Ukazywał wychowankom pogodne oblicze Zbawiciela
Przez większość swojego życia kapłańskiego o. Rudolf był wychowawcą młodzieży zakonnej: alumnów Niższego Seminarium w Wadowicach, nowicjuszów w Czernej, kleryków w Krakowie. W Niższym Seminarium jako ojciec duchowny był spowiednikiem i organizatorem życia religijnego alumnów. W nowicjacie wprowadzał młodych w życie zakonne, przede wszystkim w życie modlitwy. Zaś praca z klerykami była jeszcze bardziej wymagająca, szczególnie kiedy oczekiwali oni pomocy w podejmowaniu decyzji przed złożeniem uroczystych ślubów zakonnych i przyjęciem sakramentu kapłaństwa. Uczył nade wszystko wierności powołaniu, ukochania Kościoła i Zakonu, uczył miłości do Pana Boga, do Najświętszej Maryi Panny, do św. Józefa i świętych Karmelu. I uczył – czego sam doświadczyłem jako jego wychowanek w nowicjacie – przede wszystkim przykładem własnego życia. Naczelną zasadą jego pracy wychowawczej było zaufanie do wychowanka i szacunek wobec każdego zakonnego współbrata, jak zresztą i każdego człowieka. Wychowywał nas w duchu ewangelicznych błogosławieństw i wszystkim nam ukazywał pogodne oblicze Zbawiciela.
Dostrzegał cierpiących i im pomagał
Ojciec Rudolf Warzecha był dla całych rzesz ludzi orędownikiem i pocieszycielem w nieszczęściu i w chorobie. Nigdy nie uciekał przed chorymi, nieszczęśliwymi, konającymi, ale wręcz ich poszukiwał. Odwiedzał chorych w domach i w szpitalach. Był przez nich oczekiwany i lubiany. Szczególnie w ostatnich latach życia z wielkim oddaniem, mimo własnej słabości, służył chorym i cierpiącym. Nazywano go „kapłanem z otwartymi oczami”, bo – jak pisze jego biograf, o. H. Cz. Gil – chociaż zwyczajnie miał je spuszczone, nigdy nie przeoczył człowieka w potrzebie. Szczególną opieką otaczał matki oczekujące potomstwa. Ufając bardzo pośrednictwu Matki Najświętszej i świętych, zachęcał do ufnej modlitwy i sam w długich chwilach modlitwy polecał potrzeby innych miłosiernemu Bogu. Służył tym, którzy spędzali w szpitalu jakiś czas, i zdrowi wracali do domów, wdzięczni Jezusowi za uzdrowienie i często za nawrócenie i sakramentalne pojednanie z Panem, do jakiego doprowadził ich o. Rudolf. Służył swą pogodą ducha chorym dzieciom, dla których miał zawsze nie tylko dobre słowo, ale obrazeczek, medalik i cukierka. Ale posługiwał jeszcze ofiarniej tym, którzy w szpitalu kończyli swą wędrówkę życiową. Im Bóg był szczególnie drogi i potrzebny, by jeszcze raz okazać miłosierdzie i miłość w ostatnich chwilach życia. A o. Rudolf okazywał się szczególnym narzędziem w Jago rękach, dając im właśnie Boga i rozsiewając Jego miłosierdzie.
Był specjalistą od spotkania człowieka z Bogiem
Gdy papież Benedykt XVI przybył w czerwcu 2006 r. do Polski, aby pielgrzymować śladami swego poprzednika – św. Jana Pawła II w jego Ojczyźnie, do kapłanów zgromadzonych w archikatedrze warszawskiej powiedział, że świat oczekuje takich kapłanów, którzy byliby specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem, zanurzonymi w miłości Chrystusowej, wierzącymi w moc swego kapłaństwa, zdolnymi do praktykowania duchowego ojcostwa. Bez wątpienia takim właśnie kapłanem był o. Rudolf. Posiadał swoje „środowisko”, „grupę” studentek w Krakowie, wśród których zaczął apostołować już w pierwszych latach swego kapłaństwa. Z tej grupy, która do dziś pozostaje w kontakcie i spotyka się przynajmniej raz w roku na modlitwie i refleksji – jak to było za życia o. Rudolfa – wywodzą się liczne siostry zakonne, matki rodzin, osoby samotne, żyjące wartościami ewangelicznymi w świecie. Było to „środowisko” o. Rudolfa, które dziś propaguje sławę świętości jego życia.
