Głos wewnętrzny, próba, znak

Miejsce mojego miłosierdzia i odpoczynku

Nadprzyrodzone oświecenia Kunegundy Siwiec ze Stryszawy
zanotowane przez ks. Bronisława Bartkowskiego


W 1942 r., w pierwszej jego połowie: dnia i miesiąca nie pamiętam dokładnie. Kundusia rozmawiała z jedną z sióstr zmartwychwstanek o spowiedzi. Między innymi siostra tłumaczy Kundusi, że stałemu spowiednikowi należy wyznać swoje większe czy mniejsze przewinienia, ale także przedstawić cały stan duszy, wewnętrzne trudności jak i oświecenia Boże Z całą prostotą Kundusia wyznaje, że tego dotychczas nie czyniła. Przy najbliższej okazji zwierza mi się jako swojemu spowiednikowi że często, szczególnie po Komunii Św. słyszy w sobie głos Pana Jezusa, przemawiającego do niej. Że dotychczas o tym nic nie mówiła, bo nie wiedziała, iż należy o tym powiedzieć spowiednikowi. W pierwszej chwili byłem tym wyznaniem trochę zaskoczony. Tak na wszelki wypadek zacząłem wertować “Zarys teologii ascetycznej i mistycznej” Tamquerya, Dzieła świętej Teresy od Jezusa, by na podstawie ich doświadczeń w tej materii urobić sobie jasne zdanie o całej sprawie. Od pięciu lat zbyt dobrze znałem Kundusię, abym miał ją posądzić o jakąś halucynację czy egzaltację. Była zbyt rozsądna i zrównoważona duchowo, a przy tym pokorna, by na tej drodze miała szukać jakiegoś zainteresowania swoją osobą.

Zająłem wobec całej sprawy postawę raczej: ani przyjmować bezkrytycznie , ani z miejsca nie zaprzeczać i odrzucać. Przypomniał mi się Gamaliel i jego zdanie: “Jeżeli od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, wniwecz się obróci, jeżeli jednak od Boga pochodzi nie zdołacie jej zniweczyć”. (Dz 5, 38-39).

Ponieważ poza umiejętnością czytania, z całej sztuki pisania opanowała jedynie to, że umiała się podpisać, sam zacząłem robić notatki z jej wypowiedzi, zdając sobie sprawę z tego, że ostateczna opinia o charakterze i treści tych wypowiedzi nie do mnie należy. Starałem się jedynie wiernie i dosłownie notować te zdania, które Kundusia podawała jako wewnętrzne słyszenie . Większość zdań tej mowy wewnętrznej, przez teologów zwanej “locuttio interna” pochodzi od Jezusa, ale są też i zdania Matki Bożej, świętego Józefa, świętej Teresy Wielkiej, świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, świętego Jana od Krzyża, świętej Katarzyny. W sumie przez 13 lat (od 1942 do 1955 r.) zebrało się tych notatek około 100 stron maszynopisu.

Kiedy, dwa lata po śmierci Kundusi, w 1957 r. przyjechał na wypoczynek do Stryszawy ks. biskup Kowalski, ordynariusz chełmiński i jednocześnie mój ordynariusz, poprosiłem go, by raczył przejrzeć notatki i wydać o nich swój sąd. Orzekł, że nie tylko nie znajduje w nich nic takiego, co by było “contra fidem et mores (przeciw wierze i obyczajom), ale że zawierają wiele pięknych i głębokich myśli. Dla mnie opinia ta miała wielką wagę, bo przecież wiadomo, jak łatwo na tym “terenie” o złudzenie, a nawet o naruszenie czystości wiary.

W tym miejscu wypadałoby może szerzej omówić sprawę tak zwanych prywatnych objawień. Wolę jednak ograniczyć się do stwierdzenia, że Kościół uznaje możliwość takich objawień. W konkretnych wypadkach jest bardzo ostrożny w osądzaniu ich charakteru i pochodzenia.

Naturalnie, treść takich prywatnych objawień w niczym nie może się sprzeciwiać Objawieniu Bożemu i prawdom w tymże Objawieniu zawartym.

Ponieważ Bóg dając pewne objawienia prywatne, ma zawsze na celu jakieś dobro, więc i prawdziwe objawienia winny nieść sobą jako skutek takie dobra, jak: wzrost miłości, pokory, pogody ducha i pokoju serca, cierpliwości, umiłowania krzyża. Tanquerey pisząc o tej kwestii w swoim “Zarysie teologii ascetycznej i mistycznej” mówi, że “Bóg nie mnoży cudów bez powodu”. Osoby obdarzonej tą łaską nie darzy darem nieomylności. Więc do objawień w istocie swej prawdziwych, mogą się wkraść pewne błędne interpretacje. Klasycznym przykładem jest św. Joanna d’Arc. Wiemy, ile nie tylko na jej własnym życiu, ale i na losach Francji zaważyły “głosy”, które słyszała. Kiedy Anglicy ją uwięzili i skazali na spalenie, “głosy” jej poleciły, zdać się we wszystkim na Jezusa i zapewniały, że będzie wybawiona “wielkim zwycięstwem”. Sądziła, że tym zwycięstwem będzie uwolnienie jej z więzienia. Jednak, to zwycięstwo miało być zwycięstwem świętości przez śmierć męczeńską.

