abp Stanisław Gądecki
W czasie ostatniej pielgrzymki do Ziemi Świętej prowadziłem interesującą rozmowę na temat Księgi Hioba z jednym z profesorów medycyny. Uczony ten był skłonny dopatrywać się rozwiązania źródła problemów Hioba w jego chorobie, zwanej depresją. Hiob przejawiałby symptomy typowe dla depresji: obniżenie nastroju, depresyjna ocena siebie i swojego losu, zahamowanie tempa przeżyć i myślenia, przeżywanie lęku, bóle głowy, osłabienie, ucisk w klatce piersiowej i brzuchu, skrócenie i spłycenie snu, tendencje samobójcze zagrażające życiu. Wydaje mi się, że gdyby tak było, wówczas z trudem dałoby się nadać doświadczeniu tego człowieka wymiar uniwersalny i przełożyć go na ciężkie doświadczenia wielu ludzi różnych epok, którzy w momencie próby doświadczają straszliwej udręki umysłu, serca i wyobraźni.
To z tego właśnie powodu Księga Hioba jest jedną wielką fikcją literacką. Nie występują w niej znane z historii osoby. Przyjaciele Hioba nie są Żydami. Wydaje się, że nie jest nim też sam Hiob, “Syn Wschodu”. Nie ma jednoznacznych śladów świadczących o określonej dacie powstania tego dzieła. Wszystko zdaje się być podporządkowane pragnieniu autora postawienia czystej kwestii teologicznej i dialogowej próby odpowiedzi na postawiony problem. Brak jakichkolwiek aluzji historycznych pozwala bowiem skoncentrować się tylko i wyłącznie nad samym zagadnieniem sprawiedliwości Bożej i ludzkiej.
Klasyczne spojrzenie starotestamentalne na Bożą sprawiedliwość w odniesieniu do Ludu Bożego zakładało z jednej strony wyzwalanie uciskanych (Exodus), z drugiej strony – karanie niewiernych przymierzu. W odniesieniu do jednostek – sprawiedliwą odpłatę za dobro i za zło. Kto idzie za wymaganiami Prawa, ten otrzymuje w nagrodę pomyślność. Ten zaś, kto łamie Prawo Boże, może spodziewać się zniszczenia. Przyjęcie takiej reguły prowadzi nieuchronnie do konkluzji, którą podsuwa szatan, że ludzie są sprawiedliwi, ponieważ im się to opłaca.
Doświadczenie doprowadziło jednak autora Księgi Hioba do zauważenia wyjątków od tej reguły. Są sytuacje, gdzie ewidentnie zło dotyka człowieka sprawiedliwego. Dlaczego się tak dzieje? Czyżby więc reguła była nieprawdziwa, a może Pan Bóg jest niesprawiedliwy?
W takim kontekście można mówić o problemie obecności Bożej w życiu Hioba. Zupełnie słusznie, ponieważ chociaż w dyskusji biorą udział przyjaciele Hioba, to jednak tylko on zwraca się ze swoimi wątpliwościami bezpośrednio do Boga, czyli – w pewnym sensie – tylko on czuje Bożą obecność. Na początku trzeba poczynić następującą obserwację. W całej Księdze Hioba nie ma nigdzie użytego terminu “obecność”, choć nie ulega wątpliwości, że mówi ona nieustannie o Bożej obecności, nie używając tego terminu. Zasadniczy problem nie polega jednak na tym, że Hiob jest świadom tej obecności, ale że jego świadomość rozwija się. Mamy w tej księdze jakby stopniowe odsłanianie innej obecności Boga.
Jest ona także odsłoną poważniejszego niż tylko Hioba dramatu. “Święte misterium o Hiobie jest zbyt przejmujące, by mogło pozostawić człowieka obojętnym. Kto nie wejdzie w tę akcję ze swoimi pytaniami i odpowiedziami wewnętrznymi, kto nie zajmie stanowiska pełnego pasji, ten nie zrozumie dramatu, który z jego własnej winy pozostanie niedokończony. A jeśli osobiście wejdzie w akcję tej księgi i zajmie wyraźne stanowisko, to wtedy odkryje siebie pod spojrzeniem Boga, ujrzy siebie jako tego, który został wystawiony na próbę w tym wiecznym i powszechnym dramacie człowieka Hioba” (Alonso Schokel, Giobbe, s. 108, za: C.M. Martini, Wytrwaliście przy mnie w moich przeciwnościach. Rozważania o Hiobie, 24).
