Filozofowanie jako ćwiczenie się w umieraniu

Krzysztof Pawłowski



Refleksje na marginesie “Wiedzy Krzyża” Edyty Stein

Scientia Crucis zdobyta być może tylko wtedy, gdy się samemu do głębi doświadczy krzyża. Od początku byłam o tym przeświadczona i powiedziałam z całego serca: Ave, Crux, spes unica! (Bądź pozdrowiony, Krzyżu, jedyna nadziejo!)” (1).

Tak pisała Edyta Stein w jednym z listów do przeoryszy Karmelu w Echt pod koniec roku 1941, czyli niedługo przed swoją śmiercią w obozie w Oświęcimiu. W liście wcześniejszym, pisanym 26 marca 1939 roku, w Niedzielę Pasyjną, czytamy o oddaniu się Edyty Stein “Sercu Bożemu w przebłagalnej ofierze na intencję prawdziwego pokoju” (2). Spróbujmy się zastanowić, czy ta ofiara z życia, będąca konsekwencją doświadczenia krzyża, może zostać wpisana w filozoficzne powołanie Edyty Stein.

Aby na to odpowiedzieć, powinniśmy rozjaśnić formułę filozofowania pojmowanego jako ćwiczenie duchowe, określane m.in. jako ćwiczenie się w umieraniu.

Przypomniał o tym ostatnio w tomie studiów Exercices spirituels et philosophie antique Pierre Hadot (3), profesor Collége de France. Po wieloletnich badaniach dochodzi on do wniosku, że należy zmienić punkt widzenia przy interpretowaniu dzieł starożytnych myślicieli Grecji i Rzymu. Według niego ówczesny filozoficzny dyskurs „powinien być zawsze interpretowany poprzez umieszczenie go w perspektywie jego celowości praktycznej” (4), albowiem “filozofia ukazuje się w swym aspekcie pierwotnym nie jako konstrukcja teoretyczna, lecz jako metoda kształtowania w sposób nowy życia
i widzenia świata, jako próba przekształcania człowieka” (5). Próby te były różnie podejmowane przez szkoły antyczne: platońską, arystotelesowską, stoicką, epikurejską, szkoły sceptyków czy cyników. Niejako ucieleśniały one odmienne “«modele» życia, podstawowe formy, według których można stosować rozum do egzystencji ludzkiej, rodzaje poszukiwania mądrości” (6).

Mistrzowie tych szkół starają się kształcić uczniów w taki sposób, aby “doprowadzić do transformacji i samorealizacji. Dzieło pisane odzwierciedla zatem starania pedagogiczne, psychagogiczne i metodologiczne” (7). W takiej szkole filozoficznej uczniowie mieli warunki do tego, by usprawniać zarówno umysł, jak i wolę oraz w odpowiedni sposób sublimować emocje, tak aby porządek dyskursywny pozostawał w harmonii z porządkiem serca. Uczniowie mogli też wybierać odmienne sposoby realizowania określonego praktycznego celu i dlatego tak cenna była różnorodność antycznych szkół. Ukazywała bowiem bogactwo życia, które starano się przekazywać w formie mądrościowej refleksji.

Radykalna zmiana w nauczaniu filozofii dokonuje się na średniowiecznym uniwersytecie. Pozycję najwyższej nauki osiąga teologia, a filozofia zredukowana do roli “służebnicy” spełniać ma już tylko rolę pojęciowego instrumentarium. “Z filozofii starożytnej ostają się jedynie techniki szkolne, sposoby nauczania, teoria rozumowania, przedstawienia kosmologiczne” (8). Natomiast ćwiczenia duchowe, które były rdzeniem filozofowania w antycznych szkołach, znajdą praktyczne zastosowanie we wspólnotach zakonnych, stanowiąc znaczący element chrześcijańskiej mistyki czy też – ujmując rzecz szerzej – chrześcijańskiej etyki.

Co prawda “od XVI do XVII wieku – kontynuuje Hadot – działalność filozoficzna prawdziwie twórcza rozwijana będzie (…) poza uniwersytetem. Filozofia osiągnie autonomię wobec teologii, lecz ruch zrodzony z reakcji na scholastykę średniowieczną stanie na tym samym co ona obszarze. Teoretycznemu wykładowi filozofii przeciwstawi się inny wykład teoretyczny” (9). Ten stan rzeczy nie ulega zmianie po dziś dzień.

