Dzień szesnasty
42. «Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże! Dusza moja pragnie Boga, Boga żywego! Kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże?…».
A jednak, jak “wróbel znalazł sobie miejsce”, aby tam się schronić, jak “synogarlica znalazła gniazdo, gdzie by złożyła pisklęta swoje”, tak Laudem gloriae — oczekując na przeniesienie do świętego Jeruzalem, «beata pacis visio» — znalazła swoje odosobnienie, swoją szczęśliwość, swoje antycypowane niebo, w którym rozpoczyna swoje życie wieczne. Uciszona «dusza moja spoczywa w Bogu; od Niego pochodzi moje uwolnienie. Tak, On jest skałą, na której znajduję ocalenie, moją twierdzą, więc się nie zachwieję!…».
Oto tajemnica, którą opiewa dzisiaj moja lira! Jak do Zacheusza mój Mistrz powiedział do mnie: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu…». Zejdź prędko, ale gdzie? Najgłębiej w siebie samą: po opuszczeniu siebie, po oddzieleniu się od siebie, po wyzuciu się siebie, jednym słowem: bez siebie.
43. «Muszę się zatrzymać w twoim domu!» To mój Mistrz wyraża to pragnienie! Mój Mistrz, który chce mieszkać we mnie z Ojcem i Jego Duchem miłości, abym ja — według wyrażenia umiłowanego ucznia — miała «współuczestnictwo» z Nimi. «Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście… domownikami Boga», mówi święty Paweł. Oto jak ja rozumiem być «domownikiem Boga»: to żyć na łonie pełnej pokoju Trójcy Świętej, w mojej wewnętrznej przepaści, w tej “niezwyciężonej twierdzy świętego skupienia”, o której mówi św. Jan od Krzyża!
Dawid śpiewał: «Moja dusza wpada w omdlenie, wchodząc do przedsieni Pańskich». Wydaje mi się, że taka powinna być postawa każdej duszy, która wchodzi do wewnętrznych przedsieni, aby tam kontemplować swego Boga i żeby nawiązać z Nim mocny kontakt: ona «wpada w omdlenie», w boskim zasłabnięciu wobec tej Miłości wszechmocnej, tego nieskończonego Majestatu, który w niej mieszka! Wcale nie opuszcza życia, lecz nie dba o to życie naturalne i z niego się wycofuje… Ponieważ nie czuje, że nie jest ono godne swojej tak bogatej istoty, i dlatego ona chce umrzeć i zatopić się w swoim Bogu.
44. Och, jakże jest piękne to stworzenie, ogołocone i uwolnione od siebie! Ono jest w stanie układania wstępowań w swoim sercu, żeby wyjść z padołu płaczu (to znaczy, ze wszystkiego, co jest mniejsze od Boga) ku miejscu, które jest jego celem, to «miejsce przestronne», opiewane przez psalmistę, którym — jak mi się zdaje — jest niezgłębiona Trójca Święta: «Immensus Pater, immensus Filius, immensus Spiritus Sanctus!…». Ona wchodzi, wznosi się ponad zmysły, ponad naturę; przekracza siebie samą; wznosi się ponad wszelką radość, jak i wszelki ból, poprzez obłoki, aby nie spocząć, dopóki nie wniknie «do wnętrza». Tego, którego miłuje i Który sam jej da «odpoczynek przepaści». I to wszystko dzieje się bez wychodzenia ze świętej twierdzy! Mistrz jej mówi: Zejdźprędko… I jeszcze bez wychodzenia stamtąd, gdzie będzie żyła, na wzór niezmiennej Trójcy Świętej, w wiecznym teraz, adorując zawsze ze względu na Nią samą i stając się poprzez coraz bardziej proste spojrzenie, coraz bardziej jednoczące, «odblaskiem Jego chwały», inaczej mówiąc, stanie się nieustanną sławą chwały Jego godnych uwielbienia doskonałości.