Owoce
W następny piątek, 14 czerwca 1895 roku, odprawiając swą drogę krzyżową, karmelitanka odczuwa jak gdyby “prawdziwy płomień, który ją pali”. Tak jakby, w nadzwyczajny sposób, Miłość potwierdzała przyjęcie tej ofiary, która, w wierze, jest jej tak przyjemną. Matka Agnieszka tak przekazała opowieść Teresy: “Zaczynałam w chórze odprawiać drogę krzyżową, gdy nagle uczułam się zraniona grotem ognistym tak palącym, iż zdawało mi się, że umrę. Nie wiem, jak to wytłumaczyć; jest to tak, jak gdyby ręka niewidzialna zanurzyła mnie całą w ogniu. O! jakiż ogień i, równocześnie, jaka słodycz! Płonęłam miłością i czułam, że minuta, sekunda dłużej, a nie mogłabym znieść tego żaru bez skonania. Zrozumiałam wówczas to, co mówią święci o tych stanach, których tak często doświadczali. Co do mnie, doznałam go tylko raz i na chwilę, a potem natychmiast powróciłam do mej zwykłej oschłości” (DE 7.7.2).
Nawet jeżeli nadzwyczajne doświadczenie tego rodzaju było dla Teresy niezwyczajne, w inny sposób doznaje dobrodziejstw swego Ofiarowania. Sześć miesięcy później, zaświadczy o cudownym wpływie tego aktu na jej życie: “Wiesz, droga Matko, jakie strumienie, a raczej oceany łaski zalały mą duszę… Od tego szczęśliwego dnia zdaje mi się, że Miłość mnie przenika i ogarnia; zdaje mi się, że w każdej chwili ta Miłość Miłosierna odnawia mnie i oczyszcza moją duszę ze wszelkiej skazy grzechu…” (A 84r). Jest teraz wprost “zalana światłem” (A 32r). “Czuję, że Jezus jest we mnie. W każdej chwili kieruje mną i daje mi natchnienie, co powinnam mówić lub czynić” (A 83v). Wiemy, jakim płomieniem światła i miłości stała się Teresa dla swych bliskich i dla całego Kościoła.
Od Wielkanocy 1896 roku, kiedy, po swym pierwszym krwotoku, pewna jest, że już wkrótce umrze, wchodzi w tajemniczą noc dotyczącą tego, co jest poza. Mimo jednak, że zniknęło proste i obfite światło, jakże bardzo Teresa czuje się unoszona przez Miłosierną Miłość, której się oddała! Jej wiara pozostaje niewzruszona, Jezus jest tuż: “W każdej nadarzającej się okazji do walki (…) biegnę do mego Jezusa. (…) Nigdy jeszcze mocniej nie odczułam, jak słodki i miłosierny jest Pan; zesłał mi bowiem to doświadczenie dopiero wtedy, kiedy miałam już siły je unieść” (C 7).
Teraz, miłosierne działanie Pana ogarnia wszystkie dziedziny jej życia. Cnoty, radości, wewnętrzna wolność, pokorna prawda, wyrozumiałość. Teresa ma wrażenie, że otrzymuje je z ręki Boga. Ktoś podziwia jej cierpliwość; odpowiada mu: “Nie byłam jeszcze ani jednej minuty cierpliwa! To nie moja cierpliwość! Zawsze się mylą” (DE 18.8.4).
Jej modlitwa? Niegdyś była to bardziej (jakże cudowna!) relacja ja – Ty. Teraz, to raczej (nie mniej cudowna) relacja Ty – ufne ja. Teresa pozwala Jezusowi żyć w niej: “Oto moja modlitwy: proszę Jezusa, by mnie pociągnął w płomienie Swej Miłości; aby mnie tak ściśle zjednoczył z Sobą, by On sam żył i działał we mnie” (C 36r).
Jej miłość braterska, której tajemniczych głębi nigdy “przenikać” (C 18v) nie przestanie? “O tak, czuję to, że kiedy jestem miłosierna, wtedy Jezus sam działa we mnie; im bardziej jestem z Nim zjednoczona, tym bardziej kocham wszystkie moje siostry” (C 12v). Wystarczy uciec się do Niego!
Jej apostolat? “Poczułam, że jedyną konieczną dla mnie rzeczą jest coraz ściślejsze zjednoczenie z Jezusem, reszta zaś będzie mi w nadmiarze przydana. I rzeczywiście, moja ufność nigdy nie doznała zawodu: Dobry Bóg raczył napełniać moją małą dłoń, ilekroć było to potrzebne…” (C 22v).
Nieuniknione błędy? “Chociażbym popełniła wszystkie możliwe zbrodnie, miałabym zawsze tę samą ufność. Czuję, że to mnóstwo grzechów byłoby jak kropla wody rzucona na żar ognisty” (DE 11.7.6).
Wczepia się w Miłosierdzie: “Chcę, o Umiłowany, za każdym biciem serca powtarzać Ci to ofiarowanie nieskończoną ilość razy”. “Gdy tylko mogę, bardzo często powtarzam moje ofiarowanie się Miłości Miłosiernej”, mówi w czasie ostatniej choroby (DE 29.7.9).
30 września 1897 roku, w ostatnim dniu swego życia, po południu, Teresa powie: “Nie żałuję, że oddałam się Miłości… O nie, nie żałuję, wręcz przeciwnie!” (DE 30.9).
Oto, aż do ostatniej chwili, jej wierność Panu Miłosiernej Miłości, która urzeczywistniła jej dawne marzenie o świętości. Inaczej niż to sobie wyobrażała! Lepiej. Dzięki działaniu Boga po trzykroć świętego, któremu tak bez granic się oddała.