Dlatego tak inspirujące są dla nas świadectwa mistyków chrześcijańskich, gdyż przechowały, a nawet doprowadziły do ostatecznych konsekwencji te ćwiczenia duchowe, które były uprawiane w filozoficznych szkołach starożytności. Spośród zaś wszystkich świadectw, które do nas dotarły, jednym z najbardziej wymownych jest Droga na Górę Karmel św. Jana od Krzyża.

Jemu to właśnie poświęciła Edyta Stein swe studium, pisane pod koniec życia. Wiedza Krzyża uważana była przez Jadwigę Conrad-Martius, również uczennicę Husserla, za najdojrzalsze dzieło Edyty Stein.

“Jej pozornie chłodna obiektywność sposobu przedstawienia kwestii jest dla kogoś, kto ma wyczucie tych spraw, jak płomień wewnętrznego oddania, którego źródłem może być tylko własne doświadczenie mistyczne” (10).

Wiemy, że Edyta Stein uzyskała świetne wykształcenie. Już zdając maturę, władała biegle językami francuskim i angielskim, znała łacinę i grekę. W wieku 25 lat zdała egzamin doktorski summa cum laude. Była wybitną uczennicą Husserla i została jego asystentką.

Zrezygnowała jednak z akademickiej kariery, wybierając karmelitańskie powołanie, czego nie mógł pojąć polski fenomenolog, Roman Ingarden. W jego mniemaniu bowiem ktoś tak uzdolniony, kto zresztą sam wyznaje, “że nie może się obejść bez refleksji” (11), sprzeniewierza się niejako filozoficznemu powołaniu, gdy wstępuje do klasztoru. Korespondencja pomiędzy Edytą Stein a Romanem Ingardenem jest interesująca pod wieloma względami, ale dla nas najważniejsze jest prześledzenie tego wątku, który wskazuje na ewolucję filozofowania w kierunku duchowego ćwiczenia.

Edyta Stein tak pisała w liście do Ingardena:

“Wydaje mi się, że aby znaleźć się u bram Tajemnicy, musiałby Pan na drodze intelektu dotrzeć najpierw do granic samej ratio. (…) To, że nie usiłowałam przedstawić mej drogi w taki sposób, by wynikało z tego, że jest to droga jedyna, było chyba jasne. Jestem głęboko przekonana, że do Rzymu wiedzie tyle dróg, ile jest ludzkich głów i serc. Być może w opisie mej drogi zbyt małą sprawiedliwość oddałam motywowi intelektualnemu. W ciągnącej się latami fazie przygotowawczej jego współudział był zapewne dość znaczny. Decydujące było jednak to, co działo się realnie we mnie samej (proszę: realne dzianie się, nie «uczucie») wespół z konkretnym obrazem życia chrześcijańskiego przekazanego mi w wyrazistych świadectwach (Augustyn, Franciszek, Teresa). Ale w jaki sposób miałabym w paru słowach nakreślić Panu portret owego «realnego dziania się»? To nieskończony świat, który otwiera się całkiem na nowo, gdy zamiast na zewnątrz, zaczyna się wreszcie żyć do wewnątrz. Wszystkie realne rzeczy, z którymi przedtem miało się do czynienia, stają się przezroczyste i zaznacza się odczuwalna obecność sił, które wprawiają je w ruch i stanowią właściwy ich fundament” (12).

Kiedy filozofowanie ogranicza się do działalności abstrakcyjno-teoretycznej, wówczas sprzyja to naturalnej skłonności umysłu, który dobrze czuje się w świecie pojęć i dyskursywnej wiedzy. Jednak aktywności racjonalnej grozi wówczas pułapka odchodzenia od konkretnych wyzwań egzystencjalnych. Myślenie niejako odrywa się od sfery emocjonalnej i wolicjonalnej.

Z powyższego fragmentu listu możemy wnioskować – co zresztą potwierdzają fakty z dalszego życia – że Edyta Stein nie zrezygnowała z refleksji. Jednak jej racjonalne poszukiwania zwrócone ku badaniu rzeczy samych są prowadzone ze świadomością “granic ratio“, a jednocześnie w perspektywie troski o duchowe dojrzewanie.

Poprzez to uwidacznia się wątek, który w historii filozofii zachodniej wydobył Sokrates. Nie unikał on bowiem tych problemów, które wiązały się z koniecznością podejmowania trudu wewnętrznej przemiany.

