Duchowa droga karmelitanki z Dijon

Przylgnięcie do Boga



Doskonałe i oczyszczające wyjście z siebie umożliwia Elżbiecie jakościowo nowe przylgnięcie do Boga prostym i pełnym miłości ruchem, którym jest wiara. Doświadcza na sobie prawdziwości słów św. Jana od Krzyża, którego dobrze znała, że wiara jest jedynym, najodpowiedniejszym środkiem do zjednoczenia z Bogiem. Jest to wiara, nie opierająca się na uczuciach lecz na obietnicach Bożych i Bożej miłości, zawartych w Jego Słowie. Jest to wiara osoby, która – wedle słów Świętej – “nie zatrzymuje się już na wewnętrznych smakach i uczuciach, nie ma dla niej znaczenia, czy odczuwa Boga, czy Go nie odczuwa, czy Bóg obdarza ją radością czy cierpieniem. Ona wierzy w Jego miłość. Im bardziej jest doświadczana, tym bardziej wiara jej wzrasta, ponieważ potrafi ona wznieść się ponad wszelkie przeszkody i spocząć na łonie nieskończonej miłości, która może jedynie się udzielać”. Widzimy jednocześnie jak wiara Elżbiety ściśle związana jest z pozostałymi cnotami teologalnymi, tzn. miłością, a także nadzieją: jest to wiara, która z nadzieją potrafi wznieść się ponad wszystko, by z miłością spocząć w Tym, który sam jest Miłością. Cnoty teologalne tworzą więc jedną rzeczywistość, w której i poprzez którą dokonuje się zjednoczenie z Bogiem.

“Prosty, pełen miłości ruch” wiary

Wielkim odkryciem we właściwym ułożeniu fundamentów wiary stają się dla bł. Elżbiety listy św. Pawła, a zwłaszcza fragmenty mówiące o odwiecznym powołaniu człowieka przez miłującego Boga do zjednoczenia z Nim. Tam też nasza Święta odnajduje swoje “nowe imię” (Laudem Gloriae), w którym odkrywa istotę swego powołania i swej misji.

Wiara staje się światłem podczas nocy ciemnej, które jeszcze bardziej rozbłyska po jej przejściu. Jest to wiara miłująca i pełna nadziei, oparta na Słowie Bożym, dana w Chrystusie, zawierająca w sobie rzeczywistość transcendentną, a więc przekraczająca wszelkie światło ludzkiego poznania i odczuwania. Nasza karmelitanka lubi powtarzać, że wiara jest niebem w ciemnościach, że Bóg udziela się nam nie inaczej jak w wierze i ona właśnie daje nam udział w świecie niewidzialnym. Wiara ta staje się dla niej źródłem radości i miłości ku Bogu. “Jaką radością – pisze do swej matki – jest wierzyć, iż Bóg kocha nas tak bardzo, że w nas zamieszkał, czyniąc się towarzyszem naszego wygnania, zaufanym i przyjacielem w każdej chwili”, czy w innym liście: “Wydaje mi się, że znalazłam moje niebo na ziemi, ponieważ niebem jest Bóg, a Bóg jest w mojej duszy. W dniu, w którym to zrozumiałam, wszystko się we mnie rozjaśniło”.

Obok wiary ważną rolę w oczyszczeniu ludzkiego serca oraz otwarciu go na pełnię i bogactwo, jakim jest sam Bóg, pełni cnota nadziei. Bóg jest Tym, który udzielając się w wierze, w nadziei nasyca serce człowieka. Okrzykiem wiary, ale i nadziei jest wyznanie bł. Elżbiety zawarte w jednym z listów: “czy nie wydaje się pani, że jest pięknym myśleć, iż “posiadamy tu na ziemi Boga tak, jak posiadają Go błogosławieni w niebie, że możemy nie opuszczać Go nigdy i nigdy nie odłączyć się od Niego”. “Nosimy nasze niebo w sobie, ponieważ Ten, który nasyca uwielbionych w świetle wizji uszczęśliwiającej, nam daje się w wierzei w tajemnicy”.