Nabożeństwo maryjne Sługi Bożego
Ojciec Rudolf był szczególnym czcicielem Matki Najświętszej i propagatorem nabożeństwa szkaplerznego. Nabożeństwo maryjne wyniósł ze swego domu rodzinnego z Bachowic. Już w dzieciństwie stracił matkę i wspominał, jak z ciotką Anielą po raz pierwszy uczestniczył w odpuście Matki Bożej Szkaplerznej w klasztorze karmelitów bosych w Wadowicach. Tam też zdobywał wykształcenie w zakresie szkoły średniej, a przed wstąpieniem do nowicjatu udał się ze swoimi kolegami na Jasną Górę, aby prosić Matkę Bożą o błogosławieństwo na drogę życia zakonnego. I jakkolwiek oficjalne jego imię zakonne brzmiało Rudolf od Przebicia Serca św. Teresy od Jezusa, z własnej inicjatywy podpisywał się często Rudolf Maria, aby w ten sposób podkreślić swoją wewnętrzną więź z Maryją – Matką pięknej miłości.
Podczas rekolekcji przed subdiakonatem (1942), zanotował, że kapłan nie jest nigdy osamotniony, kiedy pamięta, że jest dzieckiem Ojca Niebieskiego, Niepokalanej Matki i bratem Jezusa, że „przepasany pasem czystości, musi przynieść światu to, czego mu najpilniej potrzeba: panowanie nad sobą i powściągliwość”. I modlił się: „Niepokalane Serce [Maryi], bądź dla nas wzorem i środkiem czystości”. A rankiem dnia swoich święceń kapłańskich, otrzymanych w Czernej 24 czerwca 1944 roku, zanotował: „Niepokalana! Przygotuj serce moje dla Jezusa”.
W swej długoletniej posłudze kapłańskiej, jako wychowawca, kierownik duchowy, apostoł chorych i cierpiących prowadził do Maryi całe zastępy dusz, i czynił to nie tylko słowem, ile przykładem swego życia. Ona, „Matka pięknej miłości”, „najpiękniejsza między niewiastami”, „godna naszej miłości”, „Matka Boża Szkaplerzna” – jak ją nazywał w swoich artykułach drukowanych w czasopismach karmelitańskich – była ustawicznym punktem odniesienia jego codziennej, wytrwałej modlitwy i niezmordowanej, bezinteresownej posługi apostolskiej. Pozwolił – jak pisał w 1949 roku, tj. na 50 lat przed swoją śmiercią – prowadzić się Matce Najświętszej, Matce swej duszy, i sprawdziły się w jego życiu słowa Pisma Świętego, które wtenczas cytował, gdyż „nad złoto i piękno Ją umiłował. I przyszły mu pospołu z Nią wszystkie dobra i niezliczone bogactwa przez ręce Jej” (Mdr 7,10-11). I podobnie, jak to dokumentują liczne świadectwa, działo się w życiu osób korzystających z jego kapłańskiej posługi, które prowadził do Niej, uzdrowienia chorych i Matki pięknej miłości.
Nasza miłość ku Maryi
W pierwszym dziesięcioleciu swojego kapłaństwa o. Rudolf podjął się m.in. pisania artykułów przeznaczonych dla młodzieży i publikowanych w miesięczniku Pod opieką św. Józefa, ukazującym się w Krakowie w latach 1946-1952. Miesięcznik, cieszący się dobrym odbiorem czytelników, został zlikwidowany przez władze komunistyczne. Cztery ze wspomnianych artykułów były w całości poświęcone Matce Najświętszej. Syntetyczne przywołanie ich treści w naszych kolejnych odcinkach stawi nam przed oczy na wskroś maryjną duszę ich autora.
