Danuta Piekarz
Gdy w moim poprzednim artykule przedstawiałam życie św. Marii Magdaleny de’ Pazzi, pomijając celowo zagadnienie jej nadzwyczajnych doświadczeń mistycznych, aby stało się ono treścią niniejszych rozważań, czułam się jak ktoś, kto ma mówić o malarstwie nie wspominając o kolorach. Bo właśnie owe ekstazy i inne niezwykłe Boże dary sprawiają, iż życie Świętej wciąż przyciąga uwagę zarówno uczonych, jak i prostych wiernych na całym świecie.
Jak wspomniałam poprzednio, pierwsze ekstazy miały miejsce jeszcze w jej dzieciństwie – na pensji, podczas pobytu w rodzinnej willi… Te jednak, o których możemy powiedzieć więcej, stały się jej udziałem we florenckim Karmelu, począwszy od owych “czterdziestu dni” po profesji, gdy objawy ciężkiej choroby płuc codziennie ustępowały na kilka godzin, a M. Magdalena zagłębiała się w poznawanie Bożych tajemnic. Jej twarz stawała się tak piękna, iż siostry opiekujące się chorą łatwo rozpoznały nadprzyrodzony charakter tego zjawiska.
Powrót do zdrowia nie oznaczał końca niezwykłych darów, wręcz przeciwnie. Dlatego przed spowiednikiem klasztoru stanął poważny problem zbadania charakteru tych zjawisk, by sprawdzić, czy nie są one złudzeniem albo działaniem szatańskim. Polecił więc M. Magdalenie, by opowiadała o swych przeżyciach wyznaczonym siostrom, które miały wszystko spisać. W praktyce okazało się to bardzo trudne: skromnej karmelitance nie było łatwo mówić o niezwykłych darach, czasem też przy odtwarzaniu szczegółów bogatych w treści doświadczeń zawodziła pamięć.
Skoro zatem okazało się trudne spisywanie przeżyć po ich zakończeniu, trzeba było je spisywać… podczas ich trwania! Bowiem M. Magdalena często mówiła w ekstazie, opisywała to, co widzi, rozmawiała z Bogiem, czasem też odzywała się do obecnych przy niej sióstr. Dlatego florenckie karmelitanki, aby ocalić te skarby, których wartość przeczuwały, podjęły się ogromnego zadania: gdy widziały, że Święta wchodzi w ekstazę, dwie, trzy lub cztery siostry zapamiętywały po kolei wszystkie słowa i dyktowały innym siostrom, które zapisywały każde zdanie, nadając mu odpowiedni numer. Później łączyły zdania w jedną całość, korzystając z wyjaśnień i poprawek samej Świętej.
Lecz nawet ten system nie okazał się doskonały: ta prosta karmelitanka mówiła w ekstazie o tak trudnych zagadnieniach teologicznych, iż jej współsiostry – lepiej wykształcone – gubiły się w tych treściach, albo odkładały pióra, by z zachwytem patrzeć i słuchać M. Magdaleny. Co więcej, ona, która w chórze miała trudności z poprawnym czytaniem brewiarza, w ekstazie wypowiadała całe zdania – najczęściej z Pisma św. – … po łacinie! Później, gdy pomagała w opracowaniu zapisu, potrafiła je powtórzyć jedynie po włosku, a siostry odnajdywały w łacińskim Piśmie św. ich oryginalne brzmienie.
Ponadto jak spisywać słowa mistyczki, która w ekstazie niezwykle prędko przebiegała bez potknięcia przez klasztorne korytarze, także przez te miejsca, które wymagałyby zwolnienia tempa (wąskie przejścia, schody…)?! Jak spisywać słowa wypowiadane w ekstazie podczas prania, szycia…? Bowiem te nadzwyczajne dary nie wyłączały Magdaleny z rytmu prac, co więcej, właśnie wtedy przy pracach fizycznych wykazywała się niezwykłą siłą, a efekty prac – np. malowane obrazy – były lepsze od tych wykonanych w “normalnych” warunkach.
Siostry kilkakrotnie sprawdzały, czy podczas pracy w ekstazie Magdalena posługuje się naturalnym światłem: zamykały okiennice, zawiązywały jej oczy, a ona… pracowała dalej.
