Kronika Ojca Generała, Miguela Marqueza Calle, OCD
z pobytu na Ukrainie w dniach 13-18 kwietnia 2022
CZĘŚĆ II
DZIEŃ 5Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego, 17 kwietnia 2022
Nigdy nie zapomnę tej Niedzieli Zmartwychwstania. Nigdy. Wstaje życie. Szczególnie w taki dzień jak dziś, w Wielkanoc, ale to życie narodziło się w męczarniach Krzyża i stało się światłem w pustym grobie. O godz. 8.00 rano procesją z Najświętszym Sakramentem wokół kościoła rozpoczyna się celebracja Eucharystii w naszej parafii podwyższenia Krzyża Świętego w Kijowie. Jest bardzo zimno, ale mały kościół jest pełen. Procesja jest metaforą samego życia. Wyśpiewujemy radość i wiarę w Jego Zmartwychwstanie pośrodku śmierci. Na uroczystości jest kilku żołnierzy i policjantów w mundurach, którzy intensywnie przeżywają tę chwilę.
Przewodniczy Ojciec Benedykt, a głosi ksiądz Maciej, którego organizacja PRO SPE dostarcza niemal co tydzień na Ukrainę pomoc humanitarną. Jego słowa i jego obecność są także darem komunii eklezjalnej w dzisiejszych czasach. Na zakończenie Mszy św. wdzięczność ludzi jest bardzo odczuwalna. Dostaję bluzę z napisem „Niech żyje Ukraina” i żółte kwiaty. Dwaj świeccy z parafii dziękują mi za odwagę przybycia jako pasterz do zagrożonych owiec i doceniają posługę tych karmelitów, którzy zostali, aby towarzyszyć i troszczyć się o ludzi. Mówią nam, że oni również potrzebują troski i wsparcia wszystkich, aby nadal podtrzymywać i zachęcać innych. Śpiewają pełną emocji pieśń, która mówi „błogosławiony ten, kto przychodzi w imię Pana”. Bardzo doceniam ich szczere słowa i wyrażam dumę z moich braci, za ich oddanie, i za to, że tu jestem. Wymieniam z imienia każdego z nich i dziękuję za ich życie. Błogosławię życie wszystkich tam obecnych. Nigdy nie zapomnę tej Niedzieli Zmartwychwstania. Na zakończenie wręczam im prezent: relikwię św. Tereski i jej rodziców Zelii i Ludwika, a także relikwię św. Mariam z Betlejem, przyzywając dla nich wszystkich błogosławieństwa, dla ich rodzin i rodzin tych, którzy ponieśli ostatnio poważną stratę. Aby Tereska rozjaśniła noc naszych dni. I aby Mariam sprawiła, żebyśmy żyli dla Boga w pokorze i nicości pustego grobu, w pełni miłosierdzia. Cieszą się bardzo tym prezentem.
Po Mszy jestem obdarzony błogosławieństwem ich uścisków i uśmiechów. Wszyscy wypowiadają wielkanocne powitanie po ukraińsku. Spożywamy śniadanie, które tutaj jest jak obiad. Właściwie następny posiłek przygotujemy dziś dopiero około godz. 18:00.
I wyruszamy w drogę: Benedykt, Józef, Maciej, Bogdan (przyjaciel wolontariusz) i ja, do niezwykłych i wstrząsających miejsc. Odwiedziliśmy najpierw Wyższe Seminarium w Kijowie (Worzel), które znajduje się w lesie, na wsi, kilka kilometrów od miasta. Wita nas rektor, ojciec Rusłan, młody, szczupły, w sutannie i polarze oraz kilku wolontariuszy i ludzi, którzy z nim pracują w organizowaniu pomocy humanitarnej dla rodzin. Seminarium zostało splądrowane przez Rosjan, skąd zabrali wszystko, co chcieli. Na dziedziniec seminarium spadła bomba kasetowa, której efekty nas przeraziły. Część odłamków wleciała przez okna i uderzyła w figurę MB Fatimskiej, odrywając głowę. Widzieliśmy dziurę po pocisku w ogrodzie i jej niszczycielską moc.
