O świętości Jana Pawła II i cudownych łaskach otrzymanych przez Jego wstawiennictwo mówi ojciec Szczepan Praśkiewicz OCD, pracujący w Watykanie
Dorota Kułaga (D.K.) Z okazji 100 rocznicy urodzin Karola Wojtyły miała być wielka narodowa pielgrzymka do Rzymu i uroczystości w Watykanie. Jest dużo skromniej z powodu koronawirusa. Jak te uroczystości przebiegają w Rzymie?
Ojciec Szczepan Praśkiewicz (O.Sz.): Rzeczywiście, planowane z rozmachem uroczystości związane ze stuleciem urodzin świętego Jana Pawła II mają skromniejszy wymiar, ale w Rzymie, 18 maja, papież Franciszek odprawił o godzinie 7.00 Mszę Świętą przy Jego grobie w bazylice watykańskiej, a wieczorem o godzinie 20.00 zwrócił się w telewizyjnym orędziu do polskiej młodzieży. O wymownej rocznicy papież Franciszek wspomniał już wielokrotnie, a nadto ofiarował nam o swoim poprzedniku książkę pt. „Święty Jan Paweł II Wielki”, będącą wywiadem-rzeką z ks. Luigim Epicoco. Książka ukazała się także po polsku w wydawnictwie Esprit. Franciszek dzieli się w niej osobistymi wspomnieniami o Janie Pawle II, nazywa go „wielkim”, jak papieże Leon Wielki czy Grzegorz Wielki, przedstawia siebie, jako prawdziwego spadkobiercę i kontynuatora nauki papieża Polaka i porusza wiele kwestii często dyskutowanych we współczesnym Kościele, i – co więcej – zaprasza nas, byśmy wraz z nim na nowo sięgnęli do głębi proroczego nauczania Jana Pawła II. Jest to odpowiedź dla tych, którzy często przeciwstawiają papieża z Argentyny i papieża z Polski. Franciszek wyznaje wprost, że to Jan Paweł II nauczył go otwartości na Boga i człowieka.
D.K.: Jan Paweł II jest już święty, ale rozpoczął się też proces beatyfikacyjny Jego rodziców – Emilii z domu Kaczorowskiej i Karola seniora. Czy Ojciec też będzie w nim uczestniczył?
O.Sz: Tak! Byłem już zaangażowany przed przyjazdem do Rzymu w przygotowanie tych procesów beatyfikacyjnych, tak beatyfikacyjnych w liczbie mnogiej. Muszę to doprecyzować, może to moje skrzywienie zawodowe, ale zaznaczam, że procedura kanonizacyjna nie zna i nie przewiduje wspólnego procesu wyznawców, tak jak to ma miejsce w procesach męczenników. Zatem prowadzone będą dwa osobne postępowania procesowe, jedno dla Karola Wojtyły (seniora) i drugie dla Emilii z Kaczorowskich, i to aż do momentu ogłoszenia dekretów o heroiczności cnót obojga małżonków. Dopiero później będzie mógł być prowadzony już wspólny proces dotyczący cudu za ich wstawiennictwem. Uważam, że procesy beatyfikacyjne Państwa Wojtyłów mają niezwykle istotne znaczenie wobec współczesnych ataków na małżeństwo i rodzinę. Oni doświadczyli w życiu wiele trudnych chwil, jednak zawsze swoje troski i radości powierzali Panu Bogu. Dawał temu świadectwo sam św. Jan Paweł II. Choć mamy nie pamiętał zbyt dobrze, zmarła tuż przed jego I komunią świętą, to jednak o jej pobożności mówił mu tato sam będąc człowiekiem wielkiej modlitwy. Współczesna rodzina atakowana z różnych stron musi umieć się przeciwstawić naporowi zła. Jestem przekonany, że poprzez procesy beatyfikacyjne Państwa Wojtyłów, gdy odkrywane będzie to w jaki sposób realizowali swoje powołanie do świętości, także w małżeństwie, współczesne rodziny otrzymają wiele wskazówek jak iść przez życie z Chrystusem.
D.K.: Jak Ojciec wspomina swoje spotkania z papieżem – Polakiem? Co szczególnie utkwiło w pamięci?