Spróbujmy więc przyjrzeć się Magdalenie w ekstazie. W jakich okolicznościach zaczynały się te niezwykłe doświadczenia? Często jakby “wypływały” one z rozważania treści zawartych w liturgii – w czytaniach mszalnych czy w tekstach brewiarzowych. Magdalena nieraz skupiała uwagę na jednym zdaniu, interpretując je alegorycznie. Jak stwierdza B. Secondin, właśnie podczas codziennych medytacji, zgłębiania Słowa Bożego “jakby spontanicznie rodzą się nadzwyczajne zjawiska mistyczne i charyzmatyczne, można by rzec – nie zakłócając zwyczajnej medytacji, lecz raczej precyzując ją, uzupełniając, czyniąc bardziej owocną. Często trudno odróżnić “wizję” od pracy wyobraźni, zważywszy na ciągłość i jednolitość obu elementów”. Sama Magdalena tak to wyraziła: Czuję, że Bóg mnie pociąga, nie wiem, dokąd nie wiem do czego chce mnie prowadzić. Nie wiem, co to jest ani co mi Pan chce powiedzieć, dopóki nie pójdę za tym impulsem.
Oczy Świętej, które początkowo były utkwione w ziemię, zaczynały świecić dziwnym blaskiem, twarz nabierała kolorów, “wyglądała nie jak człowiek, ale jak anioł z nieba” – tak opisywały ją siostry. Gdy przeżycia ekstatyczne dotyczyły spraw radosnych, cała jej postawa wyrażała radość; i przeciwnie, podczas przeżywania np. Męki Pańskiej wydawała bolesne okrzyki i płakała. Niekiedy, jak wspomniałam, poruszała się zwinnie czy wręcz tańczyła, innym razem pozostawała nieruchoma, jakby śpiąca. Jedynymi odgłosami zewnętrznymi, które docierały do niej w ekstazie były polecenia przełożonych. Na koniec ekstazy jej twarz wracała do dawnego wyglądu, a ona pokornie kontynuowała swe prace jakby nic się nie stało.
Oczywiście, pozostaje wciąż pytanie o treść tych przeżyć, spisaną przez siostry na podstawie relacji Świętej lub “na gorąco”. Prawie wszystkie te zapiski zostały wydane drukiem; ich wydanie krytyczne (w języku oryginalnym – włoskim) zajmuje siedem tomów. Noszą one tytuł “Dzieła św. Marii Magdaleny de’ Pazzi” – rzecz jasna, słowo “dzieła” należy tu rozumieć bardzo szeroko. Obejmują tak wiele jakże różnorodnych doświadczeń, iż każda próba syntezy musi pozostawić wrażenie niedosytu. Dlatego zdaję sobie sprawę, iż to, co przekażę poniżej, będzie tylko nieudolną próbą ukazania tego bogactwa, opartą na doborze przykładów, któremu zawsze można zarzucić subiektywizm.
W samym centrum mistycznych przeżyć Magdaleny jest zawsze Chrystus, widziany jakby przez pryzmat tajemnicy Trójcy, w jej odniesieniu do człowieka. To do Chrystusa, który kiedyś przyrównał swe niespodziewane powtórne przyjście do działania złodzieja (por. Mt 24,43 i par.), Magdalena skieruje te odważne słowa: Odważę się powiedzieć, że nigdy nie widziałam większego “złodzieja” od Ciebie, który ukradłby coś tak ważnego. Wchodzisz w łono Twego Ojca i kradniesz Jego i Twój boski byt i nim obdarzasz stworzenie. Porównanie, które w Ewangelii odnosi się do paruzji, tutaj zostaje zastosowane do obdarzenia nas życiem Bożym.