Dopełnieniem wiary i nadziei jest miłość, która w życiu Elżbiety sytuuje się w centrum jej relacji z Bogiem, i która zwłaszcza po oczyszczeniach nocy ciemnej wybucha nowym płomieniem. Poznanie Bożej miłości staje się jej jedynym pragnieniem. Na dwa lata przed swą śmiercią pisze do kanonika Angles: “nie proszę Boga o nic innego, tylko o to, bym pojęła tę wiedzę miłości, o której mówi św. Paweł i której głębię moje serce chciałoby przeniknąć”. Zwłaszcza w ostatnich miesiącach życia Elżbiety miłość ta, oczyszczona w doświadczeniach nocy i umocniona przez cierpienie, jest świadomie przeżywana jako miłość czerpana od Chrystusa “ukrzyżowanego z miłości”, i która do Niego pragnie się we wszystkim upodobnić. Wyniszczająca choroba, która doprowadzi ją do śmierci, przeżywana jest jako miłosne utożsamienie się z Chrystusem, do tego stopnia, że Siostra Elżbieta wprost prosi Jezusa – i ten wątek jest dla niej charakterystyczny: “abym była dla Niego [Chrystusa] jakby nowym człowieczeństwem, w którym mógłby ponawiać wszystkie swoje tajemnice”.

Klimat wewnętrznego milczenia

Klimatem, w którym – według przytoczonego na początku wyznania bł. Elżbiety – ma się dokonywać owo wychodzenie z siebie i teologalne przylgnięcie do Boga, aż po przeobrażające zjednoczenie z Nim ma być klimat «wielkiego milczenia wewnętrznego». Dokładnie tak było również w jej drodze duchowej. Ze względu na tę cechę nazywa się ją często “milczącą Świętą”. Aby pozostać jak najbardziej wrażliwą na natchnienia Ducha Świętego i zachować w duszy udzielane jej łaski Elżbieta, jak wszyscy wielcy mistycy, dowartościowuje i wybiera milczenie i samotność, charakterystyczne zresztą dla życia karmelitańskiego. Milczenie to, jako karmelitanka, przeżywa również w jego zewnętrznej formie, niemniej jednak zdaje sobie sprawę z tego, że milczenie zewnętrzne ma pomóc w osiągnięciu wewnętrznego milczenia zmysłów, uczuć i władz duchowych swej duszy, by mogły być całkowicie skupione na Bogu. Milczenie wewnętrzne władz duszy staje się ważnym środkiem i swoistym klimatem, w którym się rozwija i dokonuje zjednoczenie z Bogiem. Wartość milczenia wewnętrznego Elżbieta Catez odkrywa i zaczyna praktykować jeszcze w życiu świeckim, co oczywiście pogłębia się potem w Karmelu. W czasie ostatnich swych rekolekcji pisze: “Reguła moja powiada: «w milczeniu… leży wasza siła». Skupić moc swoją w Panu to znaczy przez milczenie wewnętrzne sprowadzić do jedności wszystkie władze mej istoty, zebrać wszystkie, by je zająć jedynie miłością”. W tym wewnętrznym milczeniu i samotności duszy dokonuje się dzieło zjednoczenia z Bogiem i w tym klimacie jest ono przeżywane. Stąd też Elżbieta z naciskiem zwraca uwagę również na ten aspekt swej duchowej drogi.

