Lisieux – Buissonnets

Burzliwa pielgrzymka do Rzymu



Pielgrzymka zorganizowana została przez diecezję Coutances, pod kierownictwem biskupa Germain. Dołączyły do niej diecezje Bayeux i Lisieux, lecz biskup Hugonin miał być reprezentowany przez księdza Révérony. Chodziło o uczczenie jubileuszu Leona XIII (złote gody kapłańskie), tym bardziej, że papież cierpiał z powodu antyklerykalnych grabieży rządu Crispiego. Była to więc okazja do okazania poparcia Ojcu świętemu.

Podróż przewidziana w terminie 7 listopada – 2 grudnia 1887 roku, obejmuje zwiedzanie licznych włoskich miast i dziesięciodniowy pobyt w Rzymie, połączony z audiencją u papieża. Oto idealna okazja dla młodziutkiej Teresy, która chciała rozmawiać z papieżem o swym pragnieniu wstąpienia do Karmelu na Boże Narodzenie.

Pielgrzymka liczy 197 pielgrzymów, z których dobra jedna czwarta to ludzie szlachetnego rodu. Trzeba przyznać, że cena podróży, 660 franków w 1 klasie, nie była zachęcająca. Bierze w niej udział także około 75 księży. Ponieważ podróż należała do wyjątkowych, relacjonowana była przez prasę francuską i włoską oraz, później, przez sprawozdania publikowane w “Religijnych Tygodniach wymienionych diecezji.

Miesiąc spędzony poza Calvados będzie miał decydujący wpływ na formację i powołanie Teresy. Jeszcze na łożu śmierci przywoływać będzie wspomnienia z tej podróży, wyjątkowej w tamtych czasach dla osoby w tak młodym wieku.

Odkryje najpierw inne regiony, inne kraje, krajobrazy tak nowe dla młodej Normandki: Szwajcarię, Wiochy i ich wspaniałe miasta – Mediolan, Padwę, Wenecję, Bolonię, Pompeję, Neapol, Florencję, Pizę, Genuę… Dochodzą do tego skarby sztuki, historii, pogłębienie życia religijnego: papiestwo w Rzymie, spotkania ze świętymi: Agnieszką, Cecylią, Franciszkiem z Asyżu, Karolem Boromeuszem. Przeżycia te pozostaną niezatarte w duszy młodej karmelitanki. Wszystko zaczęło się od trzech dni zwiedzania Paryża. Wiele osób uważało wówczas stolicę za “współczesny Babilon”, pełen straszliwych niebezpieczeństw. Siostry Martin zwiedzają znane zabytki, jeżdżą windami sklepu Printemps, przechodzą aleją Champs-Elysées…

Spotkanie z innymi warstwami społecznymi także wywrze wpływ na Teresę. Pod koniec XIX wieku, podział społeczny społeczeństwa francuskiego jest jeszcze bardzo znaczny. Rodzina Martin wyszła z kategorii rzemieślników, którym dzięki pracy i oszczędnościom udało się dojść do wysokiej pozycji. Nie weszli jednak do warstwy szlacheckiej. I oto Teresa, tak zazwyczaj nieśmiała, znajduje się nagle w grupie społecznej znacznie różniącej się od jej własnej. Jako przedstawicielka klasy średniej, odkrywa, że “prawdziwa wielkość leży nie w imieniu, ale w duszy…” (A 56r). Na spotkaniach wieczornych w hotelach Wenecji czy Rzymu nie czuje się wcale skrępowana. Uzdrowienie Bożego Narodzenia 1886 dało trwały owoc.

Inne odkrycie, bardziej wstrząsające, dotyczy ludzi. Otoczona sistrami i kuzynkami (Guérin, Maudelonde), Teresa nie spotykała wcześniej chłopców. Teraz spotyka ich wielu. Panny Martin, w rozkwicie swej młodości (mają piętnaście – osiemnaście lat), elegancko ubrane, nie mogły przejść niezauważone. Celina wspomina: “układano małżeństwa…”. Teresa uświadomiła sobie, że mogłaby łatwo zawrzeć wspaniałe małżeństwo. Zrozumiałym jest, że przeczuwała, że podróż ta nie pozostanie obojętna dla jej powołania.