O.Sz.: Utkwiło mi w pamięci najpierw to, że Ojciec Święty pytał o konkretnych moich współbraci w zakonie, których znał jeszcze z Krakowa, czy o siostry karmelitanki bose, a nadto utrwaliło mi się to, że zawsze spoglądał na moje stopy i „karcił” mnie potem swoim uśmiechem, co miało swoją genezę w pierwszym moim z Nim spotkaniu, jesienią 1980 r., po beatyfikacji ks. Orione, na której byłem akolitą. W zakrystii, witając się z nami, gdy się przedstawiłem i powiedziałem: „karmelita bosy z Teresianum”, Papież od razu spojrzał na moje buty i żartobliwie mi pogroził: „ładny mi karmelita bosy”. Zapytał z których stron Polski pochodzę. „Z Kielecczyzny, Ojcze Święty” – odrzekłem. „Scyzoryki” – skomentował żartobliwie… Od tego dnia zaczął mnie kojarzyć, i za każdym razem, podczas spotkań, spoglądał na moje buty. Dlatego też, na ogół, gdy szedłem na spotkania papieskie, zakładałem sandały, aby choć w części być „bosym”… Szczególnie serdecznie Ojciec Święty pozdrowił mnie w zakrystii 13 listopada 1983 r., po beatyfikacji siostry Miriam Bauardy, karmelitanki bosej z Betlejem. Będąc wtedy diakonem, śpiewałem ewangelię i posługiwałem podczas liturgii u boku Papieża. „No, Szczepan, ładnie ci poszło dzisiaj to śpiewanie. A śpiewacie jeszcze w Teresianum nieszpory po gregoriańsku”? – zapytał. „Owszem, Ojcze Święty, zwłaszcza w niedziele i większe święta” – i nie kłamałem, bo wtedy jeszcze to czyniliśmy po łacinie… Pamiętam, jak w 1999 r., odwiedzając Kraków, Ojciec Święty był zaproszony na Akademię Ekonomiczną, dziś uniwersytet, przy ul. Rakowickiej. Przed budynkiem akademii oczekiwali nie tylko studenci, ale i rektor uczelni z jej senatem. Jako świeżo wybrany prowincjał rozmawiałem w tym czasie właśnie z rektorem, podczas gdy nasi klerycy karmelitańscy z klasztoru leżącego naprzeciw akademii prowadzili – na prośbę tegoż rektora – przeplataną śpiewem młodzieżowych piosenek religijnych modlitwę. Gdy „papamobile” wjechał na plac, Ojciec Święty dostrzegł mnie i się uśmiechnął. Oczywiście, jak zawsze, skierował wzrok na moje stopy i uśmiechnął się jeszcze bardziej. Wiedziałem, co to oznacza. I czekałem tylko na finał. Zgromadzeni spodziewali się, być może, kto wie jakich słów Papieża, a on tymczasem rzekł: „Zawsze zastanawiało mnie to sąsiedztwo: z jednej strony ulicy Akademia Ekonomiczna, a z drugiej strony karmelici bosi. Czyli ekonomia na bosaka… Ale nie bójcie się, bo niektórzy ci karmelici są także trzewiczkowi…”. Cały Jan Paweł II! On, po prostu, zawsze był sobą i potrafił się znaleźć w każdym środowisku. I, co więcej, nie czynił tego sztucznie, ale w sposób jak najbardziej naturalny, można powiedzieć wrodzony i tylko dla niego właściwy. Czy to spotykając głowy państw, czy to odwiedzając chłopską rodzinę na Mazurach, czy to przewodnicząc Synodowi Biskupów z całego świata, czy to wspominając „kremówki” w Wadowicach, był sobą. Innymi słowy, był wolny od sztucznych protokołów dyplomacji, i to także świadczy o jego świętości! I to urzekało mnie najbardziej, dlatego też to najbardziej utkwiło w mojej pamięci.
D.K.: Jan Paweł II miał wpływ na życie wielu osób. Na Ojca również?
O.Sz.: Bardzo. Wspomnę tylko o jednym aspekcie, tym naukowym. Otóż 14 grudnia 1984 r., w liturgiczne wspomnienie św. Jana od Krzyża, byliśmy jako wspólnota Międzynarodowego Kolegium Teologicznego Karmelitów Bosych na Mszy Świętej w prywatnej kaplicy papieskiej. Byłem wtedy po ukończeniu studiów licencjackich i zastanawiałem się nad wybraniem tematu rozprawy doktorskiej. Liturgia tego dnia przytaczała słowa proroka Izajasza: „Jesteś drogi w oczach moich, ja cię miłuję, wezwałem cię po imieniu. Tyś moim!” (Iz 43,1). Wychodząc od tych słów, Jan Paweł II rozwinął spontaniczne rozważanie na temat godności ludzkiej osoby i powiedział nam, młodym karmelitom bosym, że prawdziwej godności człowieka nie można poznać, bez zagłębienia się w antropologię św. Jana od Krzyża, reformatora Karmelu. Te słowa Ojca Świętego, który wcześniej pisał pracę doktorską na „Angelicum” o wierze u św. Jana od Krzyża, stały się dla mnie natchnieniem, by pisać moją rozprawę na „Teresianum” o godności człowieka u tegoż św. Jana od Krzyża i w nauczaniu Kościoła. I tak się stało. I odkryłem, że św. Jan od Krzyża był tak bardzo wymagający na drogach ascezy i ewangelicznego wyrzeczenia tylko dlatego, iż wiedział, że do wielkich rzeczy człowiek został stworzony i że jest on drogi w Bożych oczach i do Boga powinien należeć. A to przez cały swój pontyfikat podkreślał Jan Paweł II stając się symbolem obrony praw narodów i jednostek, praw dziecka i starca, praw godności każdego człowieka we współczesnym świecie. Co więcej, broniąc praw człowieka, przypominał mu także o jego obowiązkach i bronił tym samym praw Bożych, bo przecież na obraz i podobieństwo Boga człowiek został stworzony, i „nikt nie zna człowieka tak jak Bóg, nikt nie kocha go tak jak Bóg i nikt nie postawił człowieka w centrum wszechświata tak jak Bóg” – jak Papież mówił do nas podczas wspomnianej mszy świętej, podkreślając, że jest to szkoła humanizmu św. Jana od Krzyża. Rozprawę napisałem i obroniłem w 1988 r.
