Maryja Karmelu Terezjańskiego

Matka uśmiechu św. Teresy od Dzieciątka Jezus



Maryjnego nabożeństwa poszczególnych świętych niepodobna porównywać. Każde z nich jest jak wyjątkowa roślina, którą zaszczepia i hoduje sam Niebieski Ogrodnik, i tylko On wie, jaki kwiat pojawi się na końcu łodygi. Jedno z ziaren Maryi, które Opatrzność hojnie rozrzuca po świecie, padło na podatną glebę serca Teresy Martin (św. Teresy od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, 1873-1897), najbardziej znanej na świecie karmelitanki. W ciągu niespełna dwudziestu pięciu lat jej życia wyrosło pod bacznym okiem Królowej Nieba w piękny kwiat dziecięcej ufności. A dusze dziecięce, jak wyjaśnił nam to sam Boski Mistrz (Mt 19, 14), pierwsze mają przystęp do najgłębszych i największych tajemnic Boskiego Serca.

Uśmiech Dziewicy

Zabierając się z polecenia przełożonej Karmelu w Lisieux, matki Agnieszki od Jezusa, za pisanie dziejów swej duszy, Teresa klęka przed figurą Maryi, Królowej Nieba, stojącą u wejścia do jej celi i prosi Ją, aby każda linijka, którą napisze była Jej miła. Nie jest to jedna z wielu figur. Ta w życiu “małej” Świętej zajmuje miejsce wyjątkowe. Będzie stać przy jej łóżku w infirmerii, w czasie długich dni agonii, jako cichy świadek niezliczonych westchnień miłości dopełniających ofiarę z życia. Wcześniej jednak, zanim zostanie podarowana klasztorowi w Lisieux przejdzie z Teresą i całą rodziną Martin radosne i bolesne koleje ich życia. Z nią właśnie związana jest największa łaska, jaką Święta otrzymała w dzieciństwie. Zapadła w wieku dziesięciu lat na tajemniczą chorobę. Nie potrafili jej dokładnie określić nawet sami lekarze, mówiąc jedynie o dziwnej nerwicy. I gdy wydawało się, że niebawem umrze, Maryja obdarowała ją z figury swoim uśmiechem.

Mimo upływu czasu Teresa wspomina to wydarzenie z wielkim wzruszeniem, jak gdyby miało miejsce zaledwie kilka dni temu. “Naraz Najświętsza Panna ukazała mi się piękna, tak piękna, że nigdy nie widziałam nic piękniejszego, z Jej twarzy przebijała dobroć i niewysłowiona serdeczność. Lecz to, co przeniknęło mnie aż do głębi, to Jej czarujący uśmiech. W jednej chwili zniknęły wszystkie utrapienia, dwie duże łzy stanęły mi w oczach i spłynęły cicho po policzku, łzy niezmąconej radości” (Rękopisy autobiograficzne, tłum. A. Bartosz, Kraków 1997, s. 79). Od tego wydarzenia nie zostało śladu po chorobie. Następnego już dnia Teresa wróciła do normalnego życia.

W opisie spotkania z Maryją warto zwrócić uwagę na fakt, że tym, co wywarło na Teresie największe wrażenie i odcisnęło się w jej pamięci, jak obraz na fotograficznej kliszy, jest uśmiech Dziewicy. Nawet nie cała Jej postać, promieniejąca nieopisanym pięknem, lecz uśmiech przenikający aż do głębi pokojem i radością. Uśmiech Maryi jest niepowtarzalny i nie z tego świata, bo pojawia się na twarzy stworzenia niepokalanego. Twarz Maryi nie umie wyrażać gniewu, bo w Niej nigdy go nie było. Uśmiech to sposób Jej mówienia, który poznało wiele oddanych Jej dusz, jak dzieci z Fatimy czy św. Bernadeta. Maryja ujawnia w nim całą głębię swego Niepokalanego Serca, swej matczynej miłości i właśnie w tym tkwi tajemnica jego zniewalającej mocy. Teresę zachwycił na całe życie.