Przylgnięcie zrealizowane: “przemiana w Boga”

Utożsamienie się z Jezusem poprzez miłość oczyszczoną i umocnioną w bolesnych doświadczeniach nocy ciemnej oraz cierpieniu fizycznym wyniszczającej choroby przybierze najgłębszą możliwą na ziemi formę przeobrażającego zjednoczenia Bogiem, o którym bł. Elżbieta czytała u swego mistrza – św. Jana od Krzyża; zjednoczenia, którego gorąco pragnęła i które rzeczywiście stało się jej udziałem. Stało się to jednak nie bezpośrednio po bolesnych oczyszczeniach wewnętrznych w okresie nowicjatu, ponieważ jeszcze w jej znanej modlitwie do Trójcy Świętej, napisanej 21 listopada 1904 roku, a więc na prawie dwa lata przed śmiercią, zwraca się do Boga słowami: “pomóż mi zapomnieć o sobie samej”, co wskazuje na to, że to jej “wyjście z siebie” jeszcze nie dokonało się w pełni. Ostatnie szlify tego dzieła Bóg dokona w tych ostatnich dwóch latach jej życia, w czym istotną rolę odegra fizyczne cierpienie choroby, która doprowadzi do jej śmierci. Pięknym wyrazem przemiany, która doprowadziła bł. Elżbietę do pełnego zjednoczenia z Bogiem są jej listy z tego okresu oraz zapiski z ostatnich rekolekcji, które podczas choroby odprawiła na trzy miesiące przed swą śmiercią. Zauważamy tam charakterystyczne dla tego stanu elementy. Jednym z nich jest głębokie doświadczenie komunii z poszczególnymi osobami Trójcy Świętej: “Matko – pisze do przeoryszy – odczuwam obecność swoich «Trzech» tak blisko siebie, iż przygniata mnie bardziej nadmiar szczęścia niż bólu” – bólu, związanego z przeżywaną chorobą. Żyje w świadomości całkowitego oddania się Bogu oraz całkowitego oddania się Boga jej. W tym czasie pomimo ogromu cierpienia cieszy się niezmąconą harmonią i pokojem wewnętrznym, otoczenie nie zauważa w niej nawet najmniejszego śladu niedoskonałości.

Mamy podstawy, by przypuszczać, iż jej śmierć była tego rodzaju, jak opisuje to św. Jan od Krzyża w Żywym Płomieniu Miłości o śmierci dusz zjednoczonych z Bogiem: “Naturalna śmierć osób, które przychodzą do tego stanu, chociaż jest podobna do innych przez swe działanie na naturę, to jednak co do swej przyczyny i sposobu, bywa zupełnie różna. Bo gdy inni umierają śmiercią spowodowaną przez chorobę lub wiek, to one, chociaż umierają w chorobie, czy po dopełnieniu się lat, jednak nie to odłącza ich dusze od ciała, lecz pewne uderzenie i spotkanie miłości o wiele większe niż poprzednio, potężniejsze i silniejsze, tak, iżby mogło zerwać zasłonę i unieść perłę duszy. Śmierć takich dusz jest więc bardzo łagodna i słodsza jeszcze, niż było ich życie duchowe w ciągu dni ziemskich, gdyż umierają pod wpływem wzniosłych uderzeń i błogich spotkań miłości. Są więc jak łabędzie, które najczulej śpiewają, gdy umierają”.

Rzeczywiście sama Elżbieta na dziesięć dni przed śmiercią, gdy nastąpiło gwałtowne pogorszenie jej stanu i myślała, że nadszedł chwila śmierci, słysząc bijące w południe w kościołach dzwony na “Anioł Pański” mówi do przeoryszy: “Matko, te dzwony zachwycają mnie. Głoszą odejście «Uwielbienia Chwały» – tak siebie nazywała – Przy dźwięku tych dzwonów umrę z radości“. Wreszcie, ostatnie zrozumiałe słowa jakie wypowiedziała umierając były: “Wchodzę w Światło, w Miłość, w Życie”. Tak więc śmierć Świętej i jej okoliczności również wydają się potwierdzać fakt osiągnięcia pełnego zjednoczenia z Bogiem, które stanowiło ukoronowanie jej drogi duchowej.