Ojciec Rusłan i inni wolontariusze towarzyszą nam przez cały dzień do kolejnego miejsca, jakim jest obóz Rosjan w lesie, odpowiedzialnych za masakry w Buczy. Ostrożnie wchodzimy między drzewa. Znaleźliśmy wszystko tak, jak zostawili 15 dni temu, wykopane rowy w ziemi, tymczasowe instalacje. To wszystko czyni nas absolutnie bezradnymi i z duszą przenikaną pytaniami bez odpowiedzi: Jak człowiek może dojść do tylu okrucieństwa w roku 2022? To nie jest film, nie jest to czarno-biały reportaż z roku 1942, nie jest to opowieść, która mówi o Auschwitz. Rosjanie wyjechali stąd 15 dni temu i na samą myśl o tym mam dreszcze. Owoce w pudełkach, ekspres do kawy, wiszące skarpetki, puste butelki po wódce, buty na ziemi, rosyjskie pudełka zawierające jedzenie, pigułki witaminowe itp. Stąpaliśmy ostrożnie po tej ziemi, na wypadek, gdyby zostawili jakieś miny. Ale chcemy widzieć i być świadkami, abyśmy mogli powiedzieć światu, co widzieliśmy. Prawdziwa historia, a nie science fiction. Skurczona dusza, oburzona, przewiercona jakby bombą kasetową od stóp do głów. O mój Boże! Jak to możliwe? Stąd jeździli do sąsiednich miast i dokonywali okrucieństw. Stąd otrzymali od swoich przełożonych rozkaz, aby robić z całą wolnością, co tylko chcą. Rozmawiam z Józefem myśląc głośno: oni też mają matkę i siostry, dziadków i dzieci. Więc jak można znieprawić życie do takiego stopnia...?
Milczymy i modlimy się. Wyruszamy przerażającą ścieżką, ulicami Borodzianki, Buczy i Irpinu. Nie potrafię opisać słowami tego, co widzieliśmy… zobaczycie kilka zdjęć, i proszę was, abyście nie odwracali wzroku, ponieważ ten film jest prawdziwy i ofiary zasługują na to, abyśmy patrzyli, obudzili się i aby nasze życie stało się świadome. Zniszczone czołgi, spalone domy, ruiny budynków, opróżnione szpitale, złowieszcze, demoniczne przedstawienie... Zniszczone mosty, przewrócone samochody. I uczucie bycia uprzywilejowanymi ale i zdumionymi świadkami, że Hitlerowie i Stalinowie, Mussolini i Pinocheci, Kaddafi nie zniknęli z ludzkiej sceny, choć trudno nam w to uwierzyć. Równie ogromna masa rozentuzjazmowanych ludzi witała Hitlera i salutowała mu jako zbawcy. Cieżko znieść fakt, że ktoś usprawiedliwia to bestialstwo ideologicznymi tłumaczeniami.
W samym sercu Buczy, gdzie porzucono ciała 98 osób zastrzelonych na ulicach, modliliśmy się w zadumie w miejscu masowego grobu. I właśnie stamtąd wysłaliśmy do całego Zakonu przesłanie z życzeniami Wielkanocnymi. W tym pustym i królewskim grobowcu Józef, Benedykt, także Marek, który został w parafii, i ja, wyrażamy komunię ukraińskiego Karmelu z całym Zakonem.
Obok drzwi znajdujących się na ziemi, na których leżało ciało starca, umieszczono żółte kwiaty. Modlimy się do Maryi za wszystkich. Chrystus pokonał śmierć. Chrystus zmartwychwstał. Nie ma ich tutaj, są już w domu życia. Cieszą się Bożym pokojem w nieprzemijającym domu.
Ściskam Rusłana, młodego rektora, który nam towarzyszył z taką życzliwością i który był w kontakcie ze wszystkimi bohaterami i rodzinami ofiar. Zapewniamy się o wzajemnej modlitwie. Mówię mu, że Karmel będzie się modlił za 25 seminarzystów z Kijowa i za niego. Bardzo emocjonalny uścisk.
Wyruszamy w drogę do parafii księdza sercanina, Tadeusza, który pozostał w najtrudniejszych czasach w Irpinie, jednym ze zmasakrowanych miast. Pokazuje nam swoją kaplicę poświęconą Świętej Teresce. Dostarczyliśmy mu piecyk do ogrzewania parafii, który woziliśmy przez cały dzień w vanie Macieja.