Może on zatem uchodzić za archetyp miłośnika mądrości w kulturze Zachodu, gdyż ukazuje poznawanie siebie, rozpoznawanie konkretnego, indywidualnego powołania – istotnej wartości każdego z nas – jako proces rozwijania “czynnej i myślnej sprawności”. Jak pisze Adam Krokiewicz, dopiero tak realizowana “znajomość «siebie», czyli «swojej mocy» (dynamis), stanowi źródło szczęścia i powodzenia, podobnie jak jej brak stanowi źródło nieszczęścia i niepowodzenia ludzkiego” (13).

U Edyty Stein proces rozwijania czynnej i myślnej sprawności ściśle związany jest z Krzyżem.

“Gdy mówimy o wiedzy Krzyża – czytamy w studium o św. Janie – nie chodzi nam o wiedzę w zwykłym znaczeniu (…) jest to prawda dobrze znana – teologia Krzyża – prawda żywa, rzeczywista i działająca, podobnie jak ziarno wpada ona w duszę, zapuszcza w niej korzenie i wyrasta. Nadając duszy określone cechy, kieruje jej postępowaniem i właśnie po owym sposobie postępowania można ją dojrzeć i poznać. W tym sensie mówi się o wiedzy świętej” (14).

Spróbujmy scharakteryzować dążenie do tak pojmowanej wiedzy w kontekście ćwiczenia się w śmierci. Otóż jest to wysiłek konsekwentnego, długotrwałego nakładania na siebie jarzma. W przypadku dochodzenia do żywej wiedzy Krzyża byłoby to jarzmo Chrystusowe, jarzmo nauki, która została przekazana w Nowym Testamencie i która domaga się pójścia za Mistrzem z Nazaretu. Już choćby wprowadzenie w życie pierwszego przykazania miłości bliźniego – w tym również nieprzyjaciół – ukazuje wyraziście ujarzmiający rys chrześcijańskiej praktyki, choć aspekt służenia innym i rezygnacji z siebie może się oczywiście przejawiać na rozmaite sposoby.

My skupimy uwagę głównie na tym, jak Edyta Stein, nawiązując do rozważań karmelitańskiego mistyka, ukazuje możliwość wejścia w przestrzeń kontemplacyjnego doświadczenia. Pozwala ono na dostrzeżenie, jak głęboko może sięgać żywa wiara i jak rozum może twórczo współpracować z przekształcającą mocą serca.

Nakładanie jarzma rozpoczyna się od nielgnięcia do wszelkiego przedmiotu zmysłowego, nieutożsamiania się z tym wszystkim, czym karmią się zmysły i poznanie naturalne. Ma to prowadzić do uzyskania niezależności od wrażeń zmysłowych.

Jeżeli postrzegam jakikolwiek dany mi w doświadczeniu przedmiot, ale jednocześnie we wnętrzu przechowuję ukryte (podświadomie lub świadomie) pragnienia czy pożądania z tym przedmiotem związane, wówczas nie dochodzę do prawdy o badanej rzeczy. Albowiem dopiero wtedy, gdy mój badawczy wgląd uwalnia się od subiektywnych przywiązań – nad czym usilnie pracuję – mogę widzieć rzeczywistość w świetle obiektywnej prawdy. Wyzbywanie się zmysłowych pragnień ma na celu świadomą przemianę naturalnie odziedziczonych skłonności. Proces ten św. Jan od Krzyża nazywa ciemną nocą zmysłów.

Zwróćmy uwagę, że już podjęcie takiej próby zmieniania wrodzonych nawyków można postrzegać jako aspekt ćwiczenia się w umieraniu. Aspekt ten będzie się coraz intensywniej uwidaczniał na każdym kolejnym stopniu głębszego skupienia, jeśli człowiek kontynuuje proces wewnętrznej przemiany. Edyta Stein pisze:

“W tej chwili, gdy coś pojmuję, zaczyna mnie to przenikać. Dotyka mnie w moim osobowym centrum i ja się mocno tego trzymam. Im głębiej jestem poruszona, tym mocniej się tego trzymam i tym więcej także pojmuję” (15).