Pierwszy artykuł nosi tytuł Nasza miłość ku Matce Bożej. O. Rudolf poucza w nim młodych czytelników, że Matkę Bożą trzeba kochać, gdyż jest Ona naszą Matką, a my jesteśmy Jej dziećmi. Przykład takiej synowskiej miłości względem Niej dali nam św. Stanisław Kostka i św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Miłość ta polega nie tylko na modlitwie i strojeniu ołtarzyków Matki Bożej, czy też na przychodzeniu na majówki, ale polega ona na staraniu się o to, by być podobnymi do Maryi w miłości, w cierpliwości, w czystości; polega na życiu miłością jak Matka Najświętsza i na okazywaniu tej miłości w czynach, jak np. odwiedzeniu chorej babci czy dziadka, wspomożeniu kolegi, usłużeniu potrzebującym. Miłość tę udowodnimy, ilekroć odrzucimy brudną książkę, nieskromny obrazek, nieskromną myśl; ilekroć w ciągu dnia sprawimy radość naszym rodzicom, ilekroć okażemy im gorącość naszej miłości w czynie.
Matka pięknej miłości
W jednym ze swoich artykułów, zatytułowanym Matka pięknej miłości, o. Rudolf tłumaczy młodzieży, że istnieją różne rodzaje, czy też stopnie miłości, od miłości pożądania, która jest zarażona egoizmem, bo kochamy w niej ze względu na nas samych i przeważa w niej wzgląd na naszą osobistą korzyść. Wyższym stopniem miłości jest – pisze słusznie sługa Boży – miłość życzliwości. Kochając tą miłością, pragniemy dobra już nie ze względu na nas samych, lecz dla tego, kogo miłujemy. Swą wyższość, miłość życzliwości czerpie stąd, że jest więcej bezinteresowna. Ale znamy jeszcze piękniejszą miłość, mianowicie miłość przyjaźni, tj. odwzajemnienie miłości ze strony tej osoby, którą miłujemy miłością życzliwości: „gdy kochamy kogoś miłością życzliwości i otrzymujemy wzajemność (…) wówczas nasza miłość staje się miłością przyjaźni. I tu jesteśmy u szczytu w pochodzie miłości; na samych wyżynach jej czarującego piękna”.
„Powyższe dane o miłości – precyzuje o. Rudolf – mają swe zastosowanie tak w miłości Bożej jak w społecznej miłości bliźniego czy w miłości rodzinnej”. I stawia on pytanie: „Którąż tedy miłość nazwiemy piękną miłością?”. Odpowiedź jest jednoznaczna: „Oczywiście, że będzie to miłość wyższego gatunku, a więc: miłość życzliwości czy miłość przyjaźni. Ale dopiero w całej pełni miłość nasza stanie się miłością piękną, gdy stanie się miłością nadprzyrodzoną”, tj. gdy będziemy „miłować Najwyższe Dobro – Boga, miłować wszystkich innych dla Boga i w Bogu, bo to jest wspólny mianownik każdej miłości nadprzyrodzonej”. Matką zaś takiej pięknej miłości jest Niepokalana Dziewica, gdyż „wlewa w serca nasze zarodki podobnej miłości i po macierzyńsku je pielęgnuje; (…) dokonuje w nas procesu sublimacji i uszlachetnienia miłości naszego serca”.
Najpiękniejsza między niewiastami
Według o. Rudolfa Maryja Dziewica jest „prawdziwym arcydziełem wszechmocy i mądrości Boga, jest najpiękniejszym dziełem rąk Bożych”. Słowem – „jest najpiękniejszą po Bogu”. Jej piękno „nie da się zamknąć i wypowiedzieć w ograniczonej mowie ludzkiej z tej prostej przyczyny, że zmysłami naszymi możemy uchwycić zaledwie okruchy Jej Niepokalanego Piękna, (…) które wewnątrz tai”.
Źródłem zaś owego czarującego piękna Niepokalanej jest pełnia posiadanej przez Nią łaski uświęcającej. Wszak anioł, wysłannik Boży, w chwili zwiastowania, pozdrowił Ją jako łaski pełną (Łk 1,28). Przez tę pełnię łaski Maryja – jak pisze o. Rudolf – „stała się śliczniejsza od słońca i przewyższa wszelki porządek gwiazd”. Nadto musiała być piękną, gdyż jest Matką „najpiękniejszego z synów ludzkich: przecież z Nią był złączony fizycznie Chrystus i ów fizyczny kontakt Maryi z Słowem Bożym, przez tajemnicę Wcielenia, konsekrował niejako Matkę – Dziewicę, namaścił Jej duszę oraz Dziewicze ciało wdziękami Piękna Bożego”.
