Doświadczenie epidemii przez św. Teresę od Jezusa

W ostatnich dniach, w klimacie przeżywanej pandemii koronawirusa i sytuacji zagrożenia zdrowia, na portalach internetowych Karmelu, włącznie z web Kurii Generalnej, pojawiły się odniesienia do chorób i epidemii, jakie przyszło przeżywać obu karmelitańskim Teresom, doktorom Kościoła, tj. św. matce Teresie od Jezusa i jej wiernej córce – posłużmy się wezwaniem litanijnym – św. Teresie od Dzieciątka Jezus, a także św. Edycie Stein, późniejszej św. Teresie Benedykcie od Krzyża, współpatronce Europy. W odniesieniu do św. Teresy od Jezusa, stosowną refleksję zaproponował o. Daniel de Pablo Maroto OCD z klasztoru w Awili, a epidemię grypy, jaka nawiedziła na przełomie 1891 i 1892 r. Normandię i klasztor w Lisieux, powodując śmierć czterech mniszek, przywołuje dziennikarka Myriam Ponce z portalu Catholic Link. Doświadczenie pielęgniarskiej posługi św. Edyty Stein podczas epidemii tyfusu w szpitalu w Hranicach na Morawach opisuje zaś Maria Kromp-Kropiowska.

Chciejmy dziś przywołać doświadczenie św. Teresy od Jezusa wobec chorób i epidemii „powszechnego nieżytu”, jaka nawiedziła Hiszpanię w 1580 r., i czerpiąc natchnienie z jej postawy, przeżywajmy w duchu wiary także pandemię, której przyszło nam doświadczyć za naszych dni.

Nie potrzebuję odpoczynku, ale krzyża

Teresa de Ahumada, późniejsza Teresa od Jezusa, schorowana praktycznie przez całe życie, doświadczyła także epidemii w dosłownym znaczeniu tego słowa, gdyż w sierpniu 1580 r. a Półwyspie Iberyjskim zapanował „catarro universal” – powszechny nieżyt (jak określa tę epidemię o. Jan Efrem Bielecki OCD w tłumaczeniu Listów św. Teresy, Kraków 2008. ss. 969 nn).

O tym, że św. Teresa przez całe życie była słabego zdrowia, świadczy m.in. fakt, że w końcówce swego życia, do dominikanina, o. Dydaka de Yanguas wyznała: „Wątpię, ojcze, czy znajdzie się dzisiaj wśród żyjących drugi człowiek, którego ciało wycierpiałoby tyle, co moje”.

Nadto w swej autobiografii Święta opisuje jak jesienią 1538 r. zapadła na ciężką chorobę, iż uznano ją za zmarłą i planowano pochować. Wówczas, „widząc siebie opuszczoną przez ziemskich lekarzy” zwróciła się do św. Józefa i odzyskała zdrowie (Ż 6,5-6). Przez całe życie pozostawała jednak chorowitą, „paraliż oraz inne choroby połączone z gorączką – pisze sama – zwykłam miewać wielokrotnie” (Ż 7,11). I dodaje: „W tym życiu przeszłam przez bardzo ciężkie, owszem, zgodnie z tym, co mówią lekarze, największe, jakie można tutaj przeżyć cierpienia. Wszystkie bowiem moje nerwy doznały skurczu i długi czas leżałam zupełnie bezwładna, wiele różnych innych bólów cierpiałam i katuszy zadanych mi przez czarty” (Ż 32,2). Jednak pomimo tych cierpień i niedomagań, ufając Panu i oddając się w Jego ręce, zdołała dokonać wielkich rzeczy. Odkryła, że to szatan sprawiał, iż zbytnio koncentrowała się na sobie. Postanowiła się więc od tego uwolnić i nie tylko podjęła jakże ważne inicjatywy, ale czuła się o wiele lepiej.

Posłuchajmy jej opisu: „Skoro jestem tak słabowita, do chwili podjęcia postanowienia, że nie będę zwracała uwagi na ciało ani na zdrowie, zawsze byłam skrępowana, nie mogąc niczego zrobić (…). Ale ponieważ Bóg zechciał, abym zrozumiała ten podstęp szatana, odtąd ilekroć wmawiał we mnie, że stracę zdrowie, odpowiadałam: nie zależy mi na tym, że umrę; a gdy mi zalecał odpoczynek, mówiłam: nie potrzebuję odpoczynku, ale krzyża, i tak samo w innych sprawach. Jasno widziałam, że bardzo często, jakkolwiek rzeczywiście jestem bardzo chorowita, była to pokusa diabelska lub moja gnuśność. Odkąd bowiem nie jestem tak bardzo ostrożna i wygodna, posiadam o wiele lepsze zdrowie” (Ż 13,7).

Z początkiem sierpnia 1580 r., w Valladolid, Teresę dotknęła epidemia „powszechnego nieżytu”. Zabrała ona z tego świata tysiące ludzi, wśród których małżonkę króla Filipa II – Annę z Austrii, a z osób związanych Karmelem Katarzynę Alvarez – matkę św. Jana d Krzyża, Marię od Jezusa (Yepes) – przeoryszę z Alcalá de Henares i ks. Franciszka de Salcedo – współpracownika Świętej. W liście z 25 października 1580 r. do m. Marii od św. Józefa w Sewilli, Teresa pisała o osłabieniu spowodowanemu przez zarażenie się epidemią: „Mam tak słabą głowę, iż nie wiem, kiedy będę mogła pisać własnoręcznie… jestem tak słaba, iż męczę się nawet dyktowaniem”. Z kolei o. Hieronim Gracián tak opisywał jej chorobę: „kiedy był ten ogólny nieżyt, Matka była w Valladolid i zaatakował on ją w taki sposób, że była bardzo bliska odejścia, by cieszyć się Bogiem… Z tej słabości wyszła bardzo zmieniona i osłabiona, tak iż wydawało się, że się postarzała, albowiem przedtem, jakkolwiek wciąż nękały ją różne słabości, dobrze wyglądała i miała taki wyraz twarzy, że robiła wrażenie bardzo młodej dziewczyny” (Listy, s. 969).

Gdy już pod koniec życia św. Teresa była w drodze na fundację w Villanueva de la Jara, dziękowała Panu Bogu, że „raczył dać dobrą pogodę, a jej takie zdrowie, iż zdawało się, że nigdy nie miała żadnych chorób” (F 28,18). „Dziwiłam się i zastanawiałam nad tym – pisze sama – jak ważne jest niezwracanie uwagi na naszą słabość, kiedy wiemy, że chodzi o służbę Bożą, mimo wszelkich napotykanych przeciwności, albowiem On jest tak mocny, iż może ze słabych uczynić mocnych, a z chorych zdrowych” (tamże). I pouczała swe siostry, co dziś, jako Doktor Kościoła, czyni także wobec nas: „Po co istnieje życie i zdrowie? Żeby je stracić dla tak wielkiego Króla i Pana. Wierzcie mi, siostry, nigdy wam się nic złego nie przydarzy, gdy będziecie tą drogą kroczyć!” (tamże).

Kroczmy więc drogą Pańską, także podczas tej pandemii koronawirusa. Wszak pouczają nas także słowa psalmu, że „kto się w opiekę oddał Najwyższemu, a całym sercem szczerze ufa Jemu, śmiele rzec może, mam obrońcę Boga, nie przyjdzie na mnie żadna straszna trwoga” (Ps 91, tł. J. Kochanowskiego).

o. Szczepan Praśkiewicz OCD