W dotychczasowej refleksji, w poprzednich pięciu odcinkach unikałem opisywania dzieł, przedsięwzięć i inicjatyw podejmowanych przez Kościół w celu umacniania świadomości narodowej Polaków i wspierania niepodległościowych dążeń naszych przodków. Mówiłem raczej o recepcji, jaka istnieje, także wśród nie-Polaków, na temat wpływu Kościoła na kształtowanie naszej tożsamości narodowej i umacniania niepodległości. Wpływu tego byli świadomi także nasi wrogowie, jak np. generał Michaił Murawiew, przedstawiciel cara Aleksandra II w Wilnie w czasie powstania styczniowego z 1863 r. Określany przydomkiem „wieszatiel”, bo rzesze ludzi wysłał na szubienicę, w swoich zapiskach pozostawił słowa: „Nasze władze w Petersburgu muszą się przekonać, że największym wrogiem, z którym trzeba niezwłocznie podjąć walkę jest polonizm zjednoczony z katolicyzmem, albowiem wyrażenie Polak i katolik są synonimami w powszednim języku tutejszych ludzi. A wpływ Kościoła na ich mentalność jest przeogromny”. Pominąłem milczeniem zasługi Kościoła na polu kultury i oświaty. Uczyniłem tylko aluzję do idei świętowojciechowej z Gniezna, świętostanisławowej z Krakowa, świętokrzyskiej spod Kielc i maryjnej z Częstochowy, nie wspominając o Wrocławiu-Trzebnicy ze św. Jadwigą Śląską, czy o Mazowszu z płocką stolicą biskupią. Pominąłem rolę św. Królowej Jadwigi z Uniwersytetem Jagiellońskim, wkład polskich kapłanów i zakonników w tworzenie i ocalenie kultury narodowej, na czele z bł. Wincentym Kadłubkiem z Jędrzejowa, pierwszym naszym dziejopisarzem. Pomyślmy, że w naszej historii wielu wybitnych ludzi, jak dla przykładu Konarski, Staszic, Ściegienny, czy wielu innych, to przecież księża (choć w podręcznikach historii w czasach dyktatury komunistycznej bez skrupułów pomijano skrót „ks.” przed ich imionami). Wspomniałem zaledwie o „Bogurodzicy”, tj. o „kołysance” naszego narodu. Nie mówiłem o świętych, już kanonizowanych powstańcach, jak Rafał Kalinowski, karmelita bosy, czy Albert Chmielowski, założyciel Braci i Sióstr Albertynek, ani o o. Wacławie Nowakowskim, kapucynie, czy o Romualdzie Traugutcie. Nie przywołałem wielu, wielu innych, jak np. Bogdana Jańskiego, który wraz z towarzyszami, tj. Piotrem Semenenko i Hieronimem Kajsiewiczem, zakładając w rzymskich katakumbach w 1842 r. zgromadzenie zakonne Zmartwychwstańców, myślał o paschalnym misterium Polski, i interpretował jej dzieje w kluczu chrystologicznym, w duchu romantycznego mesjanizmu, mówiąc o jej męce, śmierci, ale i o zmartwychwstaniu jako „mesjasza narodów”. Nie wspomniałem też pierwszego wyniesionego na ołtarze kapłana, męczennika polskiego komunizmu, tj. ks. Władysława Findysza. A ilu kapłanów zginęło przecież w podobny sposób?
Wydaje mi się jednak, że przedłożona refleksja, jakkolwiek nader fragmentaryczna, podjęta w kontekście jubileuszu stulecia polskiej niepodległości, może nam dopomóc w uświadomieniu sobie naszej patriotyczno-katolickiej tożsamości, oraz w przekonaniu jak wielką sprawą była chrystianizacja naszych ziem i jak wielkie zasługi w kształtowanie tej tożsamości położył Kościół, zawsze wspierając dążenia niepodległościowe. Jego siłą nie były nigdy moce tego świata. On przetrwał wszystkie systemy polityczne i ekonomiczne, bo – zacytujmy za Janem Pawłem II księdza Skargę – „korzeń jego jest Chrystus”.
Jesteśmy przekonani, że tak będzie nadal, i pragniemy, aby nadal – czerpiąc siłę z Ewangelii – Kościół polski był nośnikiem wartości religijno-patriotycznych i moralnych w naszym życiu osobistym i narodowym, w wolnej Ojczyźnie, przynależącej pełnoprawnie do rodziny narodów europejskich, w uznawaniu wpływu chrześcijaństwa na kształtowanie się europejskiej cywilizacji i w upominaniu się o etosu chrześcijański w europejskim prawodawstwie, jak i o obecność symboli religijnych w przestrzeni publicznej na Starym Kontynencie.
o. Szczepan T. Praśkiewicz OCD