Chociaż tajemniczy uśmiech jest jedynym przejawem maryjnej mistyki z okresu dzieciństwa Teresy, będzie on dla niej przez całe życie ważnym punktem orientacji w różnych trudnościach. Robiąc listę łask, których Jezus jej udzielił, pod datą “maj 1883” zanotuje: “Uśmiech Najświętszej Dziewicy” (tamże, s. 185). Tuż przed śmiercią, wpatrując się w figurę Królowej Nieba, wspomni: “Ty, któraś się do mnie uśmiechnąć raczyła / W poranku mego rozwicia, / Pójdź, uśmiechnij się jeszcze, Matko moja miła, / Bo zbliża się wieczór życia!” (Dzieje duszy, Kraków 1984, s. 280). Maryja spełniła i tę prośbę Teresy. W chwili śmierci uśmiechnęła się do niej tym samym co w dzieciństwie uśmiechem, a jego odbicie oglądamy dziś na pośmiertnej fotografii Teresy. To najpiękniejsze zdjęcie Świętej, które skradło i pokazało nam coś z tajemnicy wiecznego szczęścia po śmierci.

Z relacji Świętej wiemy, że jej rodzina otrzymała od Maryi wiele innych jeszcze łask. Nie powinno nas to dziwić, gdyż państwo Martin odznaczali się głębokim nabożeństwem do Matki Boskiej Zwycięskiej i często udawali się do Jej sanktuarium w Paryżu. Od swoich rodziców Teresa przejęła zamiłowanie do maryjnych nabożeństw, a szczególnie do różańca. Odmawiała go nie tylko w czasie wspólnych rodzinnych modlitw. Wspomina o jednej z zabaw, kiedy to wraz z siostrą Marią starały się naśladować życie pustelników. “A kiedy Ciocia przychodziła, – wyznaje Teresa – by nas zabrać na spacer, bawiłyśmy się tak dalej na ulicy. Obydwaj pustelnicy odmawiali wspólnie różaniec, posługując się jednak przy tym palcami, aby nie zdradzić się ze swą pobożnością wobec niedyskretnych przechodniów” (Rękopisy autobiograficzne, s. 67).

W cieniu Jej płaszcza

Tradycja Kościoła, chcąc wypowiedzieć tajemnice macierzyńskiej miłości Maryi, odwołuje się często do symbolu Jej płaszcza, którym zagarnia, otacza i chroni ludzi. Również Karmel ma w tym względzie bogatą tradycję, do której tęskniła Święta z Lisieux. “Z jaką żarliwością modliłam się do Niej, by strzegła mnie zawsze i spełniła wkrótce moje marzenie, ukrywając mnie w cieniu swojego dziewiczego płaszcza!… To było kiedyś moje pierwsze marzenie… Wzrastając zrozumiałam, że to właśnie w Karmelu będę mogła prawdziwie ukryć się pod płaszczem Najświętszej Panny i że to ku Jej żyznej górze kierowały się moje pragnienia” (tamże, s. 130).

Ukrycie się Teresy w cieniu Maryi ma swoje charakterystyczne cechy wyrażające się dziecięcym odniesieniem. Od czasu uśmiechu Dziewicy nie umie zwrócić się do Niej inaczej, jak tylko słowem “mamo”, stwierdzając, że słowo “matka” nie jest dość serdeczne, by wyrazić rodzaj uczucia, który nosi w swym sercu. Często posądza się Teresę o czułostkowość nie rozumiejąc tak naprawdę, co jest podstawą jej związku z Maryją. Nie jest nim z pewnością uczucie, chociaż szczere i wielkie, lecz wysiłek, by odwzorować w sobie Jej postawy.

Maryja rzeczywiście przyjęła Świętą pod swój płaszcz; okryła swym welonem pozwalając jej wniknąć nieco w tajemnicę nadprzyrodzonego przyodziania nas łaską. Teresa umieszcza to doświadczenie w początkowym okresie swego życia w Karmelu. “Była dla mnie jakby welonem – pisze – rozciągniętym nad wszystkimi rzeczami ziemskimi… Czułam się całkowicie ukryta pod welonem Świętej Dziewicy. W owym czasie miałam obowiązki w refektarzu i przypominam sobie, że wykonywałam je jakbym ich nie wykonywała; postępowałam tak, jakbym miała ciało wypożyczone. Stan ten trwał cały tydzień. Jest to stan nadprzyrodzony, bardzo trudny do wytłumaczenia. Jedynie Bóg może nas wynieść do takiego stanu, który czasami wystarcza, aby oderwać na zawsze duszę od ziemi” (cyt. za L. J. Suenens, Kim jest Ona?, ss.113-114). Wypowiadając się o tym wydarzeniu kardynał Suenens umieszcza go w grupie rzadkich świadectw mistycznego zjednoczenia z Maryją (tamże, s. 113).