Wydarzeniami, które najczęściej są tematem ekstatycznych przeżyć Magdaleny, jest Wcielenie i Męka Pańska. Podobnie jak szkoła franciszkańska, a zwłaszcza Duns Szkot, Święta twierdzi, iż Syn Boży stałby się człowiekiem nawet gdyby nie było grzechu pierworodnego; On bowiem tak ją pouczał: Chciałem obdarzyć was chwałą, ale inaczej. Gdyby Adam nie zgrzeszył (…) Słowo stałoby się ciałem, ale byłoby tylko gloryfikatorem, a nie triumfatorem. Teraz więc zostaliśmy obdarzeni znacznie większą chwałą. Bowiem gdy ludzkość odrzuciła źródło mlekiem płynące, wypływające z Trójcy, które dawało czystość i niewinność, jedynym środkiem okazało się źródło Krwi Boga – Człowieka. (…) Gdyby nie był Człowiekiem, nie mógłby cierpieć; gdyby nie był Bogiem, nie mógłby nas zbawić.
Wokół Krzyża Magdalena “krąży jak wokół tysiąca odblasków kryształu” (B. Secondin). Dwukrotnie przeżywa w ekstazie całą historię Męki, przekazując słowa występujących w niej postaci, przechodząc przez pomieszczenia klasztorne jakby były owymi miejscami w Jerozolimie, gdzie cierpiał Chrystus. W przeżyciach Magdaleny szczególne miejsce zajmują rany Zbawiciela. W jednej z relacji czytamy, iż Święta zrozumiała, że Jezus uczynił swe Ciało schodami, aby dusza mogła wspiąć się do Niego i wejść do Jego pięciu Ran, które On uczynił jakby domami gościnnymi, by dusza mogła do nich uciec i w nich się schronić, gdy jest prześladowana przez nieprzyjaciół, oraz by mogła tam odpocząć gdy jest zmęczona zmaganiem i trudami tego biednego życia. Otwarty bok Jezusa jest miejscem wielu opisywanych wydarzeń. Dla przykładu: 27 czerwca 1584 Jezus zaprasza Magdalenę do swej szkoły. A tą szkołą był Jego święty Bok, do którego gdy weszłam, (…) znalazłam wiele otwartych ksiąg i zrozumiałam, że te księgi to dzieła Boże – stworzenie świata, stworzenie człowieka, wcielenie, cierpienia i śmierć Chrystusa, Jego codzienne działanie w ludzkich duszach….
Wspomniałam wyżej, iż Magdalena często mówi o Boskiej Trójcy: mimo braku wykształcenia teologicznego wyraża się o tych jakże trudnych zagadnieniach z wielką precyzją wskazując na wieczną aktualność tego, co dokonuje się w Trójcy: Ojciec zrodził Syna i rodzi i zawsze będzie rodził. Zesłanie Ducha Świętego ukazuje jako dopełnienie dzieła odkupienia: Duch przychodzi zawsze naznaczony tą cenną pieczęcią, jaką jest Krew Baranka. Ta Krew pobudza Go, by przyszedł, choć też sam od siebie pragnie przyjść (…) Duch wychodzi z łona Ojca, przechodzi przez Serce Słowa, aby przyjść do nas. Ten Duch, podobnie jak wzlatujący w górę orzeł, bierze na siebie dusze, które Go przyjęły i zanosi je do Słowa. W niezwykłej obrazowej formie przedstawia też Święta działanie Ducha w sercach: Duch wysyła strzały, które przeszywają serca stworzeń i dysponują je do przyjęcia Jego łaski. Serca, które stały się już gotowymi do przyjęcia tych strzał, odsyłają je do Ducha, pobudzając Go do udzielenia nowych darów i łask. l tak otrzymując coraz większe dary uzdalniają się do tego, by być pośrednikami i przygotować inne serca na przyjęcie strzał Ducha.
Konieczność przygotowania serca jest też wyrażona w słowach Boga Ojca: Ja jestem tym, który jako jedyny napełnia każde serce, jako że jestem, który jestem i napełniam to, co nie jest. l tym bardziej napełniam, im bardziej znajduję serce opróżnione, serce, które zna swój niebyt. Ta świadomość doprowadzi Magdalenę do paradoksalnego stwierdzenia: Najlepszym możliwym sposobem opowiadania o Tobie jest całkowite odpocznienie w Tobie i zniknięcie w Twoim cieniu.