Te ogólne uwagi uważałem za potrzebne, by lepiej stało się zrozumiałe zdarzenie z 1943 r. Jest to rok szalejącej na świecie wojny, rok ucisku dla Polaków, jednocześnie rok budzących się nadziei na rychłe wyzwolenie: Qando Marcus Pascha dabit, Polonia triumphabit! (Gdy św. Marek da nam Wielkanoc, Polska zatryumfuje) głosiło stare powiedzenie. W tym roku święto św. Marka miało się zbiec z uroczystością Zmartwychwstania Pańskiego. A nuż właśnie spełni się owa przepowiednia? Niepomny na upomnienie Pana Jezusa dane Apostołom: “Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec ustalił swą władzą” (Dz 1, 7) zapytałem Kundusię, czy ma jakieś zapewnienia co do losów wojny i losów Polski. Odpowiedziała mi z pewnym wahaniem, że tak się jej zdawało choć nie jest całkiem pewna, jakoby koniec wojny miał nastąpić w Wielkim Tygodniu. Nadszedł wreszcie ów Wielki Tydzień i minął, a wojna toczyła się nadal. Wprawdzie co do innych wypowiedzi Kundusi byłem spokojny, widziałem bowiem dobre owoce jakie one przynosiły, jak rosła w niej szczególnie gorliwość w modlitwie i ofiarach, by pomagać Jezusowi w ratowaniu zagrożonych dusz – sam jednak wypadek nasunął mi myśl, by wartość wypowiedzi (a przez rok zebrało się ich sporo) poddać pewnej próbie. Powiedziałem więc do Kundusi: Jeśli to rzeczywiście Bóg przemawia, to On zna także moje myśli i pragnienia. Wobec tego proszę aby spełnił to, co tylko Jemu i mnie jest znane. Chodziło mi o nawrócenie i wyspowiadanie się pewnego grzesznika, który już od kilku lat nie spowiadał się. Stawiałem także warunek, by spowiedź odbyła się 3 maja. Kundusia nic nie wiedząc ani o treści, ani o terminie, modliła się gorąco o spełnienie mojego pragnienia.

Nadszedł dzień 3 maja. Po nabożeństwie zasiadłem do konfesjonału. Patrzę, a tu pod chórkiem stoi ów grzesznik. Ludzie powoli poczęli opuszczać kaplicę, a on wtedy wstał i zamiast skierować się do wyjścia – podszedł do konfesjonału. Otrzymałem odpowiedź.

Kiedy w późniejszym już czasie Kundusia wróciła do sprawy wielkotygodniowej, otrzymała (od Pana Jezusa) wyjaśnienie: – “nie uprzedzaj mowy mojej swoimi myślami”. W tej samej sprawie otrzymała Kundusia pouczenie, które zanotowałem pod datą 19 maja 1943 r. Otóż na prośbę o objawienie woli Bożej, czy Jezus chce, by Go pytać o losy wojny, brak odpowiedzi. Wtedy Kundusia zwraca się (z pytaniem) do Matki Bożej, i otrzymuje taką odpowiedź: “Córko moja nie smuć się, bo jutro będziesz miała odpowiedź, zaśnij spokojnie”. Na drugi dzień rano (Pan Jezus powiedział) : “Dziecko moje, to ci nie jest potrzebne do zbawienia. Zajmij się tylko miłowaniem Mnie i zbawianiem dusz. Dzieci małe nie rozmawiają z ojcem o takich rzeczach. Zajmują się mową rozweselającą ojca. Idź drożyną obraną przeze Mnie, a rozpoczętą niedawno przez moją oblubienicę Teresę [od Dzieciątka Jezus] . Ta drożyna miłości najwięcej Mi się podoba, Terenia wstawia się za tobą, byś tą drożyną szła”.

Kundusia odeszła, ale sprawa pozostała.

Jeślim się zdecydował te przez 13 lat czynione notatki, wydać w ręce innych, to głównie dlatego , że może po przeczytaniu ich coś z tego ognia, zapalonego przez Jezusa, przejdzie w dusze czytających. A wołanie Jezusa o współpracę, o ratunek dla tego co na ziemi najwięcej ukochał, dla dusz nieśmiertelnych, znajdzie żywe echo w sercach nie zasklepiających się jedynie do sprawy własnego zbawienia.

Notatki podaję chronologicznie, kolejno tak jak je robiłem.

Wszelkie usterki stylistyczne i lingwistyczne zostawia się umyślnie, by przekazać tekst notatek dosłownie.

Tak co do przytaczanych faktów jak i wyrażeń nie zamierzam w czymkolwiek uprzedzać orzeczenia Kościoła Świętego, którego zdaniu, zgodnie z dekretem Papieża Urbana VIII, we wszystkim się poddaję.