Wracamy do domu. Odwiedziliśmy po drodze Weronikę i Aleksandra, członków kijowskiej wspólnoty Zakonu Świeckiego. Witają nas z niezwykłą życzliwością w ich skromnym domu, także zniszczonym bombą kasetową. Weronika opowiada nam z entuzjazmem o Świeckim Zakonie Karmelitańskim i obdarza nas prezentami oraz książką opublikowaną niedawno w języku ukraińskim z tekstami świętych Karmelu. Zarażają nas swoim entuzjazmem. Modlimy się za cały Świecki Karmel w Kijowie i na Ukrainie. Wróciliśmy do parafii. Robi się późno. Godzina policyjna jest o 22:00. Bardzo serdeczny uścisk z obu stron.
Cieszę się, że bracia są umocnieni. Bardzo się cieszę, że dotarłem do Kijowa i pozwoliłem się przeniknąć świadectwem braci oraz ich ojcowską i braterską obecnością pośród tych prostych ludzi. Bracia są żywym sakramentem bezwarunkowej bliskości Boga do każdego człowieka. Niech was Bóg błogosławi moi bracia. Czuję się dumny. I żegnam się życząc Wam, po polsku, otuchy i odwagi. Kijów opuściliśmy z trudem. GPS nie wie o barykadach i blokadach. Po chwili udało się nam wyjechać z miasta. Mamy mało paliwa, tylko na około 40 km. Zostało nam około 150. Józef modli się do Ducha Świętego i mówi, że nigdy go nie zawodzi. Minęliśmy wiele zamkniętych stacji benzynowych. Jest już późno. Wyobrażam sobie, że śpię w samochodzie. Ale gdy mijamy stację benzynową, widzimy małe światełko i dostajemy nie 20, ale 30 litrów. A Pan, który sprzedaje na stacji może otworzyć się wobec Józefa, opowiadając o swoich emocjach. W końcu składa ręce niczym do modlitwy.
Zanim dotarliśmy mijamy wiele wojskowych kontroli. Proszą o dokumenty. Modlimy się nieszporami i kompletą. Modlimy się za wszystkich ludzi, których spotkaliśmy i błagamy Boga o pokój i zakończenie tak wielkiego zła. Nasza droga do Gwozdawy zajmuje nam prawie cztery godziny; Znajdujemy tam spokojny dom na wsi, w którym bracia celebrują codziennie z mieszkańcami, których jest około stu. Wita nas Maksymilian, przełożony. Jest już bardzo późno. Minęła godz. 23.00. A dzień był wyczerpujący, niesamowity i przytłaczający.
Chryste Zmartwychwstały ulecz ziemię Ukrainy, ulecz jej rany! Ulecz nasz świat.
Poniedziałek Wielkanocny, 18 kwietnia 2022
Świt w Gwozdawie. Śpieszę się żeby zdążyć na medytację. Wcześniej odmawiamy jutrznię, a później Msza św. o godz. 7.20. Kościół napełnia się wspaniałymi ludźmi. Trochę dzieci w pierwszym rzędzie. Kobiety starsze, niektóre w średnim wieku. Grupa mężczyzn jest nieliczna. Celebruje Józef, a mnie zostawia głoszenie. Na początku Mszy Klementyna kieruje do mnie kilka słów, witając mnie z prostotą i radością, która mnie porusza. W jej słowach wyraża radość tej małej miejscowości z mojej obecności w czasach wojny i wdzięczność za obecność ojców Maksymiliana, Piotra i Józefa między nimi, radość z codziennej Mszy. Dają mi porcelanowe świąteczne jajko i czekoladki.
Na koniec Mszy ściskamy się jak bylibyśmy rodziną od wielu lat. Błogosławię każdego jeden po drugim przez nałożenie rąk. Daję im różańce, które przywiozłem z Hiszpanii i które zrobił o. Santiago, dobry i prosty brat, który mieszka w Madrycie (90 lat). Doceniają ten szczegół. Kiedy ich błogosławię, biorą moje dłonie i całują jakby to była moja pierwsza Msza św. Czczą moje kapłaństwo z tak wielką miłością. Robię z nimi kilka zdjęć. Następnie wysyłam kilka tych zdjęć i mówię przyjaciołom, że zakochałem się w tych ludziach. To ja otrzymałem błogosławieństwo.