Obecność nagradzająca
W samych początkach pierwszego rozdziału (w. 1-5) mamy do czynienia z tradycyjnym przedstawieniem pobożności jako źródła błogosławieństwa. Hiob to mąż sprawiedliwy, prawy, bogobojny i unikający zła (1,1). Ta krótka, lapidarna charakterystyka przedstawia integralny charakter bohatera. Rozwiną ją późniejsze mowy przyjaciół: Tyś przecież wielu pouczał, wzmacniałeś omdlałe ręce, twe słowa krzepiły słabych, wspierałeś kolana zachwiane. Czy bogobojność już nie jest twą ufnością, a nadzieją – doskonałość dróg twoich? (4, 3-4, 6). Moja noga kroczy w ślad za Nim, nie zbaczam, idę Jego ścieżką; nie gardzę nakazem warg Jego i w sercu słowa ust Jego chowam (23,11 -12). Jednym słowem, był to człowiek bez zarzutu, doskonały (integer), konsekwentnie wybierający dobro. Jego doskonałość obejmowała nie tylko jego własne życie, ale również życie jego rodziny: Synowie jego mieli zwyczaj udawania się na ucztę, którą każdy z nich urządzał po kolei we własnym domu w dniu oznaczonym. Zapraszali też swoje trzy siostry, by jadły i piły z nimi. Gdy przeminął czas ucztowania, Hiob dbał o to, by dokonywać ich oczyszczenia. Wstawał wczesnym rankiem i składał całopalenie stosownie do ich liczby. Bo mówił Hiob do siebie: ŤMoże moi synowie zgrzeszyli i złorzeczyli Bogu w swym sercu?ť Hiob zawsze tak postępował (1, 4-5). Punktem, na który Hiob był szczególnie wrażliwy było złorzeczenie Bogu.
Naturalną konsekwencją takiego stanu rzeczy – według tradycyjnej teologii – było Boże błogosławieństwo dla “sługi Bożego”. Faktycznie, będąc człowiekiem religijnym, Hiob miał liczną rodzinę oraz bogactwa: Miał siedmiu synów i trzy córki. Majętność jego stanowiło siedem tysięcy owiec, trzy tysiące wielbłądów, pięćset jarzm wołów, pięćset oślic oraz wielka liczba służby. Był najwybitniejszym człowiekiem spośród wszystkich ludzi Wschodu (1, 2-3). A zatem, niczego mu nie brakowało. Sam szatan potwierdza zachowanie przez Boga reguł gry, błogosławieństwo za sprawiedliwość: Czyż za darmo Hiob czci Boga? Czyż Ty nie ogrodziłeś zewsząd jego samego, jego domu i całej majętności? Pracy jego rąk pobłogosławiłeś, jego dobytek na ziemi się mnoży (1, 9-10).
Tak wygląda pierwszy sposób przeżywania obecności Bożej przez Hioba. Nie ma w nim mowy o jakimś widzeniu Boga, ani nawet o rozmowach Hioba z Bogiem. Sama człowiecza sprawiedliwość oraz kult jest więzią łączącą człowieka z Bogiem. Jego czyny są podstawą jego usprawiedliwienia.
Obecność wystawiająca na próbę
Ale chociaż Pan Bóg jest dumny z postawy Hioba, objawia się mu zaraz w przeciwny sposób, stając u początków jego bolesnego dojrzewania: Rzekł Pan do szatana: ŤOto cały majątek jego w twej mocy. Tylko na niego samego nie wyciągaj rękiť (1, 12). Mimo iż Hiob traci cały swój majątek i własną rodzinę, jego cnota pozostaje niewzruszona: Dał Pan i zabrał Pan, Niech będzie imię Pańskie błogosławione. W tym wszystkim Hiob nie zgrzeszył i nie przypisał Bogu nieprawości (1, 21-22). Hiob przeszedł pierwszą próbę dzielnie, mimo iż spotkało go zło, za Bożym przyzwoleniem, nie odpłaca tym samym i nie złorzeczy Bogu.
Potem przychodzi jeszcze dotkliwsza, druga próba. “Skóra za skórę. Wszystko, co człowiek posiada, odda za swoje życie. Wyciągnij, proszę, rękę i dotknij jego kości i ciała. Na pewno Ci w twarz będzie złorzeczył”. I rzekł Pan do szatana: “Oto jest w twej mocy. Życie mu tylko zachowaj!” (2, 4-6). Ale i tym razem dotykające go zło nie zmusiło Hioba do przeklinania Boga: Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy? W ty m wszystkim Hiob nie zgrzeszył swymi ustami (2, 10). Ani nędza, ani utrata zdrowia nie odwiodły Hioba od błogosławienia Boga. Hiob dowiódł, że jego religijność jest bezinteresowna.