W zamyśle mistyka zwrócenie się do wewnątrz otwiera człowieka na działanie Ducha Świętego (Ducha Prawdy). W ten sposób – na ile to możliwe – mamy niejako przygotowywać Bogu miejsce do działania. Skupienie pozwala bowiem na usuwanie subtelniejszych przeszkód, tkwiących w sferze psychicznej, a następnie w jeszcze głębszej – duchowej. Proces ten zachodzi dopiero podczas tzw. ciemnej nocy ducha.

Jednym z warunków przejścia przez tę noc jest konieczność uzyskania dystansu i niezależności od tego, co jawi się nam w sferze dyskursywnych i wyobrażeniowych aktów poznawczych.

Ostateczne zaś ogołocenie (kenosis) “otchłannych władz rozumu, pamięci i woli” (16) zachodzi wówczas, gdy nie lgniemy nawet do jakichkolwiek nadprzyrodzonych aktów poznawczych.

“Działanie to tak rozbija samą substancję duszy, tak ją zanurza w głębokiej i gęstej ciemności, że dusza czuje się tu całkowicie zmiażdżona i obalona na twarz. Czuje się jakby była połknięta przez jakiegoś potwora i odczuwa cierpienia podobne do tych, jakie cierpiał Jonasz w brzuchu bestii morskiej (Jon 2, 1). Musi bowiem wejść w grób ciemnej śmierci, by następnie mogła dojść do czekającego ją zmartwychwstania” (NC II, 6, 1).

Według św. Jana od Krzyża, człowiek, który nie doświadczy tego za życia, i tak nie uniknie oczyszczającego cierpienia po śmierci. Święty zwraca jednak uwagę, że u kontemplatyka oczyszczenie i oświecenie powodowane jest “miłosnym ogniem mądrości”: “Z wysoka spuścił ogień na kości moje i wyćwiczył mnie” (Lm 1, 13). Natomiast po śmierci nieoczyszczone dusze przepala jakby “ciemny ogień materialny” (NC II, 12, 1).

Możliwość transcendowania przyrodzonej natury, ciągłego przekraczania siebie to niezbywalny rys człowieczeństwa. Od najdawniejszych czasów miłośnicy mądrości zarówno w kulturze Zachodu, jak i w kulturze Wschodu próbowali na różne sposoby odsłaniać tajemnicę ekstatycznej egzystencji. Badano uwarunkowania ludzkiego bytu, aby praktycznie poprzez kontemplacyjne skupienie odkrywać sfery tych uzależnień i w ogniu ascezy niejako przepalać je. Starano się w ten sposób odkrywać, jak dalece sięgają różne przyrodzone ograniczenia, aby następnie czynić wysiłek wykraczania poza nie.

Jak nigdy dotąd dysponujemy obecnie prawie wszystkimi źródłowymi tekstami, którymi karmiły się rzesze duchowych praktyków. Wygląda jednak na to, że nie potrafimy już odpowiednio odczytać ich głębokiego sensu. Przyzwyczailiśmy się raczej do trawienianieskończonej ilości słów, zamiast zadbać o wzajemną troskę, by intelektualnej refleksji towarzyszył odpowiedni czyn.

Zwodzimy więc samych siebie, będąc raczej biernymi słuchaczami rozmaitych mądrościowych nauk. A “pustynia rośnie” – jak mawiał Nietzsche. My zaś stoimy bezradni i nie jesteśmy w stanie sięgnąć do zbawiennego źródła, chociaż często jest ono w zasięgu naszego wzroku.

Czymś zaiste zdumiewającym jest możliwość współistnienia jasności umysłu i ciemności serca.

Zauważmy, że podobnie jak w średniowieczu zaczęły zanikać wspólnoty filozofów ćwiczących się w mądrości, tak na przestrzeni szczególnie ostatnich kilkudziesięciu lat podlega degradacji środowisko kultury chrześcijańskiej. Jest bardzo znamienne, że Erich Fromm, obserwując społeczeństwo amerykańskie lat pięćdziesiątych minionego wieku, dochodzi do wniosku, że trudno już w ogóle spotkać dojrzałego, kochającego człowieka. Jeśli tak, to czy tego rodzaju konstatacja nie stawia pod znakiem zapytania istotnego sensu chrześcijańskiego objawienia, które głosi przecież, że Bóg jest miłością. W klasycznej już dzisiaj pozycji O sztuce miłościczytamy:

“Nowoczesny człowiek przekształcił się w towar; traktuje swoją energię życiową jak inwestycję, która powinna mu przynieść maksymalny zysk, stosowny do jego pozycji i sytuacji na ludzkim rynku. Człowiek taki jest wyobcowany od samego siebie, od swoich bliźnich i od natury. Jego głównym celem jest korzystna wymiana swoich zdolności, wiedzy i samego siebie, swego «osobowego pakietu» – z innymi, którzy w równej mierze są nastawieni na uczciwą i korzystną wymianę. Jedynym celem życia jest ruch, jedyną zasadą – zasada uczciwej wymiany, jedynym zadowoleniem – konsumpcja” (17).

