Lisieux – Buissonnets

Spotkanie z papieżem Leonem XIII



Duchowym szczytem pielgrzymki była, oczywiście, tak bardzo oczekiwana audiencja u papieża Leona XIII. Jej dokładna data nie była znana. Intensywna korespondencja z Lisieux (poczta między Francją i Włochami działa w tamtych czasach bardzo sprawnie) świadczy o niecierpliwości i niepokojach: należy czy nie należy rozmawiać z papieżem? Paulina przejmuje dowodzenie, podejmując dyplomatyczne działania. W końcu, wypada na “Tak”.

Nadchodzi wielki dzień, niedziela, 20 listopada. Długi i skomplikowany ceremoniał: po dwóch Mszach, Leon XIII przyjmuje pochód pielgrzymów. Najpierw kobiety, księża, potem panowie. Papież jest zmęczony. Ksiądz Révérony, wikariusz generalny, stojący u jego boku, zabrania rozmawiać z Ojcem świętym! Teresa, która ma przed nim przejść, waha się. Ale nieustraszona Celina popycha ją: “Mów!”.

Biedna Tereska obejmuje kolana Leona XIII: “Ojcze święty, proszę Cię o wielką laskę… pozwól mi wstąpić do Karmelu w piętnastym roku życia…”. Starzec nie bardzo rozumie, ksiądz Révérony włącza się i wyjaśnia. Teresa ciągnie dalej: “Ojcze święty, jeśli powiesz tak, wszyscy się zgodzą!…”. Czarne, głębokie oczy przenikają ją: “Wstąpisz, jeśli Pan Bóg tego zechce…”. Teresa przywiera do papieża. Dwóch strażników z gwardii szlacheckiej siłą podnosi ją i, zalaną łzami, wyprowadza do wyjścia (A 62-63). Celina, na kolanach, prosi papieża o błogosławieństwo dla Karmelu w Lisieux. Ksiądz Révérony niecierpliwi się: młode Martin stają się kłopotliwe. A przecież, kiedy w kilka chwil później Ludwik Martin zbliży się (nic nie widział z zaistniałego incydentu), wikariusz generalny potraktuje go bardzo uprzejmie i przedstawi Leonowi XIII jako ojca dwóch karmelitanek. Papież błogosławi go kładąc mu rękę na głowie. Ksiądz Révérony nie rzekł jednak nic o tym, że starszy pan jest ojcem dwóch natarczywych panienek sprzed chwili!

Celina, rozżalona, określiła tę audiencję jako “fiasko”. Tego samego wieczoru Teresa pisze do Pauliny, wylewając swe żale i łzy. Zdaje się jednak na Dzieciątko Jezus, chce być jego zabawką. Zauważa mimochodem: “Dobry papież jest tak stary, że rzec by można – martwy, nigdy go sobie tak nie wyobrażałam; nie może prawie nic powiedzieć, mówi za to ksiądz Révérony” (L 36).

Ten ostatni nie będzie miał za złe przyszłej postulantce jej zachowania w czasie audiencji. Oczywiście, o zdarzeniu dowiedzieli się wszyscy pielgrzymi i z sympatią odnoszą się do “małej karmelitanki”. Doniesie o nim dziennik “L’Univers” z 24 listopada. W ten sposób dowie się o nim w Lisieux ksiądz Lepelletier, spowiednik Teresy. Sama nigdy mu o tym nie wspomniała. Jezus sam jest jej prawdziwym Kierownikiem. “Spowiadając się bardzo krótko, nigdy ani słowem nie wspomniałam o mych wewnętrznych przeżyciach. Droga, po której postępowałam, była tak prosta, tak jasna, że nie potrzebowałam innego przewodnika oprócz Jezusa…” (A 48v).

Wobec uważnych spojrzeń wikariusza, badającego jej możliwości przyszłej karmelitanki, Teresa mogła była przyjąć sztywną postawę i pobożną minę. Otóż, okaże się naturalna, pełna życia, ciekawa cudów podróży, nawet po porażce 20 listopada. Ksiądz Révérony posiada dar rozeznania. Ostatecznie, uwierzył w jej powołanie i w drodze powrotnej, w Nicei, obiecał, że wstawi się za nią u biskupa Hugonin.

Powrót był mniej radosny, choć nie mniej ciekawy: pielgrzymi odwiedzą między innymi sanktuarium Notre Dame de la Garde w Marsylii i Foundère w Lyonie.

