Miałam tę łaskę od Boga, że gdziekolwiek byłam, umiałam podobać się wszystkim i wszędzie byłam lubiana…

o. Reinhard Körner OCD, Zamyślenia nad dziedzictwem Teresy od Jezusa



Teresa, wielka mistyczka, “ekspertka” w dziedzinie obcowania z Bogiem, wprost znakomicie umiała postępować z ludźmi i żyć w przyjaźni. Bez zarozumiałości mówiła o sobie: “Miałam tę łaskę od Boga, że gdziekolwiek byłam, umiałam podobać się wszystkim i wszędzie byłam lubiana” (Księga życia, 2, 8). Jej codzienne doświadczenie pokazuje, że była to prawda. Miłość do Boga i sympatia dla ludzi nie stały u Teresy w żadnej sprzeczności. Najwyraźniej widać to chyba w przyjaźni z ojcem Graciánem Hieronimem od Matki Bożej. Jej postawa względem niego i innych skłania do refleksji nad prawdziwie wybuchowym tematem: w jaki sposób miłość do Boga i sympatie dla innych ludzi mogą iść ze sobą w parze. Przecież często właśnie widzi się w tym sprzeczność.

Wciąż się powtarza, że niczego, ale to absolutnie niczego nie można przekładać nad miłość do Boga, nawet najukochańszego człowieka. Z takiego ujęcia sprawy często wyrastają konflikty, które działają niszczycielsko na życie danego człowieka: doświadczenia winy, lęki… Nic dziwnego, że przez taką pobożność wielu ludzi całkowicie straciło radość z wiary i religii.

Inaczej u Teresy. Potrafi ona bez poczucia winy powiedzieć, że umie podobać się swym bliźnim i że wszędzie jest bardzo lubiana. Lecz nie od razu dana jej była ta szczerość i prostota. Do klasztoru wstąpiła w przypływie strachu, że ze swoją kobiecą “płochością” i zamiłowaniem do spotkań z ludźmi odbiera coś Bogu; uważała, że musi to wynagrodzić życiem klasztornym (por. tamże, 3, 6).

Jak Teresa doszła do tak radykalnej zmiany swego myślenia i postępowania, do tak całkowicie innego poglądu? Ważną pomocą było dla niej wspomnienie jednego z najważniejszych odkryć z czasów dzieciństwa, jednej z “prawd niegdyś w dziecinnych latach poznanych” (tamże, 3, 5), że w ostatecznym rozrachunku wszystko na tej ziemi przemija i nic nie jest trwałe ani wieczne. Tylko Bóg istnieje, a wszystko inne nie ma trwałości. Właśnie odkrycie tej prawdy ustrzegło ją przed pogrążeniem się w relacjach międzyludzkich, jak gdyby mogły one zastąpić jej absolut; gdyż, co zrozumiała z całą jasnością, nawet najgłębiej przeżywana ludzka sympatia nie może wypełnić jej ostatecznych tęsknot. “Dopiero Bóg wystarcza” – takie słowa dał jej do przemyślenia Jan od Krzyża.

O wiele jeszcze bardziej pomocne było Teresie to, że mogła ona uwierzyć Bogu – mówiąc lepiej: że z biegiem życia nauczyła się onamóc wierzyć Bogu, że kocha On ją taką, jaka jest. Ta pewność prowadzi ją do przeświadczenia, że otrzymała od Boga dar podobania się wszystkim, będący dla niej i dla innych doświadczalnym wyrazem Jego miłości do niej. Nie musi już teraz odczuwać Boga jako rywala dla swych relacji z innymi ludźmi. O wiele bardziej Bóg staje się dla niej Kimś, kto podarował jej to, że jest kochana i akceptowana przez ludzi i z serca jej tego życzy; fakt, że jest kochana przez ludzi, staje się dla niej znakiem, że sam Bóg ją kocha.

Oba odkrycia wymienione razem, mianowicie to, że z jednej strony “dopiero Bóg wystarcza” i że z drugiej strony cała sympatia, jaką otaczają ją ludzie, jest chciana i podarowana przez Boga – pomogły Teresie szczerze kochać ludzi. Teraz już mogła im ona z otwartym sercem okazywać sympatię, serdecznie cieszyć się z ich sympatii do niej i zarazem pozostawała wolna od uzależnienia się.

Bycie kochaną przez Boga i bycie kochaną przez ludzi – a miłość do Boga i miłość do ludzi nie rywalizują ze sobą, nie wykluczają się wzajemnie, nie ma między nimi żadnego “albo-albo”. Kto podobnie jak Teresa potrafi w to uwierzyć, dojrzewa do zintegrowanej osobowości. I po prostu siłą rzeczy wynika stąd to, że gdziekolwiek jest, “umie podobać się wszystkim i wszędzie jest bardzo lubiany”.