Doświadczenie zła “z ręki Bożej” prowadzi go do dostrzeżenia nowego aspektu Bożej obecności. Poza odpłacaniem błogosławieństwem za sprawiedliwość, Bóg może również dopuścić na człowieka zło, mając na oku inne cele. Przypomina to późniejszą nowotestamentalną scenę z niewidomym od urodzenia: “Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czyjego rodzice?” Jezus odpowiedział: “Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże” (J 9, 2-3). W tej drugiej odsłonie obecności Bożej Hiob doświadcza, iż nie zawsze da się zrozumieć Boże postępowanie, ponieważ zrozumienie tego leży poza zasięgiem możliwości ludzkiego poznania.
W nieszczęsnym położeniu Hiob nie przeklina Boga, ale przeklina czas swojego poczęcia i swoich narodzin (3,1-10). Święty Jan od Krzyża mówił w takich okolicznościach o nocy czynnej zmysłów, nocy czynnej ducha, nocy biernej zmysłów i nocy biernej ducha (Droga na Górę Karmel). Nowy sposób obecności Bożej skłania go do stawiania sobie samemu egzystencjalnych pytań: Dlaczego nie umarłem po wyjściu z łona… ? (3,11), Po co się daje życie strapionym (3, 20). Czy nie lepsza jest śmierć, aniżeli nędzne i nieszczęśliwe i godne pożałowania życie? Pytania te wydają się pytaniami retorycznymi. Odpowiedź na nie jest znana, choć przy okazji rodzi się jakby wątpliwość co do Bożej dobroci: Człowiek swej drogi jest nieświadomy, Bóg sam ją przed nim zamyka (3,23). Nieszczęścia wprawdzie otwierają oczy, przez boi człowiek dorasta do głębszego zrozumienia Boga, ale pozostają one i tak niewytłumaczalną do końca zagadką.
Obecność niezrozumiana
Mowy przyjaciół Hioba – mimo ciekawej argumentacji – są wszystkie dowodem niezrozumienia obecności Bożej. Człowiek sprawiedliwy jeszcze nigdy nie zginął (4, 7). W obliczu Boga nawet aniołowie mają braki (4,17), a cóż dopiero człowiek. Nie wolno odrzucać kar Wszechmogącego. Trzeba się modlić do Boga, a On z kar wyzwoli – mówi Elifaz.
Nie zgadza się z tym Hiob, rozczarowany radami przyjaciół, którzy sądzą, że cierpienie Hioba jest dowodem jego grzeszności i nie okazują mu miłosiernego współczucia. On sam nie poczuwa się do grzechu, który tłumaczyłby ogrom jego nieszczęścia. Zgrzeszyłem. Cóż mogłem Ci zrobić? [Przecież] człowieka przenikasz… Czemu to grzechu nie zgładzisz? Nie zmażesz mej nieprawości? (l, 20-21). Prawego Bóg nie odrzuca (8, 20). Być może synowie zgrzeszyli – mówi Bildad. Radzę do Boga się zwrócić, o łaskę do Wszechmocnego. Jeśliś jest czysty, niewinny, to czuwać będzie nad tobą, uczciwy twój dom odbuduje (8, 5-6).
Chociaż świadom swojej sprawiedliwości (Biada mi, gdybym ja zgrzeszył! -10,15) i świadom tego, że ostatecznie również Pan Bóg zna jego niewinność, Hiob miota się w sobie i zdaje się sobie samemu zaprzeczać, mówiąc, iż nikt nie jest prawy w obliczu Boga: Czym czysty? Nie znam sam siebie, potępiam swe własne życie (9, 21), Tylko czyhałeś na mój grzech, nie chcesz mnie uwolnić od winy (10, 14), Jestem grzesznikiem, przyznaję (9, 29). W końcu dochodzi nawet do skrajnego pesymizmu: Bóg jest niesprawiedliwy. On może niewinnego uznać winnym, prawego zniszczyć razem z nieprawym (9, 20.22). Gdy nagła powódź zabija, drwi z cierpień niewinnego (9, 23).
Chociaż człowiek jest przekonany o swojej prawości, Pan Bóg sięga głębiej w tajniki ludzkiego serca i poznaje to, o czym zapomina człowiek. Tylko On sam może człowiekowi ujawnić: ile Bóg ci zapomniał (11, 6). A zatem nawróć się – radzi Sofar – a zaznasz szczęścia.