Niepokalana szata Dziewicy była nadprzyrodzoną rzeczywistością, w której Chrystus zanurzył Teresę. Stanowiła jednocześnie obraz, który Święta odnosiła do swojej duszy. Pisząc o przygotowaniu do złożenia ślubów wyzna, że to “Najświętsza Panna pomogła mi przygotować duchową szatę (…)” (Rękopisy autobiograficzne, s. 164).

Gdybym była kapłanem…

Serce Teresy jest wielkie. Tak wielkie, że zdolne pomieścić morze miłości. Chce zostać męczennikiem, aby umrzeć na polu bitwy w obronie Kościoła. Odczuwa w sobie zew misjonarza, aby mówić o Chrystusie tym, którzy Go jeszcze nie znają. Wzdycha do wiedzy doktorów i misji Apostołów, aby rozsiewać światło Ewangelii. Chce zawrzeć w sobie wszystkie powołania, również kapłaństwo. Jest przy tym bardzo konkretna. “Jakże kocham Najświętszą Pannę! – pisze – Gdybym była kapłanem, jak pięknie mówiłabym o Niej!”. I zaraz śpieszy wyjaśnić, jak by się do tego zabrała. “Zwykle przedstawiają nam Ją jako niedostępną, a należałoby raczej okazać, jak jest łatwą do naśladowania. Ona jest bardziej Matką niż Królową! (…) Jak prostym wydaje mi się Jej życie” (Dzieje duszy, ss. 269-270).

Maryja, którą Teresa chciałaby wieścić jako kapłan jest Królową, ale jakże odmienną. Ta Królowa zanim pochyli się nad człowiekiem zdejmuje koronę i płaszcz z purpury, by nie stwarzać dystansu swą wielkością. Przyodziewa się w szatę prostoty i w ten sposób staje się Matką… Jakże wyjątkową Matką.

Szkoła Maryi

Krocząc drogami świętości Teresa nigdy nie uległa złudzeniu, że jest to spacer po drogach usłanych różami. A jeśli już, to należy spodziewać się tam wielu kolców. Podziwiać ją należy za ten życiowy realizm. Jest pojętną uczennicą i dobrze wie, że przebywanie w szkole Maryi, pod Jej płaszczem, nie oznacza jedynie błogiego stanu, ale przede wszystkim trud naśladowania. Zasłona Maryi, która okrywa jej życie, jest bardzo szczelna, do tego stopnia, że wszystko, co Święta czyni, ma piętno maryjne. Gdy odprawia dziękczynienie po przyjęciu Komunii św. czyni to z Maryją. “Wyobrażam sobie moją duszę jako wolną przestrzeń i proszę Najświętszą Pannę, by usunęła zawadzające w niej gruzy. Po czym błagam Ją, by sama ustawiła tam duży namiot, godny Nieba, i by przybrała go według swego upodobania” (Rękopisy autobiograficzne, s. 173). Gdy nowicjuszki dziwią się, że odgaduje ich najskrytsze myśli, wyjawia im swoją wielką tajemnicę. “Nie robię wam żadnej uwagi, zanim nie zwrócę się do Matki Najświętszej i nie poproszę, by mi podsunęła, co mam czynić dla waszego większego dobra; i mnie samą nieraz dziwi to, czego was nauczam” (Dzieje duszy, s. 271).

Przeczuwając, że po jej śmierci Opatrzność rozpowszechni przesłanie małej drogi, Święta pragnie odsłonić swoją maryjną tajemnicę. Czyni to w modlitewnym poemacie Dlaczego kocham Cię, Maryjo! będącym jej ostatnim utworem, jaki napisała. To maryjny testament. Przebiegając w oparciu o Ewangelie etapy życia Maryi ukazuje charakterystyczne cechy Jej osoby, które w swoim życiu starała się odwzorować. Są nimi przede wszystkim głęboka pokora, bezgraniczne zawierzenie, bezwarunkowe przyjęcie woli Bożej, prostota, ukrycie się, ofiarne cierpienie i nieustanna modlitwa uwielbienia. Wyraża w ten sposób przekonanie o wielkiej duchowej bliskości z Matką Chrystusa, a także podpowiada nam, że najważniejsze jest upodabnianie się do Niej, bo ono rodzi głęboki i nadprzyrodzony związek miłości.