Cierpienie wyciągało do mnie ramiona

Teresa od Dzieciątka Jezus “od Najświętszego Oblicza”



We wspólnocie mówić się o niej będzie: “siostra Teresa od Dzieciątka Jezus”. W rzeczywistości, od stycznia 1889 roku, ona sama dodawać będzie do swego imienia określenie “od Najświętszego Oblicza”. Już w wieku lat dziesięciu martwi się o imię, jakie będzie nosić w zakonie. Matka Maria od świętego Gonzagi, którą spotyka w rozmównicy, używa w stosunku do niej zdrobnienia “Teresita”, czyniąc aluzję do bratanicy świętej Teresy z Avila, która w bardzo młodym wieku wstąpiła do klasztoru. Ze swej strony, Teresa rozmyśla: “Zastanawiałam się jakie imię będę miała w Karmelu. (…) Nagle pomyślałam o Maleńkim Jezusie, którego tak kochałam, i powiedziałam sobie: O! Jakże byłabym szczęśliwa, gdyby mnie nazywano Teresą od Dzieciątka Jezus! W rozmównicy nie powiedziałam ani słowa o moim śnie na jawie” (A 31v). Jakaż będzie jej radość, kiedy przeorysza sama zaproponuje jej to imię!

Od dzieciństwa Teresa czci Najświętsze Oblicze Jezusa, to, które odtworzone jest na chuście Weroniki, w Rzymie, w Bazylice świętego Piotra. Odkryje, że w chórze Karmelu, dniem i nocą pali się wieczna lampka przed reprodukcją tej ikony. Od 26 kwietnia 1885 roku, dziewczynka wpisana jest na listę członków arcybractwa Najświętszego Oblicza w Tours: to forma pobożności rozpowszechniona na skutek objawień, jakie miała karmelitanka z Tours, siostra Maria od świętego Piotra, a także dzięki “świętemu człowiekowi z Tours”, panu Dupont, który poświęci resztę swego życia szerzeniu, w tym samym duchu, kultu Najświętszego Oblicza.

Teresa kontempluje w nim Miłość Jezusa do ludzi. Dla niej nie liczy się “wynagrodzenie”, lecz miłość: “Spójrz Jezusowi w Twarz… Zobaczysz tam jak nas kocha” (L 87) i upokorzenia, jakie On musiał znosić: “Tak jak Jezus pragnęłam, by moja twarz była prawdziwie zakryta (…)” (A 71 r).

“Dotychczas nie zgłębiałam skarbów ukrytych w Najświętszym Obliczu” (A 71 r). “Siostra Teresa od Dzieciątka Jezus i od Najświętszego Oblicza”: jest pierwszą w Karmelu w Lisieux, która wybiera to imię. “Zrozumiałam, w czym leży prawdziwa chwała (…). Tak jak Jezus pragnęłam, by moja twarz była prawdziwie ukryta, aby na ziemi nikt mnie nie poznał (Iz 53). Chciałam cierpieć i być zapomnianą” (A 71 r). Teresa mówi jeszcze: “Chwała mojego Jezusa – oto wszystko; co do mojej – oddaję Mu ją!” (L 103).

Oto okrutny dzień 12 lutego 1889 roku. Stan zdrowia Ludwika Martin pogarsza się nagle: traci pamięć, wyobraża sobie mnóstwo dramatycznych historii i jego halucynacje zaczynają przybierać niepokojący dla otoczenia obrót. 18 lutego, Celina pisze do swej przyjaciółki, Pauliny Romet: “To przeraźliwie smutne, że paraliż usadowił się w ten właśnie sposób w mózgu; bez tego mielibyśmy jeszcze naszego kochanego ojca wśród nas. Jest człowiekiem niewiarygodnej dobroci; ze swoim rewolwerem daleki był od wyrządzenia nam krzywdy, wprost przeciwnie, chciał nas bronić: w swojej wyobraźni widział przerażające rzeczy, rzezie, walki. Słyszał działo i bęben; na próżno wyprowadzałam go z błędu. Próba kradzieży w mieście utwierdziła go jeszcze w tych przekonaniach. Dlatego wziął rewolwer i chciał go mieć przy sobie na wypadek niebezpieczeństwa, gdyż, mówił, nie zrobiłby krzywdy nawet kotu. Nie sądzę, by się nim kiedykolwiek posłużył; to był tylko jeden z pomysłów, który, z pewnością, poszedłby w zapomnienie. Być może, trzeba było poczekać i spróbować najpierw, przed podjęciem działań, wszelkich sposobów, by mu go odebrać”.

