcze, wystarczy, jeśli jesteście na miejscu, tak jak to czynicie, w obliczu Pana i jego przykazań. Poza tym jesteśmy bardzo zajęci, ledwie starczy czasu na odpoczynek”.

Ojciec Jan zapamiętuje sobie tę lekcję i wyciąga z niej wnioski: “Pan zrozumiał nas, że nie chciałem prawić komplementów osobom tego świata. Tyle osób tym się niepokoi. Lepiej raczej czas spędzić na samotności”. Był to ostatni raz, kiedy przeor złożył wizytę grzecznościową. Po powrocie do klasztoru nikt do tego tematu już nie wracał.

Kiedy jakaś osobistość wstępowała do klasztoru, aby go odwiedzić, przyjmował ją z honorami i bardzo gościnnie. Nie przygotowywał jednak nic specjalnego. Ugaszczał tym, co było. Zajęty pracami w klasztorze, nie zmieniał ubrania dla przyjmowania gości. W tym samym ubraniu, które służyło mu do pracy w ogrodzie, przyjmował również gości.

Nie była to bieda ostentacyjna, ale raczej naturalność. Ci, których zarówno on, jak i wspólnota traktowali po rodzinnemu, rozumieli dobrze ten styl. Malarz, Franciszek Ruiz, który pracował dla Bosych, spożywał wraz z nimi posiłki w refektarzu. Pewnego razu był świadkiem skrajnej sytuacji: błogosławi się posiłek, odmawia modlitwy dziękczynne, chociaż nie było nic do jedzenia. Potem wszyscy wychodzą z refektarza.

Jednym z zadań publicznych ojca Jana było członkowstwo w komisji teologów, która miała wypowiedzieć się na temat autentyczności relikwii znalezionych pod wieżą Turpiana. Kiedy została ona zburzona, ukazały się kości i resztki należące, zdaniem niektórych, do dawnych świętych. Sprawa nie była jasna i ciągnęła się przez wieki. Nie znamy opinii ojca Jana w tej sprawie. Wiadomo jedynie, że był członkiem komisji powołanej przez arcybiskupa.

W tych latach nastąpił dziwny zbieg okoliczności w życiu Jana. Władze zapraszają poetę, Luisa de Góngora, na otwarcie dużego pałacu Trybunału przy Plaża Nueva, przez który Jan przechodził nieraz schodząc do miasta. Widział, jak budowano fasadę tego budynku. W 1586, gdy prace zostały zakończone, nastąpiło otwarcie.

Na tę okazję Góngora komponuje i wygłasza swoją Romance a Granada, która zaczyna się od słów: “Sławne i znakomite miasto, niewierne, czas ojczysty Zegriesa i Gomelesa…”; a kończy się: “Granada wielkich, Granada serafinów, Granada starożytna”.

Góngora nie spodziewał się, że właśnie tam, wśród publiczności znajdował się serafin mistyki i poezji, który z czasem przyda wielkiej chwały temu miastu.

Dwóch poetów wybitnych, którzy z pewnością widzieli się, ale nigdy nie poznali się osobiście.