A Bóg nadal milczy. Nie potwierdza winy Hioba ani jego niewinności. A jednak Hiob, świadom mądrości i wszechmocy Boga, pragnie Jego obecności: Lecz mówić chcę z Wszechmogącym (13, 3), Czemu chowasz swoje oblicze (13, 24). Spraw tylko, bym nie bał się Ciebie (por. 13, 21) i mógł przed Tobą bronić dróg swoich. Nawet gdyby tym miejscem obrony miał być szeol: Czekałbym przez wszystkie dni mojej walki, aż taka chwila nadejdzie. Ty mówiłbyś, ja bym odpowiadał, tęskniłbyś do dzieła rąk swoich. Obliczyłbyś wtedy moje kroki, zło byś mi puścił w niepamięć, pod pieczęcią trzymał przestępstwa, wybielił wszystkie me grzech (14, 13-17). Hipotetyczna obecność Stwórcy przy swoim zmarłym stworzeniu przebywającym w szeolu.
Elifaz wraca do starej melodii: Czyż mógłby człowiek żyć w święcie lub syn człowieczy bez zmazy, gdy On nie ufa swym świętym, niebiosa nie dość dlań czyste? (15,14). Grzesznik nie ujdzie Bożej kary.
Cierpię, choć rąk nie zmazałem występkiem (16, 17). Dopóki żyję, obecność Boża nie towarzyszy mi nisko w szeolu, ale wysoko: Teraz mój Świadek jest w niebie, Ten, co mnie zna, jest wysoko. [Gdy] gardzą mną przyjaciele, zwracam się z płaczem do Boga, by rozsądził spór człowieka z Bogiem, jakby człowieka z człowiekiem (16, 19-21). Lecz lament sprawiedliwego cierpiącego nie znajduje jeszcze odpowiedzi z wysoka.
Kto Boga znać nie chce, nikt i nic po nim tutaj nie zostanie – dodaje Bildad. Sęk w tym, że jest to argument nietrafny, ponieważ Hiob chce znać Boga i pragnie Jego obecności.
Chociaż Bóg mnie pognębił i nie znam tego przyczyny, to jednak nie tracę ostatecznej nadziei – mówi Hiob. Jest nadzieja na zmartwychwstanie sprawiedliwego: Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako ostatni. Potem me szczątki skórą odzieje, i ciałem swym Boga zobaczę. To właśnie ja Go zobaczę, moje oczy ujrzą, nie kto inny; moje nerki już mdleją z tęsknoty (19, 25-27). “Z ciała” mego zobaczę Boga. Widzenie obecności Boga, po zmartwychwstaniu. Wybawca ten określony jest mianem najbliższego krewnego. Żyjący ocali niewinnego po śmierci. A co do zmartwychwstania umarłych, nie czytaliście, co wam Bóg powiedział w słowach: Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba? Bóg nie jest [Bogiem] umarłych Jęcz żywych (Mt 22, 31-32) – powie Jezus.
Sofar z Naamy nie dodaje nic nowego; los odstępcy od Boga jest nieszczęsny (20, 29), czego – jako zasady – nikt nie kwestionuje.
Hiob wprowadza nowy wątek. Dlaczegóż to powodzi na tym świecie się ludziom nieprawym? (21, 7). Na tym świecie nie ma odpłaty za złe życie. Nawet rodzaj śmierci nie wprowadza zróżnicowania miedzy dobry mi a złymi. Istnieje brak wyraźnego związku miedzy cnotą a szczęściem.
Elifaz – bez ogródek – przechodzi do ataku, wymieniając rzekome złe uczynki Hioba: Czy nie za zło twoje znaczne? Czy nie za nieprawość bez granic? Braci ograbiasz bezprawnie i zdzierasz suknie obdartym. Wody odmawiasz spragnionym, nie dajesz chleba głodnemu. Kto pieści zaciska, ma ziemie, może tam mieszkać dostojny, a wdowę to 2 niczym odprawiasz, miażdżysz ramiona sierotom (22, 5-9). Wyjściem dla Hioba jest pojednanie się z Bogiem: Pojednaj się, zawrzyj z Nim pokój, a dobra do ciebie powrócą. …Wyzdrowiejesz, gdy wrócisz do Wszechmocnego, usuniesz z namiotu nieprawość (22, 21.23).
