List 73: do rodziny, Usole, 10/22.IX.1865
W modlitwach Waszych polecajcie Bogu niewierzących chrześcijan – nie bark ich w Ussolu, chociaż doświadczenie i nieszczęścia powinne by były nawrócić serca do źródła pociechy, pokoju i miłości: do Boga i Zbawiciela naszego. – Czytałem ostatnimi czasy konferencje ks. Felix osładzały mi one moją chorobę. Ileż w nich znalazłem natchnionej prawdy, stosowanej do wszelkiego stanu. – Szczególnie zajęła mię część o wychowaniu, znalazłem w nich te myśli, na których, jeszcze w więzieniu, rozpatrując swą przeszłość, ustaliłem swój pogląd na przedwczesną samodzielność młodzieży, opuszczenie gniazda rodzinnego przed czasem, zobojętnienie stąd na pociechy ogniska domowego i szukania pociechy w niewłaściwych źródłach, skąd tyle nieszczęścia wylało się na naszą społeczność, a szczególnie na kraj nasz.
(…) Korzystając z nauki ks. Felicjana, staram się co ranek duchownie łączyć się z Chrystusem Panem, i nieraz miewam chwile tak błogie, jak i wtedy, kiedy w Wilnie z kościoła św. Katarzyny coraz częstszym odchodził od Stołu Pańskiego. – Latem na wyspie mogłem znaleźć samotność, teraz tylko rano, kiedy śpią koledzy, spokój jest w koszarach i nie ma przeszkody w modlitwie; oprócz modlitwy nic nie mam, co bym ofiarował Panu Bogu, uważać ją mogę jako jedyny mój datek: pościć nie wolno mi, jałmużnę nie bardzo jest z czego dawać, do pracy sił nie ma, cierpieć i modlić się tylko mi zostaje. – Większych jednak skarbów nie miałem nigdy i nie chcę więcej.