Uwaga, jaką poświęcają jej mężczyźni przybiera nawet bardziej natarczywą formę. Pisze, że Bolonia nie pozostawiła jej dobrego wspomnienia: na pociąg francuskiej pielgrzymki oczekuje tłum włoskich studentów. Na peronie, jeden z nich rzuca się na Teresę, unosząc ją w ramionach… Teresa jednak rzuca mu takie spojrzenie, że puszcza ją i ucieka (VT 81).

Inne doświadczenie, które dotknie głębiej przyszłą karmelitankę, to obecność księży. Dotąd widywała ich jedynie przy wykonywaniu funkcji kapłańskich, przy ołtarzu, w konfesjonale, na katechezie. Brała ich za “aniołów” i nie rozumiała dlaczego święta Teresa z Avila prosiła, w swej reformie życia karmelitańskiego, o modlitwę za księży. Modlitwa za grzeszników była dla młodej Martin oczywista… ale za księży? Powie później, że odkryła swe powołanie we Włoszech. “W ciągu tego miesiąca spotkałam wielu świętych kapłanów i widziałam, że chociaż ich wzniosła godność wynosi ich ponad aniołów, to jednak pozostają oni ludźmi słabymi i ułomnymi…” (A 56r).

Co mogła zobaczyć, że tak nią wstrząsnęło? Z pewnością nic strasznego. Ale to wspólne życie ukazuje jej z wielkim realizmem, że księża są ludźmi i mają swe dziwactwa, wady, lubią dobre włoskie jedzenie zakrapiane łagodnym winem. Mogła także cierpieć – pokaże to przyszłość – z powodu braku gorliwości w celebrowaniu sakramentów, w szczególności Eucharystii.

Wszelkie te – tak nowe – doświadczenia, skoncentrowane na przestrzeni niecałego miesiąca, wiele nauczyły Teresę. Napisze, że podróż ta “nauczyła ją więcej niż długie lata studiów”. Co więcej, była dla niej pierwszorzędnym wewnętrznym doświadczeniem, świadoma jest, że w pewnym sensie gra o swoje powołanie: z powodu wymienionych wcześniej najróżniejszych pokus, lecz i dlatego, że wie, że jest obserwowana przez księdza Révérony, któremu biskup Hugonin polecił, by przyglądał się młodej postulantce i jej zdolności do życia w klauzurze.

Już na początku pielgrzymki naznaczyło ją pewne wewnętrzne wydarzenie. W Paryżu, Ludwik Martin zarezerwował pokój w hotelu leżącym blisko Matki Boskiej Zwycięskiej, znanego sanktuarium, czczonego przez rodziny Guérin i Martin. Tam właśnie Teresa otrzymuje wielką łaskę: Najświętsza Panna daje jej do zrozumienia, że niepotrzebnie nosi w sobie od czterech lat ową “troskę duszy”. Nie, Maryja nie ma jej za złe, że powiedziała o łasce z 13 maja 1883 roku; Teresa nie zdradziła tajemnicy Maryi. Nie, Teresa nie uległa złudzeniu: “Najświętsza Panna dała mi przeświadczenie, że to naprawdę Ona uśmiechnęła się do mnie i uzdrowiła mnie”. Ulga, wyzwolenie. Przeczuwając niebezpieczeństwa podróży, powierzą swą czystość Maryi i świętemu Józefowi (A 57r).

W tę pamiętną niedzielę, 6 listopada, pielgrzymka udaje się do krypty Montmartre (bazylika nie została jeszcze zbudowana). Poświęcenie pielgrzymów Najświętszemu Sercu. Można ruszać dalej…