Ku odkryciu małej drogi

Zdanie się na działanie Boga w niej



Po “trzech latach męczeństwa” (A 73r), 10 maja 1892 roku, pan Martin, z paraliżem nóg, bezbronny, wraca na łono rodziny. Dla Teresy kończy się “jakże bolesne doświadczenie z Caen” (L 137). Co więcej, 20 lutego 1893 roku, siostra Agnieszka, jej “druga mama” z Buissonnets, zostaje przeoryszą. W życiu Teresy to, psychologicznie, nowy etap. Minęło “pięć lat” cierpienia (A 70r); teraz, “wiedziona miłością, nie tylko idzie naprzód, lecz biegnie” (A 80v).

W jej życiu duchowym także rozpoczyna się nowy etap. Już w październiku 1892 roku, w czasie swych dorocznych rekolekcji, zrozumiała, że, unicestwiwszy przez doświadczenie z Caen jej “zewnętrze”, Jezus zaprasza ją teraz do intensywnej pracy nad “wewnętrznym” oderwaniem: musi “uniżyć się” we wszystkim, co mogłoby ją jeszcze wywyższać w jej własnych oczach (L 137).

W liście z 6 lipca 1893 roku (L 142), po raz pierwszy (chronologicznie) w swych pismach, używa rzeczownika “zdanie się” – to streszczenie tej nowej postawy. Cierpienie i wysiłek własny nie są już najważniejsze; ustępują miejsca miłosnemu przylgnięciu, nie tylko do wszelkiej woli Pana, lecz, przede wszystkim, do samego Bożego działania w Teresie.

Nasza karmelitanka twierdzi w tym liście, że “zasługa polega nie na tym, aby wiele dawać, lecz na tym, by wiele przyjmować”. Nie chce już “gromadzić skarbów duchowych” (L 91), lecz powierza swą “duchową sprawę” Panu. “Twoja Teresa”, zwierza się Celinie, “nie przebywa obecnie na wyżynach, ale Jezus uczy ją, by korzystała ze wszystkiego, z dobrego i złego, jakie znajduje w sobie[święty Jan od Krzyża]. Uczy ją gry w banku miłości, a raczej nie, to On gra zamiast niej, nie mówiąc jej wcale, w jaki sposób zabiera się do tego. To Jego rzecz a nie Teresy; jej rzeczą jest jedynie zdać się na Niego, oddać się nie zachowując nic dla siebie, nawet tej radości, by się mogła dowiedzieć ile jej bank przynosi. (…) Jezus nie uczy mnie, bym liczyła akty, ale abym czyniła wszystko z miłości (…). Wszystko to wszakże odbywa się w pokoju, w całkowitym zdaniu się. To Jezus robi wszystko, a ja nic nie robię” (L 142).

Teresa, jako córka handlowców, używać będzie chętnie języka ekonomii i finansów, by mówić o swych duchowych postępach; słownictwo walki też zresztą nie będzie jej obce. Waleczna i pełna zapału, lubi kontrolować swe poszukiwania, zbierać duchowe bogactwa, pragnie jak najszybciej dotrzeć “na szczyt góry Miłości” (L 112). W drodze zrozumie jednak, że nigdy nie będzie możliwym kochać tak, jak nakazuje jej serce, chyba że sam Jezus przyjdzie, by w niej kochać. Nie zdając sobie z tego sprawy, nauczy się składać broń: nie będzie już chciała zdobyć Boga siłą, nie będzie już mierzyć i liczyć, ale otwierać dłonie, by przyjąć Boga od Boga.