O budowaniu człowieka wewnętrznego

Intensywność oczyszczeń



Nieodłącznym warunkiem przejścia do mieszkania piątego, gdzie dochodzi do ściślejszej więzi z Bogiem, jest obumieranie zewnętrznego, starego człowieka, aby mógł narodzić się człowiek wewnętrzny, nowy.

W języku symbolicznym można by ten proces porównać do obumierania ziarna w ziemi, które następnie stopniowo kiełkuje i wzrasta. W końcu jako dojrzałe, zostaje zebrane, omłócone i przemielone. A wreszcie wypieczone w ogniu staje się chlebem.

W trakcie przemiany duchowej analogicznym procesom — choć zachodzącym u każdego w indywidualny sposób — poddana jest ludzka osobowość. W związku z tym powiedziano: “Bóg nasz jest ogniem pochłaniającym” (Hbr 12, 29), ogniem, który przepala to, co zniszczalne, aby mogło ujawnić się to, co nie poddaje się żadnemu zniszczeniu.

U dążących świadomie i niewzruszenie do jedności z Bogiem dokonuje się to — jak mówił św. Jan od Krzyża — w miłosnym ogniu duchowym. “Z wysoka spuścił ogień na kości moje i wyćwiczył mnie” (Lm 1, 13). W związku z tym także powiedział Jezus: “Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swoje życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł” (Mt 16, 25–26).

W szóstym i siódmym mieszkaniu intensywność i głębia miłości łączą się z intensywnością oczyszczeń, które wiodą do boskiej mądrości.

Jednocześnie są to kolejne etapy walki duchowej, którą przychodzi człowiekowi stoczyć, by osiągnąć tak wzniosły cel. Będą to zarazem kolejne stopnie odkrywania prawdy, która wyzwala.

Szczytom modlitwy kontemplacyjnej mogą też — według Teresy — towarzyszyć nadprzyrodzone poruszenia duchowe. Teresa od Jezusa pisze jednak, że “cała ta duchowa budowa stoi […] na fundamencie pokory; kto nie założył w sobie naprawdę tego fundamentu, temu Pan nie pozwoli wznieść się wysoko dla własnego nawet dobra jego, bo tym głębszy byłby z takiej wysokości budowy upadek”. Mistrzyni Karmelu upomina także, byśmy “fundament zakładali nie na samej tylko modlitwie i bogomyślności. Bez usilnego starania się o cnoty, bez ciągłego ćwiczenia się w nich, zawsze pozostaniecie duchowymi niedorostkami […] Wiecie bowiem, że kto się nie pomnaża, ten się umniejsza, bo miłość, gdy jest prawdziwa, niepodobna, jak sądzę, by nie rosła ciągle, a jeśli nie rośnie, snadź nie jest prawdziwa” (T VII, 4, 8).