s. Elżbieta Peeters OCD
Każdy przypadek, każde zdarzenie, każde cierpienie tak samo jak każda radość jest sakramentem dającym nam Boga
Każdy, kto próbuje żyć z Bogiem, każdy, kto się troszczy o swoje “duchowe życie”, stawia sobie czasami lub może stale pytanie: Jak mam wkomponować moją wiarę, moją relację z Bogiem w mój dzień codzienny? Przecież nie jestem “niedzielnym” chrześcijaninem! Żyć prawdziwie po chrześcijańsku oznaczałoby, że pozwalam Bogu kształtować mój cały dzień, moje całe życie.
Ale czyż nie jest często tak, że przeżywamy pewną rozterkę, jakieś rozdwojenie: mamy pragnienie uczestniczenia we Mszy św. i poświęcenia czasu na modlitwę, a tymczasem dzień wypełniony jest po brzegi różnorodnymi zadaniami i do tego jeszcze dochodzi sporo stresujących sytuacji i zwariowanej bieganiny. Podczas takiego dnia Bóg wydaje się pozostawać gdzieś w oddali, a wiele spośród naszych spontanicznych reakcji raczej wypływa z emocji a nie z głębokiego związku z Bogiem.
Nieraz i w klasztorze występuje trudność pogodzenia jednego z drugim, bo i tu przecież jest dzień codzienny i każdy zakonnik i każda zakonnica musi ćwiczyć się, a proces ten trwa długie lata, aby modlitwa i praca, kontakt z Bogiem i relacje we wspólnocie zakonnej, “sacrum” i “profanum” w sposób harmonijny współgrały ze sobą.
Jak mamy nauczyć się konkretnego życia z Bogiem, tak aby spotkanie z Nim nie odbywało się tylko i wyłącznie w określonych chwilach naszego wyciszenia, lecz wypełniało całe nasze życie? Jak mamy nauczyć się tak przeżywać dzień, aby w nim odzwierciedlała się nasza relacja z Bogiem, aby Bóg coraz bardziej przenikał nasze myśli, uczucia, mowę i działanie?
Wielcy poszukiwacze Boga udzielili na te pytania wiele odpowiedzi, które się wzajemnie uzupełniają. Tradycja wypróbowana zarówno na Wschodzie jak i na Zachodzie zachęca do bardzo prostych, krótkich “aktów strzelistych”, po prostu dlatego, że utworzone są z kilku słów, w tym także tylko z imienia “Jezus”, więc bez wielkiego wysiłku towarzyszyć może ten rodzaj modlitwy wszystkim naszym czynnościom i skłaniać nasze serce stale ku Boga – ku Boskiemu TY.
W “Ostatnich rekolekcjach” adresowanych do “Gity” (swojej siostry Małgorzaty) Elżbieta ad Trójcy Przenajświętszej wskazuje dalszą drogę. Siostra Elżbiety, młoda małżonka i matka dwojga małych dzieci, miała w ciągu dnia pełne ręce roboty i z pewnością nie mogła znaleźć wiele czasu na modlitwę. Elżbieta wyjaśnia, że najważniejsze dla nas jest to, jak swój dzień widzimy i przeżywamy. Jakie znaczenie nadajemy wielu często nieprzewidzianym zdarzeniom, spotkaniom, radościom i przykrościom, z których nasz dzień się składa? Czy sądzimy, że są one niczym więcej, jak tylko przypadkowymi zdarzeniami, z którymi musimy się jakoś uporać, aby – jeśli dobrze pójdzie – potem mieć czas dla Boga? Może odczuwamy tę codzienną bieganinę tylko jako pewne zakłócenie, które zagraża naszej wewnętrznej komunii z Bogiem? A może jednak wszystko ma jakiś związek z Bogiem, ale na głębszym, duchowym poziomie, chociaż od razu nie zdajemy sobie z tego sprawy? Do takiego spojrzenia zachęca Elżbieta, a nawet nie boi się wszystkiego nazwać “sakramentem”: “Każdy przypadek, każde zdarzenie, każde cierpienie tak samo jak każda radość jest sakramentem dającym nam Boga” (Rekolekcje “Nieba w wierze”). Według Praktycznego leksykonu duchowości (Ch. Schutz OSB, Freiburg – Basel – Wien: Herder 1988) sakramenty nie są tylko symbolicznymi znakami miłości Boga [do człowieka], lecz poprzez nie mamy “udział w ofiarowanym przez Jezusa Chrystusa Boskim zbawieniu”.
Z charyzmatyczną dalekowzrocznością Elżbieta rozpoznaje, że to nie dotyczy tylko siedmiu klasycznych sakramentów, ale: “Każdy przypadek, każde zdarzenie, każde cierpienie i każda radość” jest taką uzdrawiająco-zbawczą Bożą ofertą przeznaczoną dla nas.
Możemy więc sobie stale wyjaśniać, że wszystkie małe wydarzenia wypełniające każdy dzień nie dzieją się ot, tak po prostu z przypadku, lecz udzielane są z Bożej ręki, tak, są darem Bożej miłości. Wszystkie pozornie bez znaczenia i czasami frustrujące, drobne sytuacje nie doświadczają nas bez Jego wiedzy. To właśnie przez nie On chce świętować spotkanie z nami. Nie jesteśmy ofiarami wydarzeń, lecz wszystko, co się w ciągu dnia dzieje stanowi łańcuch Bożych ofert, abyśmy pozwolili obdarowywać się Jego miłującą Obecnością. Czyż to specyficzne spojrzenie proponowane przez Elżbietę nie sprawia, że nasz dzień codzienny nabiera nowej jakości? Czyż nie znika na poziomie duchowym rozdźwięk pomiędzy pragnieniem modlitwy a koniecznością zajmowania się w ciągu dnia wieloma różnymi sprawami? I czy nie pojawia się wielka wewnętrzna wolność, bo już nie dajemy się powodować wydarzeniom, lecz we wszystkim szukamy i odnajdujemy TY-Boże?
Taką interpretację nadała Elżbieta swojemu dniowi codziennemu: “…przyjmować każdą radość i boleść tak jakby bezpośrednio pochodziły z Jego miłości…” (List 333).