Jemy śniadanie w klimacie święta i radości. Wraz z braćmi zwiedzam dom i otoczenie. Ciche i spokojne miejsce. Są częścią wspólnoty z Berdyczowa, służąc w tym miejscu ciszy i skupienia, dbając o pobożność w tej małej miejscowości, tak pełnej wiary i wypróbowanej w okresie komunizmu. Po zakończeniu wraz z Józefem ma miejsce wywiad z Anastasią (siostra Honoratka) do gazety Kościoła na Ukrainie. Pożegnaliśmy się z wzajemną wdzięcznością. Rano przyjechał na pożegnanie Rafał z Berdyczowa. Uściski i błogosławieństwo dla braci. Droga do granicy wynosi 7 godzin, z dwoma przystankami. Gdy wyjeżdżamy z centrum kraju, życie wygląda bardziej normalne, chociaż co jakiś czas pojawiają się punkty kontrolne. Coraz więcej samochodów i stacji benzynowych całych i nie zniszczonych. Dziwny widok po wizycie w Kijowie, obserwując miasta ze stojącymi budynkami i bez znaków wojny.
Droga z Witalijem i Olkiem, którzy starają się umilić podróż, jest wypełniona przyjacielskim klimatem. Doceniam bardzo ich towarzystwo. Przyjeżdżamy na granicę… przykro mi pożegnać się z krajem, braćmi i Witalijem, ale obiecuję, że wrócę. Na granicy kolejka około 200 osób. Rodziny i dzieci. Zaczyna robić się dość zimno. Czekam około półtorej godziny w bardzo wolno przepływającej kolejce. W tym czasie wolontariusze i Czerwony Krzyż oferują wodę i koce, lalki dla dzieci, czekoladę i herbatę ... przechodzą w tę i z powrotem poprzez rząd ludzi, pytając czego potrzebujemy. Jestem zachwycony tym ludzkim odruchem w stosunku do exodusu Ukraińców, przypominając sobie o braku miłości i barbarzyństwie, które rozważałem wczoraj. Wreszcie po długim czasie na nogach, przechodzę przez dwie kontrole policji, ukraińskiej i polskiej. Po drugiej stronie organizacje pozarządowe przyjmują ludzi i oferują dosłownie wszystko. Przyjmuję gorącą czekoladę od Hiszpanów i pozdrawiam innych wolontariuszy.
Andrzej [Cekiera OCD] odbiera mnie z granicy i ruszamy w drogę do Częstochowy, nie zatrzymując się w Przemyślu. Zamierzam odwiedzić Karmelitanki Bose z Charkowa, które tam się zatrzymały w przygotowanym dla nich miejscu u sióstr św. Józefa. Chcę je uściskać. Przyjechaliśmy po północy. Czeka na nas Anna Maria, przeorysza i dwie inne siostry. Witamy się długo oczekiwanym uściskiem. Kolacja przygotowana. Długo rozmawiamy pomimo późnej godziny - zbliża się prawie 01.00 w nocy.
Jest tak wiele do powiedzenia, tak wiele słów pociechy w tym głębokimi prawdziwym braterstwie, które zwycięża każdy podział i tworzy komunię we wspólnym poczucia bycia JEDNO. Ileż ciepła pośrodku tak wielkiego chłodu naszego świata! Gdyby wszystkie osoby ludzkiej mogły skorzystać z tej czułości braterskiej, która jest mi ofiarowana. O gdyby zgwałcone dziewczęta lub ludzie zastrzeleni, gdyby zbombardowane rodziny lub ludzie pozbawione domu mogli poczuć w swoim wnętrzu to ciepło zmartwychwstania i ciepło tego, co najlepsze w człowieku... Ale to marzenie czeka na spełnienie na tej zranionej ziemi. I nie możemy sobie wyobrazić na razie sceny pojednania, ponieważ Rosja i Putin nadal podejmują działania na rzecz masakry Ukrainy, którą nazywają "faszystowską"… co za okrutna ironia! Ale modlimy się z pokojową siłą, aby dokonała się prawda i sprawiedliwość. I aby dokonało się przebaczenie, które uzdrowi i oswobodzi ofiary i dotknie okrutnych katów, a łaska, uleczy głęboki ból Krzyża naszych dni i wypełni pusty grób nowiną nowego niezwyciężonego Życia. Ale nadal jest to wojna i nadal nie ma śladów świadomości ze strony tych, którzy ją karmią i na nią przyzwalają. Nadal bomby świszczą w powietrzu i spadają na Lwów, podczas gdy przejeżdżamy południowymi jego obrzeżami w to popołudnie Poniedziałku Wielkanocnego. I nadal mamy tyle do omodlenia i tak wielu do przytulenia i pocieszenia bez poddawania się zniechęceniu.