W “Dziełach” Świętej możemy też znaleźć cenne wskazówki dotyczące drogi zjednoczenia duszy z Bogiem. Np. wymienia ona różne rodzaje (stopnie) miłości:
– miłość ćwicząca się – człowiek spełnia praktyki, ale gdy odczuwa jakiś brak, niepokoi się, gdyż kocha Boga nie dla Niego, ale dla siebie samego,
– miłość niecierpliwa – człowiek nie pozwala ogarnąć się Bogu z powodu swego niepokoju i niestabilności; przeszkadza mu to, że widzi doskonalszych od siebie, a na słabszych patrzy z góry,
– miłość cierpiąca – gdy zabraknie człowiekowi odczuwania miłości, myśli on, że zasługuje na piekło, cierpi nie dla miłości Boga, ale ze strachu przed cierpieniem,
– miłość odpocznienia – człowiek nie pragnie niczego, nie zastanawia się, jaki stan doskonałości osiągnął, wielbi Boga i pragnie, by ci, którzy nie znają Boga, kochali Go jeszcze bardziej niż on; nie chce, by Bóg działał w nim w ten czy inny sposób, pragnie jedynie Jego chwały. Taka miłość jest darem, do którego należy dążyć, ale bez niespokojnego pragnienia, gdyż ono oznaczałoby pewien brak tego, czego wymaga miłość.
Podobną myśl można też dostrzec w przypowieści o dwóch oblubienicach Słowa: jedna, ubrana w piękne szaty, została wprowadzona do chwały nieba; druga, której szatą jest nagość a ozdobą bycie niczym, bycie lekceważoną, stoi u bram nieba nie odważając się nawet podnieść oczu. Maria Magdalena pyta samą siebie: i bez wahania wybiera tę drugą.
Całe jej życie potwierdza tę odpowiedź: surowe umartwienia, radykalne ćwiczenie się w pokorze są tą drogą, na której jej serce przygotowuje się do przyjęcia Bożych łask. Przytoczyłam tu tylko kilka przykładów, dotyczących kilku zagadnień. Lecz jakże nie wspomnieć o jej miłości do Maryi, do tej Gwiazdy prowadzącej kolumnę z drogocennego porfiru (= Karmel), aby o każdej karmelitance można było powiedzieć “sancta et immaculata virginitas”! Jak nie wspomnieć o “tygodniu Ducha Świętego”, gdy przez osiem dni Duch Boży udzielał się jej codziennie w różnych postaciach… Szczupłość miejsca nie pozwala na ukazanie wszystkich tematów, wszystkich niezwykłych przeżyć, które miały też różny charakter: niewidzialne stygmaty, mistyczne zaślubiny, kardiografia…
Tych darów było tak wiele, ekstazy były tak częste i nieraz długie, iż z biegiem czasu siostry zaprzestały ich spisywania, jedynie nowicjuszki notowały pewne słowa swej Mistrzyni.
Tak więc niezbyt wiele wiemy o mistycznych łaskach z ostatnich lat Magdaleny, wiemy jednak, że były one rzadsze, co więcej, w pewnych okresach nie dawały one duchowej pociechy. Święta, wyniszczona ciężką chorobą straciła też swą naturalną zdolność obrazowego przedstawiania sobie abstrakcyjnych prawd, co jeszcze wzmagało jej duchowe cierpienia. Otrzymała łaskę owego nagiego cierpienia – jak Chrystus na krzyżu, o które tak gorąco prosiła.
25 maja 1607 r. wyszła na spotkanie Oblubieńca. Poprzez beatyfikację w r. 1626 i kanonizację w r. 1669 Kościół oficjalnie potwierdził świętość jej życia. Odtąd w wielu kościołach na całym świecie można spotkać jej figury i obrazy, często widnieją na nich słowa “Pati, non mori – cierpieć, nie umrzeć”, słowa, których w dosłownej formie Magdalena nigdy nie wypowiedziała (a przynajmniej nigdzie ich nie zapisano, są one jedynie streszczeniem słów: Chciałabym żyć, by móc cierpieć z miłości do Boga, ponieważ w niebie nie ma cierpienia), lecz które jakże trafnie wyrażają żar jej miłości, tej miłości, która nie mogła pozostać bez odpowiedzi.
Karmel, nr 2/2001