Poprzez ten krótki fragment uzyskujemy zbyt jednostronny obraz, ale niewątpliwie coraz częściej postrzegamy, że współczesna kultura sprzyja kształtowaniu osobowości na wskroś narcystycznych, dążących do realizowania egoistycznych celów, osobowości niezdolnych do prawdziwej miłości. Presja społeczna, aby osiągać sukces we wszystkim, preferuje postawy skupienia na sobie i własnym powodzeniu. Nieodłącznym tego skutkiem staje się emocjonalna martwota czy też atrofia elementarnej ludzkiej wrażliwości. Człowiek staje się niezdolny do odczytania sensu swojego istnienia i do godnego przeżycia egzystencji.

Edyta Stein podkreśla, że ludzka natura taka, jaką postrzegamy, jest w stanie degeneracji. Jednym z rysów dramatycznej sytuacji egzystencjalnej człowieka jest jakaś przyrodzona niemożność odpowiedzenia nawet na rozpoznawalne wyraźnie konkretne wyzwania losu.

“Ta niemożność bywa spowodowana pewną tępotą istniejącą już od urodzenia albo ogólnym otępieniem, jakie się wytworzyło w ciągu życia; wreszcie może to być otępienie wobec pewnych wrażeń na skutek ich częstotliwości” (18).

Wiadomo, że tym okresem, który stawia nas nieodwołalnie wobec spraw ostatecznych, jest starość. Jest to zatem czas, który powinien sprzyjać wycofywaniu się z zewnętrznej aktywności i jednoczesnemu kierowaniu uwagi do wewnątrz. Koniec życia i nieuchronny moment zbliżania się ku śmierci stanowi chyba najsilniejszy bodziec do koniecznych przewartościowań, jakie wymusza na nas ta najbardziej chyba – używając terminu Karla Jaspersa – graniczna sytuacja egzystencjalna.

Gdy umierał Edmund Husserl, Edyta Stein napisała do s. Adelgundy Jaegerschmid, która się nim opiekowała podczas choroby:

“Bóg jest Prawdą. Kto szuka prawdy, szuka Boga, choćby o tym nie wiedział” (19).

Studium Wiedza Krzyża nie zostało przez Edytę Stein ukończone w formie domkniętego wykładu. Ale w kontekście pojmowania filozofii jako ćwiczenia duchowego nie ma to istotnego znaczenia. Gdy filozofowanie jest kontynuowane jako działalność abstrakcyjno-teoretyczna, wówczas uwagę skupia się na sposobie systematycznego formułowania myśli. Struktura tekstu i logiczna forma wywodu powinny zatem najadekwatniej odzwierciedlać myśl autora. Gdy jednak filozofię pojmujemy jako ćwiczenie duchowe, wówczas tekst – choćby nie wiem jak genialnie skonstruowany i sformułowany – zawsze będzie stanowił blade odbicie doświadczenia, z którego się wyłonił i na które pragnie wskazywać. W przypadku niedokończonego studium Wiedzy Krzyżanajważniejsze jest to, aby należycie pojąć i zainspirować się, zgodnie ze wskazaniami Edyty Stein, rzeczywistą i działającą żywą prawdą, której szukała i według której postępowała.

Wiąże się z tym jej zakonne imię: Teresa Benedykta od Krzyża, które można przetłumaczyć: “Teresa pobłogosławiona przez Krzyż” (20).