Nie oszukujmy się. Przebaczenie Jezusa na krzyżu ma być także na naszych ustach i w naszym sercu. „Przebacz im ponieważ nie wiedzą co czynią”. A mówił to z krzyża. Ale korzenie zła i bestialstwa są ukryte i trwają na tej ziemi, do której wkraczamy, a buty żołnierzy gotowe do deptania bezbronnych istot ludzkich. Mamy moralny obowiązek zbrojenia się na tę wojnę. Zapraszam, aby wystawić na światło dzienne przemoc ludzi mieniących się „ludźmi pokoju”, przeciwstawiając się tylu politycznym hipokryzjom, tylu ideologicznym kłamstwom i tchórzliwemu milczeniu, aby stworzyć wspólny front odwagi ewangelicznej z modlitwą i życiem bez oglądania się wstecz.
Wybaczcie te wyrzuty. Denerwuje mnie tak bardzo polityka naszych dni. Szacunek dla polityków, którzy służą ludowi, którzy nie mówią kłamstw, którzy walczą nie będąc niewolnikami ideologii partii, polityków, którzy nie szukają przemocy i którzy nie są narcystyczni. Ci, którzy budują dla wspólnego dobra. Nie mogę znieść kontynuowania dyskusji, że jesteśmy za Rosją lub za USA, że jesteśmy za lewicą czy prawicą, że jesteśmy za papieżem Franciszkiem lub Benedyktem XVI ... wpadając w głupią pułapkę, która nie pozwala nam widzieć rzeczywistości zła, które nas oślepia. I powoduje demencję pozbawionych skrupułów przywódców. Kończę dzień wyczerpany i szczęśliwy, że jestem z moimi siostrami.
Wtorek w oktawie Wielkanocy, 19 kwietnia 2022
Eucharystia z siostrami z Charkowa jest cennym momentem modlitwy, dziękczynienia i pieśni, która wyraża nadzieję i życie. Jestem bardzo poruszony spotkaniem z nimi. Rano wykorzystujemy czas do ostatniej sekundy. Siostry mają potrzebę wypowiedzieć co przeżyły. Panika, strach, dźwięk bomb, niepewność, opór wobec ewakuacji aż do ostatniej chwili, exodusu bez czasu na namysł, obecność pasterza-biskupa jadącego po niebezpiecznej drodze, aby dotrzeć do nich i celebrować Eucharystię, pocieszać i podnosić na duchu. Dialog wspólnoty w różnorodności opinii. Wątpliwości i modlitwa, aby poprosić o światło. Biskup wypowiedział słowo, które pozostawiło wszystkie siostry w szoku: „jutro rano musicie wyjechać, niebezpieczeństwo jest bliskie” (dzień wcześniej zdecydowały że pozostaną, pomimo niebezpieczeństwa). Ale krótko potem jeszcze większa presja i brak miejsca na dyskusję. "Za godzinę pod drzwi podjadą samochody i musicie jechać." Spożyły Najświętszy Sakrament i wzięły tylko to, co niezbędne...
Droga niepewna, starają się unikać miejsc niebezpiecznych. Ileż udręki, aby dostać się do bezpiecznej strefy. Nawet zagubienie się jednego z dwóch samochodów i niepokój. Godziny czekania na granicy i wreszcie zostawiają ziemię, która była domem przez całe życie dla 8 sióstr z Ukrainy i przez wiele lat dla trzech sióstr z Polski i jednej ze Słowacji. Wszystko potoczyło się w ten sposób, gdy dotarła wieść o okrucieństwach bez skrupułów ze strony Czeczenów i Armii Rosyjskiej. (W kronice tych dni pominąłem niepotrzebne szczegóły, których moje uszy i moje serce nie zapomną).
Słucham poruszony do łez. W międzyczasie pozdrawiają mnie wielkanocnymi pieśniami i radością, która sprawia, że płaczę, bez możliwości zrozumienia, jak możliwe jest tyle bólu i życie tak nim przepełnione. Tyle radości, którą dostrzegam w nich z mojej wizyty, szczególnie ze względu na moją obecność w dniach tak wielkiej niepewności… i tyle mojej radości z powodu ich wdzięczności. Podczas opowiadania matce płyną łzy. Podobnie siostrom.
