„Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem, przez post, płacz i lament… Nawróćcie się do Boga waszego… Dmijcie w róg na Syjonie, zarządźcie święty post, ogłoście zgromadzenie, zbierzcie lud, zwołajcie świętą społeczność, zgromadźcie starców, zbierzcie dzieci i ssących pierś… Między przedsionkiem a ołtarzem niechaj płaczą kapłani – słudzy Pana…” (Jl 2, 12. 15-17).
Takie wezwanie kieruje do nas Kościół na początek Wielkiego Postu, na Popielec. Kościół wzywa nas do wewnętrznej przemiany, do nawrócenia. Usłyszymy słowa:„Nawracajcie się, i wierzcie w Ewangelię”. Nawrócenie to powrót do Boga, do domu Ojca. Dotąd szedłem drogą grzechu, teraz zawracam i chcę iść drogą Bożych przykazań.
My wszyscy, ciągle od Boga się oddalamy – i my wszyscy musimy do tego Boga wrócić. Nawrócenia potrzebują wszyscy ludzie; starcy, dzieci, ssący pierś. Nawrócenia potrzebują słudzy Pana – kapłani, biskupi. „Między przedsionkiem a ołtarzem niechaj płaczą kapłani, słudzy Pana – Niech mówią: Przepuść, Panie, ludowi Twojemu”.
Każdy człowiek nosi w sobie poczucie grzechu, winy. Zrodziło się ono po grzechu pierworodnym. Ale wraz z tym poczuciem grzechu istnieje pragnienie pokuty – bo człowiek chce zrzucić z siebie ten balast, to poczucie grzechu, ten ciężar winy. Ludy pierwotne, prymitywne, składały ofiary bożkom. Były to nie tylko ofiary błagalne, ale i przebłagalne, żeby zrzucić z siebie ciężar winy.
To poczucie winy mają wszyscy ludzie, nawet ateiści, niewierzący. Człowiek czuje się źle, kiedy ma poczucie winy. Taki człowiek jest smutny. Ci, którzy nie uznają Boga próbują się z tego jakoś wyzwolić.
– Jedni próbują to zło usprawiedliwić wobec samego siebie, mówiąc, przecież nic się nie stało.
– Inni próbują o nim zapomnieć.
– Są i tacy, którzy sami przyznają się do winy i gotowi są nawet ponieść karę, jeżeli będzie trzeba.
– A są i tacy, którzy swój występek ubierają w szaty cnoty, chełpią się nim, osłaniają go wielkimi słowami, takimi jak: wolność, postęp, odwaga, prawo jednostki, dobro społeczne.
Czy jednak takie zabiegi wystarczą, by oczyścić się z popełnionych win. Byłoby to możliwe, gdyby nasze winy miały wymiar doczesny, gdyby nie dotykały Boga. Ale tak nie jest. W naszej mocy jest zachorować, jednak nie w naszej mocy jest wyjść z choroby. Tragiczna jest sytuacja człowieka żyjącego w grzechu.
Katechizm Kościoła Katolickiego uczy, że: „W świetle wiary nie ma większego zła niż grzech i nic nie powoduje gorszych skutków dla samych grzeszników dla Kościoła i całego świata”(KKK 1488). Grzech można porównać do wirusa komputerowego. Są tacy goście, co świadomie rozsyłają wirusy. Wirusy wywołują w komputerze spustoszenie, niszczą pliki i mogą zniszczyć cały komputer.
Jeżeli przyjmiesz wirusa zła, grzechu – i nie podejmiesz środków zaradczych; spowiedzi, pokuty – zło zacznie cię niszczyć. Taka jest natura zła: rani, degeneruje, niszczy. Nic nie powoduje gorszych skutków niż grzech. Pan Jezus porównuje człowieka żyjącego w grzechu do gałązki odciętej od krzewu, która marnieje, obumiera i nie ma szans na wydanie owocu.
Święty Paweł pisze: „Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje…” (1 Kor 2, 14). Wirus zła atakuje przede wszystkim duchową sferę człowieka – np. o tym, że jest życie wieczne i nasze życie na ziemi rozstrzyga o nim. Można doprowadzić się przez grzech do takiego stanu, że przestaje się widzieć, słyszeć i pojmować i wtedy rzeczy najważniejsze – miłość, życie ludzkie, małżeństwo, rodzina, Bóg, wieczność – zaczynają wydawać się głupstwem. Najwyższą wartością staje się zaspokojenie instynktów, egoizm, cwaniactwo, pieniądze, władza…
By jednak nastąpiło prawdziwe nawrócenie, takie, które rodzi trwałe owoce – konieczna jest pokuta. O pokucie mówi dzisiejsza Ewangelia. Pokuta jest konieczna dlatego, że człowiek jest dotknięty grzechem, który czyni w jego życiu spustoszenie. Lekarstwem na grzech jest pokuta. W Liturgii są takie słowa: „Grzechy moje utkwiły we mnie jak strzały, ulecz mnie, Boże, lekarstwem pokuty”.
Dlatego ludzie od najdawniejszych czasów próbowali się uwolnić od grzechu. Jakże wyraźnie widzimy to w Starym Testamencie – w ofierze składano zwierzęta i palono je. Ale te ofiary z baranów, kozłów, krów i wołów – nie były w stanie przebłagać Boga i uwolnić człowieka całkowicie z ciężaru winy. Nie były w stanie odkupić człowieka. W księdze proroka Izajasza Pan Bóg skarży się.
„Co mi po mnóstwie waszych ofiar? – mówi Pan. Syt jestem całopalenia kozłów i łoju tłustych cielców. Krew wołów i baranów, i kozłów mi obrzydła… Przestańcie składania czczych ofiar!… Obmyjcie się, czyści bądźcie! Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu! Przestańcie czynić zło! Zaprawiajcie się w dobrem! Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, w obronie wdowy stawajcie!” (Iz 1, 11. 13. 16-17).
Kiedy nastała pełnia czasów, Bóg zesłał swego Syna Jednorodzonego, aby On złożył z siebie ofiarę i uwolnił człowieka od ciężaru winy. To Jezus Chrystus przez swoją męką, śmierć i zmartwychwstanie złożył Bogu okup za nasze grzechy. Za sześć i pół tygodnia zaśpiewamy: „Twój, Adamie, dług spłacony, okup ludzki dokończony…”
Pokuta lekarstwem na grzech. Czas Wielkiego Postu – to czas duchowej kuracji. W tej duchowej kuracji będą nam pomagać czytania liturgiczne, nabożeństwa wielkopostne: Droga Krzyżowa, Gorzkie Żale, rekolekcje wielkopostne…, a przede wszystkim spowiedź wielkopostna.
A jak ma wyglądać nasza pokuta? Nie trzeba wymyślać czegoś nadzwyczajnego, czegoś spektakularnego. Niech to będzie wierne wypełnianie swoich obowiązków stanu i cierpliwe znoszenie wszystkich przeciwności. A przecież tych przeciwności na co dzień Pan Bóg nam nie żałuje. Gdybyśmy chociaż w Wielkim Poście do takiej pokuty się przyłożyli, to już jest dużo.
Ludzie jeżdżą na wczasy – w góry, nad morze – do sanatorium, żeby zregenerować ciało. Tak samo potrzebujemy w ciągu roku takiego czasu – 40 dni Wielkiego Postu, żeby zregenerować ducha. „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię… Pamiętaj, że prochem jesteś i w proch się obrócisz” – ale, jeżeli w łasce Bożej zejdziesz z tego świata, to Pan wskrzesi cię do życia w dniu ostatecznym.
o. Benedykt Belgrau OCD