Obecność Boża jest dla Hioba problemem. Obym ja wiedział, gdzie można Go znaleźć, jak dotrzeć do Jego stolicy? (23, 3). Niedostępność Boga i Jego oddalenie w “nocy ciemnej” to dotkliwie odczuwana przeszkoda w podjęciu debaty sądowej z Bogiem. Choć Bóg zna wszystkie ludzkie drogi, On sam jest przez człowieka nieznany: Pójdę na wschód: tam Go nie ma; na zachód – nie mogę Go dostrzec. Na lewo sieje zniszczenie – nie widzę, na prawo się kryje – nie dojrzę (23, 8-9). Na świecie panują nieprawi. Hiob sam doświadcza zła, ale wreszcie dociera do jego przyczyny – to Bóg go doświadcza i nie ma na to rady (23,13).
Bildad podejmuje znany temat, dodając nowe argumenty. Nikt nie jest sprawiedliwy w oczach Bożych: Czy człowiek jest sprawiedliwy w oczach Boga, a syn niewiasty – bezgrzeszny? Jeśli niejasny i księżyc, gwiazdy przed Nim nieczyste, tym więcej człowiek – ten robak, i syn człowieczy – znikomość (25, 4-6).
Byłem sprawiedliwy – twierdzi Hiob. Sumienie mi nic nie wyrzuca. Unikałem grzechu (31, 1-40), pomagałem potrzebującym, w nagrodę spodziewałem się tak licznych dni jak piasku (29, 18), a tymczasem stałem się podobny do pyłu i piasku. Błagałem Boga o pomoc, bez echa (30, 20). Milczenie Boga.
To nieprawda, że Bóg milczy – wyjaśnia nowy dyskutant, Elihu. Bóg jest obecny przy człowieku i mówi do niego przynajmniej na dwa sposoby. Najpierw przez widzenia nocne: Bóg raz się odzywa i drugi, tylko się na to nie zważa. We śnie i w nocnym widzeniu, gdy spada sen na człowieka; i w czasie drzemki na łóżku otwiera On ludziom oczy, przerażenie budzi w ich sercu. Chce odwieść człowieka od grzechu i męża uwolnić od pychy, uchronić duszę od grobu, a życie – od ciosu dzidy (33,14-18). Następnie przemawia do człowieka przez cierpienie: Przez cierpienie nawraca na łożu i udrękę w kościach nieustanną. Kiedy posiłek już zbrzydnie i smaczne pokarmy są wstrętne; gdy dato mu w oczach zanika i nagie kości zostają, jego dusza się zbliża do grobu, a życie do miejsca umarłych (33, 19-22). To błąd przypuszczać, że Bóg nas nie słucha (35,15).
Wielki jest Bóg, choć nieznany (36, 26). W obecnym czasie nie widać Jego światłości, jaśnieje ona poza chmurami: Z północy przychodzi blask złoty, to Boga straszliwy majestat (37, 22). Bóg jest daleki od grzechu, Wszechmocny – od nieprawości. Według czynów każdemu zapłaci, odda, kto na co zasłużył. Nie, Bóg nie działa zdradliwie ni Wszechmocny praw niczyich nie łamie (34,10-12). Bogu też nie można uczynić krzywdy naszymi grzechami, ani coś dodać naszą sprawiedliwością (35, 6-8).
Obecność dostrzeżona
Wreszcie, na końcu przemawia sam Bóg do Hioba. Przemawia do niego “z wiatru” (38, 1). Przekonuje Hioba o wyższości Bożej potęgi i mądrości nad mądrością ludzką. O swojej miłości do stworzeń. Hiob, po oczyszczeniu swojego umysłu, uznaje wszechmoc Bożą (42, 2) oraz swoją niepojętność, odwołując to, co poprzednio powiedział i kaja się w prochu. Chociaż nadal nie uzyskał odpowiedzi na swoje pytanie (jest winny czy niewinny, jaki jest sens cierpienia człowieka sprawiedliwego), przestaje się jej domagać. Kto chce poprawiać Boga, sam musi mieć boską wiedzę i wszechmoc. Lecz rzecz zadziwiająca, dopiero wtedy może wyznać: Dotąd Cię znałem ze słyszenia, obecnie ujrzałem Cię wzrokiem (42,5). Spotkanie Boga twarzą w twarz. Zamiast odpowiedzieć Bogu “zrozumiałem Twoja naukę”, odpowiada: “ujrzałem Cię”. Mowa Jahwe stała się dla niego objawieniem, teofanią Mówcy. Ona też jest punktem kulminacyjnym całego dialogu polemicznego, jaki toczył Hiob ze swoimi przyjaciółmi, z Elihu i z Bogiem. Za pośrednictwem Słowa Bożego poznany został przez niego Bóg. Odtąd nic – w myśleniu Hioba – nie kładzie granic panowaniu Boga.
Głos Karmelu 4/2006
fot. episkopat.pl