Od samego początku chrześcijaństwa Krzyż i przybity do niego Bóg-Człowiek pojmowany był przez jednych jako głupstwo, zaś przez drugich jako zgorszenie (por. 1 Kor 1, 23). A jednak tym, którzy aktem wiary przyjmują Wcielone Słowo i mają odwagę trwać w skupieniu na Nim, Krzyż odsłania zbawczą moc. Albowiem odkrywanie prawdy jest to świadome umieranie, które jednak ostatecznie wiedzie do Życia. Do tego przecież odnosi się paradoksalne stwierdzenie Jezusa: “Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z Mego powodu, znajdzie je” (Mt 16, 25). Dlatego też w kontekście całej ewangelicznej doktryny ciąg skojarzeń symbolicznych związanych z ukrzyżowaniem, zejściem do otchłani i zmartwychwstaniem Jezusa ma wciąż wspomagać proces odkrywania zbawczej prawdy. Celem tego ćwiczenia jest przebóstwienie ludzkiej natury i poznanie siebie jako imago Dei.

W ten sposób powołanie miłośnika mądrości prowadzi do źródła mądrości Bożej.

* * *

(1) E. Stein, List 350, (w:) Autobiografia w listach 1916-1942, przekł. J.I. Adamska, Kraków 2000, s. 369.
(2) Tamże, List 313, s. 330.
(3) Studia te zostały wydane w przekładzie P. Domańskiego pt. Filozofia jako ćwiczenie duchowe, Warszawa 1992.
(4) Z przedmowy do książki J. Domańskiego pt.: Metamorfozy pojęcia filozofii, Warszawa 1996, s. VII, gdzie P. Hadot streszcza wyniki swych badań.
(5) Tamże, s. 53.
(6) Tamże, s. 230.
(7) Tamże, s. 49.
(8) Tamże, s. IX.
(9) Tamże, s. 228.
(10) E. Stein, Autobiografia w listach…, s. 9.
(11) Spór o prawdę istnienia. Listy Edith Stein do Romana Ingardena, przekł. M. Klentak-Zabłocka, A. Wajs, Kraków 1994, s. 137.
(12) Tamże, s. 196; wyróżnienia K.P.
(13) A. Krokiewicz, Sokrates, Warszawa 1958, s. 21-22; wyróżnienia K.P.
(14) E. Stein, Wiedza Krzyża, przekł. J.I. Adamska, Kraków, s. 17; wyróżnienia K.P.
(15) E. Stein, Ontyczna struktura osoby i jej problematyka teoriopoznawcza (w:) E. Stein, Twierdza duchowa, przekł. J.I. Adamska, Poznań 1998, s. 84-85.
(16) O otchłaniach rozumu, pamięci i woli mówi św. Jan od Krzyża w komentarzu do trzeciej strofy poematu Żywy płomień miłości(3, 18-26). “Trójpodział wyższych władz duszy – jak podaje Karol Wojtyła – przyjął św. Jan od Krzyża od Johna Baconthropa, Anglika, należącego do tej samej rodziny zakonnej Karmelu. Przepisy zakonne zobowiązywały karmelitów do poznawania dzieł własnych mistrzów. Pozostaje jednak kwestią, w jaki sposób pojmował św. Jan od Krzyża podział władz wyższych. O. Marcelo (del Nino Jesús, El tomismo de San Juan de la Cruz, Burgos 1930) usiłuje znaleźć u niego sens tomistyczny. O. Crisógono (de Jesús Sacramentado, San Juan de la Cruz, su obra científica y su obra literaria, Madrid 1929) sens podług Baconthropa. Zasadniczym jednak problemem jest dowiedzieć się, w jaki sposób św. Jan od Krzyża posługiwał się nauką o trójpodziale, a nie to, jaką doktrynę przekazywał na ten temat”. (w:) K. Wojtyła, Zagadnienie wiary w dziełach św. Jana od Krzyża, Kraków 1990, s. 48-49, przypis 2.
(17) E. Fromm, O sztuce miłości, przekł. A. Bogdański, Warszawa 1973, s. 118-119.
(18) E. Stein, Wiedza Krzyża…, s. 18.
(19) E. Stein, List 275, 23.3.1938, dz. cyt., s. 297.
(20) Por. Jan Paweł II, Homilia wygłoszona podczas Mszy św. beatyfikacyjnej 1 maja 1987 roku w Kolonii (w:) Przewodnicy na Górę Karmel ukazani przez Jana Pawła II, red. Cz. Gil, S.T. Praśkiewicz, Kraków 2000, s. 159-163.

Uderz o kamień, a wytryśnie mądrość,
Świecki Zakon Karmelitów Bosych,
Kraków 2002