Pyta mnie jedna z nich, jakie słowo zostawię im w tym momencie. Mówię im, że najważniejsze „TAK” wypowiada się w tu i teraz i w miejscu w jakim się znajdujemy, jakie by ono nie było. Że Jan od Krzyża i Teresą od Jezusa przeżywali najbardziej duchowo płodny czas swojego życia w momentach najbardziej opresyjnych i trudnych, w ekstremalnej słabości. Że zanim dotrą do ziemi obiecanej, którą Bóg chce im ofiarować, to już ten moment w którym się znajdują jest uprzywilejowanym czasem przymierza i pełni. Przyszliśmy do Karmelu aby kroczyć przez życie. I nigdy sobie nie odkryjemy w pełni dokąd Pan nas zaprowadzi, jednak wiemy że gdzie byśmy nie szli On będzie naszym pokojem i naszą nieskończoną pociechą. Karmel rodzi się na nowo w godzinach największego ubóstwa.
Pojawia się przewodnicząca Federacji, która stała się matką dla sióstr, przygotowując dla nich wszystko… także przełożona Sióstr świętego Józefa, która przyjęła mniszki w tym miejscu, w którym miały miejsce przygotowane na przyjęcie rodzin uciekających z Ukrainy. Opatrzność Boża! Rozmawiamy o niektórych szczegółach i przede wszystkim wymieniamy uściski tak szczere, tak konieczne w tej godzinie chłodu niepewności. Mniszki ofiarowały mi niezwykłą ikonę Matki Bożej ukraińskiej, którą mam teraz przy moim łóżku. Żegnamy się błogosławieństwem – Błogosławię je ale też czuję się pobłogosławiony przez nie. Żegnają nas na ulicy grając na gitarze i tamburynie, tak pełne radości, że aż chciałoby się zostać. Cały Karmel rozradował się tą komunią i braterstwem. I cała Ukraina jest pewna, że Karmel trwa na modlitwie bez wytchnienia i spoczynku, aż zostanie osiągnięty pokój.
Przed wyjazdem z Częstochowy zatrzymujemy się na moment u Mniszek z tego miasta, które oczekują z wielkim entuzjazmem na błogosławieństwo Kościoła. Błyskawiczna i bardzo radosna wizyta. Kończy się moja podróż po ziemiach Ukrainy i Polski. Nigdy nie zapomnę tego, co przeżyłem. Otwarła się wewnątrz mnie rana i pragnę by ona się nie zagoiła. Wiele kosztuje mnie przetrawienie tego, co zobaczyłem i bezradność odbiera mi słowa.
Odważyłem się przejść to doświadczenie bez strachu przed słuchaniem, patrzeniem, odczuwaniem, płaczem, ... i pozwoliłem się objąć przez tych, których zamierzałem pocieszyć. Obejmowałem braci, którzy wydają się silni i pocieszają wielu… ale muszą być pocieszani i podtrzymywani i pozwoliłem im podziękować mi. Błogosławiłem młodą żołnierkę, która poprosiła mnie o modlitwę za nią przed wyjazdem na front. Rozbroił mnie także uśmiech młodej kobiety, która straciła wszystko, co miała w swoim domu w Mariupolu.
Dziękuję za wasze towarzyszenie mi na tej strasznej drodze do centrum wojny. Wszyscy jesteśmy na wojnie. I potrzebujemy być zjednoczeni. Musisz być przygotowany z bronią światła, aby nikt nie odebrał ci uśmiechu i nadziei - to największy skarb, jaki przywiozłem z Ukrainy. Nie są zmasakrowanymi biedakami, są ludźmi, którzy powstaną ze swoich popiołów, ponieważ mają wiarę, a ich rana budzi nas wszystkich do życia i powstania. Dziękuję za modlitwę. Moje ostatnie słowo jest słowem wdzięczności dla prostych ludzi, braci, mniszek i sióstr, za uśmiech dzieci i pocałunek babci ściskających moje ręce i całujących je. Moja wdzięczność dla was wszystkich. Wiedzcie, że będziemy po waszej stronie, co by się nie wydarzyło. I zwycięży dobro nad złem i okrucieństwem. Obiecuję to wam.
Niech Bóg błogosławi nas wszystkich. "Pokój tobie, Ja jestem. Nie bójcie się" - mówi Jezus, "jestem z wami każdego dnia aż do końca".