2 grudnia, Lisieux wita rodzinę Martin. Łatwo sobie wyobrazić spotkanie w rozmównicy Karmelu! Lecz w tym, co najbardziej istotne, nadal króluje ciemność: biskupa Hugonin nie było we Włoszech. Za dwadzieścia dwa dni będzie Boże Narodzenie. Czy życzenie Teresy, by wstąpić tego dnia zostanie spełnione dosłownie?

Walka rozpoczyna się na nowo szturmem na księdza Delatroëtte, który pozostaje niewzruszony. Teresa pisze do księdza Révérony, później do biskupa. Pozostaje już tylko oczekiwanie. Ludwik Martin codziennie towarzyszy córce na pocztę. Aż do 24 grudnia. Każdy dzień przynosi nowe rozczarowanie.

Przychodzi w końcu tak oczekiwane Boże Narodzenie 1887 roku. Co za kontrast z ubiegłorocznym Bożym Narodzeniem, tak pełnym światła i radości! W czasie pasterki Teresa rozmyśla nad doświadczeniem wiary, mimo łez nie traci nadziei. Z pewnością zrozumiała, że Bogu nie da się narzucić daty: to On jest Panem, ona zaś pozostaje “piłeczką” w Jego ręku. Tego dnia Celina ofiaruje jej maleńką łódkę, na żaglu której widnieje słowo “Zdanie się”. To terezjańska postawa w tym, jakże dłużącym się, okresie.

Z rokiem 1888, Teresa wchodzi w swą piętnastą wiosnę. Z listu Pauliny dowiaduje się, że 28 grudnia, w święto Niewiniątek, biskup Hugonin zgodził się na jej wstąpienie do Karmelu. Pozostaje jedno “ale”… Karmelitanki, uważając kandydatkę za zbyt młodą, by stawiać na wstępie czoła Wielkiemu Postowi, postanowiły opóźnić datę wstąpienia o trzy miesiące! Radość zmieszana z gorzkim zawodem. Teresa przyjmuje jednak to nowe doświadczenie, które pozwala jej “wzrastać w zdaniu się na Boga i w innych cnotach” (A 68r).

Teresa pobierze jeszcze kilka lekcji u pani Papinau, by uzupełnić swe wykształcenie. Przede wszystkim jednak, przygotowywać się będzie do czekającego ją życia. Nie przez wielkie umartwienia, lecz przez wierność w małych rzeczach, przez umartwianie swojej woli “zawsze gotowej narzucać się”, przez “spełnianie małych usług w ukryciu”. “Przez praktykę owych nic przygotowywałam się do zostania oblubienicą Jezusa…” (A 68v). W sumie trzy miesiące minęły szybko, pozostawiając dobre wspomnienie.

Ojciec, zawsze skory do podróży, proponuje jej pielgrzymkę do Ziemi Świętej. W pierwszym odruchu dziewczyna daje się ponieść pragnieniu poznania miejsc, w których żył Jezus. Ma tak realistyczny zmysł Wcielenia! Zmusiłoby ją to jednakże do opóźnienia o dwa czy nawet trzy miesiące wstąpienia do Karmelu. Nie może się na to zgodzić po tak długiej walce, by wstąpić jak najszybciej… Czy ma jakieś wątpliwości co do swojej decyzji? Wydaje się, że nie. Powrót Leonii, jej wystąpienie z klasztoru wizytek w Caen 6 stycznia (druga porażka po klaryskach) przypomina jej, że nie będzie łatwo. Siostra radzi jej, by dobrze się zastanowiła przed wstąpieniem do zakonu, nie powinna angażować się pochopnie. Teresa jednak jest zdecydowana, powie nawet później, że “nie miała złudzeń” (A 69v).

Wbrew pozorom, miała już mocne doświadczenie życia z Jezusem, łask i cierpień, jakie pociąga ono za sobą. Poznała i przebyła liczne oczyszczenia, doświadczyła, co znaczy być uratowaną przez łaskę. Ważne jest dla niej tylko jedno: żyć w ukryciu z przyszłym Oblubieńcem, “kochać Go i sprawiać, aby był kochany”. Nawet jeżeli miała przeczucia co do krótkotrwałości swego życia, nie mogła wiedzieć, że jej obecność w tym miejscu nie przekroczy dziewięciu lat. Miał to być czas “biegu olbrzyma” (A 44v).