D.K.: Na czym polegała świętość Jana Pawła II?
O.Sz.: Wydaje mi się, że klucz świętości Jana Pawła II tkwi w jego miłości do Chrystusa i do człowieka. Papież zawsze ukazywał Chrystusa! I czynił to służąc człowiekowi: człowiek za jego pontyfikatu, w myśl słów programowej encykliki Redemptor Hominis, stał się drogą Kościoła. Co więcej, wraz z Chrystusem, w nauczaniu i posłudze Jana Pawła II, na wszystkich drogach Kościoła, zawsze w jego służbie człowiekowi, stanęła Maryja. Innymi słowy świętość Papieża, którą nadal pozostajemy zdumieni, była świętością, która znalazła swoje zakorzenienie w Chrystusie, poprzez Maryję, i która nakazała walczyć o człowieka. W tej świętości Jan Paweł II, niczym Chrystus, „wyniszczył samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2,7). Poprzez kanonizację sprzed sześciu lat Bóg „wywyższył go” (Flp 2, 9) i dał mu imię, które ustawicznie pozostaje wyryte w naszych sercach, i oby czyniło nas – za jego przykładem i dzięki jego wstawiennictwu – autentycznymi świadkami Chrystusa, czcicielami Maryi i obrońcami godności człowieka na większą chwałę Boga, który jest przedziwny w swoich świętych.
Nadto jako karmelita bosy nie mogę nie wyrazić przekonania, że prawdziwym i ostatecznym źródłem świętości Jana Pawła II była modlitwa, której od dzieciństwa zaczerpnął od karmelitańskiej szkoły duchowości. Właśnie modlitwa i poprzez nią zjednoczenie Ojca Świętego z Bogiem było tym prawdziwym źródłem bogactwa jego osobowości i światła jego nauczania, a także jego niezmiernej odwagi i niezmordowanej działalności apostolskiej, jak również jego naturalności i bezpośredniości w kontaktach z ludźmi i z przyrodą, jego atrakcyjności, uroku, mocy pociągania i wpływania na innych, jego – i powiedzmy to z naciskiem – świętości! Jan Paweł II żył ustawicznie w zażyłości z Tym, który jest źródłem wszelkiej mądrości i wszelkiego dobra i piękna; w zażyłości z Tym, który może uczynić wszystko. W duszy Ojca Świętego dokonywała się ta najważniejsza twórczość, tj. czerpanie mocy, światła, miłości i radości z modlitwy, by potem móc dzielić się tym z innymi. Słowem, modlitwa leżała u podłoża całej, jakże na wskroś owocnej i cenionej działalności Papieża. Bez dostrzeżenia tego istotnego źródła nie sposób zrozumieć Jana Pawła II i jego świętości.
D.K.: Jest ojciec na bieżąco w kwestii cudów dokonywanych za wstawiennictwem świętego Jana Pawła II. Cały czas ich przybywa? Jakie cudowne łaski są najczęściej spotykane?
O. Sz.: Są to często łaski dotyczące zdrowia, potrzeb materialnych, ale częściej jeszcze są to łaski związane z życiem rodzinnym, jak np. uproszenie potomstwa, uratowanie małżeństwa przed rozwodem, doprowadzenie do pojednania pomiędzy krewnymi, powrót małżonków lub dzieci do życia sakramentalnego. Są prośby i są też podziękowania związane z różnymi sytuacjami życiowymi, jak chociażby praca, dobre wyniki w nauce, sprawiedliwe wyroki sadowe. Z własnego doświadczenia duszpasterskiego z Wadowic, gdzie ostatnie sześć lat pracowałem, powiem, że w jednym tygodniu była prośba „o zdanie egzaminu na prawo jazdy”. I za tydzień była już kartka pisana tą samą ręką: „dziękuję Ci św. Janie Pawle za zdanie egzaminu na prawo jazdy”. Wszelki komentarz jest tu zbyteczny. Co do rejestru łask, to w Wydawnictwie św. Stanisława archidiecezji krakowskiej ukazała się w tych dniach książka pt. „Sto cudów na stulecie urodzin św. Jana Pawła II”. Warto do niej sięgnąć!
źródło: Echo Dnia