Pan Guérin, który obawiał się o życie siostrzenic i służącej, Marii Cosseron, był jednak odmiennego zdania. Bezzwłocznie wzywa na pomoc ich wspólnego przyjaciela, mocnego i energicznego mężczyznę, by pomógł mu rozbroić chorego. Wuj Guérin postanawia umieścić chorego w zakładzie Dobrego Zbawiciela w Caen. Pan Martin powierzony zostaje opiece siostry Costard, odpowiedzialnej za jedną z części zakładu; podlega jej pięciuset chorych mężczyzn. Ludwik Martin pozostanie tu przez trzy lata. Kilka dni później, Leonia i Celina zamieszkują w pobliżu, u sióstr świętego Wincentego a Paulo, i, od 16 lutego do 5 maja 1889 roku, codziennie chodzą dowiadywać się o stan chorego; niestety, mają prawo wyłącznie do jednych odwiedzin w tygodniu.

Rodzina Martin jest zdruzgotana. Teresa pisze regularnie do Celiny do Caen, i, w Karmelu, pogrąża się w ciszy karmionej Bożym Słowem: “Nie wiedziałam, że dwunastego lutego, miesiąc po moich obłóczynach, nasz drogi Ojciec pił będzie z kielicha najbardziej gorzkiego, najbardziej upokarzającego… Ach! tego dnia nie mówiłam już, że potrafię cierpieć więcej!!!… Naszej udręki nie zdołają wyrazić żadne słowa, toteż nie usiłuję jej opisać. Kiedyś, w Niebie, z przyjemnością będziemy opowiadać o naszych chwalebnych doświadczeniach; czyż już teraz nie czujemy się szczęśliwe, że przyszło nam tyle wycierpieć?… Trzy lata męczeństwa Tatusia wydają mi się najbogatsze w łaskę, najbardziej owocne z całego naszego życia; nie zamieniłabym ich na wszystkie ekstazy i zachwyty świętych. Serce moje rozpływa się z wdzięczności na myśl o tym skarbie nieocenionym…” (A 73 r). Na dodatek, zaczynają krążyć plotki: “święty patriarcha” pomiędzy szaleńcami! Czy choroba ta nie dotknie jego dzieci ?

Jak Teresa zareaguje na to doświadczenie, które dotykają w tym, co w niej najgłębsze? Wpatrując się bardziej niż zwykle w Najświętsze Oblicze Jezusa. Cały okres jej nowicjatu nosić będzie ślad tego cierpienia.

Ale bolesna twarz Ojca przekształca się powoli w chustę Weroniki. “Jak godne uwielbienia Oblicze Jezusa było podczas Męki zakryte, tak twarz Jego wiernego sługi została zasłonięta…” (A 20v). Poprzez łzy, Teresa dostrzega w twarzy upokorzonego ojca rysy Cierpiącego Sługi: “Nie miał On wdzięku ani blasku (…) wzgardzony (…) mąż boleści…” (Iz 53).

Pod wieczór swego życia, Teresa zwierzy się: “Moje nabożeństwo do Najświętszego Oblicza, albo raczej cała moja pobożność opierały się na tych słowach Izajasza. (…) Ja również pragnęłam być bez krasy i bez piękności, samotnie tłoczyć wino w prasie, pozostać nieznaną dla wszelkiego stworzenia” (DE 5.8.9).

Jezus pokaże jej, że “prawdziwa mądrość polega na tym, by chcieć pozostać nieznanym i poczytanym za nic; by radość swoją złożyć w pogardzie dla samego siebie” (O Naśladowaniu 3,49). Teresa napisze do siostry Marii od Najświętszego Serca: “Niech siostra modli się, by mała dziewczynka pozostała na zawsze małym ziarnkiem piasku, ukrytym przed wszelkim okiem, które mógłby widzieć tylko Jezus; by ziarnko to stawało się coraz mniejszym, by stało się w końcu małym nic” (L 49). Ado siostry Agnieszki od Jezusa: “Niech Siostra modli się za małe ziarnko piasku. Aby ziarnko piasku było zawsze na właściwym mu miejscu, czyli pod nogami wszystkich. Żeby nikt o nim nie myślał; żeby jego istnienie było jakby nieznane… ziarnko piasku nie pragnie być upokorzone, byłoby to zbyt chlubne, bo musiano by się nim zajmować; ono jednego tylko pragnie, być nieznanym i za nic poczytanym. Ale pragnie być widziane przez Jezusa. Spojrzenia stworzeń nie mogą się zniżyć aż do niego, niechżeż przynajmniej skrwawione Oblicze Jezusa zwróci się ku niemu… Ono pragnie tylko jednego spojrzenia, jednego jedynego spojrzenia! Gdyby było możliwe, aby ziarnko piasku pocieszało Jezusa, otarło Jego łzy, to jest jedno takie ziarnko, które pragnęłoby to uczynić… Niechże Jezus weźmie to biedne ziarnko piasku i ukryje je w swoim uwielbianym Obliczu… tam biedny atom nie będzie się już niczego obawiał, pewny, że już nie będzie grzeszył!…” (L 95).