Dlatego o. Rudolf apeluje do odbiorców swoich rozważań: „Młodzieńcy, niech piękno Dziewicy – Matki będzie ideałem waszych umiłowań i waszych tęsknot za miłością, która stanie się owocem nowego życia. Z świętych i czystych upodobań zrodzi się i święta miłość, i święta rodzina i błogosławiony owoc żywota”. A w kolejnym artykule maryjnym snuje refleksje na temat Wniebowziętej. Nie mogło bowiem doświadczyć korupcji grobu Jej nieskalane ciało, z którego wziął swoje ciało sam Syn Boży. Dlatego kontemplując niebieską chwałę Najświętszej Dziewicy, prosi Ją: „racz oczyścić nasze zmysły, abyśmy już w piękności stworzenia zaczęli kosztować Boga, i tylko Boga samego; (…) abyśmy mogli, zakosztować owego przedsmaku niebios; (…) racz Matko Wniebowzięta oczy serca naszego otworzyć na działanie łaski. (…) Ty jesteś już Wniebowzięta… My jeszcze pielgrzymami… Ale Ty, choć Wniebowzięta więcej jesteś naszą Matką niż Królową. (…). A zatem i Twoją chwałą będzie, gdy udzielisz cząstki swego szczęścia, Twej chwały Twym dzieciom… Pociągnij nas słodkością Twego wezwania, aby kiedyś po tym wygnaniu okazać nam Jezusa owoc żywota Twego, o łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo!”.
Odziewająca nas swoją szatą
Ojciec Rudolf należał do szczególnych propagatorów nabożeństwa szkaplerznego. W pierwszych latach kapłaństwa był szczęśliwy, że – jak sam wyznał – „to jego właśnie wysłano” do parafii św. Floriana w Krakowie, aby nałożył szkaplerz chorym, dla których pionierskie rekolekcje urządził tam, jako wikariusz, ks. Karol Wojtyła.
Szczególną rolę w życiu i działalności duszpasterskiej o. Rudolfa odgrywał klasztor w Czernej. W kościele klasztornym czczony jest – jak wiemy – łaskami słynący obraz Matki Bożej Szkaplerznej zwanej Czerneńską. O. Rudolf – jak zeznają świadkowie – chyba zawsze miał przy sobie serię widokówek klasztoru i obrazki Matki Bożej Czerneńskiej, które rozdawał przygodnie spotkanym ludziom, zachęcając ich do odwiedzenia tego miejsca. Młodych, zwłaszcza maturzystów, zachęcał do odprawienia w Czernej rekolekcji i do przyjęcia szkaplerza świętego. W czerneńskim domu rekolekcyjnym, prowadzonym przez siostry karmelitanki Dzieciątka Jezus, dwa, trzy razy w roku spotykał się ze swoją rodziną duchową – grupą osób, których był kierownikiem duchowym. Całą grupę rekolekcyjną oddawał w opiekę Matce Najświętszej, Królowej szkaplerza świętego, prowadząc na zakończenie rekolekcji nabożeństwo ku Jej czci i przyjmując nowych młodych uczestników do szkaplerza. Z całą grupą udawał się przed cudowny obraz Matki Bożej Czerneńskiej, zawierzając Jej każdego z uczestników i ich rodziny.
Kiedy na początku lat osiemdziesiątych zamieszkał w klasztorze wadowickim i był już słabszy, klasztor w Czernej ustąpił miejsca klasztorowi z Wadowic. Tam także w kościele znajduje się obraz Matki Bożej Szkaplerznej, przed którym nałożył znak opieki Maryi licznym wiernym. A w miesięczniku regionalnym „Przebudzenie”, napisał artykuł o tym wadowickim obrazie i podał wiele owoców nabożeństwa szkaplerznego, zachęcając czytelników do jego praktykowania. Nie omieszkał oczywiście opisać szkaplerznej pobożności Jana Pawła II.
o. Szczepan T. Praśkiewicz OCD